Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Dariusz Mioduski z trofeum mistrza Polski na Starówce - fot. Mishka / Legionisci.com
Dariusz Mioduski z trofeum mistrza Polski na Starówce - fot. Mishka / Legionisci.com
Czwartek, 24 maja 2018 r. godz. 13:15

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Mioduski: Legia musi zawsze wygrywać

Woytek i Maciej Frydrych, źródło: Legionisci.com

- Dziś siedzę tu z dwoma trofeami i wydaje mi się, że decyzje, jakie podjąłem w tracie sezonu, były optymalne. Jak bym mógł cofnąć czas, to nic bym nie zmienił. Miano mistrza Polski daje nam możliwość walki o Ligę Mistrzów, jednak trzeba sobie zdawać sprawę, że dostanie się tam w tym roku będzie jeszcze trudniejsze niż w poprzednich latach - mówi prezes i właściciel Legii Dariusz Mioduski. Zapraszamy do lektury rozmowy o minionym sezonie i transferach.

Panie prezesie, to był ciężki sezon, jednak zakończony sukcesami na krajowych boiskach.
Dariusz Mioduski: - To jest najtrudniejszy projekt mojego życia. Wiadomo, że kilka rzeczy w życiu już robiłem, jednak to jest zupełnie inny wymiar. W tym sezonie było widać, że emocje weszły na bardzo wysoki poziom. Patrzę też oczami kibiców, bo dla nich najważniejsze jest zwycięstwo, ale każda bramka strzelona czy stracona ma bardzo duże znaczenie. Wiem, jak ciężko byłoby nam w przyszłym sezonie, jeżeli nie zdobylibyśmy mistrzostwa w tym roku. Wpłynęło by to na finanse oraz całą organizację. W tym sezonie nie tylko staraliśmy się wygrywać na murawie, ale prowadziliśmy wiele projektów pozaboiskowych, które mają nam przynieść sukcesy w przyszłych latach. Trwa rewolucja, która, mam nadzieję, podąża ku stabilności. W normalnej pracy dałbym sobie 3 lata zrealizowanie pewnych założeń, ale w Legii nie ma takiej możliwości. Nie ma czasu na błędy, trzeba wygrywać wszystko co w naszym zasięgu.

Jaki był najtrudniejszy moment w tym sezonie?
- Od samego początku sezon nie układał się po naszej myśli. Odpadliśmy z europucharów, przegrywając jeden mecz. Następnie była sytuacja z Jackiem Magierą, której nie planowaliśmy. Szukaliśmy trenera na już, nie mieliśmy komfortu, który mamy dzisiaj, gdy możemy przeanalizować rynek. Uważam, że zatrudnienie Romeo Jozaka było potrzebne, dużo nam dało i wróciliśmy na pozycję lidera. Przeprowadziliśmy owocne transfery w okienku zimowym, co rzadko się zdarza w naszym kraju. Dzisiaj wiem, że to ryzyko się powiodło. Udało się. Był to bardzo ciężki sezon.

Czy któraś z decyzji w tym sezonie była zła? Czy coś by Pan zmienił?
- Nie wiem... Dziś siedzę tu z dwoma trofeami i wydaje mi się, że były to optymalne decyzje, jakie mogłem wówczas podjąć. Jak bym mógł cofnąć czas, to nic bym nie zmienił.

fot. Woytek / Legionisci.com
Wrzesień 2017, Dariusz Mioduski i Romeo Jozak - fot. Woytek / Legionisci.com

Romeo Jozak to był dobry personalny wybór?
- Nauczyłem się, że nie ma złych i dobrych trenerów. Wszystko zależy od sytuacji klubu w danym momencie. My teraz wiemy, czego oczekujemy od trenera - uczymy się na własnych błędach. W tamtym momencie nie miałem zbyt dużego wyboru przy zatrudnianiu trenera. Potrzebowałem takiego, który podejdzie do zawodników od strony psychologicznej - on to zrobił. Później miał swoje problemy, ale to nie jest tak, że stracił szatnię. Jego prawdopodobnie największym błędem było małe korzystanie z wiedzy Deana Klafuricia.

