Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej

Sobota, 1 stycznia 2011 r. godz. 11:23

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Dziesięć najważniejszych wydarzeń dekady

Tomek Janus

Ledwie się obejrzeliśmy a za nami już pierwsza dekada XXI wieku. Jakie było to dziesięciolecie dla Legii? Nie zabrakło chwil triumfu i tych, w których trzeba było przełknąć gorycz porażki. Wielkie zmiany przeplatały się z szarością dnia codziennego. Specjalnie dla Was wybraliśmy dziesięć najważniejszych wydarzeń z tego czasu.

Otwarcie nowego stadionu

Na nowy obiekt Legia czekała od 80 lat. Wysłużony staruszek, na którym "wojskowi" rozgrywali mecze od 1930 r., dawno przestał spełniać warunki nowoczesnego stadionu. Wraz z otwarciem nowego obiektu wiele rzeczy przy Łazienkowskiej zmieniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Wrócił doping i atmosfera na trybunach jak sprzed lat.

Stadion przez długie dziesięciolecia był najbardziej oczekiwaną zmianą w Legii. Fani mogli popaść w depresję, gdy byli świadkami jak przed budową nowego obiektu piętrzą się kolejne przeszkody. Zaporą nie do przejścia wydawało się choćby przekazanie gruntów, na których znajduje się stadion przez Agencję Mienia Wojskowego miastu. Samymi makietami nowego obiektu można by zająć pokaźnych rozmiarów salę. Tyle, że zawsze kończyło się na makietach, a nowego stadionu jak nie było, tak nie było.

Sytuacja zmieniła się, gdy właścicielem Legii został koncern ITI. Medialny gigant potrafił porozumieć się z miastem i w listopadzie 2008 r. na teren przy Łazienkowskiej 3 wjechała pierwsza koparka. Nowy stadion to dla Legii nowe szanse. Stołeczny klub ma wreszcie obiekt, którego nie musi się wstydzić w Europie. Co więcej, obiekt przy Łazienkowskiej prezentuje się lepiej od wielu budowanych obecnie w Polsce. Tym samym wzrasta szansa na zwiększenie dochodów klubu z tzw. dnia meczu. Już dziś na stadion ciągną tłumy kibiców, które mogą oglądać mecze w cywilizowanych warunkach. Włodarze Legii muszą jednak pamiętać, że za stadionem musi iść budowa klasowej drużyny. Inaczej Europy nie podbijemy.


Rozwój ruchu ultras

"Wszystko co mamy, to te trybuny szare, Nie odejdziemy stąd chociaż nieraz są koszmarem" - głosili kibice na jednej z opraw. Prawdą jest, że pierwsza dekada XXI w. to przy Łazienkowskiej czas fanatyków. Zaczęło się pod koniec XX w., gdy na Legii za oprawy odpowiadać zaczęli Cyberf@ni. Na stadionie przy Łazienkowskiej zrobiło się tak kolorowo i gorąco na trybunach, że zapanowała moda na Legię. Każdy chciał znaleźć się w centrum kibicowskiego kotła, bo trzeba to przeżyć, żeby to zrozumieć, żeby w to uwierzyć. Po jednej wizycie na stadionie Wojska Polskiego kolejne osoby łapały bakcyla bycia fanatykiem i już każdego dnia dziękowały Bogu, że są legionistami.

Bez kibiców Legia miałaby duże problemy, żeby przyciągnąć kolejnych inwestorów. Firmy, na czele z ITI, inwestowały w stołeczny klub, bo widziały tu świetny interes do zrobienia. Wiadomo przecież, że fanatycy nie będą oszczędzali na swojej największej pasji.

Rozwój ruchu ultras, już pod przewodem Nieznanych Sprawców, został zahamowany przez trwający ponad trzy lata konflikt z władzami klubu. O sile fanów świadczy jednak fakt, że nawet medialny gigant musiał iść w końcu z nimi na kompromis.

Wszystko dlatego, że w kończącej się dekadzie kibice potrafili się wreszcie zorganizować. Potencjał trybuny Legii miały zawsze, ale w XXI w. poszło za tym założenie oficjalnej reprezentacji, czyli SKLW. A klub nadal może uczyć się od fanatyków choćby w dziedzinie marketingu. Fani zamiast wydawać grube tysiące złotych na truskawkowe reklamy, już kilka lat temu, za własne pieniądze, rozklejali plakaty zapraszające na mecz. Skutek był zdecydowanie lepszy.


ITI właścicielem Legii

Od 2004 r. właścicielem Legii jest medialna Grupa ITI. Jedni widzą w niej dobrodzieja, który spłacił długi klubu i uratował od upadku. Dla innych jest on ucieleśnieniem wszelkiego zła, które dzieje się przy Łazienkowskiej i próbą komercjalizacji ich największej miłości. Przyznać trzeba, że trudno pozostać obojętnym wobec ITI.

