Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Kątem oka
Kątem oka
Wtorek, 14 sierpnia 2012 r. godz. 11:08

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Kątem oka - 32. tydzień z głowy

Qbas

Jak ta nasza piłka ma być dobra, skoro liga nie gra już od kwartału, a trenerzy stają na głowie, by jakoś tych zawodników jednak przygotować? Treningi wypadło zacząć już w czerwcu, bo przecież piłkarze nie mogą się lenić nie wiadomo ile. Ale też nie mogą się ciągle przygotowywać. O ile Legia swoje pierwsze oficjalne spotkanie w sezonie 2012/13 rozegrała już 4 tygodnie temu, to większość ligowców kisi się we własnym sosie. Nic dziwnego, że potem polskie kluby zbierają razy od Czarnogórców i Szwedów, a Czesi wręcz gromią naszych rodaków (choć akurat Chorzów to zdaje się leży już za granicą).

Poniedziałek. Legioniści wrócili zadowoleni z Brzeska, gdzie zgrabnie opędzlowali lokalsów w stosunku 4-0. Dwie bramki zdobył Michał Żyro, którego we wczesnej fazie okresu przygotowawczego nie mógł się nachwalić Jan Urban. Teraz też mile połechtał słowem swego podopiecznego, po czym w meczu z Ried posadził go na ławce. I dobrze. Pora, by "Żyrko" przeskoczył na wyższy poziom niż golenie Okocimskiego czy innego Gryfa. Czas na international level!

Wtorek. Podobno klub przedstawił zawodnikom taryfikator premii za wygrane, remisy i mistrzostwo Polski. Jednocześnie piłkarzom postawiono warunek – będzie wygranko, będzie sianko. Oczywiście pochwalamy takie postawienie sprawy. Po pierwsze dlatego, że 200 tys. do podziału za wygraną np. w Bełchatowie to szaleństwo. Po drugie, podobno klub i tak nie ma tylu pieniędzy na premie. Budżet by się zawalił, gdyby Legia nagle zaczęła seryjnie wygrywać. A że kasy brakuje, to widać gołym okiem chociażby na stadionie. Robi się coraz bardziej zaniedbany – nieposprzątane toalety, korytarze, brudne i poobijane ściany, gdzieniegdzie porozbijane drzwi prowadzące na sektory. Przykro się na to patrzy. 5 milionów za mistrzostwo? Poślizg w wypłacie murowany.

Środa. Ha, trener Urban jest mistrzem! Ogarnął się, że Internet szydzi z jego "trudnego meczu" i teraz uważa na słowa. Za każdym razem jesteśmy więc faworytem i bardzo dobrze! Tak też zapowiedział przed rewanżem z SV Ried, a nawet nakreślił plan na to spotkanie. Co ciekawe, udało się go zrealizować, choć ogarniało przerażenie, gdy się patrzyło, jak to Legia zmuszona odrabiać straty gra na początku z kontrataku. Ale skoro trener powiedział, że strzelą trzy bramki, to strzelili. Może by tak przed każdym meczem składał podobne deklaracje?

Czwartek. Jako się rzekło, udało się pyknąć słabiaków z Ried. Legia prowadziła już 3-0 i wydawało się, że co najwyżej może jeszcze dobić rywala. Wtedy nieprzeciętną głupotą postanowił błysnąć Ivica Vrdoljak i po drugiej żółtej kartce zobaczył czerwoną. W tym momencie bardziej krewcy kibice (a raczej kibicki) miały ochotę wykastrować naszego Chorwata. Gdy do tego niedługo później straciliśmy gola i rozpoczął się horror pod naszą bramką nawet ci spokojniejsi bywalcy trybun wspominali coś o wyrwaniu resztki włosów z głowy Ivicy. Na szczęście skończyło się dobrze, mimo że w 87. minucie austriacki obrońca z tylko sobie znanych powodów nie trafił do siatki z odległości 4 metrów. Jego wyczyn postanowili skopiować Kosecki i Radović, którzy nie wykorzystali fantastycznych okazji, ale jednak to Austriak został największym gamoniem tego meczu.