Czy przykład Jozaka nie pokazał, że jednak warto patrzeć na piłkarskie CV?
- Oczywiście, że tak, to będzie jedno z kryteriów. Nie mamy tego komfortu, luksusu, że możemy wybrać sobie idealnego trenera i go ściągnąć. Rywalizujemy z klubami grającymi w lepszych ligach czy z drużynami, które więcej płacą.

Co Pan myśli o sytuacji z Michałem Kucharczykiem, który został przesunięty do drugiej drużyny?
- To są rzeczy, które powinien załatwić z zawodnikiem bezpośrednio trener. Ja nie mogę ingerować w takie sprawy - to byłby błąd. Jeżeli trener jest przekonany, że to jest to co chce zrobić – a był przekonany – to ja nie mogłem powiedzieć mu "nie", bo dałbym mu łatwą wymówkę. Trener musi czuć drużynę. Jeżeli popełnia błędy, to później one kosztują. Przyznam, że to nie było coś, co ja bym zrobił i powiedziałem to trenerowi Jozakowi.

W którym momencie stracił Pan zaufanie do trenera Jozaka? Miesiąc wcześniej przekonywał pan, że to była dobra decyzja.
- Pierwsze kilka miesięcy pokazało, że on dociera i ma coraz lepszy kontakt z drużyną. Jednak później presja wyniku spowodowała, że trener Jozak większą wagę przykładał do strony mentalnej niż do taktyki. Zacząłem rozumieć, że piłkarze potrzebują bardziej części czysto futbolowej, taktycznej. Tego brakowało. W momencie jego zwalniania byłem pewien, że to słuszna decyzja.

Jak Pan ocenia dotychczasową pracę Ivana Kepciji, który trafił do klubu z Romeo Jozakiem?
- On nie przyszedł z Romeo Jozakiem, został zakontraktowany wcześniej. To razem z nim decydowaliśmy jakiego trenera zatrudnić. Znajomość Romeo i jego wiedza o nim była jedną z rzeczy, która była bardzo pomocna. Natomiast pozycja Ivana jako dyrektora technicznego była i jest niezależna – ma inaczej skonstruowany kontrakt. Mylne jest myślenie, że ich role były powiązane. On był w trudnej sytuacji, bo wcześniej był tym drugim przy Romeo, a został postawiony jako ktoś, kto potencjalnie będzie zwalniał głównego trenera. Bardzo dobrze oceniam jego pracę.

Ale chyba zatrudnienie Romeo Jozaka nie było jego dobrą decyzją...
- Tak, ale na tamtą decyzję mieliśmy 3 dni i był to środek sezonu. Zatrudniając Romeo, nie podjąłem bezpiecznej decyzji z żadnego punktu widzenia, ale to wynikało z mojej oceny, w którą stronę to szło i czy mogliśmy sobie pozwolić na dalsze czekanie. Ostatecznie to nie Ivan tylko ja podjąłem tę decyzję.

fot. Woytek / Legionisci.com
Bernhard Heusler i Dariusz Mioduski - fot. Woytek / Legionisci.com

Czy nie żałuje Pan, że to zimowe okienko transferowe nie zdarzyło się latem, czy po prostu latem nie było możliwości finansowych?
- Nie było możliwości, nie tylko finansowych. Ja przyszedłem na koniec marca, no i cały wysiłek klubu był poświęcony na to, żeby zdobyć mistrzostwo Polski. Nie było takiej prawdziwej możliwości przygotowania do tego, wszystko było bardzo płynne. Letnie okienko transferowe było zrobione na tyle, na ile mogliśmy je zrobić. Muszę przyznać, że nie wyszło ono najlepiej, ale bardzo dużo się nauczyliśmy. Także pod tym względem te lekcje są bardzo wartościowe. Zimowe okienko było przygotowane o wiele lepiej. Też popełniliśmy kilka błędów, których pewnie więcej nie popełnimy, ale popełnimy inne.

