Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
fot. Szkot
fot. Szkot
Środa, 18 stycznia 2012 r. godz. 11:05

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Na stadionach świata: Boca mi Buen amigo! cz. 2

Szkot

Dziś przedstawiamy drugą część relacji z wyprawy na mecz Boca Juniors Buenos Aires z Union Santa Fe. Jak prezentują się Argentyńczycy na najbardziej zagorzałej trybunie, ile bębnów używanych jest podczas meczu oraz jak bardzo nienawidzą lokalnego rywala, River - dowiecie się z drugiej części relacji Szkota. Fotoreportaż z meczu - 19 zdjęć

Mecz
Hotel opuściłem na kilka godzin przed meczem, kupiłem jakieś piwo i udałem się w kierunku stadionu. Na 3h przed spotkaniem nie można było już podejść pod Bombonerę. Wszystko było ogrodzone rozstawnymi płotkami, a dookoła kręciło się trochę policji, z konną włącznie. Spacerując, natrafiłem na miejsce, gdzie zbierali się kibice przyjezdnego Union. O dziwo, policji w tej okolicy było zadziwiająco mało... a płotki oddzielające ich od przechodniów miały ochotę same się obalić. "No cóż, co kraj, to obyczaj" pomyślałem i udałem się na poszukiwania knajpy. Jak się okazało, w promieniu 5 przecznic od stadionu panuje prohibicja, a spożycie z własnych zapasów jest surowo karane. Gdy więc, siedząc na parkowej ławce w okolicach stadionu, wyjąłem z plecaka butelkę, zaraz dosiadło się trzech chłopaków. Poczęstowali papierosem, ja poczęstowałem ich piwem i zaczęliśmy wymieniać informacje o obyczajach kibicowskich.

Dowiedziałem się kilku ciekawych rzeczy, między innymi o tym, że ustawki w Argentynie to abstrakcja. No więc siedzimy na ławce, gadamy, gdy nagle jeden z rozmówców zauważa kogoś w oddali i szybko odwraca głowę. Czeka aż zauważony przez niego typ znajdzie się blisko nas. Gdy dystans skraca się do kilku metrów wstaje z ławki, podbiega do przechodzącego, szybka wymiana zdań i zaczyna go lać. Koleś ucieka, a mój rozmówca niezrażony tym, że policja znajduje się w odległości kilkunastu metrów kontynuuje pościg i okładanie przeciwnika. Policja nie reaguje. Co kraj, to obyczaj.

Jeszcze godzina do meczu. Ruszamy w stronę Inchady. Przy pierwszej z dwóch kontroli, które każdy musi przejść, komitety wyborcze "prezydentów" rozdają polarowe szale z nazwiskami ich kandydatów i ulotki. Przy wejściu na stadion Barras wnoszą fany, które wcześniej musieli rozwinąć w obecności policji. Wtem jeden z chłopaków woła mnie, żebym pomógł wnieść jedną z kilkudziesięciokilogramowych szarf. Gęba mi się śmieje. "Jak za dawnych czasów na Ł3" - myślę.

Wchodzimy na drugi z trzech balkonów. Jeden koniec szarf jest przyczepiany do ogrodzenia, kilka osób naciąga materiał i mocuje drugi koniec do barierek na trybunie. Do tego sporo flag płotowych i ok. 20 parasolek w barwach!? Największe wrażenie robi liczba bębnów. Na naszym balkonie naliczyłem 38. Na 10 min. przed meczem przy jednym z bocznych wejść na trybunę zbierają się wszyscy Barras. Śpiewają melodyjne pieśni, bawiąc się głównie w swoim towarzystwie. Chwilę przed meczem zaczynają przemieszczać się w kierunku centrum trybuny. Niosą kilkadziesiąt czarnych świec z przypiętymi herbami River, a stadion śpiewa "Un minuto de silencio para River que esta muerto alealealeo" na melodię "marsza żałobnego" w wersji "na wesoło". River spadło do niższej klasy rozgrywkowej, więc śpiewali "minuta ciszy dla River, które zdechło".

Barras rozstawiają się w centralnej części sektora. Wchodzą na barierki i podtrzymując się na szarfach zaczynają wspólnie kierować dopingiem. Mecz tradycyjnie zaczyna się od hymnu "Boca, mi buen amigo (...)". Doping, w porównaniu z naszym jest bardziej melodyjny, a piosenki dłuższe, tyle że liczba zaangażowanych w śpiewanie osób nie powala. Nie ma charakterystycznej dla naszego stadionu mobilizacji w stylu "śpiewać kur...!". Boca wygrywa 4-0, ale tylko kilka razy stadion pokazuje swoje możliwości. Po meczu wszyscy szybko opuszczają stadion, prócz Inchady.
Zostajemy do momentu, aż goście opuszczą stadion. Tu godną odnotowania jest liczba wyjazdowa Unionu. "Na oko" szacuję, że jest ich blisko 2 tys. Po ok. 40 min. w niemiłosiernym tłoku schodzimy ciasnymi klatkami schodowymi na parter. Co chwila ktoś komuś wymierza solidne "karczycho". Taka lokalna zabawa w tłumie.

Reasumując:
+ doping melodyjny, piosenki długie, dużo żywiołowych reakcji stadionu, ciekawy sposób prowadzenia dopingu. "Un minuto de silencio dla River" – zniszczyło system.
- nierówny doping, słaba dyscyplina, brak piro, brak napięcia pomiędzy ekipami czy wymian uprzejmości.
Fotoreportaż z meczu - 19 zdjęć

Blog autora powyższej relacji bierze udział w konkursie na Blog roku w kategorii Podróże i szeroki świat. Szczegóły znajdziecie tutaj.

Jeśli i Ty masz ochotę podzielić się swoimi spostrzeżeniami na temat innych aren piłkarskich (i nie tylko) - pisz koniecznie na ultras@legionisci.com.

Poprzednie relacje w dziale Na stadionach.





Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!