Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
fot. Fumen
fot. Fumen
Niedziela, 8 kwietnia 2012 r. godz. 10:58

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

LL! on tour: La Bombonera

Fumen

Estadio Alberto Jacinto Armando to pełna nazwa popularnej "La Bombonery", czyli obiektu należącego do Boca Juniors. Otwarty w 1940 roku stadion może pomieścić niespełna 50 tysięcy widzów. To punkt obowiązkowy dla każdego kibica, który znajdzie się w Buenos Aires.
Stadion La Bombonera - 47 zdjęć Fumena

Po argentyńskich wojażach stolicę kraju Diego Maradony zostawiliśmy sobie na deser. Jednym z punktów zwiedzania BA była wizyta w dzielnicy Boca, w której mieści się wspomniany obiekt. Okolice stadionu są owiane złą sławą – zarówno w oczach mieszkańców, jak i we wszelkiego rodzaju przewodnikach. Owszem, może budynki i ulice nie wyglądają na wybitnie zadbane, aczkolwiek z drugiej strony, nie taki diabeł straszny jak go malują. Ot, trochę jakby warszawska Praga.

Wczesnym piątkowym popołudniem ruszamy w kierunku "La Bombonery" celem zwiedzenia stadionu i nabycia wejściówek na niedzielną potyczkę Boca Juniors – Lanus. Jak się okazało, tego dnia plan udało się zrealizować połowicznie. Przechodząc płynnie z dzielnicy San Telmo w Boca z daleka widać betonową żółto-niebieską bryłę. Po drodze mijamy kilka klubowych lokali, przed którymi przesiadują grupki ludzi raczących się złocistym Quilmesem. Po dotarciu przed bramy stadionu rozglądamy się za możliwością zakupu wspomnianych wejściówek. Oczywiście wszystko zostało wyprzedane i nie ma szans na ich zdobycie - słyszymy w klubie. "Dobra, dobra" – pomyślałem i ruszyliśmy na zwiedzanie.

Z miejsca trafiamy do klubowego sklepu, obok którego mieści się kasa oraz wejście do muzeum. Najtańsza opcja, czyli samodzielne zwiedzanie samego muzeum, kosztuje 35 peso/os. (ok. 26 zł). My decydujemy się na pełny pakiet w postaci muzeum + godzinnego spaceru po stadionie z przewodnikiem (50 peso – 38 zł).

Poznawanie klubowej historii rozpoczyna ściana wypełniona zdjęciami piłkarzy, którzy debiutowali w barwach Boca Juniors. Wśród nich nie brakuje słynnych nazwisk, w tym Diego Maradony, który po raz pierwszy przywdział koszulkę CABJ w 1981 roku. Całość dopełniona jest przez planszę z piłkarzami oraz bilansem ich występów i strzelonych bramek. Po sąsiedzku spotykamy figury Martina Palermo oraz Romana Riquelme. Obaj gracze to niemal klubowe ikony z przełomu wieków. Zresztą drugi z nich cieszy się szczególnymi względami kibiców, o czym przekonaliśmy się na meczu (o tym w kolejnej części relacji).

Gdy już zapoznaliśmy się ze wszystkimi piłkarzami Boca Juniors, mogliśmy poczuć się jak jeden z nich. W specjalnej sali w kształcie piłki nożnej wyświetlany jest film w wersji 360 stopni. Przez 5 minut przechodzimy drogę od zawodnika, który wybiega na murawę "La Bombonery" w towarzystwie chóralnych śpiewów, by dostąpić zaszczytu zagrania w meczu. Oczywiście w decydującej akcji spotkania... marnujemy "setkę". Jednak od czego jest trening i początek drogi na szczyt? Wkrótce wylewamy siódme poty na zajęciach i nie popełniamy tego samego błędu zapewniając swej ekipie zwycięstwo.

Po seansie kierujemy się na pierwsze piętro, mijając ścianę z żółto-niebieskimi koszulkami z ubiegłych lat. Na górze można zapoznać się nie tylko z aktualnym składem Boca, ale przede wszystkim z jego historią. Na trzech ekranach możemy obserwować historię klubu, wydarzenia w Argentynie oraz to, co się działo wtedy na świecie. Wszystko na kilkunastometrowej wystawie osadzonej na osi czasu. Oprócz multimedialnych nowinek w tradycyjnych gablotach znajdują się trofea, proporczyki, buty czy też... gitara. Na końcu poziomu +1 za sprawą Photoshopa możemy sobie zrobić zdjęcie z... Leo Messim, Diego Maradoną czy innymi gwiazdami światowego futbolu. Dziękując za tę atrakcję przenosimy się o piętro wyżej, gdzie na zwiedzających czekają dwie kule oblepione monitorami, na których można obejrzeć bramki strzelane przez gospodarzy. Dodatkowo w przyciemnionym pomieszczeniu znajduje się pięć gablot, w których dumnie prezentują się puchary – w tym jeden z najważniejszych – za wygranie Copa Libertadores.

