Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
Warszawa - Środa, 18 kwietnia 2018, godz. 20:30
Puchar Polski - 1/2 finału
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa
  • 74' Kucharczyk
  • 90+7' Niezgoda
2 (0)
Herb Górnik Zabrze Górnik Zabrze
  • 56' Hlousek (sam.)
1 (0)

Sędzia: Bartosz Frankowski
Widzów: 16124
Pełen raport

Z piekła... na Narodowy

Po meczu w Zabrzu wydawało się, że Legia ma wystarczającą zaliczkę przed rewanżowym spotkaniem i w środowy wieczór na zbyt wiele emocji liczyć nie będziemy. Tymczasem piłkarze zaserwowali nam niesamowity dreszczowiec - na szczęście zakończony happy-endem. Gol strzelony w ostatniej minucie doliczonego czasu gry, smakuje wyjątkowo. Szczególnie, kiedy jeszcze kilkanaście minut wcześniej z finałem na Narodowym witali się zabrzanie. Oj, zapamiętamy ten wieczór na długo.



Jako, że awans do finału wydawał się nam wielce prawdopodobny, żeby nie powiedzieć pewny, przed spotkaniem Nieznani Sprawcy przeprowadzili zbiórkę na oprawy nadchodzących meczów, w tym właśnie finału Pucharu Polski. Frekwencja tego dnia była trochę lepsza niż na ostatnim meczu ligowym z Zagłębiem, ale nadal niezadowalająca. Co prawda klub podał, że uprawnionych do wstępu było ponad 23 tys. kibiców, ale co z tego, skoro kilka tysięcy z nich, na mecz nie wybrało się?

Zdecydowanie najlepiej prezentowała się Żyleta, która już przed meczem rozpoczęła swój koncert i nadawała ton przez blisko 100 minut spotkania. Generalnie przez zdecydowaną większość meczu doping był "pozytywny", ale zdarzały się momenty, kiedy głośniej pocisnęliśmy zabrzanom ("głównie "J... Górnik jak za dawnych lat"), sędziom ("Polscy sędziowie to..."), czy też wyrażaliśmy - ładnie to ujmijmy - stanowisko nie do końca usatysfakcjonowanych z poziomu gry naszych piłkarzy. Wtedy leciało "Legia grać, k... mać" - okrzyk wyjątkowo często goszczący w naszym repertuarze w obecnych rozgrywkach. Albo więc my wymagamy zbyt wiele, albo druga strona nie daje z siebie tyle ile powinna.

A trzeba powiedzieć, że tego dnia to zabrzanie jako pierwsi mieli powody do radości. Fani KSG do stolicy przyjechali autokarami. Po tym jak okazało się, że zainteresowanie wyjazdem na rewanżowy półfinał z Legią było mniejsze niż zakładali, odwołali zamówiony pociąg specjalny i zmienili środek transportu. Na miejsce dotarli z zapasem czasowym i cała ich grupa zajęła miejsca w klatce przed pierwszym gwizdkiem. Wywiesili w nim cztery flagi - "Będziemy z tobą aż do śmierci", "Ultras", "Ś.P. Pastor" i małe płótno kibiców niepełnosprawnych.

Po samobójczej bramce legionistów, która padła kilkanaście minut po przerwie, zabrzanie ruszyli głośniej z dopingiem, pozbywając się koszulek. Widać było, że uwierzyli w awans do finału PP. Najważniejsze, że nasi gracze od razu ostro ruszyli do przodu i w jednej z akcji uśmiechnęło się do nich szczęście. Bramkarz zabrzan zagrał piłkę ręką poza polem karnym, co widać było nawet z Żylety, ale zagrania nie widziała tylko jedna parówa, tzw. ekspert stacji transmitującej środowe spotkanie - były zawodnik klubu z Górnego Śląska, który opowiadał takie piłkarskie dyrdymały, z których śmiałyby się nawet przedszkolaki kopiące piłkę na osiedlowych boiskach.



Bramkarz Górnika miał problemy z dotarciem do szatni po otrzymaniu czerwonej kartki. Wystraszonego gracza pozdrawiała Żyleta, dodając mu otuchy okrzykami "Wypier...j" oraz "Hej Loska ch... ci na imię". Nie musieliśmy długo czekać, a rzut wolny zza pola karnego wykorzystał Kucharczyk i po chwili cały stadion eksplodował, a fani zaczęli skandować "Kuchy King". Wyrównujący gol sprawił, że fani Górnika znów założyli koszulki, a z nagimi torsami zaczęli dopingować legioniści.

Do samego końca jechaliśmy z całych sił ze wsparciem dla legionistów, licząc że uda się zapewnić awans bez konieczności grania dogrywki. I kiedy niektórzy już zwątpili w powodzenie, w jednej z ostatnich akcji meczu Niezgoda trafił głową do siatki. Takiego szału radości nie było na naszym stadionie naprawdę dawno. Jeśli po wyrównującym golu była euforia, to trudno znaleźć słowa do opisania stanu, w jakim znalazło się kilkanaście tysięcy fanatyków po tym trafieniu. Kilkadziesiąt sekund później sędzia gwizdnął po raz ostatni i mogliśmy już zupełnie spokojnie odśpiewać "Puchar jest nasz...". Wiadomo więc, że tegoroczną majówkę spędzimy na Stadionie Narodowym. I tak należy planować drugiego maja każdego roku - z urzędu tego dnia, Legia grać musi w finale, a naszym obowiązkiem jest wspierać nasz ukochany klub.

Zanim jednak to nastąpi, w niedzielę przyjedzie nam jechać do Krakowa na wyjazdowy mecz z Wisłą, a następnie przy Łazienkowskiej podejmować będziemy Koronę. Na tym meczu przeprowadzona zostanie główna zbiórka pieniędzy na oprawę finału Pucharu Polski, w którym zmierzymy się z Arką. Chyba nikogo nie trzeba zachęcać do konkretnego sypnięcia groszem.

Frekwencja: 16 124
Kibiców gości: 340
Flagi gości: 4

Autor: Bodziach