Kątem oka
Uwaga: Wiadomość archiwalna!
Kątem oka - 39. tydzień z głowy
Qbas, źródło: Legioniści.com
Co za dużo, to zdrowo – powtarzał kiedyś mój przyjaciel, gdy rozlewał kolejną flaszkę. Po kilkunastu dniach codziennego obcowania z Dupoklasą można jednak dojść do zgoła odmiennego wniosku. Nie pamiętam takiego maratonu z polską ligą w roli głównej. Było ciężko, nawet bardzo. Oglądanie zmagań naszych wślizgów wymaga doskonałego przygotowania kondycyjnego.
Trzeba mocno ćwiczyć słabą silną wolę, by wytrwać przed telewizorem i w tej mizerii wypatrzeć kawałek piłki. Na szczęście Legia jest jakby ponad to i pewnie, choć niewysoko, ogrywa kolejnych przeciwników.
Poniedziałek. Prezes Leśnodorski gościł w Orange Sport i wyglądał niczym słynny treser Zbigniew Smutny. Z rozmowy wynikało, że pan Bogusław mocno przeżywa restrykcje UEFA względem Legii. A całe spotkanie zakończył dzwonek telefonu naszego prezesa, który pojawił się, gdy prowadzący zamierzał pożegnać się z gośćmi. Nie ma jak prezesowskie wyczucie!
Wtorek. Legia ogłosiła komunikat po wydarzeniach w Rzymie, w których odcięła się od negatywnych zachowań fanów i przedstawiła zestawienie kar nałożonych przez UEFA na nasz klub. Sprawy mają się tak, że po występach we Włoszech naszych kibiców w Polsce zrobiono ogromny szum, a włoska prasa w dzień po meczu poświęciła im raptem dwie małe wzmianki. Zatrzymano 13 osób, w tym 5 w feralnym samolocie, co dobrze obrazuje skalę działań naszych wyjazdowych wesołków (pozdrowienia dla panów taplających się rok temu w basenie narodowym). Niemniej, możemy być niemal pewni, że czekają nas kolejne kary, a najbardziej prawdopodobną będzie zakaz wyjazdów dla zorganizowanych grup warszawskich fanów.
Środa. Jan Urban jeszcze zdążył dać Żyrze po uszach, gdy stwierdził, że Michał nie wykorzystuje swego potencjału, a ten zagrał zupełnie niezły mecz w Białymstoku. Może to świadczyć o tym, że „Żyrko” wyczerpał już limit dobrych występów w tej rundzie, bo przecież ma za sobą już przyzwoite spotkanie w Szczecinie. Złośliwi mawiają, że Żyro gra dobrze raz na pół roku. I już nieprawda, bo nie raz na pół roku, a przynajmniej dwa razy! W Białymstoku Legia panowała niepodzielnie, ale najpierw głupi faul „Rzeźnika” i błąd Skaby sprawiły, że gospodarze zdobyli bramkę na 1-2, a w końcówce ponownie pomylił się Kuba i pewna wygrana stała się niepewną. „Wojskowi” tracą strasznie dużo bramek. We wrześniu w 4 meczach w lidze aż 7. Z drugiej strony oczywiście strzelają ich całą masę i to zarówno obrońcy, pomocnicy, jak i napastnicy. Jak to dobrze, że bezpowrotnie minęły czasy, gdy byliśmy uzależnieni od formy i humoru pewnego pana:
Inna sprawa, że koszmarnie wyglądającej i, jak się później okazało, rzeczywiście groźnej kontuzji doznał Marek Saganowski po faulu piłkarskiego analfabety Tosika, którego wcześniej Żyro ogrywał jak psa. Jakubie Tosiku, wszystkiego najgorszego.
Czwartek. Legia Oldboys w mazowieckim Pucharze Polski ograła Przyszłość Włochy 4-2 i teraz zagra z PKS Radość. Wśród legijnych oldbojów można było obejrzeć wieloletniego lidera zespołu Piotra Świerczewskiego, wychowanka Tomasza Kłosa oraz zdobywców mistrzostwa Polski Macieja Bykowskiego i Ariela Jakubowskiego. Problem tylko w tym, że „Świr” liderował w Katowicach, we Francji, czy w Lechu, Kłos rzeczywiście jest wychowankiem, ale Boruty Zgierz, a Bykowski z Jakubowskim tytuły mistrzowskie świętowali w Polonii i w ŁKS. To jest słabe, jak mawia prezes Leśnodorski i nawet tłumaczenia Grześka Szamotulskiego, że ci co nigdy w Legii nie grali spełniają teraz swoje marzenia jakoś nie bawią. Niech się byli ligowcy i reprezentanci Polski bawią razem w piłkę, niech nawet wygrają Puchar Polski i awansują do Ligi Europy, ale nie pod szyldem Legia Oldboys. Jest tyle pięknych nazw klubów w Polsce – Koń Luzino, Sprzęgło Wejherowo, Izolator Boguchwała, Parasol Wrocław, Tramwaj Kraków, Swornica Czarnowąsy – można swobodnie czerpać, nie trzeba nic wymyślać.