Jakich?
- Nie powiem.

Skoro okienko było niezłe, to jak prezes oceni same przygotowania? Wyjazd do USA nie był raczej do końca udany...
- Albo w Polsce zaczniemy myśleć, aby osiągnąć coś więcej, albo będziemy myśleć cały czas przyziemnie. Oczywiście, można powiedzieć, że powinniśmy biegać po lasach i górach.

Można było biegać w USA, ale chyba tego zabrakło.
- Może tak. Po raz pierwszy Legia została zaproszona na taki turniej. Nigdy wcześniej takie coś nie miało miejsca, co już pokazuje, że może my jesteśmy już gdzieś indziej jeżeli chodzi o naszą reputację. Czy my byliśmy przygotowani na to, żeby jechać? Nie wiem, to był pierwszy raz jak to robiliśmy. Mieliśmy też mało czasu, żeby się przygotować, rozeznać. Dziś wiemy, że jeżeli będziemy zaproszeni znowu, to nie popełnimy pewnych błędów. Pojedzie grupa wcześniej, będziemy wiedzieć dokładnie, gdzie trenujemy, jakie są boiska, sale treningowe. Ułożymy mecze w inny sposób, żeby nie było tak, że przyjeżdżamy, gramy mecz i trzech podstawowych zawodników wypada, bo się okazuje, że gramy z silną ekipą, której zależy na tym, żeby wygrać.
Z punktu widzenia budowy naszej marki, przyciągania dobrych sponsorów i zawodników to był absolutnie dobry wyjazd. Były jednak rzeczy, które mogłyby być zorganizowane o wiele lepiej. Statystyki, którymi dysponujemy, pokazują, że byliśmy nieźle przygotowani fizycznie do tego sezonu. Zawodnicy nie mieli praktycznie żadnych urazów mięśniowych, wszystkie kontuzje były mechaniczne. W końcówce sezonu wytrzymywaliśmy mecze kondycyjnie, grając niejednokrotnie w dziesięciu. Fakt, że były mecze, po których było widać większe zmęczenie – szczególnie po przegranych, ale duże znaczenie miało podejście mentalne zawodników. Ponadto Klafurić w inteligentny sposób rotował składem. Zrozumiał, że mamy szeroką kadrę dobrych zawodników i jeżeli jej nie wykorzystamy, to zrobimy źle, bo zabralibyśmy sobie główną rzecz, która jest naszą przewagą. To zadziałało. Szeroka kadra dowiozła nam mistrzostwo.

Czy chcielibyście pojechać w przyszłości na Florydę?
- W przyszłości nie wykluczamy kolejnego tournée po Stanach. Rynek amerykański jest dla nas ważny. Mamy tam licznych kibiców. Mamy szeroką kadrę dobrych zawodników, co staramy się jak najlepiej wykorzystać. Najchętniej na taki turniej byśmy pojechali latem, ale ze względu na europuchary to raczej w najbliższych latach się nie zdarzy.

Czy w przypadku zatrudnienia nowego trenera, zmieni się sztab szkoleniowy od przygotowania fizycznego?
- Nie przewidujemy zmian w sztabie od przygotowania fizycznego. Kresimir Sos ma indywidualną umowę i trafił do nas niezależnie od Romeo Jozaka. To jest taka funkcja w klubie, która ma być stała i niezależna od głównego trenera.

fot. Hagi / Legionisci.com
Dariusz Mioduski na murawie stadionu Lecha tuż po zdobyciu mistrzostwa Polski - fot. Hagi / Legionisci.com

