Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Andrzej Sinielnikow
Andrzej Sinielnikow
Poniedziałek, 4 lutego 2013 r. godz. 11:48

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Sinielnikow: Jestem wierny klubowi tak jak żonie

Bodziach i Gacek

Przez ostatnich kilkanaście lat w koszykarskiej Legii nie było takiego rozgrywającego jak Andrzej Sinielnikow, który w latach 2002-04 grał w barwach naszego klubu w ekstraklasie i na jej zapleczu. Po sobotnim meczu Legii z Turem porozmawialiśmy z "Sinym", obecnie trener ekipy z Bielska Podlaskiego, na temat dawnych występów w naszym zespole. Sinielnikow z sentymentem wspomina swój pobyt w stolicy, gdzie pokazał, że przywiązanie do barw klubowych nieraz jest droższe od pieniędzy.

Urodzony na Białorusi Sinielnikow przyszedł na świat w 1969 roku. W I-ligowym Instalu Białystok debiutował w roku 1992, w wieku 24 lat. Po 9 sezonach spędzonych w tym samym klubie (w tym 3 w ekstraklasie i 6 na jej zapleczu), przed sezonem 2001/02 przeniósł się do Legii. W barwach naszego klubu grał przez 3 sezony. Jego debiut w Legii przypadł na przegrane na wyjeździe spotkanie z Prokomem Trefl Sopot (85-94) 23 września 2001 roku.

"Siny" mimo sporej konkurencji w osobach Kenroya Jarrett'ego i Tomasa Pacesasa, szybko wywalczył sobie miejsce w składzie Legii i w pierwszym sezonie rozegrał 38 meczów, awansując do play-offów, w których po 5-meczowym pojedynku legioniści musieli uznać wyższość Prokomu. W kolejnym sezonie Sinielnikow był już regularnie pierwszym rozgrywającym Legii, łącznie rozegrał 30 spotkań, ale dla całego zespołu rozgrywki były o wiele mniej udane - przetrzebiona kadrowo z powodu braku funduszy Legia, nie zdołała się utrzymać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Co warto podkreślić - do końca sezonu w klubie zostali przede wszystkim młodzi gracze, dla których była to okazja do złapania ligowego ogrania oraz właśnie Sinielnikow (wówczas 34 lata), czy Czubek.

Sinielnikow został w Legii jeszcze na kolejny sezon - 2003/04, który Legia rozgrywała w I lidze (22 mecze). Niestety Legia mimo bardzo mocnego składu nie potrafiła wywalczyć awansu do ekstraklasy i odpadła już w pierwszej rundzie play-off z Turowem Zgorzelec.

Powrót do hali Legii chyba można uznać za sympatyczny?
Andrzej Sinielnikow: Bardzo. Czekałem, że ktoś mi jakiś szalik Legii wręczy, ale niedopatrzenie organizatorów można wybaczyć, bo trochę lat minęło od kiedy grałem w Legii (śmiech). Sentyment jednak pozostał. Grałem tu niezłe mecze, stąd dostałem powołanie do reprezentacji. Fajnie było się dziś spotkać ze starymi znajomymi - Robertem Chabelskim, był też Michał Exner, z którymi powspominaliśmy stare czasy. Szkoda, że nie było wielu starych zawodników, z którymi graliśmy w Legii w ekstraklasie, ale i tak miło się wspominało. Nie wiem, może jeszcze zgubię parę kilogramów i w drugiej lidze zagram (śmiech).

Oczywiście w Legii...
- W Legii są teraz lepsi, naprawdę dobra drużyna. Im dłużej trwa sezon, tym takie zespoły jak Legia mają większe szanse. Dla niektórych sezon się praktycznie skończył. Tak jest i w naszym przypadku - dla nas sezon skończył się wraz z informacją, że w tym sezonie nikt nie spada. Teraz dogrywamy sezon do końca. Legia natomiast się wzmacnia, idzie do przodu, widać zaangażowanie, postępy w grze. Nie mówiąc już o organizacji, która jest perfekcyjna. Szczerze życzę Legii awansu w tym sezonie do I ligi, a później do ekstraklasy.

Trafił Pan do Legii po sezonie 2000/01 z Białegostoku. Jak doszło do tego transferu?
- Wspólnie doszliśmy do porozumienia. Znałem wcześniej Jacka Gembala, byliśmy znajomymi z lat poprzednich z Dojlidów Białystok. Z Robertem Chabelskim też miałem bardzo dobre kontakty. Wydaje mi się, że do Legii trafiłem głównie dzięki decyzji i namowom Jacka Gembala. Przeżyłem tu parę ładnych lat - ekstraklasa, I liga. Widzę, że powrót do korzeni [Sinielnikow nawiązuje do wielkiego baneru "Odrodzenie Potęgi" - przyp. B.] i próba odnowienia legijnej potęgi zmierza w dobrym kierunku i bardzo się z tego cieszę.

