Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
2014-04-09  Arkadiusz Kobus - fot. Bodziach
2014-04-09 Arkadiusz Kobus - fot. Bodziach
Czwartek, 10 kwietnia 2014 r. godz. 23:43

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Niepotrzebne nerwy, Legia walczyła od początku do końca

Bodziach, źródło: Legionisci.com

Mecz z MKS-em Kalisz na pewno wywoływał wśród naszych zawodników i trenerów dodatkowe nerwy. Ewentualna porażka równałaby się z zaprzepaszczeniem całorocznej pracy i niespełnieniem nadziei oraz celu drużyny. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca i Legia zasłużenie awansowała do finału play-off. Piotr Bakun przed pojedynkiem z MKS-em dokonał kilku roszad w wyjściowym składzie.



Warto zwrócić uwagę, że Bakun nie przykłada większej wagi do tego, kto jest graczem pierwszej piątki, a kto nie. W większości spotkań bowiem nasz czołowy zawodnik - Arek Kobus zaczynał spotkania na ławce, a i tak grał zawsze ponad 20 minut i był czołową postacią naszej drużyny. Tym razem Legia zaczęła bez kapitana, Pawła Podobasa, Damiana Cechniaka i Michała Świderskiego. W ich miejsce wprowadzeni zostali Paszkiewicz, Bojko i Kobus, którzy rzadko grywają od pierwszej minuty.

Legioniści zaczęli od paru prostych błędów - m.in. strat Zaperta i Holnickiego, pozwalając rywalom wyjść na prowadzenie 5-2. Jak się później okazało, najwyższego w czasie całego spotkania. W czwartej minucie pojedynku Holnicki doprowadził do remisu, po raz kolejny z Kaliszem trafiając za trzy punkty. Goście z Kalisza jeszcze przez kilka minut raz na jakiś czas wychodzili na 1-2 punktowe prowadzenie, ale skończyło się to po celnej "trójce" Bojki, który przez kilka sekund domagał się podania od Kobusa. Nasz skrzydłowy dość długo wahał się, szukał innego rozwiązania, aż w końcu posłuchał rad trenerów, odegrał do "Boja", a ten ze stoickim spokojem przymierzył, wyprowadzając nasz zespół na prowadzenie 14-13. Chwilę później Bojko trafił spod kosza, a w kolejnej akcji efektownym wsadem akcję wykończył Kobus.

Arek był zresztą najjaśniejszą postacią naszej drużyny w pierwszej połowie meczu. Trafiał niemal z każdej pozycji - za 3 punkty, spod kosza (często będąc przy tym faulowanym), czy właśnie pakując piłkę z góry. Gdy spiker podawał informację, że Kobus ma już na swoim koncie 16 punktów (po kolejnej celnej trójce), Bojko przechwycił piłkę od Zybera, dograł do Kobusa, a pochodzący z Władysławowa zawodnik po raz drugi popisał się efektownym wsadem, wieszając się na obręczy i wywołując aplauz na trybunach. Goście w tym momencie wzięli czas dla drużyny, bowiem ich sytuacja wyglądała nieciekawie. Po 17. minutach gry przegrywali już 25-41. Po krótkiej przerwie udało się im odrobić nawet 6 punktów, ale legioniści po chwili znowu wrócili do swojego grania. Najpierw Bojko dobił spod kosza niecelny rzut za 3 Kobusa, chwilę później Kobus skutecznie wszedł pod kosz, a pierwszą połowę nasz zespół zakończył kolejną trójką Kobusa. 23 oczka zdobyte przez naszego skrzydłowego w pierwszej połowie, było najlepszym podsumowaniem jego świetnej dyspozycji. Wynik 50-36 pozwalał myśleć o spokojnej wygranej.

