Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Poniedziałek, 3 listopada 2008 r. godz. 19:03

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Współpraca ze stowarzyszeniem jest niemożliwa

Leszek Miklas, źródło: Polska the Times

Ma Pan znajomości w Komisji Ligi? Wszyscy w Krakowie są przekonani, że przed meczem z Wisłą załatwiliście, by nie grał Boguski.
Leszek Miklas: Ja raczej mam uwagi do pracy komisji. Ostatnio zgłaszałem uwagi odnośnie do kar za odpalanie rac na stadionach. Co do Boguskiego, to nie znałem nawet sprawy. Gdy okazało się, że został zawieszony, zadzwoniłem nawet do dyrektora Trzeciaka i zapytałem, czy brak Boguskiego to wielki problem dla Wisły, bo przyznam, że nie śledziłem dokładnie składu Wisły w ostatnich meczach i nie wiedziałem, czy był przed meczem z nami podstawowym graczem tego zespołu. Byłem mocno zdziwiony reakcją Wisły, bo my nigdy nie próbowaliśmy ani nie zamierzamy wpływać na losy meczów w taki sposób. Wręcz przeciwnie. Chcemy, żeby rywale grali przeciwko nam w najsilniejszych składach, bo wówczas możemy mieć większą satysfakcję ze zwycięstwa. Mecze gra się po to, żeby stworzyć jak najlepsze widowisko dla kibiców, a nie zapisać na koncie trzy punkty.

Wspomniał Pan o kibicach. Powraca temat wojny z klubem.
- Bardzo proszę, żeby nie używać określenia "wojna", bo to tylko protest niewielkiej grupy ludzi.

To wracając do protestu. Czy zachowanie fanów podczas spotkania z Wisłą, kiedy trybuny były podzielone, daje nadzieję, że opozycja ginie?
- Ten przykład pokazuje, że aprobata dla działań SKLW jest znikoma, mimo iż niektórzy próbują ją wymusić fizycznie. Protest spowodował, że część normalnych kibiców odpłynęła z trybun. Teraz czekają, aż na stadion powróci normalność. W czasie spotkań, na których frekwencja jest mniejsza, grupa protestujących łatwiej dochodzi do głosu. Kiedy stadion jest pełny, dochodzi do tego, że kibice neutralni dają wyraz dezaprobacie dla chamstwa.

Nie boi się Pan, że walka z tymi ludźmi, z zachowaniem proporcji, przypominać będzie walkę z terroryzmem. Weźmy akcję z tortem, który wylądował na Panu.
- Mam nadzieję, że ci, którzy nas nienawidzą, w końcu dadzą sobie z tym spokój i zajmą się czymś innym. Jeśli nie, jeśli będą w jakikolwiek sposób łamać stadionowy regulamin, to podziękujemy im za przychodzenie na stadion, anulując karty kibica za niegodne kibica Legii zachowania. Może trzeba dać im czas na przemyślenia?

Myśli Pan, że sprawę konfliktu rozwiąże nowy stadion?
- Tak. Jeśli stadion będzie mógł pomieścić 30 tys. widzów, to przyjdą na niego nowi fani, którzy z różnych powodów do tej pory kibicowali Legii na odległość. Wówczas grupa osób przeciwnych klubowi będzie musiała albo dostosować się do warunków, jakie spotka, albo opuści stadion.

Bez szalikowców może nie być atmosfery na trybunach.
- Nie podchodźmy do tego w ten sposób, że na stadionie albo będą szalikowcy, albo będzie pustka. Dla piłkarzy i większości kibiców ważne jest nie tylko to, czy jest zorganizowany doping. Dla nich liczą się też oklaski po dobrej akcji, czy doping na trybunach jest kulturalny. A jeśli do tego od czasu do czasu pojawi się okrzyk "Legia, Legia", to też stadion będzie funkcjonował i żył, tak jak dzieje się to w Anglii czy Hiszpanii.

Teraz na meczach Legii bywa średnio 3-4 tys. widzów. Ile czasu zajmie zapełnienie trybun nowego obiektu nie tylko na meczach z Wisłą?
- Jest to kwestia ok. 16 miesięcy do otwarcia 27 tys. miejsc na zmodernizowanym obiekcie. Liczymy, że frekwencja będzie oscylowała w granicach 70-80 proc. pojemności stadionu.

Ostatnią próbę mediacji między klubem i kibicami podjęły tzw. trzy dziesiątki, czyli Dariusz Dziekanowski, Roman Kosecki i Cezary Kucharski. Dlaczego nic nie wyszło z porozumienia i tym razem?
- Mam wrażenie, że pewnym ludziom z SKLW na żadnym porozumieniu nie zależy. Zanim ostatecznie odpowiedzieliśmy tzw. dziesiątkom, wystąpiliśmy z pokojową ofertą absolutnie możliwą do przyjęcia przez SKLW. Niestety, została odrzucona. W odpowiedzi usłyszeliśmy na meczu z Wisłą kolejną porcję bluzgów. Ujawnił się wyraźny podział wśród kibiców i podział w samym SKLW. Są tam ludzie, którzy chcą współpracować z klubem, ale z uwagi na to, że gdzieś z tyłu są ci właściwi decydenci właściwie żywiący się tym konfliktem, bez którego nic by nie znaczyli, współpraca ze stowarzyszeniem jest niemożliwa. Ja do każdej grupy mediatorów podchodziłem optymistycznie. Wydawało mi się, że ze względu na uczestników mediacji, stowarzyszenie będzie inaczej traktowało te rozmowy. Tymczasem w trakcie ich trwania SKLW podczas każdego meczu wyzywało inwestora Legii. Potem zostałem uderzony tortem. I nie był to wybryk sfrustrowanego osobnika, ale zorganizowana akcja.

