Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
fot. turi / Legionisci.com
fot. turi / Legionisci.com
Sobota, 4 sierpnia 2012 r. godz. 09:27

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Relacja z trybun: Tropikalna Austria

Hugollek

W 3. rundzie eliminacji Ligi Europy Legia mierzy się z austriackim SV Ried. Mecz wyjazdowy już za nami. Niestety piłkarze przegrali 1-2. Świetnie zaprezentowali się za to kibice warszawskiego zespołu, którzy, mimo że w stosunkowo niewielkiej grupie, bardzo dobrze dopingowali i przygotowali efektowną oprawę, nawiązującą do Powstania Warszawskiego. Relacja z trybun

Jako że pojemność stadionu "Keine Sorgen Arena" (Arena bez trosk) wynosi nieco ponad 7500 miejsc, obawialiśmy się, że mecz będzie mogła obejrzeć jedynie garstka fanów Legii. Ostatecznie udało się wynegocjować z austriackim klubem prawie tysiąc wejściówek. Nie ma się co oszukiwać – te do tanich nie należały. Kwota około dwudziestu euro, jaką przyszło zapłacić warszawiakom za bilet, była porównywalna do tej sprzed kilku lat na wiedeńskim stadionie im. Ernsta-Happela. Wówczas legioniści płacili 18 euro za wejściówkę, zaś uczniowie i studenci mogli liczyć na zniżkę.
Ze względu na niezbyt atrakcyjnego przeciwnika i wysokie ceny biletów, można się było jednak spodziewać mniejszego zainteresowania meczem niż w 2004 czy 2006 roku, kiedy to Legia wylosowała w Pucharze UEFA Austrię Wiedeń. Mimo wszystko frekwencja rozczarowała, bo legioniści wykorzystali tylko 586 wejściówek, czyli niewiele ponad połowę przyznanej puli.

Zdecydowana większość kibiców z Warszawy wybrała najtańszą opcję przejazdu i udała się do Ried im Innkreis samochodami lub busami. Wielu z nich ruszyło na mecz bezpośrednio po zakończeniu ceremonii na Kopcu Czerniakowskim, związanych z 68. rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego. Legioniści mieli do wyboru dwie trasy: krótszą przez Czechy lub nieco dłuższą, lecz bardziej komfortową, autostradami przez wschodnią część Niemiec. Jak się okazało, część osób musiało przejść kontrolę na granicy czesko-austriackiej, ale szczęsliwie obyło się bez większych problemów.

Ried im Innkreis to niewielka miejscowość, położona niedaleko Linz. Jako że niewiele w niej atrakcji, niektórzy kibice postanowili spędzić czas pozostały do meczu w Linz, Salzburgu czy Wiedniu. Znaleźli się również amatorzy kąpieli w jednym z austriackich jezior.
Ci, którzy zdecydowali się zostać w Ried, byli rozczarowani brakiem jakichkolwiek rozrywek. Ponad trzydziestostopniowy upał spowodował, że kibice woleli smakować w cieniu zimne napoje, niż spacerować po miasteczku. W tym zresztą na każdym kroku napotykaliśmy na liczne grupy policjantów pilnujących porządku.

Przy stadionie przygotowano parking dla kibiców z Warszawy. Na miejscu okazało się, że, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, bez problemu można nabyć wejściówki na sektor gości. Legioniści zaczęli się gromadzić w okolicach stadionu ok. 2 godziny przed rozpoczęciem meczu. Przed bramkami zostaliśmy jeszcze wyposażeni przez ultrasów we flagi w barwach Polski, po czym można było wchodzić na sektor. Wejście odbywało się stosunkowo sprawnie i płynnie, ale zostało podzielone na... cztery etapy. Najpierw należało okazać dowód osobisty, po czym sprawdzano zgodność danych z voucherem, następnie trzeba się było uśmiechnąć do kamery, potem następowało przeszukanie i sprawdzenie flag. Na końcu jeszcze tylko sprawdzenie biletu i można było wejść na trybuny. Warto podkreślić, że bilety sprawdzali polscy funkcjonariusze policji.

Sam stadion wygląda kameralnie, ale wszystkie trybuny posiadają zadaszenie. Kibice Legii zajęli trybunę za wschodnią bramką. Dookoła stworzono strefy buforowe, a sektor gości odgrodzono od murawy siatką.
Po raz pierwszy zaznaczyliśmy swoją obecność ok. 40 minut przed początkiem meczu, tradycyjnym "Jesteśmy zawsze tam...". Wiele osób miało obawy, czy w panującym w Austrii upale będziemy w stanie zaprezentować stojący na wysokim poziomie doping. Jak się później okazało, obawy były nieuzasadnione, a my dawaliśmy z siebie wszystko.

Co do gospodarzy, to ich sektor prezentował się całkiem przyzwoicie. Wywiesili kilka flag na płocie, machali flagami na kijach w barwach swojej drużyny oraz prowadzili doping w asyście bębna.

My jednak zajęliśmy się dopingowaniem własnej drużyny. Na dobre rozpoczęliśmy zabawę w drugiej części spotkania. Nie zabrakło dobrze znanych "Ole, ole, ole, ola" czy "Moja jedyna miłość". Pozdrawialiśmy także tych fanów, którzy z różnych względów nie mogą od pewnego czasu wspierać Legii na meczach u siebie i na wyjazdach. Następnie odtańczyliśmy legijnego walczyka – klasycznie i w wersji pogo, po której rozległo się dawno nie słyszane hasło "Zło, zło, agresja!". Tuż przed końcem pierwszej połowy do prowadzenia dopingu włączył się Alchim, który kilka razy zarzucił głośnym "Ceeeee...!". Na początku drugiej części meczu zaprezentowaliśmy okolicznościową oprawę, nawiązującą do rocznicy Powstania Warszawskiego. Na sektorze pojawiły się biało-czerwone flagi, transparent o treści: "We wanted to be free and owe this freedom to nobody" z symbolami Polski Walczącej oraz datą ’44. Całość dopełniło kilka rac, dzięki czemu choreografia wyglądała bardzo efektownie. Odśpiewaliśmy również hymn Polski.

Nawet dwie bramki dla gospodarzy nie osłabiły naszego dopingu. Głośne i długo śpiewane "Legia gol, allez, allez" niosło się po całym stadionie. Przez ostatnie minuty meczu, już bez koszulek, śpiewaliśmy tylko jedno - hit z Wiednia.
Na kilka minut przed końcem kontaktową bramkę zdobył Danijel Ljuboja, co wywołało eksplozję radości w sektorze zajmowanym przez fanów z Warszawy. Mieliśmy nadzieję, że legionistom uda się zdobyć jeszcze jednego gola. Niestety, nie ta sztuka się nie powiodła, chociaż okazje były.
Po meczu podziękowaliśmy piłkarzom za grę, odśpiewaliśmy "Warszawę" oraz "Walczyć, trenować...", po czym przybiliśmy z nimi piątki.

Na opuszczenie sektora nie trzeba było czekać i w ciągu kilkunastu minut mogliśmy udać się w drogę powrotną albo na przedłużony weekend. Kolejny mecz już w niedzielę w Brzesku. Tam jednak zabraknie zorganizowanej grupy kibiców Legii, ze względu na zakaz wyjazdowy w Pucharze Polski.

Doping Legii: 9
Doping SV Ried: 5,5

Fotoreportaż z meczu - 69 zdjęć turi
Fotoreportaż z wyjazdu - 66 zdjęć Hagiego


przeczytaj więcej o: , , , , , ,


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!