✔ Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności. ROZUMIEM
Sezon 2017/18 wchodzi w fazę kulminacyjną. Mieliśmy już tyle wahań nastrojów, że można by nimi obdzielić kilka rozgrywek ligowych. Jednak ostatnie spotkania napawają optymizmem i wygląda na to, że znów "wiara jest w narodzie". To przekłada się także na lepszą atmosferę na trybunach.
Na meczu z Koroną ponownie świetnie bawiliśmy się przy pieśni "Mistrzem Polski jest, ukochana ma...", a na koniec zrobiliśmy rozgrzewkę przed finałem PP, śpiewając wraz z całym stadionem pieśń, którą wykonywaliśmy ostatnio w Gdyni, zaczynającą się od pytania - "Co to jest za drużyna, co śledziem j... tak?!".
Frekwencja na piątkowym meczu nadal nie należała do najwyższych. Właściwie to trudno znaleźć wytłumaczenie dla słabszego ostatnio zainteresowania meczami. Tym bardziej, że klub postanowił obniżyć ceny wejściówek na pojedyncze spotkania w rundzie finałowej, ze względu na mniej "markowych" przeciwników. Mimo to, przy Ł3 pojawiło się niecałe 17 tys. widzów. Sporo lepiej niż na meczu z Zagłębiem, ale nadal za mało. Tym bardziej, jeśli weźmiemy dla przykładu olbrzymie zainteresowanie biletami na środowy finał PP na Narodowym.
Koroniarze do Warszawy przyjechali autokarami. Sami mobilizowali się do wyjazdu dla "najwierniejszych z wiernych". Prawdą jest, że gdyby ich klub awansował do finału Pucharu Polski, a był od tego o krok, to do stolicy ciągnęłyby tysiące kielczan. Takich, którzy są z klubem nie tylko od wielkiego dzwonu jest jednak znacznie mniej, o czym najlepiej świadczy liczba przyjezdnych (200). Zresztą bardzo zbliżona do tej, w jakiej stawiali się na naszym stadionie podczas swoich ostatnich wyjazdów. Fani Korony na stadion weszli lekko spóźnieni - pierwsze osoby dotarły na trybuny w 10. minucie, a doping rozpoczęli dopiero pod koniec pierwszej połowy. W sektorze gości Koroniarze wywiesili dwie flagi - "Scyzory na szlaku" oraz "Małpa" i transparent "Walcz Tomek!!!".
Na Żylecie wywieszony został sporych rozmiarów transparent "#SaveAlfieEvans Alfie walcz, jesteśmy z Tobą!", dotyczący małego chłopca, któremu brytyjski sąd odebrał nadzieję na życie. Jego historia poruszyła nie tylko Brytyjczyków, ale ludzi na całym świecie, którzy okazywali dwulatkowi wsparcie. Przed meczem okrzykami "Cześć i chwała Bohaterom", powitaliśmy na trybunach żołnierza AK. Wśród legijnego oflagowania pojawiło się płótno fan klubu z Nowego Jorku, które debiutowało przy okazji zimowych sparingów Legii w USA. Flaga "New York" w barwach naszego klubu, posiada herb Legii, a także Statuę Wolności, jak również hasło "Mam tak samo jak Ty... miasto moje, a w nim".
Doping rozpoczęliśmy od naprawdę głośnego i długiego "Ceeeeeeee". W trakcie spotkania próbowaliśmy rozkręcić także pozostałe trybuny, śpiewając pieśni na dwie strony, w tym oczywiście "Legia, Legia, Legia" (na zmianę raz Żyleta, raz reszta stadionu), machając szalikami nad głowami. Od początku nasz doping był niezły, ale na dobre rozkręciliśmy się dopiero w drugiej połowie. Jako, że sędzia nie uznał pierwszej bramki dla Legii, a później podejmował decyzje niekorzystne dla Legii, nie mogło zabraknąć odpowiednich pozdrowień dla jegomościa z gwizdkiem. Oprócz tradycyjnych wiązanek "J... sędziego i całą rodzinę jego", "Sędzia weź sznur...", pojawiła się "sędziowska" nowość w postaci okrzyku "Sędzia ślepy ch..., sialalalala" oraz dialogu "Sędzia! Co? Ślepy ch...u".
W drugiej połowie już na samym początku Legia strzeliła w końcu bramkę, którą sędziowie uznać musieli. Była więc radość, a po chwili pytanie o strzelca, liczbę bramek naszej drużyny i tradycyjna odpowiedź jeśli chodzi o zdobycz przyjezdnych. Druga bramka strzelona niespełna kwadrans później, jeszcze bardziej ucieszyła towarzystwo zebrane na trybunach i konkretnie ryknęliśmy - jak ostatnio w Krakowie - "Mistrzem Polski jest, ukochana ma, mistrzem Polski jest, Legia Warszawa". Zabawa była świetna, podobnie zresztą jak nasze humory. Fani pozdrawiali również Arka Malarza, który w bramce dokonywał cudów, a także "Kuchego Kinga", który wszedł na boisko w drugiej połowie.
Po trzecim golu do naszego repertuaru doszła pieśń "Wyginam śmiało ciało, trzy zero - mało" oraz "Trójka do zera, trafiła Legia frajera". Później zaś, rozpoczęliśmy rozgrzewkę przed finałem Pucharu Polski, który już w środę. Ci, którzy byli przed miesiącem w Gdyni, znali, a pozostali podłapali dość szybko: "Co to jest za drużyna, co śledziem j...e tak? J... k... świnia - Arka Gdynia. I nie ma drugiej takiej, co śledziem j...e tak, jeb...na k... świnia, Arka Gdynia". Pieśń niosła się przez dobrych kilkanaście minut, także po końcowym gwizdku.
Miejmy nadzieję, że także w środę przy okazji finału z Arką, będziemy dobrze się bawić. Informacje o zbiórce i przemarszu na stadion Narodowy, podamy niebawem. Później zaś czeka nas wyjazd do Białegostoku, a najbliższy mecz przy Łazienkowskiej w środę, 9 maja o godzinie 18:00 z Wisłą Płock.
P.S. Na Żylecie zawisły transparenty "Kempas Śród. Płd. Wracaj do zdrowia", "Broda WF - PDW" oraz "Rudy, Zębal - PDW. Czekamy Bracia, Bródno".