Porozmawiajmy o piłkarzach. Niedawno na sposób traktowania przez klub narzekał Aleksandar Vuković. Ostatnio wyżalił się Edson, który stwierdził, że czuje się jak zużyty plastikowy kubek, bo zaproponowaliście mu przedłużenie kontraktu, ale jeśli zgodzi się na obniżkę zarobków o 40 proc.
- Zazwyczaj nie dyskutuję z piłkarzami na łamach prasy, ale ze względu na to, że pozwolił sobie na to zawodnik, to odpowiem. Edson jest najlepiej zarabiającym piłkarzem Legii. Zaproponowaliśmy mu te same zarobki, ale pod warunkiem, że będzie grał tyle, ile podstawowy zawodnik Legii. Połowę kwoty jesteśmy w stanie mu zagwarantować, ale tę drugą musi wypracować na boisku. Niestety zazwyczaj jest tak, że zawodnicy narzekają na klub, kiedy nie spełnia ich oczekiwań, nie patrząc obiektywnie na siebie. Naszą intencją jest porozumienie, ale nie za wszelką cenę. Palenie za sobą mostów przez przekazywanie do mediów półprawd, nie jest dobrą metodą kończenia współpracy, a na pewno nie służy porozumieniu.

Ryzyko takich kontraktów polega na tym, że po rozegraniu X meczów, trenerzy dostają od prezesów zakaz wystawiania danego zawodnika.
- Nie ma takiej możliwości w Legii. Trener Jan Urban nie zna nawet warunków kontraktów zawodników. Nie dlatego, że nie ma wglądu do umów, tylko dlatego, że go to nie interesuje. Jego celem jest wygranie meczu. Dla niego nie ma znaczenia, czy uda się to dzięki zawodnikowi, który zarabia 10 tys. zł, czy 100 tys. zł . U niego grają najlepsi. Zapewniam, że od początku swojej pracy w Legii trener Urban nawet mnie nie zapytał o zarobki piłkarzy, a ja nigdy nie sugerowałem mu wystawiania jakichś zawodników.

Będziecie jeszcze negocjować z Brazylijczykiem?
- Edson nie zaakceptował naszej oferty. My jej nie zmienimy. Światowy kryzys finansowy powoduje, że coraz więcej klubów ma kłopoty finansowe. W krajach Unii Europejskiej będzie coraz więcej dobrych zawodników bez ważnych kontraktów z klubami. Jednak z tego, co nam mówi Edson, ma kilka ofert z klubów zagranicznych. Życzę mu, aby znalazł dla siebie miejsce, o którym marzy i gdzie będzie zarabiał duże pieniądze niezależnie od tego, czy będzie grał, czy nie.

Edson twierdzi, że powinien grać na warunkach, jakie miał, za zasługi dla Legii.
- Ale my nie trzymamy w klubie zawodników za zasługi. Tacy trafiają do Galerii Sław, niektórzy pracują w naszym klubie, jeszcze inni dostają karnety na Legię. Przez te kilka lat, które Edson jest w Warszawie, nie grał przecież za darmo. Miał zasługi i dlatego znakomicie zarabiał. Jesteśmy w stanie wciąż płacić mu dobrze, pod warunkiem, że będzie grał.

To lepiej płacić Descardze, Arruabarrenie i Tito?
- Żaden z nich nie jest nawet w piątce najlepiej zarabiających.

Nie szkoda tych kwot, skoro żaden z nich nie gra?
- Wiadomo, że piłkarz, który nie gra, zawsze jest najdroższy dla klubu, jeśli przeliczymy minuty, które spędza na boisku na pieniądze. Ja ciągle liczę, że wiosną to się zmieni. Z drugiej strony, jak będą grali Hiszpanie, to najwięcej będzie nas kosztowała minuta gry innych zawodników. Tak nie można do tego podchodzić. Jak się chce osiągać sukces, trzeba mieć szeroką kadrę. I zawsze będą zawodnicy, którzy nie załapią się do osiemnastki na mecz.

Zimą nie będzie weryfikacji?
- Na pewno nie, chyba że to oni będą niezadowoleni, że nie grają. Pretensje mogą mieć do losu, bo prześladują ich kontuzje i trochę do siebie, że nie są gotowi do gry.

A sprawa Vukovicia jest już skończona? Nie ma szans na porozumienie?
- Aleksandar jest sfrustrowany chyba tym, że ma słabszą formę. My, chcąc mu pomóc ją odzyskać, powiedzieliśmy, że chociaż jego kontrakt kończy się dopiero w przyszłym roku, zgodzimy się, by zimą odszedł i nie chcemy za niego pieniędzy. Myśleliśmy, że to mu da impuls do pracy. Najwyraźniej jednak mu to nie pomogło.

Jak wyglądają najbliższe plany transferowe Legii?
- Uważam, że mamy interesujący zespół z dużymi rezerwami. Jeśli wiosną Hiszpanie będą grali tak jak u siebie, to nikogo nam więcej nie trzeba, żeby walczyć o najwyższe cele.

Mecz Legii z Wisłą przyciągnął mnóstwo menedżerów z całej Europy. Są już pierwsze tego efekty?
- Nie, bo z doświadczenia wiem, że te oferty nie wpływają na drugi dzień po takim spotkaniu, tylko po jakimś czasie. Na razie jest cisza.

Rozmawiał Piotr Wierzbicki


przeczytaj więcej o: ,


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!