Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Daruisz Dziekanowski - fot. LegiaLive!
Daruisz Dziekanowski - fot. LegiaLive!
Niedziela, 17 października 2010 r. godz. 09:36

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Dziekanowski 25 lat temu: Powiew warszawskiego powietrza wpływa na mnie kojąco

Bodziach, źródło: Sportowiec / Sport.pl

25 lat temu w "Sportowcu" ukazał się najbardziej znany wywiad z Dariuszem Dziekanowskim, w którym mowa była o słynnym mijaniu tabliczki z napisem "Warszawa", uchylaniu szyby i kojącym powiewie warszawskiego powietrza. O czym mało osób wie, wspomniany wywiad był autoryzowany, a przeprowadził go Jerzy Chromik.
"To co różni tamto dziennikarstwo od obecnego to fakt, że wywiad stał się sensacyjną dopiero po ukazaniu. Ja nie pojechałem po wywiad sensacyjny, tylko żeby spotkać się z Mirosławem Jaworskim" - mówi Sport.pl 25 lat później autor wywiadu, Jerzy Chromik.

Rozmowy Dariusza Dziekanowskiego i Jerzego Chromika, autora słynnego wywiadu, 25 lat po jego ukazaniu, możecie posłuchać tutaj. Poniżej treść rozmowy ze Sportowca:

Odnoszę wrażenie, że grasz w koszulce z numerem dwadzieścia jeden... [21 mln złotych zapłacił za Dziekanowskiego Widzew w 1983 r.]
Dariusz Dziekanowski: Po przyjściu do Widzewa każdy chciał mi udowodnić, że nie mam prawa nosić nawet takiej z dziesiątką. Nie bez znaczenia była rubryka w dowodzie osobistym - miejsce urodzenia. W Łodzi cierpią na kompleks stolicy. Pogodziłem się już z tym, że nie zapomną mi tej kwoty do końca moich piłkarskich dni.

Z Racławickiej [Gwardii Warszawa] bliżej było na Łazienkowską...
- Marzyłem o grze w Legii od młodzieńczych lat. Najlepsze swoje mecze rozegrałem na jej stadionie. Wydawało mi się jednak, że mimo plejady głośnych nazwisk długo nie będzie ona drużyną zdolną do pokazania się w Europie. Takie gwarancje dawał Widzew.

Nie spełniasz pokładanych w tobie nadziei...
- Każde moje złe zagranie jest widoczne i napiętnowane. Inni mogą być niezauważalni. (...) Klasa wielkich drużyn polega na tym, że każdego stać na ustalenie wyniku meczu. Obok mnie gra jeszcze dziewięciu zawodników w polu, którzy uważają się za gwiazdy Widzewa tylko dlatego, że kiedyś byli giermkami Bońka. Widzew bez Smolarka nie różni się od Radomiaka.

Kilka zegarów łódzkich stanęło. Czas się zatrzymał?
- W klubie żyją starym Widzewem. A z tamtego zespołu pozostał jedynie Smolarek i wspomnienia. Odeszli ludzie z charakterem. Tłokiński, Boniek, Surlit i inni. Pozostali tacy, którzy przy indywidualnościach byli statystami. Na ich barki zrzucono ciężar utrzymania reputacji. Bardzo chcieli się z tego wywiązać, ale same chęci nie wystarczają. Nieudolne naśladownictwo jest komiczne. Jeśli ktoś wkłada koszulkę z numerem dziewięć, udaje ruchy Bońka, a nie gra tak samo, to jest tylko smutnym klaunem. Pieniądze zaś bierze takie same jak oryginał.