Po przerwie Kobus grał już mniej, a na pewno oddawał mniej rzutów (ostatni raz punktował w 24. minucie spotkania). Rywale bardziej skupili się na nim, zaś w Legii "odpalili" kolejni gracze. Skuteczny był przede wszystkim "Świder", który grał jak w transie, trafiając i za 3 punkty i z półdystansu, raz w ostatniej sekundzie akcji. Po drugiej w meczu trójce Świderskiego, Legia prowadziła już różnicą 19 punktów (59-40). Tak wysokie prowadzenie, które w kolejnych minutach jeszcze wzrosło, było z pewnością efektem świetnej gry obronnej Legii. W tym elemencie gry wyróżniał się przede wszystkim Bartek Bojko, odcinający od pozycji rzutowych nie tylko Zybera, ale i niższych graczy z Kalisza, próbujących przedrzeć się pod nasz kosz. Ostro w obronie walczyli także Podobas i Zapert. Właściwie w tym pojedynku trudno w Legii znaleźć słabsze punkty. Holnicki świetnie rozgrywał, "Czarny" straszył rzutem, dzięki czemu nie tylko trafił parę rzutów, ale i zaliczył kilka świetnych asyst do podkoszowych graczy (w tym piękne dogranie do Zaperta w pierwszej połowie).

Przed ostatnią kwartą meczu Legia miała nadal znaczną przewagę, prowadząc 66-49, po celnej trójce Pławuckiego i nieudanej odpowiedzi Podobasa do spółki z Jaworskim. Jeśli goście łudzili się, że jeszcze będą w stanie coś zmienić, szybko zostali sprowadzeni na ziemię. Legia z minuty na minutę rozkręcała się i powiększała przewagę. Najpierw Holnicki odebrał piłkę Szymczakowi i wyprowadził skuteczną kontrę, chwilę później "Hol" asystował przy trójce Paszkiewicza, a następnie punktował Zapert. Po 35. minutach Legia prowadziła już 26. punktami (78-52), najwyżej w meczu. Co prawda w odpowiedzi celny rzut z najbliższej odległości oddał Mrówczyński, ale czołowy zawodnik MKS-u nie zaliczy spotkania na Bemowie do udanych. Został zatrzymany przez legionistów i nie mógł rozwinąć skrzydeł. Najlepszym przykładem była kolejna akcja gości, w której "Czarny" wymusił faul w ataku Mrówczyńskiego. Wynik na 84-59 ustalił celnym rzutem za 3 punkty Paszkiewicz. Kaliszanie próbowali jeszcze zdobyć punkty, ale najpierw niecelnie rzucał Wojciechowski, a chwilę później Zapert po raz drugi w meczu zaliczył blok. W ostatniej akcji przyjezdnych, wydawało się, że czekają już tylko na końcową syrenę i zostawią piłkę na boisku, ale jeszcze Kowalski spróbował rzutu rozpaczy z 10 metrów, który nie znalazł drogi do kosza.

Legia bardzo pewnie pokonała MKS Kalisz, po raz czwarty w obecnych rozgrywkach udowadniając swoją przewagę nad tą drużyną. Trzeba przyznać, że nasi gracze zagrali doskonałe zawody, świetnie broniąc, a przy tym skutecznie atakując. Trenerzy naszej drużyny nie wpuścili na parkiet, nawet mimo wysokiego prowadzenia, Bartka Ornocha i Mikołaja Motela, uznając że wysoka wygrana jeszcze bardziej podbuduje morale drużyny przed finałami z Notecią. Pierwszy mecz już w najbliższą niedzielę na Bemowie. Legia udowodniła w środę po raz kolejny, że twierdza przy Obrońców Tobruku jest nie do zdobycia. Jeśli nasi gracze zagrają równie agresywnie i mądrze, Noteć może zapomnieć o korzystnym wyniku.


przeczytaj więcej o: , ,


Komentarze: (0)

Serwis Legionisci.com nie ponosi odpowiedzialności za treść powyższych komentarzy - są one niezależnymi opiniami czytelników Serwisu. Redakcja zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy zawierających: wulgaryzmy, treści rasistowskie, treści nie związane z tematem, linki, reklamy, "trolling", obrażające innych czytelników i instytucje.
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.

Dodaj swój komentarz:

autor:

e-mail:


treść:


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!