Radość Adama Ryczkowski po pierwszym golu w barwach Legii Warszawa - fot. Mishka / Legionisci.com
Uwaga: Wiadomość archiwalna!
Z czerni w biel, czyli Adam Ryczkowski
Jeleń, źródło: Legionisci.com
Przerwa zimowa trwa w najlepsze, więc chcąc zabić piłkarską nudę, przygotowaliśmy kolejny wywiad z cyklu „Wciąż młode wilki.” W drugim odcinku serii o zmianie koszulek z czarnej na białą, dotychczasowych występach i noworocznych postanowieniach porozmawialiśmy z Adamem Ryczkowskim.
Zacznijmy od Twoich początków przy Łazienkowskiej, gdy przeszedłeś do Legii z Polonii. Co powiedzieli na to Twoi koledzy z boiska?
Adam Ryczkowski: Przyjęli moją decyzję ze zrozumieniem. Wiedziałem, że nie mogę już dłużej zostać w Polonii. Przy Konwiktorskiej nie było żadnych szans na dalszy rozwój. Degradacja do IV ligi skomplikowała wszystko. W Polonii w ogóle nie chciałem zostawać. Miałem do wyboru dwie opcje polepszania w moich umiejętności – albo w Blackburn Rovers, albo w zespole mistrza Polski. Nie zdecydowałem się na wyjazd za granicę, toteż gra w Legii była zdecydowanie najlepszą opcją. To zrozumiałe, że w zaistniałej sytuacji pozostanie na Konwiktorskiej byłoby krokiem wstecz. Nie miałem się nad czym zastanawiać i moi znajomi zwyczajnie to rozumieli.
Jak duża była różnica między dwoma warszawskimi klubami, którą odczułeś po swoim pierwszym treningu w Legii?
- Między Polonią i Legią jest – nie ukrywajmy – przepaść, która jest widoczna dosłownie we wszystkim. Legia bije na głowę każdy klub w Ekstraklasie, a coraz bliżej jej do topowych zachodnich klubów. I to wszystko dało się zobaczyć już po pierwszej wizycie przy Łazienkowskiej. Szczerze mówiąc zaskoczyło mnie to, jak dobrze zorganizowany piłkarsko i infrastrukturalnie może być polski klub.
Twój debiut przyszedł bardzo szybko, mimo olbrzymiej konkurencji w ataku.
- Zgadza się. „Szpica” w Legii to ogromnie obwarowana pozycja. Oprócz typowej „dziewiątki” mogę grać też na skrzydle. Moją nominalną pozycją jest gra w środku ataku, ale cały czas szkolę się w grze na boku i z biegiem czasu wychodzi mi to coraz lepiej. Dlatego też to właśnie na nim postawił mnie trener w moim pierwszym meczu. Henning Berg to szkoleniowiec, który nie boi się ufać młodym. Przecież z pierwszym zespołem trenowałem zaledwie miesiąc, zanim trener dostrzegł moją ciężką pracę i zdecydował się postawić na mnie w Superpucharze.
Pierwszy mecz z „elką” na piersi miałeś wymarzony, jednak po spotkaniu z Zawiszą szum wokół Ciebie ucichł, a na boisku pojawiałeś się falami, przeplatając dobrą grę słabymi momentami. Czym było to spowodowane?
- Piłka juniorska zdecydowanie różni się od seniorskiej. Jeszcze czasami siedzą we mnie takie głupie nawyki z gry w juniorach, które bardzo utrudniają dobrą grę w pierwszej drużynie, a z którymi cały czas walczę. Są to przede wszystkim holowanie piłki i zbyt długie zastanawianie się nad kolejnymi ruchami. W profesjonalnej piłce na to wszystko po prostu nie ma czasu. Niezmiernie ważny jest także aspekt siłowy. Chociaż nieustannie pracuję nad swoją kondycją, to fizycznie ciągle jeszcze odstaję od moich starszych kolegów.
Kiedy po przegranym meczu z GKS-em Bełchatów wypchnięto Cię z szatni do rozmowy z dziennikarzami, nie miałeś wrażenia, że z racji Twojego wieku koledzy chcą umyć ręce i zrobić z Ciebie kozła ofiarnego?
- To w ogóle nie wyglądało w ten sposób. Po pierwsze nikt mnie nigdzie nie wypychał. Zostałem w szatni najdłużej, bo miałem lekkie problemy zdrowotne i gdy wyszedłem byłem przekonany, że ktoś już wcześniej rozmawiał z mediami. Okazało się, że byłem tam pierwszy i to na mnie spadł obowiązek udzielenia wywiadów. Byłem trochę zaskoczony i nic poza tym. Absolutnie nie wiązało się to z jakimkolwiek postąpieniem reszty drużyny nie fair wobec mnie.
Na boisku sprawiasz wrażenie działającego po cichu. Jesteś mało widoczny, po czym nagle wyskakujesz z ukrycia i znienacka pakujesz piłkę do siatki. Odpowiada Ci taki styl gry, czy oczekujesz od siebie czegoś zupełnie innego?
