Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Środa, 10 grudnia 2008 r. godz. 09:29

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Krytycy mogą mi tylko pomóc

Mikel Arruabarena, źródło: Polska the Times

Wie Pan, jak o Panu mówią?
Mikel Arruabarena: Dużo różnych opinii czytałem.

Że jest Pan największym rozczarowaniem ligi i wielką pomyłką dyrektora Legii Mirosława Trzeciaka.
- Cóż, w Hiszpanii często jest tak, że gdy przyjeżdża zagraniczny piłkarz, to ma problemy z aklimatyzacją. Nie potrafi pokazać tego, co prezentował w swoim kraju. Czasami się dziwiłem i myślałem: jak to? Skoro potrafisz grać, więc umiesz to robić w każdych warunkach. A teraz sam znalazłem się w podobnej sytuacji w Polsce.

Spadł Panu kamień z serca, gdy runda jesienna dobiegła końca?
- Nie nazywałbym tego ulgą. Cieszę się, że spotkam się z rodziną i przyjaciółmi. No i przede wszystkim trochę się wyluzuję. Rozumiem, że są ludzie, którym moja gra się nie podoba.

Przed rozpoczęciem sezonu Mirosław Trzeciak wychwalał Pana, że oto do Legii przychodzi świetny snajper. Tymczasem zawiódł Pan na całej linii. Kibice i media mają poważne wątpliwości, czy umie Pan grać w piłkę.
- Jestem pewien, że jeszcze pokażę dobre rzeczy na polskich boiskach. Wiem, że Legia mi zaufała. Zawiodłem. Ale potrafię dużo, dużo więcej. Bramki też umiem strzelać. Jeszcze zobaczycie.

Na początku pobytu w Legii nerwowo reagował Pan na krytykę.
- W każdym kraju trzeba być przygotowanym na krytykę mediów. Polska niczym nie różni się pod tym względem od Hiszpanii. Krytyka nigdy mnie nie irytowała. Bolało mnie jednak, gdy czytałem, że zarabiam kosmiczne pieniądze. Oburzam się tylko na kłamstwa. Jeśli ktoś ocenia moją grę i nie pozostawia na mnie suchej nitki, to nie denerwuję się. Bo to krytyka merytoryczna, z której trzeba wyciągać wnioski. I czegoś można się nawet nauczyć.

Miał Pan moment, gdy chciał rzucić wszystko w diabły i wyjechać z Polski?
- A skąd! Niczego nie żałuję. Przyszedłem do dużego klubu. Fakt, zostawiłem rodzinę i przyjaciół, lecz mogę być w drużynie, która walczy o europejskie puchary.

Nie wystraszył Pana nawet padający śnieg?
- W porównaniu z temperaturą, która była na Teneryfie, faktycznie odczułem różnicę. Jednak pochodzę z miejsca, gdzie klimat też jest surowy. Oczywiście nie taki jak w Polsce.

Czuje się Pan osobą bezczelną?
- Nie, zawsze mam szacunek dla wszystkich. Zawsze biorę też pod uwagę, co się o mnie mówi. Mam w sobie dużo samokrytyki. Z pokorą czytam artykuły na mój temat w prasie. Nie olewam tego.

Skoro nie czuje się Pan bezczelny, to według Mirosława Trzeciaka nie pasuje Pan do Legii. Ostatnio powiedział, że Legia to klub właśnie dla bezczelnych.
- Jednak mnie złapaliście. Dyrektor powiedział to w określonym kontekście. Ja się nie załamuję, tylko haruję na treningach.

Pierwszy mecz w Legii zagrał Pan przeciwko FK Homel w eliminacjach Pucharu UEFA. Zmarnował Pan kilka sytuacji, z trybun słychać było gwizdy. Od tego momentu nie może poradzić Pan sobie z presją?
- Faktycznie, ten mecz spowodował blokadę. Ale nie jest tak, że winię kibiców. Mam o nich bardzo dobre zdanie. To, co pokazała "żyleta" w meczu ze Śląskiem, było niesamowite. W Hiszpanii, mimo że trybuny są większe, takiego dopingu nie ma. Z Legią pod tym względem nie może się równać żadna drużyna w moim kraju.

Klub nie robi wobec Pana nerwowych ruchów. Gdy jednak wiosną znów Pan zawiedzie, to kolejnej szansy może Pan nie dostać.
- Mam nadzieję, że drugi raz nie zawiodę. Jadę do Hiszpanii się wyciszyć, a potem wracam do ciężkiej pracy.

Stwarza Pan sobie wiele sytuacji, lecz pożytku nie ma z tego żadnego, bo partoli je Pan na potęgę. Dlaczego?
- Sam się zastanawiam. W poprzednich latach też miałem sytuacje, ale wtedy strzelałem. Może brakuje mi zaufania do siebie? Za dużo myślę, zamiast automatycznie reagować.

Co mówi trener Urban? Widzi w Panu piłkarza, który może rywalizować z Takesure Chinyamą?
- Mam wsparcie i zaufanie trenera. Co do Chinyamy, to oczywiste, że nie jestem na razie na takim samym poziomie. Mam jednak nadzieję, że wkrótce podejmę rywalizację.

Poziom polskiej ligi jest taki, jak Pan sobie wyobrażał?
- Spodziewałem się, że liga polska jest słabsza od hiszpańskiej. Miło się jednak rozczarowałem. Oczywiście, do Hiszpanii jeszcze wam daleko, ale oprócz pięciu silnych drużyn, są też pozostałe, które w każdej chwili mogą zaskoczyć. Na pewno niektórzy piłkarze z powodzeniem mogliby grać w Hiszpanii.

Którzy?
- Iwański, Paweł Brożek. No i Roger.

Gdyby przenieść Legię do ligi hiszpańskiej, to o co by walczyła?
- Oj, trudne pytanie. Powiem tak: z Realem, Barceloną i Sevillą raczej by sobie nie poradziła.

Rozmawiali Rafał Romaniuk i Piotr Wierzbicki


przeczytaj więcej o:


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!