Skoro wzmocnienia przed Ligą Mistrzów zostały przeprowadzone zimą, to jak je Pan ocenia i jaki jest pomysł na transfery letnie. Czy w ogóle będą?
- Okres zimowy oceniam całkiem nieźle, czterech piłkarzy przetransferowanych do nas zimą gra w pierwszej jedenastce. Nie zdarza się to często przy drużynie pokroju Legii. Mamy kilku zawodników, którzy przyjechali do nas pod koniec okienka transferowego, przykładowo Cafu. Wiedzieliśmy, że jest to ogromne ryzyko i będzie potrzebował czasu. Jest kilku zawodników, którzy grają poniżej oczekiwań, dużo ludzi tak ocenia transfer Eduardo. Wiedzieliśmy, że jest to ryzyko, jeśli wypali, to będziemy bardzo zadowoleni, a jeśli nie, to swoim doświadczeniem i zaangażowaniem wspomoże szatnię - tak się stało. Ma jeszcze półroczny kontrakt i nie przesądzam jego przyszłości w Legii. Zakupiliśmy też kilku zawodników, którzy nie mieli grać w pierwszym składzie, są zawodnikami przyszłościowymi, przykładowo Brian Iloski czy Mikołaj Kwietniewski. Oni są naszą inwestycją i nie można przesądzać co z nimi będzie. W okienku letnim będziemy szukali kolejnych wzmocnień, na pewno na pozycji skrzydłowego, lewego obrońcy, który będzie rotować się z Adamem Hlouskiem i wzmocni naszą drużynę. A także drugiego napastnika. To będą jednak bardziej uzupełnienia.

Czy faktycznie te zimowe wzmocnienia były pod Ligę Mistrzów?
- Na pewno pod europejskie puchary. Miano mistrza Polski daje nam możliwość walki o Ligę Mistrzów, jednak trzeba sobie zdawać sprawę, że dostanie się tam w tym roku będzie jeszcze trudniejsze niż w poprzednich latach. Będziemy trafiali na mistrzów Holandii, Szwajcarii czy Turcji, czyli na zespoły, które mają większe budżety. Dla nas celem jest faza grupowa Ligi Europy i pod tym kątem się przygotowujemy. Ponadto budujemy zespół z myślą o następnych sezonach, czyli patrzymy też na młodszych zawodników.

Czy wszyscy zawodnicy zakupieni zimą pozostaną na następny sezon w Warszawie?
- Tego jeszcze nie wiem, w najbliższym czasie będziemy to analizować. Musimy się zastanowić, co zrobić z Mauricio, któremu kończy się wypożyczenie. Co do Eduardo, to jeżeli będzie chciał odejść, to dojdzie do rozmów z zawodnikiem, na tę chwilę ma kontrakt na najbliższe pół roku i nie jest to żaden problem. Jest profesjonalistą i doceniam to, co wniósł do zespołu.

Ale plany związane z Eduardo były większe?
- Wiedzieliśmy, że jeśli wypali, to będzie super, a jak się nie uda, to i tak wielu naszym zawodnikom pomoże. Jemu brakowało bramki. Mógł ją zdobyć w ostatnim spotkaniu przy Łazienkowskiej. Mam nadzieję, że w czasie letniego obozu i nadchodzących europejskich pucharów jego doświadczenie zaprocentuje na naszą korzyść.

A jak wygląda sytuacja Hildeberto?
- Wraca do zespołu i będziemy rozglądali się za wypożyczeniem dla niego. Na razie nie myślimy o rozwiązaniu kontraktu. On ma wielki potencjał, ale tylko od niego zależy, czy go wykorzysta. Na razie nie pokazał, że jest w stanie.

Co będzie z doświadczonymi zawodnikami, którym kończą się kontrakty: Inakim Astizem i Łukaszem Broziem?
- Będziemy myśleć nad tym. To są trudne decyzje, ponieważ są to fajni ludzie i nie jest to tylko kwestia piłkarska. Astiz w tym sezonie jest naszym podstawowym obrońcą, dobrze rozumie się z Michałem Pazdanem czy Remym, a przede wszystkim jest w dobrej formie. Nie wykluczam, że będziemy jeszcze rozmawiać.