Gdy w 2004 r. Mariusz Walter przejmował stery Legii, witany był jak zbawca. Po blisko siedmiu latach dla części fanów ze zbawcy stał się szarlatanem, chcącym doprowadzić do upadku, jeżeli nie klubu to przynajmniej zorganizowanego ruchu kibicowskiego przy Łazienkowskiej.

Od 2004 r. ITI doprowadziło do wybudowania nowego stadionu. Po stronie plusów może zapisać sobie także uzyskanie wyłącznych praw do posługiwania się herbem z 1957 r. Klub funkcjonuje jak profesjonalna firma i wkrótce powinien zacząć przynosić zyski.

Siedem lat z ITI to jednak nie same pozytywy. Przez trzy lata właściciel klubu pozostawał w stanie otwartej wojny z kibicami. Konflikt zaczął ocierać się o granice absurdu i na pewno nie przynosił Legii nic dobrego. Drużyna, która miała podbijać Europę, przegrywała nawet z europejskimi słabeuszami. Koncepcje budowania drużyny przechodziły od brazylijskiej (Wdowczyk), przez hiszpańską (Urban) po międzynarodową (Skorża). Dwie pierwsze okazały się niewypałami i trzeba było zaczynać wszystko od nowa. ITI przyprowadziło na Łazienkowską też grono "specjalistów", którzy na piłce raczej się nie znali.


Krajowe sukcesy

Przywykliśmy do narzekania na popisy piłkarzy Legii na boisku i kręcimy nosem, że "wojskowi" już dawno nie zdobyli żadnego trofeum. W ostatniej dekadzie mieliśmy jednak powody do zadowolenia. Przez dziesięć lat do klubowych gablot trafiło pięć trofeów - dwa mistrzostwa Polski, Puchar Polski, Superpuchar Polski i Puchar Ligi.

Pierwsze sukcesy w XXI w to zasługa serbskiego trenera Dragomira Okuki. Po fatalnym początku sezonu 2001/2002, szkoleniowiec miał na koniec powody do zadowolenia. Legia okazała się najlepsza w Polsce i mogła cieszyć się z mistrzostwa. Drużyna bez czołowych piłkarzy, którzy pojechali na mundial 2002, ograła w dwumeczu Wisłę Kraków i dorzuciła do kolekcji Puchar Ligi.

Kolejne powody do radości kibice mieli cztery lata później. Tym razem ojcem sukcesu był Dariusz Wdowczyk i Legia z Edsonem i Rogerem została mistrzem Polski w 2006 r.W 2008 r. swoje dołożyła Legia pod wodzą Jana Urbana. Tym razem nie było jednak mowy o mistrzostwie. Tu trzeba było uznać wyższość Wisły Kraków. W Pucharze i Superpucharze Polski "wojskowi" nie mieli jednak sobie równych. Sukcesów mogło być więcej, ale w 2008 r. w Pucharze Ekstraklasy Legia przegrała z Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski, a w 2006 r. w meczu o Superpuchar Polski uległa Wiśle Płock 1-2. Skończyło się więc na pięciu trofeach. Zawsze może być jednak zdecydowanie lepiej.


Protest kibiców

8 lipca 2007 - 26 lipca 2010 to dwie daty, które wyznaczają bardzo dziwny okres w historii Legii. W tym czasie klub i kibice pozostawali w konflikcie. Zaczęło się od zadymy w Wilnie, po której klub rozpoczął walkę z chuliganami. Rykoszetem dostali też niewinni kibice i lawina ruszyła.

Były sprawy w sądzie, nazywanie fanów faszystami, tort na twarzy Leszka Miklasa, plakaty oskarżające o pedofilię, sektorówka z Mariuszem Walterem stylizowanym na Che Gueverę i okrzyki "Mordo ty moja!", straszenie zburzeniem Żylety i akcja w mediach, gdzie dobra Legia walczyła ze złymi kibolami.

Skończyło się na porozumieniu. Wszak, jak powiedział Paweł Kosmala żołnierze wychodzą w końcu z okopów, przestają strzelać i piją herbatę. Ta parzyła się przez trzy lata. W tym czasie dominowały strzały.


Upadek sekcji CWKS

Triumfy na igrzyskach olimpijskich, złote medale na mistrzostwach świata i Europy. CWKS Legia Warszawa należała do krajowych potentatów. W większości przypadków to już tylko piękna przeszłość. Dla wielu sekcji CWKS pierwsza dekada XXI w to bardzo zły okres. Częściej niż o medale walka toczy się o przeżycie i sportowy byt. Bez pracy pasjonatów i ludzi zakochanych w sporcie i Legii wiele sekcji musiałoby zakończyć już swoją działalność.

