✔ Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności. ROZUMIEM
Sędzia: Jarosław Przybył Widzów: 24086 Pełen raport
Kopacze, gdzie są wyniki?!
Jeszcze nie tak dawno po meczach nie brakowało wspólnych śpiewów z piłkarzami, wspierania nawet kiedy nie szło, a hasło "Czy wygrywasz, czy nie..." było jak najbardziej aktualne. Co się w ostatnim czasie stało z zaangażowaniem piłkarzy wiedzą chyba tylko oni, ale w ciągu kilku tygodni piłkarze stali się grajkami i kopaczami. Ich postawa z ostatnich meczów nie będzie akceptowana przez fanatyków.
Kiedy wydawało się, że protest na meczu z Zagłębiem Lubin dał kopaczom nieco do myślenia i wezmą się za siebie, doceniając miejsce, w którym przyszło pobierać im grube, kilkudziesięciotysięczne apanaże, po raz kolejny zobaczyliśmy na murawie człapanie, grę bez ambicji i jakiegokolwiek zaangażowania... Można z całą pewnością powiedzieć, że spora część tej drużyny nie zasługuje na grę z eLką na piersi, tyle że obecnie - przynajmniej do grudnia - na większe zmiany kadrowe się nie zanosi.
Po przerwie na mecze reprezentacji do czego zdążyliśmy przyzwyczaić się w ostatnich latach, regularnie szykowaliśmy się do meczów w europucharach. Zamiast jednak planować podróż po Europie, mogliśmy jedynie pojeździć sobie palcem po mapie, a na wyjazd ruszyć jedynie do Wrocławia.
Na Dolny Śląsk pojechaliśmy pociągiem specjalnym. Fani z Łazienkowskiej już 9 godzin przed meczem zebrali się na dworcu Zachodnim, skąd miał odjechać "specjal" w kierunku Dolnego Śląska. Już na wstępie okazało się, że przyjdzie nam poczekać dłuższy czas na rozpoczęcie podróży. Dwugodzinne opóźnienie było na rękę właścicielom dworcowych barów, gdzie spędzano czas przed odjazdem. W końcu około 11:30 pociąg ruszył i po niespełna pięciu godzinach jazdy dotarł do Wrocławia. Ze stacji Wrocław Stadion w ciągu kilku minut dotarliśmy pod bramy, gdzie też bez większych problemów weszliśmy na obiekt.
Było nas 1024, o ponad 200 osób mniej niż podczas zeszłorocznej wizyty na tym stadionie. W sektorze gości wywiesiliśmy osiem flag (Warriors, Jesteśmy Waszą Stolicą, Legia Warszawa, Tradycja Pokoleń, Legia Warszawa, Legia, UZL, Capital City). Jeśli zaś chodzi o frekwencję gospodarzy, ta była nieco lepsza niż przed rokiem i... rekordowa biorąc pod uwagę poprzednie mecze wrocławian (od 9 tys. do 13,4 tys.). "Przyszliście chamy, dlatego że my tu gramy" - skandowali legioniści pod adresem miejscowych. Jeszcze 10 minut przed meczem trybuny wrocławskiego stadionu były niemal puste, ale wiele osób jak się później okazało, dotarła na ostatnią chwilę.
Mecz poprzedziła minuta ciszy ku pamięci zmarłego niedawno Adama Wójcika, koszykarza Śląska i reprezentacji Polski. Od pierwszej minuty ruszyliśmy z dopingiem, który miał przebłyski, ale z pewnością z perspektywy 90 minut, nie należał do najbardziej okazałych w naszym wykonaniu. Nie mogło oczywiście zabraknąć wymiany uprzejmości. Ta nie była co prawda tak intensywna jak przy okazji wyjazdu do Płocka, ale mimo wszystko co nieco sobie "powrzucaliśmy".
Gospodarze od pierwszej minuty szykowali się do zaprezentowania przygotowanej oprawy. Z odpowiednim wyprzedzeniem na dole młyna wywieszony został malowany transparent "Dumnej historii", a po kilkunastu minutach uzupełniła go rozwinięta nad nim sektorówka z herbem WKS-u oraz hasłem "70 lat". Później w młynie Śląska zapłonęły 74 race, a kiedy te dogasały, odpalone zostały stroboskopy. Przez większość pierwszej części meczu, młyn Śląska znajdował się pod sektorówką.
My w tym czasie mieliśmy okazję do radości, po tym jak nasze grajki zdołały przeprowadzić jedną z niewielu akcji zakończoną strzałem. Niestety później kopacze wrócili do defensywy i snucia się po murawie. Efektem braku zaangażowania były stracone w drugiej połowie dwie bramki, których strzelcem był Robak. Ich strzelec usłyszał kilka "ch...jów" pod swoim adresem zarówno zaraz po ich zdobyciu, jak również po zakończeniu meczu.
Po straconych bramkach z naszego sektora niosło się "Nie poddawaj się, ukochana ma...". Niestety na niewiele się to zdało - legioniści nie stworzyli zagrożenia pod bramką rywali, a miejscowi mieli kolejne szanse na powiększenie prowadzenia. Przez ostatnich kilkanaście minut nasza grupa dopingowała bez koszulek.
Po końcowym gwizdku zawodnicy trochę niemrawo zmierzali w naszą stronę, jakby podejrzewając czego mogą spodziewać się z naszej strony. Reakcja i tak była delikatna - usłyszeli jedynie okrzyki "Kopacze, gdzie są wyniki?!" oraz "Legia grać, k... mać!". I w sumie nie do końca o same wyniki nam chodzi, bo gdyby widać było pełne zaangażowanie z ich strony przez 90 minut, nie byłoby i naszej frustracji. Kiedy jednak kolejny raz przepłacane gwiazdeczki przechodzą koło meczu, nie może być na to przyzwolenia.
Po meczu przez ponad godzinę czekaliśmy na opuszczenie sektora, po czym szybko przemaszerowaliśmy w stronę stacji kolejowej. Pakowanie do pociągu było wyjątkowo ekspresowe i tym razem przed planowanym czasem ruszyliśmy do Warszawy, gdzie zameldowaliśmy się o 2:30. Przed nami mecz z Cracovią przy Ł3, na który nie wybierają się kibice gości, którzy zapowiedzieli bojkot związany z niewpuszczaniem na sektor gości ich przyjaciółek z Konwiktorskiej.