Czy skorzystacie z opcji odkupienia Mateusza Wieteski?
- Chwilowo nie będę na takie pytania odpowiadał. Rozważamy taką opcję, naszym celem jest, aby grało u nas jak najwięcej Polaków, którzy są dostępni na rynku i chcą grać w Legii. Mateusz zrobił wielki postęp, jest legionistą. Budujemy nawet ośrodek w jego rodzinnym mieście (śmiech). Jego wykupienie jest poważną decyzją, nad którą będziemy się zastanawiać w najbliższym czasie.

Czy schemat transferów i przygotowań będzie podobny do tego, co działo się rok temu, czyli wszyscy wypożyczeni gracze przyjechali na "casting" do Warki?
- Nie wiem jeszcze jak to będzie wyglądać. Mamy sześciu podstawowych zawodników, którzy prawdopodobnie pojadą na mundial. Jest to okazją na pokazanie się zawodników z akademii oraz będących na wypożyczeniu. Priorytetem będzie patrzenie na rozwój młodych zawodników, takich jak Michalak, Żyro czy wspomniany Wieteska. To są piłkarze mający potencjał na grę w pierwszym zespole Legii i pytanie tylko, kiedy to się stanie. Jeżeli Michalak miałby u nas siedzieć na ławce, to lepiej by grał na przykład w Płocku, bo widać jaki postęp zrobił. Radek Majecki wraca, to jest praktycznie przesądzone i będzie walczył jak równy z równym z Radkiem i Arkiem. Pokazał, że ma potencjał i jest w stanie udźwignąć presję.
Dla Mateusza Żyry następnym krokiem będzie wypożyczenie do klubu Ekstraklasy. Rokuje bardzo dobrze i widzimy w nim naszego podstawowego obrońcę w przyszłości. Uważam, że bzdurą jest mówienie, że Polaków w Legii jest mniej. W Legii muszą grać zawodnicy, którzy są na odpowiednim poziomie. Każdy klub w Polsce chciałby mieć jak najwięcej rodaków, niestety, chwilowo co nie zapytamy o jakiegoś, to suma jaką trzeba zapłacić jest za wysoka. Taki mamy rynek i tego nie przeskoczymy. Dlatego kluczem jest akademia i w nią inwestujemy.

Czy Legia próbowała kupić Carlitosa z Wisły?
- Na pewno jest to zawodnik, który mógłby swoim poziomem wzmocnić Legię. Jednak oczekiwania finansowe Wisły są takie, że jest to nie do zrobienia. Interesowaliśmy się nim, ale nie doszliśmy nawet do konkretnych kwot.

Jak wygląda sytuacja Sebastiana Szymańskiego na rynku transferowym?
- Sebastian nie jest na sprzedaż. Uważam, ze w przyszłym sezonie będzie jednym z liderów naszego zespołu. Zależy nam na budowaniu dobrej reputacji klubu, a Sebastian i Jarek Niezgoda nam w tym pomagają. Szymański - jak odejdzie z Legii - to będzie to najwyższy transfer z polskiej ligi. Już teraz mógłby być.

Jak wygląda sytuacja wysokiego kontraktu Artura Jędrzejczyka? Czy jest to duży problem?
- Artur jest wartością tej drużyny. Na pewno będzie miał konkurencję na swojej pozycji. Uważam, że dużo zależy od niego. Jeżeli chce zostać, to ja oczekuję, że będzie jednym z liderów tej drużyny. Gdyby jednak myślał o odejściu, to usiądziemy i porozmawiamy. W tej chwili nie ma problemu jego kontraktu.

fot. Woytek / Legionisci.com
Dariusz Mioduski - fot. Woytek / Legionisci.com

Podpisze się Pan pod takim zdaniem, że Lech Poznań podarował Legii tytuł?
- Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Aby zdobyć tytuł, Lech i tak musiał z nami wygrać. W rundzie mistrzowskiej wygraliśmy większość meczów. Wkurza mnie stwierdzenie, że polska liga jest słaba. Uważam, że nasza liga jest dobra i nie mamy się czego wstydzić na tle lig europejskich. Nie mamy zawodników, którzy są technicznie wybitni. Myślę, że zagraniczni trenerzy zgodziliby się ze stwierdzeniem, że nasza liga jest najtrudniejszą, z jaką mieli zawodowo do czynienia. Ta liga jest trudna.

