fot. Wojciech Dworzyński
Uwaga: Wiadomość archiwalna!
Na stadionach świata: Laos - Singapur
Wojciech Dworzyński
Już prawie 2,5 roku przybliżamy Wam różne zakątki świata, w którym istnieją jakiekolwiek oznaki ruchu kibicowskiego. A że istnieją chyba wszędzie, dziś prezentujemy relację z Laos, kraju położonego między Tajlandią i Wietnamem! W meczu o trzecie miejsce ubiegłorocznej edycji Southeast Asian Games Singapur pokonał 3-1 Laos. Niektórzy fani portrety przywódców narodu czy transparenty z hasłem "Kocham Laos, płacę w Kip". Zachęcamy do lektury relacji Wojciecha Dworzyńskiego i obejrzenia niezwykłych zdjęć. Zdjęcia z Laos
Jeśli i Ty masz ochotę podzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat innych aren piłkarskich (i nie tylko) - pisz koniecznie na ultras@legialive.pl.
Laos 1–3 Singapur, Vientiane, Laos (17.12.2009)
Planując wyjazd pod koniec zeszłego roku do Azji po cichu liczyłem, że uda mi się zobaczyć na żywo jakiś mecz piłki nożnej. Szczęśliwie w okresie gdy zawędrowałem do Laosu, w stolicy tego niezwykłego kraju, mieście Vientiane, odbywały się 25 SEA Games. Southeast Asian Games to swego rodzaju olimpiada, w której biorą udział wyłącznie kraje regionu Południowo-Wschodniej Azji. W znacznej części dyscypliny, w których rywalizują zawodnicy są dla przeciętnego Europejczyka dość egzotyczne. Sportowcy rywalizują w takich konkurencjach jak bule, shuttlecock kicking (azjatycka odmiana naszej "zośki", jednak rozgrywana swego rodzaju strzałką z piórami) czy najbardziej widowiskowa sepak takraw. Jest to dyscyplina podobna nieco do znanej nam siatkonogi. Jednak tam mecze rozgrywane są specjalną wyplecioną z wikliny piłką, a zagrania to gównie przewrotki i kopnięcia rodem z filmów karate. Żaden z tych sportów nie przyćmiewa jednak popularnością piłki nożnej. Szczęśliwie moja wizyta zbiegła się z końcówką turnieju. Tego samego dnia w mieście odbywały się dwa mecze. Finał miedzy Wietnamem a Malezją rozgrywany na nowoczesnym, ulokowanym niedaleko Vientiane stadionie narodowym oraz mecz o trzecie miejsce miedzy gospodarzami imprezy, Laosem i Singapurem, rozgrywany na nieco skromniejszym stadionie miejskim. Oczywiście pierwsza moja myślą było dostać się na finał. Tu niestety na przeszkodzie stanęły nieprzebrane hordy wietnamskich kibiców. Gdy tylko podjechaliśmy pod kasy sprzedające bilety na finał, naszym oczom ukazał się widok jakiego raczej nie sposób zobaczyć w europejskich miastach. Setki rozsierdzonych Wietnamczyków szturmowało budynek, w którym dystrybuowano bilety. Sceny jakie rozgrywały się przed meczem Legii z Wisłą w 2006 roku były niczym w porównaniu z tym, co się tam działo. Na miejscu była policja, próbująca drewnianymi pałkami zaprowadzić porządek. Lecz co mogli zrobić jeśli osoba, która właśnie dostała silny cios pałką, zupełnie nie zważając na krew cieknącą z głowy, dalej rozpycha się, głośno żądając sprzedaży biletu. Jest to poziom fanatyzmu, który coraz rzadziej można spotkać na naszej długości geograficznej.
Szybko się stamtąd zawinęliśmy i gdy już miałem zrezygnować, pomocną dłoń wyciągnął kierowca wożący nas po mieście swoim tuk-tukiem. Podjechaliśmy spokojnie pod stadion miejski. Tam wygodnie rozsadzony strażnik, pilnujący jednego z tylnych wyjść, jedynie za dodatkowe 50% wartości biletu "wyczarował" ze swojej kieszeni dwa bilety na mecz o 3 miejsce.
