Wiktor Bołba, Andrzej Fonfara, Maciej Dobrowolski - fot. Legia Warszawa
Uwaga: Wiadomość archiwalna!
Gala WBN, czyli powrót boksu do stolicy
Maciej Dobrowolski, Wiktor Bołba
Gala „Warsaw Boxing Night” zapowiadana jest jako wielki powrót boksu do stolicy. Ma przypomnieć korzenie warszawskiego pięściarstwa, jego wybitnych zawodników, trenerów, sportowców i ludzi. Zakładając taką koncepcję całej gali, klucz spinający nasunął się w sposób oczywisty. Dokładnie w tym roku mija 100 lat od pierwszych walk pięściarskich, jakie w niedługim czasie po zakończeniu I wojny światowej obejrzeli warszawiacy...
Były to walki pokazowe, a ich głównymi propagatorami byli dwaj stołeczni nauczyciele Stanisław Szczepkowski i Stanisław Budny. I pomimo, że początkowo walki na pięści nie wzbudziły, wśród mieszkańców Warszawy większego zainteresowania, to dały początek rozwojowi boksu w stołecznym mieście.
W 1926 roku powstała sekcja bokserska WKS Legia Warszawa, której inicjatorem i pierwszym instruktorem był sierżant Karwuś. Walki były wtedy inne niż teraz. Zawodnicy nie stosowali odskoków, co najwyżej uniki, a pojedynki, ku uciesze publiczności, przeważnie obfitowały w mordercze wymiany ciosów. Dzięki takim zaciętym walkom, sport pięściarski zjednywał sobie w Warszawie coraz więcej sympatyków. Przyniosło to swoje wymierne efekty... Po latach hegemonii przedstawicieli Poznania i śląska, tytuł mistrza Polski w kategorii średniej, zdobył warszawiak, popularny wśród kibiców "Walter" Walery Karpiński.
W ostatnich dwóch latach przed wybuchem II Wojny światowej boks w Warszawie był sportem już niezwykle popularnym, niemalże masowym. Znamienny jest fakt, że wówczas w Warszawie było aż 21 klubów z sekcjami pięściarskimi zarejestrowanych w OZB. Nic więc dziwnego, że prężne i pasjonujące się pięściarstwem warszawskie środowisko zrodziło pierwszego przed wojną mistrza Europy. Był nim wychowany na Grochowie Antoni Kolczyński „Kolka”, nazywany również „dzieckiem Warszawy”. Tytuł mistrzowski wywalczył w 1939 roku w Dublinie. żył krótko, bo zaledwie 47 lat, ale bardzo treściwie, codziennie biesiadując z szemranym towarzystwem w zakamarkach Grochowa, w praskiej „Oazie” czy na „Różyku”. Podczas jego pogrzebu zjawiło się tysiące warszawiaków. Płakali wszyscy, tak bardzo kochali „Kolkę”.
W okresie okupacji wielu pięściarzy warszawskich brało udział w walce z okupantem. Na przykład zawodnik sekcji pięściarskiej Legii, Henryk Doroba, kompanię wrześniową odbył w I Baterii I Pułku Artylerii Przeciwlotniczej. W końcu września w okolicach Tarnowa, dostał się do niewoli, a następnie po udanej ucieczce, przedostał się do Warszawy. W czasie okupacji wstąpił do AK przyjmując pseudonim „Docha”, od nazwiska znanego w okresie przedwojennym motocyklisty Legii. Działając w konspiracji dokonywał licznych sabotaży. W 1943 roku, osaczony przez gestapo uratował się przed aresztowaniem, ucieczką po dachach domów z ulicy Siennej na Mariańską. Po wybuch Powstania Warszawskiego Henryk Doroba walczył w rejonie Powązek. Był autorem wielu bohaterskich działań. 30 września, został ranny podczas walk w rejonie Placu Inwalidów. Traf chciał, że jeden z przeczesujących teren niemieckich żołnierzy – prawdopodobnie też dawny pięściarz, rozpoznał go jako boksera i spowodował przewiezienie do szpitala w Tworkach. Niestety pomoc przyszła za późno i po kilku dniach zmarł.
Bohaterem II wojny światowej był bez wątpienia inny pięściarz warszawskiej Legii, Tadeusz „Teddy” Pietrzykowski. We wrześniu 1939 roku brał udział w obronie Warszawy. Po kapitulacji próbował przedostać się do Francji by wstąpić do Wojska Polskiego formowanego przez gen. Władysława Sikorskiego. Niestety został złapany przez ssmanów i aresztowany trafił do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Tam rozpoznany przez Niemców musiał walczyć na pięści. Walczył i wygrywał tak cenną żywność, chleb i margarynę. Dzięki boksowi przetrwał piekło obozów w Oświęcimiu, Neuengamme, Bergen-Belsen. W Oświęcimiu „Teddy” Pietrzykowski należał do ruchu oporu utworzonego przez rtm. Witolda Pileckiego. Po wojnie został przez komunistów zmuszony do opuszczenia Warszawy. Zamieszkał i założył rodzinę w Bielsku-Białej i tam też zmarł.
