✔ Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności. ROZUMIEM
Zakaz na wyjazdowy mecz z Koroną mieliśmy już od jakiegoś czasu. Po konkretnym pokazie pirotechnicznym na meczu z Górnikiem Komisja Ligi dołożyła nam jeszcze dłuższą przerwę wyjazdową - do końca sezonu zasadniczego, czyli do początku kwietnia. Dzięki uprzejmości koroniarzy, już tydzień po meczu z Górnikiem utarliśmy nosa działaczom KL oraz Bońkowi, któremu marzy się januszowa atmosfera z meczów kadry.
Do Kielc podróżowaliśmy samochodami, a na parkingu przy sektorze gości stawiliśmy się ze sporym zapasem czasowym. Wpuszczanie na stadion kieleckiego klubu jeszcze nigdy nie było tak sprawne. Cała nasza grupa była na sektorze na ponad godzinę przed rozpoczęciem spotkania. W klatce wywieszonych zostało pięć flag oraz transparent "Śmiechu - nie poddawaj się. Wracaj do zdrowia!".
Kielczanie odpowiednio zmobilizowali się na mecz z Legią i w przedsprzedaży wykupili wszystkie wejściówki. Można dodać jedynie, że te do najdroższych nie należały i kosztowały od 14 do 20 złotych. Koroniarze zapowiadali oprawę meczu, ale ta zaprezentowana w sobotni wieczór do TOP 10 obecnego sezonu raczej nie będzie zaliczana. Kielczanie podnieśli żółte i czerwone kartki formatu A4, które na trzech trybunach utworzyły barwy klubu. Można się tylko zastanawiać, jaki sens ma prezentacja, która i kilkanaście lat temu, uznana by była za słabą, ale to już nie nasza sprawa.
Jeśli ktoś podejrzewał, że ze względu na wejście przyjezdnych dzięki pomocy miejscowych sprawi, że spotkanie toczyć się będzie bez wzajemnych uprzejmości, musiał się zdziwić już na wstępie. Korona jeszcze przed pierwszym gwizdkiem zarzuciła bluzgi pod naszym adresem, a niedługo trzeba było czekać także na odpowiedź z naszej strony. Młyn Korony wyglądał tego dnia konkretnie nabity, a prawie cała grupa prowadząca doping ścisnęła się na górnej kondygnacji. Nieco gorzej było pod względem dopingu miejscowych - ten wydawał się mocno poniżej możliwości. Pozostałe trybuny podrywały się do śpiewów właściwie tylko kilka razy w trakcie spotkania - po raz pierwszy po golu wyrównującym, pod koniec pierwszej części spotkania.
Jeszcze na rozgrzewce powitaliśmy piłkarzy okrzykiem "Ch... z zakazami, hej Legio jesteśmy z Wami". Obie ekipy w trakcie meczu skandowały ponadto "Piłka nożna dla kibiców", a z haseł, w których byliśmy zgodni, wymienić można również bluzgi pod adresem PZPN oraz policji. Z naszej strony niosło się także "Hej Boniek ch... ci na imię". Rudzielec bynajmniej nie może liczyć na naszą sympatię, szczególnie po ostatnich, głupich wypowiedziach odnoszących się do opraw, pirotechniki i walkowerów za 5-minutowe przerwy w grze.
Od samego początku spotkania nasz doping stał na bardzo dobrym poziomie i właściwie przez cały mecz trzymaliśmy równy poziom. Można powiedzieć, że już dawno na wyjeździe nie pokazaliśmy się z tak dobrej strony, co w sobotę w Kielcach. Szybko mieliśmy okazję cieszyć się z pierwszej bramki dla Legii, później można było przecierać oczy ze zdziwienia, bowiem nasi gracze prezentowali się naprawdę nadspodziewanie dobrze, tyle że dwa błędy w przeciągu kilkudziesięciu sekund sprawiły, że przebudzili się miejscowi.
Nie tracąc zapału, w drugiej połowie dopingowaliśmy jeszcze głośniej. Mieliśmy okazję cieszyć się z gola wyrównującego, ale ostatnie słowo należało tym razem do zawodników gospodarzy. "Nie poddawaj się, ukochana ma..." - niosło się przez ostatnich kilkanaście minut z naszego sektora. Niestety, trzeciej bramki dla Legii nie doczekaliśmy się. Jak się później okazało, zwycięski gol dla Korony padł ze spalonego i tym razem na nic się zdał system powtórek VAR. Chociaż jak wiadomo wyniki są na dalszym planie, ale arbitrom odpowiedzialnym za okradzenie Legii z co najmniej punktu - kij w oko.
Po końcowym gwizdku sędziego kielczanie urządzili coś na wzór fety mistrzowskiej. Do pełni szczęścia wystarczyło im jednak nie pierwsze miejsce na koniec rozgrywek, a zwykła wygrana z Legią. Cały stadion piał z zachwytu "Legła Warszawa", a fiesta zapewne trwa po dziś dzień, tyle że fundusze na świętowanie skończyły się dość szybko, bowiem poza wydatkiem 14 zł na bilet do młyna, Koroniarze byli zobligowani do wrzucenia całych dwóch złotych na działalność ruchu ultras.
Dzień później ponad 700 fanów Legii stawiło się w Radomiu na meczu Radomiak - Siarka, na którym oficjalnie przybita została zgoda pomiędzy naszymi ekipami. Od kilkunastu miesięcy fanów RKS-u i Legii łączył układ. Już we wtorek przy Ł3 rewanżowe spotkanie piłkarzy w 1/4 finału Pucharu Polski z Bytovią, na który wybiera się blisko 300-osobowa grupa z Bytowa.