Piątek. Pamiętam wiele meczów w Szczecinie: z wiosny 1994 r. (0-0), gdy młyn Pogoni wywiesił flagi Legii, a nasz sektor flagi Pogoni, z lata 1995 r., gdy dla Legii strzelił Fedoruk (Pogoń - Legia 1-2) i z jesieni 1998 r., gdy przegraliśmy tam 1-3. Dobrze pamiętam też lato 2000 (1-1, Siadaczka strzelił samobója, a Czereszewski nie trafił z karnego), gdy szczecińska publiczność wygwizdała naszą drużynę i jesień 2002 r., gdy zaraz po laniu w Walencji wysoko ograliśmy na „portowców” na wyjeździe. Potem był marzec 2002 (2-2), gdy w Legii debiutował Artur Boruc, który zastąpił w trakcie spotkania kontuzjowanego Stanewa. Pamiętam rok 2003, gdy nasi piłkarze mieli jakieś problemy na dworcu PKP i lato 2004 r., gdy piękną bramkę załadował Tomek Sokołowski, który grał „na kierownicy” i miał zastąpić Vukovicia, a na trybunach celebrowana była 60. rocznica wybuchu Powstania. Dużo pamiętam, bo to były wyjątkowe mecze. Mecze zgodowe. Były.
Weekend. Legia ograła Śląsk 2-1, choć znów przegrywała. Cieszy determinacja „wojskowych”, ale przede wszystkim duża liczba stwarzanych sytuacji. Jan Urban jak mantrę powtarza, że piłkarze mają być cierpliwi w budowaniu akcji. I wygląda na to, że te słowa zaczynają trafiać, choć, gdy patrzy się na skuteczność Michała Kucharczyka, to można we wszystko zwątpić. Szkoda, że bezsensowną kartkę złapał Ivica Vrdoljak, który ostatnio znów zaczął grać bardzo dobrze, a przez swą bezmyślność nie zagra w Krakowie. Tymczasem w Śląsku dzieje się naprawdę źle, skoro Roman Andersen Zieliński, z zawodu bajkopisarz, z zamiłowania Adolf Hitler, prywatnie kibic, szanse na zdobycie punktów w Warszawie widzi tylko tak: „Piłkarze dobrze wiedzą, że jeden fantastyczny mecz na Łazienkowskiej potrafi zmienić w ich życiu wszystko. (…) Tak ze strony piłkarza – wpaść w oko na Łazienkowskiej daje dużo większą szansę na nowy kontrakcik, niż zdobycie dwóch goli, zaliczenie asysty, 10 odbiorów i 15 celnych, kluczowych podań w meczu Podbeskidzie – Śląsk”.
W kąciku „Ulubieńcy lat minionych” tym razem prawdziwy powrót do przeszłości. Przy okazji meczu Dolcan – Miedź Legnica przypomniał się bowiem, wspomniany już Adam Fedoruk, który jest w sztabie szkoleniowym ekipy z Dolnego Śląska. Fedoruk to autor i jedyny skuteczny wykonawca „chłopskiego zwodu”, jak jego firmowe zagranie nazywał Lucjan Brychczy, a także członek klubu wąsacza w drużynie Legii z połowy lat 90. Przede wszystkim jednak to jego strzał głową zapewnił nam tytuł mistrzowski w 1994 r.
Co ciekawe, w 2003 r. do Legii trafił jego syn, szesnastoletni wówczas Adrian Fedoruk, ale młody „Fedor” nigdy nie wychylił głowy poza rezerwy. Teraz gra w Garbarnii Kraków, ostatniej drużynie w grupie wschodniej II ligi.
To było grane
3 października 2009 r. „Grosik”, z którego małego rozumku śmiała się swego czasu cała Legia, a przez jego hazardowe wybryki osiwiał Jacek Magiera, zagrał na nosie swym byłym kolegom i niemal w pojedynkę zapewnił Jagiellonii wygraną 2-0.
Zdjęcie tygodnia
Marek, czekamy! Cztery do setki!
Qbas
NAJCZĘŚCIEJ KOMENTOWANE:
- Dean Klafurić zwolniony! (267)
- Legia Warszawa 0-2 Spartak Trnava (207)
- PS: Nawałka odmówił Legii (162)
- Nawałka od środy trenerem? (152)
- Klafurić: Możemy pokonać Spartak w rewanżu (145)
- Ukrainiec kandydatem na trenera (133)
- LIVE!: Spartak Trnava - Legia Warszawa (129)
- Spartak Trnava 0-1 Legia Warszawa (117)
- Legia Warszawa 1-3 Zagłębie Lubin (106)
- Klafurić: Przegrana bitwa, ale nie wojna (94)
Zgłoś newsa!
Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam!
Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!