Zespół, w którego składzie wybiegałbyś z radością na murawę...
- Cenię Brazylijczyków i w ogóle południowców. U nich jest satysfakcja z gry, piękne gole, sztuczki techniczne i luz. Taką piłkę chciałbym grać, ale w Widzewie jest to na razie niemożliwe. Za dużo jest rzemieślników. Podstawą do wyjścia na boisko był pokaz kulturystyczny. Ci najbardziej umięśnieni i spięci, na których trzeszczą koszulki i spodenki, wychodzili, bo dawali gwarancje zwycięskiej walki wręcz. Zapomniano, że można pokonać przeciwnika sposobem, fortelem. Rozum z pomysłem zostawały na ławce rezerwowych. Dlatego nie było przemyślanych piłek z drugiej linii, dostatecznej liczby precyzyjnych dośrodkowań ze skrzydeł adresowanych przez bocznych obrońców. Oni tego nie umieją...

A ile umie Dziekanowski?
- Na pewno brak mi przebojowości. Zatraciłem pewność siebie. Kiedyś nie zastanawiałem się, jak minąć obrońcę. Zanim zbliżyłem się do niego, już widziałem go za sobą ze zdziwioną miną. Sporo do życzenia pozostawia szybkość startowa, chociaż w kadrze lepsze wyniki miał tylko Smolarek. Nie potrafię wejść "na trupa" w pole karne rywala. Raz to zrobiłem i zamiast gwizdka sędziego były gwizdy widowni. Nigdy nie będę też dobrym myśliwym, łowcą bramek z dobitek. Nie mam zmysłu Gerda Müllera.

Czy czas zechce być twoim przyjacielem?
- Muszę w to wierzyć, bo inaczej nie mógłbym spojrzeć w lustro przy goleniu. Widzę piłkę, która rwie siatkę po moim strzale. Czekam na takie mecze i gole. Wtedy podejdę do linii bocznej i spojrzę w oczy łódzkich kibiców z pewnością Kozakiewicza.

Na razie widownia tego się nie obawia.
- Tak. Gwiżdżą i pytają, ile jestem wart? Czasami mam chęć pójść do zakładu pracy takiego klienta, zobaczyć, jak on pracuje przy swoim warsztacie. Co mu daje moralne prawo lżenia innych. Przecież mógł w wieku dziewięciu lat tak jak ja postawić na sportową kartę. Na początku tej drogi nie trzeba mieć milionów złotych, a tylko parę trampek. Niejeden wolał wagary i wino w krzakach. Teraz pozoruje pracę, a potem kupuje bilet na mecz i ubliża innemu człowiekowi. Mnie też ponosi, gdy oglądam w sklepie buty z odstającą podeszwą.

Na Piotrkowskiej bywa niesympatycznie...
- Wsiadam wtedy do samochodu i wyjeżdżam do stolicy na dyskotekę. Po minięciu tablicy z napisem "Warszawa" otwieram szybę i powiew innego powietrza wpływa na mnie kojąco. Za dwie godziny czuję się jednak znów łodzianinem.

Dobry piłkarz przyjmuje się w każdej drużynie...
- Ale kwiaty więdną wśród chwastów. Też prawidłowość.

Zaskakuje mnie ostrość i szczerość twoich wynurzeń...
- Pływam w niechlorowanej wodzie i bolą mnie oczy od czytania wywiadów, w których z woli redaktorów powstał obraz Dziekanowskiego tęskniącego za Starówką i bezradnego przy patelni z jajecznicą. Zaciskam pięści, gdy wysłannik jakiejś gazety pyta mnie, co będę jadł podczas świąt. Odpowiadam wtedy, że wyłącznie łososia i to pasuje do wyobrażeń żurnalistów na mój temat. Papier wytrzyma nawet fakty z przetrąconym kręgosłupem. To kwestia intencji piszącego. Jeśli strzelę bramkę, to zawsze można zapytać dlaczego nie podawałem koledze. Jeśli uderzę głową, to będą głosili, że powinienem nogą. W większości ci sami, którzy obwołali mnie drugim Lubańskim, piszą teraz, że nie mam pojęcia o piłce nożnej. Kiedyś śmiałem się, czytając o moich rewelacyjnych występach. Tymczasem byłem cieniem samego siebie. Koniunktura się skończyła. Gram słabiej.

Rozmawiał Jerzy Chromik



Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!