Ale później przychodzi weryfikacja w europucharach...
- Ale to wynika z czegoś innego. My jesteśmy po zagraniu polskiej ligi wykończeni. Wszystkie inne kluby z porównywalnych lig, które też muszą przechodzić przez eliminacje, zwykle są mistrzami długo wcześniej. Mają inny cykl i sposób przygotowania. My natomiast wchodzimy do gry z marszu. Nie ma strategii przygotowania do pucharów i później tak to się kończy.
Nasz ranking w europejskich pucharach jest na tyle niski, że będzie coraz gorzej. Dziś mamy zacementowanie układu sił w Europie. To co się dzieje ze współczynnikami rankingowymi powoduje, że będzie coraz trudniej. Jak bylibyśmy dzisiaj na drugim lub trzecim miejscu i mieli grać w europejskich pucharach od drugiej rundy eliminacji Ligi Europy, byłoby nam niezwykle ciężko, by wejść do fazy grupowej. Na końcu tych eliminacji czekają zespoły niemieckie i francuskie, które są w topowej szóstce.
U nas liga jest konkurencyjna i to powoduje, że nie jest tak dobrze w pucharach, jak byśmy chcieli. Spróbujmy zrobić coś, żebyśmy mieli w Polsce 5 silnych drużyn, które jak już zagrają w europucharach, to będą miały szansę coś osiągnąć. Wydaje mi się, że to idzie trochę w tym kierunku. Drużyny takie jak Górnik Zabrze, Wisła Płock, Korona Kielce stawiają na młodych zawodników, co powinno być kierunkiem działań dla pozostałych zespołów z naszej Ekstraklasy.

Jak wygląda sytuacja finansowa klubu?
- W każdym klubie w Polsce zawsze jest walka o ogień. Moją ambicją nie jest, żeby zejść z kosztami w dół, ja chcę zwiększyć przychody. Robimy wszystko, by to zrobić, ale cały czas niestety gra w europejskich pucharach jest nadal konieczną składową. Mam nadzieję, że kiedyś dojdziemy do sytuacji, że nasze przychody będą na tyle wysokie, niezależnie od gry w europucharach, że mieli będziemy mieli z czego pokryć koszty.

A w momencie kiedy nie było przychodu z Ligi Europy Pan musiał wszystko sam dołożyć?
- No a kto? Dziś posiłkujemy się zewnętrznym finansowaniem, ale na końcu zawsze trzeba dołożyć.

Nie widać po Panu jakiejś szaleńczej radości po zdobyciu podwójnej korony.
- Taki już jestem, nie potrafię się cieszyć dłużej niż sekundę. Chwilę później myślę już o tym, co dalej, co czeka nas w nadchodzącym sezonie. Wiem, że powinienem się cieszyć i pewnie byłoby to dużo lepsze dla mnie osobiście... zawsze miałem tak, że nie potrafię się długo cieszyć. Oczywiście jednak cieszę się tą chwilą i wewnętrznie ją bardzo doceniam.



Komentarze: (0)

Serwis Legionisci.com nie ponosi odpowiedzialności za treść powyższych komentarzy - są one niezależnymi opiniami czytelników Serwisu. Redakcja zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy zawierających: wulgaryzmy, treści rasistowskie, treści nie związane z tematem, linki, reklamy, "trolling", obrażające innych czytelników i instytucje.
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.

Dodaj swój komentarz:

autor:

e-mail:


treść:


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!