Piątek. Rosenborg Trondheim kojarzy nam się przede wszystkim z Ligą Mistrzów, golami Leszka Pisza i kuriozalną bramką Rysia Stańka. Pamiętamy to, co przyjemne, bo w rewanżu na dalekiej północy zebraliśmy solidne bęcki. Skończyło się 4-0, a jeszcze w pierwszej połowie boisko opuścił kontuzjowany Pisz. Pamiętam, że Paweł Janas zaskoczył taktyką wszystkich, nawet legionistów. Wystawił zespół bez lewego pomocnika, choć do gry palił się Adam Fedoruk. Strach się bać, co będzie teraz. Wśród legijnej braci zapanował wprawdzie optymizm, ale skoro Szwedzi odprawili z kwitkiem Lecha i Śląsk, to dlaczego nie mieliby tego zrobić Norwegowie z Legią? Oczywiście, mogło być znacznie gorzej. Mogliśmy przecież wpaść na Twente, Lazio czy Liverpool. Nie ma co się jednak napinać. To będzie... trudny dwumecz.

Weekend. Koniec tygodnia to przede wszystkim wieloaspektowa farsa związana z meczem o Superpuchar. Wprawdzie wciąż nie wiadomo kto wybrał drużyny na to spotkanie, ale skoro już to zrobił, to nie do pomyślenia jest, że nakazał grać na boisku jednej z nich. I nic tu nie zmienia, że formalnie to Śląsk był gospodarzem przy Łazienkowskiej. To raczej żenująca próba ratowania... w zasadzie nie wiadomo czego. Oczywiście nie można było (nie dało się!) tego spotkania rozegrać na Stadionie Narodowym, bo wiadomo nie od dziś, że to bardzo niebezpieczny obiekt. Grupy kibicowskie Śląska postanowiły więc zbojkotować to spotkanie, a w geście solidarności legioniści zrobili to samo. W efekcie wzajemne zmagania (polecam Wam to określenie, polscy sportowcy nie występują, nie rywalizują, oni się ZMAGAJĄ, najczęściej z sobą) mistrza kraju i zdobywcy pucharu obejrzało ok. 5 tys. ludzi. Sam mecz nie został nigdzie rozreklamowany, nie było nawet żadnych prób ze strony organizatora, by zainteresować nim choćby warszawiaków. Obejrzeliśmy więc nędzne widowisko w wyjątkowo nędznej scenerii, na które nie chciało się pofatygować nawet władzom Ekstraklasy, że o jaśnie oświeconym panu prezesie PZPN nie wspomnę. Dwie godziny później rozpoczął się mecz o Superpuchar Niemiec. Kto widział, ten wie, że różnica była dokładnie taka, jak między reprezentacjami piłkarskimi obu krajów. A o poziomie sportowym szkoda w ogóle rozmawiać. Legia nie potrafiła wygrać ze zgrają drewniaków. To oznacza, że nie jest od nich ani trochę lepsza. W każdym razie, do kolekcji legijnych medali zawodnicy dorzucili srebrne w Superpucharze. Niby mała rzecz, a jednak cieszy. Serdeczne gratulacje!
Na koniec wracamy do kącika "Ulubieńcy lat minionych". Okazało się, że Marcin Mięciel podpisał kontrakt z UKS Łady, grającym w IV lidze mazowieckiej. Warto będzie wybrać się do Raszyna (gdzie rozgrywa mecze ekipa UKS) i popatrzeć, jak nasz dawny idol wypada na tle piłkarzy Żyrardowianki, Mszczonowianki czy Szydłowianki.

Zdjęcie tygodnia



Kinder party na gnieździe. Śpiewać k...!!!

Qbas


przeczytaj więcej o: ,


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!