Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Jan Urban i Jacek Magiera - fot. turi / Legionisci.com
Jan Urban i Jacek Magiera - fot. turi / Legionisci.com
Wtorek, 4 września 2012 r. godz. 22:06

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Publikacja: Legia Urbana = Legia mistrzowska

Radosław Dąbrowski

Od samego początku nie rozumiałem niechęci kibiców Legii do powrotu Jana Urbana na stanowisko trenera. Ok., Urban na pewno nie był pierwszym wyborem działaczy, spełnieniem marzeń fanów, ale co by nie mówić - zrobił przy Łazienkowskiej sporo dobrego. Pracował w specyficznych warunkach i zasłużył na to, żeby teraz pracować w normalnych. I tak jak przez dwa lata nie przekonał mnie Maciej Skorża, tak w dwa miesiące uwierzyłem, że Legia Urbana wróci na swoje miejsce.

Legia Skorży nigdy nie miała swojego stylu. Nie potrafiła grać atakiem pozycyjnym, co powinna czynić w 80% meczów ligowych. Swoje najlepsze mecze zagrała przeciwko rywalom lepszym, kiedy nie trzeba było przejmować inicjatywy. Wystarczyło wyprowadzać skuteczne kontry. To Legia potrafiła, ale gra z kontry ma to do siebie, że w niej potrzeba indywidualnych umiejętności i zgrania, a nie autorskich schematów trenera. Tych nie było. Skorża przez dwa lata nie umiał wpoić tego piłkarzom.

U Skorży denerwowała mnie wieczna asekuracja. Taktykę ofensywną oznaczało wystawienie tylko dwóch defensywnych pomocników. I potem Legia klepała piłkę przez 90 minut bez ładu i składu. Raz indywidualną akcją zwycięstwo dał Wolski, raz pomógł Pietrasiak, ale na dłuższą metę to nie mogło się udać. Wierzyłem do końca. Nawet w 80. minucie meczu w Gdańsku wierzyłem, że to jeszcze nie koniec, że to jest ten sezon, kiedy mistrz musi wrócić na Łazienkowską. Ale on pojechał do Wrocławia. Może to i lepiej, bo nie ma już Skorży. Nie ma Skorży i jego bezstylowej Legii. Wrócił Jan Urban i wróciła wiara, że jak nie teraz, to kiedy?

Cenię ligę holenderską, a w szczególności jej czołowe kluby - PSV Eindhoven i Ajax Amsterdam. Bo tam jak outsider przyjeżdża na boisko lidera, to faworyt pokazuje mu miejsce w szeregu. Szaraczkowi może wyjść jedna kontra i uda się wygrać 1-0. Ale gdyby w telewizji nie było możliwości rozróżnienia kolorów koszulek, bez problemów można by wskazać, który zespół jest lepszy. Lepszy może trafić na swój słaby dzień i przegrać. Ale ma przy tym cisnąć, cisnąć i jeszcze raz cisnąć. Outsider może wygrać, ale po meczu nie ma prawa nawet pomyśleć, że był zespołem lepszym.

Tego brakuje mi w Ekstraklasie. Ostatni zespół, który potrafił dominować rywali to Lech Franciszka Smudy. Paradoksalnie, Kolejorz zdobył mistrzostwo dopiero wtedy, kiedy zaczął grać przeciętnie. Wisła Maaskanta czy Śląsk Lenczyka - bez komentarza. I teraz ten koncert marności może przerwać Legia. Bo pod wodzą Urbana zaczęła grać w piłkę. Pojechała do Bełchatowa i zrobiła swoje.

Podbeskidzie przy Łazienkowskiej mogło wygrać. Ale nawet wtedy nie pisałbym w innym tonie. Porażka jest wliczona w koszty uprawiania sportu. Jednak Legia wyglądała na zespół, który wie po co wyszedł na boisko i - co dużo ważniejsze - wie, jak to zrobić. Legia wychodzi i dominuje. Jako że mamy do czynienia z naszymi ligowcami, to trzeba liczyć się z tym, że coś może nie wyjść. Ale widać, że ten zespół ma styl. Chce wyjść na boisko i miażdżyć, zamiast martwić się, czy i tym razem Pietrasiak sprezentuje trzy punkty.

Nie mam do Legii pretensji o dwumecz z Rosenborgiem, choć pisałem, że awans to powinność tej drużyny. Cokolwiek by nie powiedzieć, w tym dwumeczu spotkały się dwie równe ekipy. I by ktoś mógł awansować, ktoś musiał odpaść. Tym razem los się do Legii nie uśmiechnął, ale walka toczyła się do końca. Do samego końca decydującego gola mogli strzelić tak jedni, jak i drudzy. Rosenborg na pewno nie był słabszy od Helsingborga czy AIK Solna, a jednak to Legia jako jedyna z naszych drużyn nie jechała na rewanż by ratować honor. Jechała żeby awansować.

Jan Urban pokazuje, że ma jaja. Nie boi się posadzić na ławce Janusza Gola, żeby postawić na Daniela Łukasika. Nie boi się zdjąć z boiska Danijela Ljuboji, którego ewidentnie bał się Skorża (w zeszłym sezonie Serb spędził na boisku najwięcej minut ze wszystkich piłkarzy Ekstraklasy - ponad 33-letni napastnik, kompletne żarty). Jak w pokerze, Urban dostał średnią rękę, ale doskonale ją rozgrywa. Na razie wszyscy myślą, że siedzi z parą asów. Podbeskidzie nawet nie za bardzo chciało go sprawdzać, choć przypadkowo mogło wygrać. Ale ten styl musi przynieść Legii sukces. Właśnie tak powinien wyglądać prawdziwy mistrz Polski.

PS. Oglądam właśnie pomeczowy wywiad z Dominikiem Furmanem. Młody chłopak, który właśnie strzelił swojego pierwszego gola dla Legii. I ten zamiast wyjść i powiedzieć "Bardzo się cieszę, ładnie przymierzyłem, tak jak chciałem", kaja się, że "Trochę się podpaliłem. Mogłem zagrać do Michała, ale na szczęście wpadło". Komu jak komu, ale jemu chyba sodówka nie grozi.

Radosław Dąbrowski (http://radekdabrowski.blogspot.com)


przeczytaj więcej o: ,


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!