Z drugiego piętra możemy wyjść jeszcze na trybunę południową, gdzie klubowi pracownicy czekają na turystów skłonnych wydać 60 peso (!!!) za zdjęcie na murawie ze wspominanym trofeum, a raczej jego kopią. Darujemy sobie tę przyjemność i wracamy do sklepu, gdzie dołączamy do grupy zwiedzającej stadion.

Tour po "Bombonierce" prowadzi pracowniczka muzeum biegle władająca również językiem angielskim. Aby zadbać o przyjazną atmosferę, każdy się przedstawia mówiąc, z jakiego jest kraju i komu kibicuje. Okazuje się, iż poza przedstawicielami Argentyny w grupie są również osoby z innych państw Ameryki Południowej (głównie z Brazylii) oraz para ze Szwecji. Tym samym najpierw z historią klubu i stadionu zapoznawali się Latynosi, co pozwoliło na spokojne robienie zdjęć, a po chwili mogliśmy ją usłyszeć w wersji angielskiej.

Całe zwiedzanie stadionu zaczyna się od trybuny VIP, która powstała w 1996 roku, i aby zapewnić regularne wpływy do klubowej kasy loże zostały sprzedane na 10 lat. Jedną z nich zakupił Diego Maradona. Po wygaśnięciu terminu dzierżawy prezes zdecydował o przekazaniu jej "Boskiemu Diego" w prezencie. Gdy już dowiedzieliśmy się m.in. jaka jest pojemność obiektu, gdzie i kto na nim zasiada czy skąd się wzięły barwy oraz nazwa, ruszyliśmy w kierunku Hinchady, czyli miejscowej "Żylety". Pozbawiony krzesełek sektor zajmują najbardziej zagorzali kibice. Ciekawostką jest, iż podczas skakania po tej trybunie wydobywa się odgłos dudnienia, co przy tysiącach fanatyków potęguje efekt dopingu w trakcie spotkania. A wszystko po to, by zdeprymować gości, którzy mają swoją szatnię oraz pomieszczenie do odpoczynku... centralnie pod "La 12".

Jednocześnie w tym momencie można wejść na poziom murawy, żeby zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie (za darmo i bez wspomnianego pucharu). Po chwili opuszczamy na moment mury stadionu, żeby przejść do szatni rywali. Przy okazji dowiadujemy się, iż obok obiektu znajduje się basen, z którego mogą korzystać członkowie klubu kibica. Wspomniane pomieszczenia nie robią piorunującego wrażenia. Dość skromna szatnia, specyficznie pachnąca łaźnia z prysznicami czy mały pokoik do relaksu faktycznie mogą nie najlepiej podziałać na przeciwników.

Stadionowymi korytarzami przechodzimy w kierunku trybuny przeciwległej do VIP. Przy okazji płynnie mijamy strefę wywiadów, w której wypowiadają się również trenerzy (czyżby nie było dedykowanej ku temu salki?). Trzeba przyznać, że wnętrza nie należą do najnowocześniejszych. Słowem – czas się zatrzymał. Wchodzimy jeszcze na sektor, żeby zobaczyć z zewnątrz lożę właściciela klubu, a także usłyszeć powód usytuowania trybuny gości na górze po przeciwnej stronie Hinchady. Oczywiście względy bezpieczeństwa to jedno. Dodatkową przyczyną jest fakt, iż południowa część stadionu jest bardziej narażona na chłodne wiatry od strony rzeki, co ma powodować efekt dyskomfortu wśród przyjezdnych. Ciekawe.

Po zaliczeniu wszystkich trybun, zwiedzenia wnętrz, usłyszeniu kilku ciekawostek oraz nieco napompowani mitem wielkiego klubu Boca Juniors z fanatycznymi kibicami, którzy co mecz zapewniają komplet na "Bombonierce" wracamy przez restaurację i sklep z winami do sklepu z pamiątkami, gdzie żegnamy się z przewodniczką.
Wybór nie powala na kolana – szaliki, koszulki, polo, bluzy, szklanki, kubki, naczynka do picia mate czy drobiazgi dla najmłodszych mieszczą się w ramach pewnego standardu, na który byliśmy gotowi. Za to ceny... jak najbardziej zwalają z nóg. Te przebijają nawet zachodnioeuropejskie marki. 75 zł za szalik, 370 zł za replikę koszulki czy 450 zł za "meczówkę" powodują u nas delikatny szok i uczucie grubej przesady. I nic to, że członkowie klubu kibica mają 20% zniżki. Co ciekawe, po drugiej stronie ulicy wszelkie upominki można kupić znacznie taniej. Identyczny szalik kosztuje 40-50% taniej. Również w ścisłym centrum BsAs, gdzie udział sklepów sportowych na 1 km2 jest naprawdę wysoki, oferuje się wszelkie gadżety po znacznie przyjaznych cenach.

Tym samym z pustymi rękoma żegnamy się jeszcze z figurą Diego Maradony i opuszczamy "Bombonierkę", kierując swe kroki na drugą stronę ulicy do lokalnych sklepików z gadżetami piłkarskimi oraz muzeum de Quique w poszukiwaniu biletów na niedzielny mecz Boca Juniors – Lanus. Jednak o tym w drugiej części relacji z Buenos Aires.

Stadion La Bombonera - 47 zdjęć Fumena



Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!