Biorąc pod uwagę wcześniejsze wydarzenia spod kas oraz fakt, iż każdy, dosłownie każdy Laotańczyk chodził ubrany w koszulkę narodową a na każdym domu wisiała flaga narodowa, spodziewaliśmy się równie dantejskich scen pod stadionem. Dlatego też na mecz wybraliśmy się ze sporym wyprzedzeniem. Jakie było nasze zaskoczenie, gdy na pół godziny przed meczem pod stadionem było dosłownie kilka osób. Zresztą gdy tylko przeszliśmy bramkę okazało się, że stadion świeci pustkami a zapełniony jest jedynie wąski zakątek trybun, gdzie padał cień. Z biegiem czasu jednak kibice szczelnie wypełnili stadion, wchodząc w zasadzie do końca pierwszej połowy. Widać nie przywiązuje się tam zbyt dużej wagi do bycia na meczu od początku do końca, gdyż również sporo przed ostatnim gwizdkiem stadion zaczął pustoszeć.
Mecz rozgrywany był o iście nieludzkiej godzinie - trzeciej po południu, gdy operuje pełne słońce i temperatura oscyluje w granicach 30 stopni. To właśnie pogoda, jak sądzę, wpłynęła na poziom widowiska sportowego. Piłkarsko mecz był dość słaby. Azjaci nie są zbytnio zdyscyplinowani taktycznie, lubują się za to w strzałach z dystansu i kiwaniu. Dużo więcej działo się za to na trybunach. Choć europejska kultura kibicowania, przynajmniej w Laosie, jest zupełnie nieznana, to jednak atmosfera na trybunach była gorąca. Gdy tylko zawodnik Laosu przekraczał linie środkową boiska, na trybunach wznosił się straszny wrzask, krzyczał dosłownie każdy niezależnie czy była szansa na udaną akcję, czy też nie.
Widownię w większości stanowiły rodziny z dziećmi. Kibiców przyjezdnych nie zauważyłem. Naliczyłem za to, co najmniej 4 "młyny", czyli sekcje perkusyjne składające się głównie z dzieci dyrygowane przez, jak sądzę, nauczycielkę od muzyki i podrywające resztę do nieskoordynowanego dopingu. Jako że Laos to Demokratyczna Republika Ludowa, na trybunach można było zauważyć takie oryginalne atrybuty kibica jak np. portrety przywódców narodu czy transparenty z hasłem "Kocham Laos, płacę w Kip" (waluta Laosu). Ciekawie rozwiązana była kwestia napojów. Jako że nie wolno było wnosić na stadion jakichkolwiek butelek, a cateringu na obiekcie nie było, by ugasić pragnienie, należało wyjść poza stadion udać się do jednego z wielu straganów ulicznych. Tam sprytna sprzedawczyni przelewała świeżo zakupiony napój do plastikowej torebki, takiej samej w jaką pakujemy owoce w hipermarketach. Rurka do środka i problem wnoszenia butelek z piciem rozwiązany.
Ostatecznie mecz zakończył się porażką Laosu 1-3, co zresztą nie zmartwiło za bardzo przedstawicieli tego niezwykle sympatycznego narodu.
Na koniec dodam, że zaraz po tym meczu odbył się finał, który niestety śledziliśmy już wyłącznie na ekranie telewizora, racząc się jedynym dostępnym w Laosie piwem, produkowanym przez Państwowe zakłady - wyśmienitym BeerLao. Atmosfera na tym meczu, głównie za sprawą kibiców z Wietnamu, nieco bardziej przypominała tę znaną z naszych stadionów. Wietnamczycy prowadzili w miarę zorganizowany doping a nawet odpalili kilka rac.
Zdjęcia z Laos - 25 zdjęć Wojciecha Dworzyńskiego
Poprzednie relacje z tej kategorii znajdziecie w dziale Na stadionach.
Masz ciekawą historię z meczu europejskich (i nie tylko) klubów lub Mistrzostw Europy, czy Świata?
Wychodząc naprzeciw Waszym pomysłom, zachęcamy do przesyłania nam relacji i zdjęć! Wy również możecie mieć swój wkład w tworzenie materiałów na LegiaLive!
Relacje prosimy nadsyłać na specjalnie przeznaczonego maila ultras@legialive.pl.
fot. Wojciech Dworzyński
NAJCZĘŚCIEJ KOMENTOWANE:
- Dean Klafurić zwolniony! (267)
- Legia Warszawa 0-2 Spartak Trnava (207)
- PS: Nawałka odmówił Legii (162)
- Nawałka od środy trenerem? (152)
- Klafurić: Możemy pokonać Spartak w rewanżu (145)
- Ukrainiec kandydatem na trenera (133)
- LIVE!: Spartak Trnava - Legia Warszawa (129)
- Spartak Trnava 0-1 Legia Warszawa (117)
- Legia Warszawa 1-3 Zagłębie Lubin (106)
- Klafurić: Przegrana bitwa, ale nie wojna (94)
Zgłoś newsa!
Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam!
Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!