- Jestem jeszcze młodym zawodnikiem i nie mam takiej odwagi, żeby cały czas być pod grą. Mam świadomość tego, że obok mnie występują najlepsi piłkarze tej ligi, którzy potrafią stworzyć coś z niczego. Czasem wręcz wydaje mi się, że powinienem poczekać na to co zrobią oni. Ufam im i wiem, że podejmą najlepszą z możliwych decyzji. Nie znaczy to oczywiście, że wobec wydarzeń na boisku przyjmuję bierną postawę. Oczywiście cały czas staram się występować jak najlepiej i pokazywać do gry. Jestem jednak młodym zawodnikiem i to, że nie zawsze jestem widoczny wynika też z tego, że koledzy nie mają do mnie stuprocentowego zaufania. Jeśli piłkę mam otrzymać ja, lub któryś z zawodników z pierwszej „jedenastki”, logiczne jest, że futbolówka zostanie skierowana do niego. Nie mam za to do nikogo pretensji. To co umiem wykonuję najlepiej jak tylko potrafię i jedynie ciężką pracą mogę przekonywać do siebie partnerów, trenera i kibiców.
Na plecach nosisz dość niespotykany numer. 45 to aluzja do Mario Balotellego?
- Nie. Kiedy przed sezonem kierownik kazał nam wybrać numery, jakoś podświadomie pomyślałem o tej liczbie. Dopiero potem zdałem sobie sprawę, że może budzić to skojarzenia z włoskim napastnikiem. Gracz Liverpoolu nie jest jednak moim ulubionym piłkarzem. Od początku mojej przygody z piłką nożną obserwuję i wzoruję się na Fernando Torresie. Mimo słabej formy jaką prezentuje obecnie, nie można zapominać o jego wcześniejszych dokonaniach. Wierzę, że „El Nino” wróci jeszcze do wcześniejszej dyspozycji, ponieważ według mnie Torres z czasów gry w drużynie The Reds i na Euro 2008 to najlepszy napastnik na świecie.
Powiedziałeś, że Twoim wzorem do naśladowania jest Fernando Torres. Czy w Legii również jest osoba, na której starasz się wzorować?
- W Legii można wzorować się na wszystkich [śmiech]. Do drużyny „wojskowych” nie trafia się przypadkiem. Są tutaj sami dobrzy piłkarze i od każdego z nich można podpatrzeć jakieś specjalne ruchy, czy boiskowe nawyki. Cały czas staram się obserwować moich starszych kolegów i od każdego z nich czerpać to co najlepsze. Dla nas, młodych, niezmiernie ważne jest to, że w każdej chwili są oni gotowi pomóc nam, czy podpowiedzieć jak daną czynność wykonywać lepiej.
Jaki klub oprócz Legii jest Ci najbliższy? Czy istnieje jakaś wielka europejska firma, w której gra byłaby spełnieniem Twoich marzeń?
- Szczerze mówiąc nigdy nie miałem jakiegoś zagranicznego klubu, który byłby moim ulubionym. Bardzo podoba mi się jednak liga niemiecka i bardzo chciałbym kiedyś spróbować w niej swoich sił. Myślę, że Bundesliga to miejsce, w którym najlepiej mógłbym rozwinąć swoją karierę.
6 występów w Legii Warszawa, 2 strzelone bramki i tylko 17 lat to dużo, czy liczyłeś jeszcze na więcej?
- Obecny rok był dla mnie niezwykle udany. Wszystko przyszło mi bardzo szybko, ale nie zamierzam spocząć na laurach. Na razie mogę powiedzieć, że jest nieźle. Co prawda pozaboiskowych postanowień noworocznych jeszcze nie zrobiłem i ich przygotowanie mam tylko w planach, ale piłkarskie cele na nowy rok są dla mnie jasne. Chciałbym wystąpić w jak największej ilości meczów, obronić z Legią mistrzostwo Polski i zdobyć puchar. Żeby tak się stało muszę wytrwale pracować. Tylko jeśli będę dawał z siebie 100% będę mógł mieć nadzieję, że z biegiem czasu moje cele się spełnią.
Rozmawiał Jeleń
Komentarze: (4)
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.
Dodaj swój komentarz:
autor:
e-mail:
treść:
NAJCZĘŚCIEJ KOMENTOWANE:
- Dean Klafurić zwolniony! (267)
- Legia Warszawa 0-2 Spartak Trnava (207)
- PS: Nawałka odmówił Legii (162)
- Nawałka od środy trenerem? (152)
- Klafurić: Możemy pokonać Spartak w rewanżu (145)
- Ukrainiec kandydatem na trenera (133)
- LIVE!: Spartak Trnava - Legia Warszawa (129)
- Spartak Trnava 0-1 Legia Warszawa (117)
- Legia Warszawa 1-3 Zagłębie Lubin (106)
- Klafurić: Przegrana bitwa, ale nie wojna (94)
Zgłoś newsa!
Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam!
Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!