Po wyzwoleniu, do leżącej w gruzach Warszawy, z wojennej pożogi wracali dawni sportowcy i zaczynali tworzyć podwaliny pod sport. W lipcu 1946 roku, zorganizowano pierwsze powojenne zawody bokserskie w Warszawie. Na stadionie Wojska Polskiego drużyna BOS wygrała mecz z Bronią Radom 13:3.
W tymże 1946 roku, reaktywowano sekcję pięściarską WKS Legii Warszawa. W pierwszych powojennych latach pięściarzem Legii wysokiej klasy był zawodnik wagi ciężkiej Andrzej Gościański. Jego popularność wzięła się od niezwykle silnych uderzeń z „mańkuta”, po których rywale wielokrotnie padali na ringu.
Za sprawą CWKS Warszawa, nastąpił rozkwit pięściarstwa w Stolicy. „Wojskowi”, którzy dzięki powołaniom najlepszych pięściarzy w kraju do armii, w latach 50., dysponowali wyjątkowo mocnym składem. Potwierdzeniem tego była trwająca niemal dekadę hegemonia CWKS-u. Ringowym występom takich mistrzów jak Zbigniew Pietrzykowski, Henryk Kukier, Henryk Niedźwiedzki, Sylwester Kaczyński czy Leszek Dorosz towarzyszyło ogromne zainteresowanie. Każde zwycięstwo pięściarza CWKS-u kibice przyjmowali istną eksplozją radości. „W CWKS-ie nie było żadnego wojska, ale wkurzał mnie sam fakt, że ktoś mający jedną belkę więcej na pagonie mi rozkazywał. Szlag mnie trafiał w sytuacjach gdy jakiś małolat zwracał się do mnie w formie: słuchajcie, wiecie, rozumiecie”, wspominał swoje pierwsze chwile pobytu w CWKS-ie Warszawa Zbigniew Pietrzykowski. Szeregowy Pietrzykowski swoją karierę w CWKS-ie Warszawa, rozpoczął od... zdobycia tytułu mistrza Polski. Nie mógł jednak przystosować się do reguł wojskowych. Kiedyś, gdy trener Stanisław Wasilewski, będący w stopniu kapitana objechał go wymyślając od najgorszych, wrzeszcząc: „Coś ty ch... narobił”. Zbigniew, najpierw z przerażenia zrobił wielkie oczy po czym pomyślał: jak bym ci za tego ch... zap...ł to byś oknem wyleciał. Dla Pietrzykowskiego, najgorszą sprawą w wojsku był to, że ktoś wyższy rangą mógł bezkarnie besztać drugiego człowieka.
Po wycofaniu się z ringu mistrzów lat 50., do głosu doszli ich następcy. W Legii na gwiazdy pierwszej wielkości wyrastali tacy pięściarze jak pierwszy legijny Mistrz Olimpijski Józef Grudzień, czy inni medaliści Olimpijscy: złoty Jan Szczepański, srebrny Wiesław Rudkowski, brązowy Janusz Gortat, czy jeden z największych talentów w historii polskiego boksu, nazywany „pięściarską perłą Legii”, Jan Gałązka.
Jan Gałązka w kraju, w wadze koguciej był bezkonkurencyjny. W życiu prywatnym bardzo lubił życie rozrywkowe i towarzystwo pięknych kobiet. Przez jego łóżko przewinęło się ich naprawdę bardzo dużo i gdyby został postawiony przed dokonaniem wyboru; mistrzostwo w boksie czy towarzystwo kobiet, bez wątpienia wybrał by drugą opcję.
W latach 80. ton bokserskiej Warszawy nadawali zawodnicy CWKS Legii i WKS Gwardii. Zresztą nie tylko Warszawy. Legia i Gwardia to były najmocniejsze ekipy pięściarskie w Polsce. A tacy zawodnicy jak: Bogdan Gajda, Kazimierz Szczerba, Henryk Petrich, Zbigniew Raubo z Legii, czy gwardziści Jerzy Rybicki oraz bliźniacy z Bródna, Paweł i Grzegorz Skrzeczowie, reprezentowali najwyższy poziom światowy.
O Bogdanie Gajdzie, mistrzu Europy z 1977 roku w Halle, można powiedzieć, że wystarczył jeden jego „firmowy” "pyk" i rywal siadał na deski. O słynnym zwodzie „Gajdy”, wiedziała cała Polska, a wszyscy i tak się na niego nabierali. Cała tajemnica tego zwodu polegała na tym, że najpierw skutecznie próbował uderzyć w dół, potem markował podobne uderzenie, i kiedy przeciwnik w reakcji opuszczał gardę odsłaniając się, Gajda wtedy nokautującym ciosem uderzał do góry.
O tym, że krajowy boks został zdominowany przez warszawskie kluby świadczyły pojedynki legionisty Krzysztofa Kosedowskiego, zawodnika Polonii Warszawa Tomasza Nowaka, czy zacięte boje walczących w wadze ciężkiej, legionisty Janusza Czerniszewskiego z Pawłem Skrzeczem, pięściarzem warszawskiej Gwardii. Walkami tych bokserów żyli fani w całej Polsce.