Trzeba jednak wierzyć, że "wojskowi" będą w stanie nawiązać do tłustych lat, gdy za ich sprawą na całym świecie rozbrzmiewał hymn Polski. Jasne jest, że do osiągnięcia tego potrzebne są duże inwestycje. Inaczej wojskowy sport odejdzie w zapomnienie.


Międzynarodowe dno

FC Zurich, Austria Wiedeń, FK Moskwa, Vetra Wilno - to nie przegląd europejskich słabeuszy, a lista drużyn, które w pierwszej dekadzie XXI w ograły Legię. Bo w ostatnich latach w Europie prezentowała się jak cień klasowego zespołu.

Mizernie wyglądają osiągnięcia Legii w europejskich pucharach w ostatnich dziesięciu latach. O ile porażkę z Barceloną czy nawet Szachtarem Donieck można jakoś zrozumieć, to klęski z wymieniony we wstępie drużynami to zwykły wstyd.

Legioniści mieli równać do klubów grających na europejskim poziomie, ale zamiast tego równali w dół. Ostatni sukces na międzynarodowej arenie to ogranie Utrechtu. Tyle, że było to w 2002 r. i tylko w pierwszej rundzie Pucharu UEFA. Tak słabo w europejskich pucharach Legia nie grała od wielu lat. Czy to się zmieni? Najpierw trzeba zająć w lidze miejsce dające przepustkę do Europy.


Jubileusz Brychczego

Pięćdziesiąt lat w barwach jednej drużyny to wyczyn nie lada. Może się nim pochwalić Lucjan Brychczy, który od ponad pół wieku jest związany z warszawską Legią. W pierwszej dekadzie XXI w. pan Lucjan miał więc powody do świętowania. Dla kolejnych pokoleń jest symbolem Legii.

Lucjan Brychczy jest jedyną osobą, która ma swój udział we wszystkich sukcesach Legii. Najpierw jako zawodnik, a później jako trener. Nawet dziś Maciej Skorża przyznaje, że "Kici" ma bardzo duży wpływ na ustalanie pierwszej jedenastki.

Trudno wyobrazić sobie Legię bez pana Lucjana. A ten tylko czasem przypomni ile dla "wojskowych" zrobił. Jak wówczas, gdy Franciszek Smuda opowiadał jak grał z "Kicim" w Legii. "Franiu, w Legia to ja grałem. Ty w niej to tylko byłeś" - odparł Brychczy. Przy nim większość piłkarzy w Legii tylko była.


Legia cudzoziemska

Coraz mniej jest krajów na świecie, w których Legia nie poszukuje potencjalnych legionistów. Prym wiodą Brazylijczycy, Serbowie a przez pewien czas Hiszpanie. I pomyśleć, że jeszcze w latach 90-ych sięganie po Romana Oreszczuka czy Kenetha Zeigbo było odpierane jako pewna ekstrawagancja. W XXI w obcokrajowcy w Legii to już norma. Wiele razy w pierwszym składzie "wojskowych" to Polacy stanowią mniejszość. Często to dobrze, bo mistrzostw w 2002 i 2006 r. nie było by bez piłkarzy z eksportu.

Minęły już czasy, gdy o sile Legii decydowali Polacy. Dziś wsparcia trzeba szukać poza granicami kraju. Byle nie było to "wzmocnienia" na miarę Eddiego Stanforda czy Rudiego Gusnica.


Stawianie na młodzież

Wychowanek to słowo przez wiele lat zapomniane przy Łazienkowskiej. Legia wolała inwestować w gotowy produkt piłkarski, niż wychowywać przez długie lata przyszłych zawodników. Zmianie uległo to dopiero w ostatnich latach.

Praca z młodzieżą ruszyła na całego dopiero w pierwszej dekadzie XXI w. Małe sukcesy widać już dziś. Młodzi zawodnicy z Akademii Piłkarskiej zdobywają kolejne trofea w swoich kategoriach wiekowych. Ważniejsze jest jednak, że w pierwszej drużynie coraz częściej pojawiają się piłkarze, którzy przygodę z Legią zaczynali jako dzieci.

Młoda Legia nie przez przypadek przewodzi po rundzie jesiennej tabeli Młodej Ekstraklasy. Widać, że przy Łazienkowskiej ktoś poszedł wreszcie po rozum do głowy i przeliczył, że wychowanie jednego wychowanka jest bardziej opłacalne od kupienia nowego zawodnika.


Które z wymienionych wydarzeń zasługuje na miano najważniejszego w pierwszej dekadzie XXI w? Odpowiedzieć możecie w sondzie z prawej strony serwisu.

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru magazynu Legioniści.


przeczytaj więcej o: ,


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!