W pierwszym Pana sezonie w Legii graliście w play-off z Prokomem i byliście o krok od wyeliminowania zdecydowanego faworyta.
- Była ogromna szansa, żebyśmy ich przeszli. Ten piąty mecz z Sopotu śni mi się po nocach do tej pory. Pan Krauze zbladł na trybunach, gdy na 5 minut przed końcem piątego spotkania prowadziliśmy różnicą 10 punktów. Już teoretycznie było po meczu. Nie wiem jakim cudem Prokom wyszarpał ten mecz. Wielka szkoda, tym bardziej, że wtedy w play-off startowaliśmy z bardzo odległego miejsca, ale graliśmy bardzo dobrze. Mogliśmy wyeliminować Prokom i kto wie jakby się dalej potoczyły losy tej drużyny... Bylibyśmy już w czołowej czwórce i można by było walczyć o medale. Tych 5 meczów z Prokomem to było wielkie wydarzenie - dwa mecze na wyjeździe przegraliśmy, oba w Warszawie zwyciężyliśmy. Szkoda tego piątego meczu.

Po tym sezonie w Legii zaczęło się dziać coraz gorzej i w połowie kolejnego sezonu przeszło pół składu odeszło z powodu braku pieniędzy.
- Niestety wszystko w koszykówce determinują pieniądze. Prawdopodobnie wtedy nie udało się zgromadzić odpowiedniej kwoty i z tego też powodu doszło do takich roszad w składzie i wyniki sportowe były gorsze.

W tamtym sezonie po meczu z Czarnymi Słupsk [6 kwietnia 2003] na Bemowie była niemała afera, także z Pana udziałem.
- Pamiętam ten mecz z Czarnymi [89-90 - przy. B.], kiedy w ostatniej akcji gości, przy naszym prowadzeniu, był ewidentny 'ofens'. Po meczu był protest, oglądanie kaset z zapisem meczu. Najpierw prezesi mówili, że trzeba złożyć protest, bo nas oszukano. Potem skończyło się tak, że ja zostałem ukarany [za słowny atak na sędziów i rzekome namawianie kibiców do pobicia arbitrów - przyp. B.], meczu nie powtórzono. Szkoda tego meczu, bo ten faul ofensywny na Dominiku Czubku był aż nadto ewidentny i do tego w takim momencie. Dominik po 'ofensie' poleciał na 5 metrów, ale sędzia podjął inną decyzję.

Wtedy w Legii do końca sezonu z bardziej doświadczonych zawodników został tylko Pan. Resztę stanowiła młodzież, juniorzy oraz młodsi gracze sprowadzeni z innych drużyn, gdzie nie mieli szans na grę.
- Dogrywaliśmy sezon z juniorami. Ja jestem wierny jak w małżeństwie - mam jedną żonę, dwójkę dzieci. Tak samo mam z klubem. Tylko raz zmieniłem klub - z Instalu Białystok przeszedłem do Legii. I chociaż nie płacono nam w Warszawie przez 10 miesięcy, miałem jakieś zasoby finansowe, które pozwalały mi zostać w Legii, mimo że miałem wtedy propozycje lepsze finansowo z innych klubów. Nie żałuję mojej decyzji. Na koniec prezesi zachowali się honorowo i część pieniędzy, które miałem zapisane - wypłacili. Nie mam do nich żadnych pretensji. Bardzo miło wspominam ten sezon. Po trzecim sezonie w Legii skończyłem granie. Potem, po paru latach przerwy, poszedłem do Bielska Podlaskiego, wprowadziłem tę drużynę do ligi i siedzę już tam z 8 lat.

Spodziewaliście się takiej wysokiej porażki z Legią? Tak naprawdę wygrana gospodarzy nie była nawet przez moment zagrożona.
- Nie jest to wysoka porażka. Teoretycznie powinniśmy przyjechać na pożarcie. Dwóch moich podstawowych zawodników zerwało więzadła krzyżowe i gramy od półtora miesiąca w osłabionym składzie. Z sześciu podstawowych zawodników nie ma dwóch i muszę łatać dziury juniorami i dziś oni pokazali się dobrze. Piękna była dziś atmosfera na trybunach, wspaniała oprawa tego widowiska, w takich warunkach bardzo trudno wygrać na tym parkiecie. Tylu kibiców, wspaniały, głośny doping... pod tym względem było pięknie. Uważam, że nie przegraliśmy wysoko biorąc te warunki pod uwagę. Mogliśmy przegrać wyżej.

Myśleliście w końcówce o wyniku pierwszego meczu obu drużyn, żeby za wszelką cenę przegrać niżej niż 10 punktami i mieć lepszy bilans dwumeczu?
- Pewnie, to gra rolę. Jeśli by się udało, to o to nam chodziło. Ale wiadomo, że układ gier jest taki, że wcale nie musimy mieć tyle samo punktów co Legia na koniec sezonu i wtedy te małe punkty nie będą miały żadnego znaczenia. My teraz będziemy grali bardzo ciężki mecz na wyjeździe w Jaworznie, gdzie będzie bardzo trudno wygrać, prawdopodobnie tego meczu nie wygramy. Potem mamy u siebie mecze z AZS-em AGH i Wisłą Kraków. Na razie nie ma sensu patrzeć tak daleko w tabelę i kalkulować. Fajnie by było, żeby ta różnica w dwumeczu była na naszą korzyść, ale jak się nie udało to trudno.
Korciło mnie dziś, żeby w końcówce wpuścić na parkiet naszego 15-letniego juniora. Co mecz wpuszczam go na krótko, ale dziś pokusa odrobienia wyniku w dwumeczu była większa.

Rozmawiali Bodziach i Gacek



Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!