Wymiany ciosów, zejścia, uniki, odskoki, kontry, to była prawdziwa „szermierka” na pięści. Publiczność szalała, dziennikarze się kłócili po werdyktach sędziowskich, a fantastyczni zawodnicy utrwalali swoją mistrzowską renomę kolejnymi zwycięstwami.
Pierwsze kroki w Legii stawiał, chyba najsłynniejszy polski bokser, Andrzej Gołota. Znakomicie wyszkolony, wysoki i sprawny fizycznie „Andrew”, zyskując olimpijską sławę przeszedł na zawodowstwo. Walczył kilka razy o tytuł „króla” wszechwag i chociaż w jego walkach nigdy nie brakowało wielkich emocji, to z tych najważniejszych, schodził z ringu pokonany.
Kontynuatorem sukcesów warszawskich pięściarzy jest gwiazda dzisiejszej Gali, Andrzej Fonfara i jego młodsi stażem koledzy. I tak właśnie historia w "pigułce" tutaj się zatrzymuje, a zaczyna rzeczywistość.
Rzeczywistość warszawskiego boksu. Tu i teraz...
Kto z nas w ciągu całego swojego życia, chociaż raz nie stawał z rękami podniesionymi do walki? Czy to przy okazji pierwszej „solówki” czy do rozwiązania jakiegoś dziecinnego sporu, czy chociażby w wersji „light” - w domu przed lustrem? Z chwilą przyjęcia nieudolnej postawy do walki, nie mając nawet pojęcia o boksie i jego technikach, na chwilę można było stać się kimś innym. Znaleźć się w centrum wydarzeń i poczuć jak na największych ringach świata. Pięściarze których tutaj wspomnieliśmy, a także wielu których nie zdołaliśmy wymienić, zapragnęli spełnić swoje marzenia i poczuć to co czuli od dziecka, podnosząc ręce do walki. Dlaczego akurat oni przeszli albo przejdą do historii? Dlatego bo zrezygnowali z wielu ważnych i przyjemnych rzeczy. To do czego doszli odliczane było setkami litrów potu, krwi, niezliczonej ilości złamań, obić, zadrapań. Te talenty szlifowały się na salach których „klimatu” i zapachu, za żadne pieniądze nie kupiliby producenci filmu „Rocky”, ani żadnego innego. Jeszcze nie tak dawno, wchodząc do salek na Fortach czy Gwardii, od pierwszych chwil czuć było, że wkracza się w inny wymiar sportu. To kuźnie i miejsce harówy tych wszystkich niepokornych dzieciaków, które zapragnęły iść już jako prawdziwi bokserzy dalej i dalej i dalej.
Wielu z tworzących warszawski boks już nie ma. Odeszli i gdzieś „TAM” błyszczą talentem. Niektórzy zasiądą na trybunach i będzie można ich spotkać, tak jak zawsze gdzie dzieje się coś ważnego związanego z boksem. Ta trzecia grupa, to między innymi ci których widzicie dzisiaj. To obecne pokolenie zawodników piszących nowy rozdział boksu w Warszawie. Wspomniany już Andrzej Fonfara ale również Michał Cieślak, Michał Olaś, Arkadiusz Wrzosek i rozpoczynający zawodową kartę walk Paweł Rumiński. Nie możemy zapomnieć o tych, którzy 16 czerwca na warszawskim Torwarze stoczą swoje pojedynki w formule boksu olimpijskiego. Kacper Łaszczyk, Karolina Koszewska, Natalia Marczykowska oraz Jakub Bujała to na ich barkach leży przyszłość polskiego pięściarstwa w olimpijskiej odsłonie. Będzie to hołd warszawskim tradycjom bokserskim, które w tym roku obchodzą swoją 100 rocznicę.
BILETY NA GALĘ
Bilety na Galę Warsaw Boxing Night (16 czerwca, hala COS Torwar) są dostępne w sprzedaży ze zniżką do 10% w kasie biletowej nr 4 na stadionie przy Łazienkowskiej. Wejściówki można także nabywać na ebilet.pl.
Komentarze: (0)
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.
Dodaj swój komentarz:
autor:
e-mail:
treść:
NAJCZĘŚCIEJ KOMENTOWANE:
- Dean Klafurić zwolniony! (267)
- Legia Warszawa 0-2 Spartak Trnava (207)
- PS: Nawałka odmówił Legii (162)
- Nawałka od środy trenerem? (152)
- Klafurić: Możemy pokonać Spartak w rewanżu (145)
- Ukrainiec kandydatem na trenera (133)
- LIVE!: Spartak Trnava - Legia Warszawa (129)
- Spartak Trnava 0-1 Legia Warszawa (117)
- Legia Warszawa 1-3 Zagłębie Lubin (106)
- Klafurić: Przegrana bitwa, ale nie wojna (94)
Zgłoś newsa!
Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam!
Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!