Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej

Piątek, 23 listopada 2018 r. godz. 17:12

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Legioniści w setną rocznicę Obrony Lwowa

OFMC, źródło: Legionisci.com

W czwartek, 22 listopada delegacja kibiców Legii Warszawa złożyła wieniec przy Grobie Nieznanego Żołnierza z okazji 100 rocznicy Obrony Lwowa, podjętej przez ludność cywilną, w tym liczną młodzież i dzieci, przeciwko regularnym wojskom ukraińskim. Postawa mieszkańców Lwowa była żywą legendą II Rzeczypospolitej i wzorem postępowania dla kolejnych pokoleń, w tym naszych późniejszych Powstańców Warszawy.

Nic tak trwale nie łączy Warszawy z Lwowem jak właśnie to Miejsce Pamięci – Grób Nieznanego Żołnierza, w którym od 1925 roku spoczywają prochy anonimowego Bohatera z Cmentarza Obrońców Lwowa. Tak, w warszawskim Grobie Nieznanego Żołnierza leży jedno z Lwowskich Orląt. Ten fakt na zawsze będzie symbolem trwałego związku Lwowa z Polską.

A czym był wtedy sam Lwów? Był wieloetnicznym miastem wręcz promieniującym polskością, co powodowało, że wielu przybyłych do tego miasta cudzoziemców, osiadłszy w nim, po prostu się polonizowało. Dotyczyło to także losów urzędników austriackich. Synowie tych urzędników walczyli w polskich powstaniach narodowych po naszej stronie. To przypadki niejednokrotne. Albo Rudolf Indruch – polski patriota architekt Panteonu Cmentarza Orląt był owocem lwowskiego słowacko czeskiego małżeństwa. Nieoceniony Zbigniew Herbert – jego rodzina to też spolszczeni w kolejnych pokoleniach Austriacy. A jeszcze Ormianie, Żydzi...

W drugiej połowie XIX Lwów był zarządzanym przez Polaków centrum polskiego życia politycznego, naukowego i kulturalnego. Można powiedzieć pełnił nieformalnie rolę stolicy Polski, której na mapach Europy podówczas nie było.

A u progu Niepodległości Rzeczypospolitej, kiedy wlały się doń ukraińskie wojska, polskich wojsk by Lwowa bronić, akurat w mieście nie było.

Poszły więc bić się między innymi dzieci i młodzież. Najmłodszy z nich, Jaś miał ledwie 9 lat. Karabin z którym szedł był większy od niego. Wymieniać by w zasadzie można wszystkich tych młodziutkich Bohaterów, ale niewątpliwie ich uosobieniem byli Jurek Bitchan i Antoś Petrykiewicz – późniejszy najmłodszy kawaler Orderu Virtuti Militari. O nich pisano wiersze, o nich śpiewała lwowska ulica. A biły się też dziewczyny. Irena Bentchówna (z ojca Niemca), Zosia Cholewianka, Helenka Grabska, czy Zosia Wrońska. Często w pierwszym szeregu.
Wytrzymali trzy tygodnie – i w końcu doczekali odsieczy polskich wojsk. Obronili Lwów.

Pamiętajmy jednak, że we Lwowie mieszkali także Ukraińcy i mieli do Lwowa swoje plany przy swej świeżo rozbudzonej tożsamości narodowej. Było wiele mieszanych polsko-ukraińskich rodzin. Polacy i Ukraińcy studiowali na tych samych uczelniach. Byli kolegami ze studiów, szkół. I oni też ruszyli do walki, a kiedy nagle stanęli naprzeciw siebie - w znacznej mierze ten konflikt przybrał obraz walk bratobójczych, co podkreślali w prowadzonej w czasie walk korespondencji Arcybiskup Lwowa, dzisiejszy święty Kościoła Katolickiego, Józef Bilczewski i grekokatolicki Patriarcha Andrzej Szeptycki. Dochodziło do dramatycznych, wzruszających, czasem zabawnych wydarzeń. W czasie przerwy w walce grupy młodzieży obu stron częstowały się jedzeniem, wymieniali kanapkami. Na jednej ulic Śródmieścia kamienice kontrolowali Polacy, a bruk trzymali w szachu Ukraińcy. W jednej z kamienic działała kuchnia polowa i z pomocą linki próbowano przetransportować ugotowaną strawę do kamienicy naprzeciwko. Ukraińcy ustrzelili kociołek – i było po zupie. Ale już do następnego kociołka nasi przymocowali portret Tarasa Szewczenki, ukraińskiego poety, i Ukraińcy przestali strzelać a zupa bezpiecznie dotarła na drugą stronę.

Głośny był przypadek, kiedy w rejonie ulicy Gródeckiej Ukrainiec strzelił do zacienionej postaci w oknie, jak się później okazało – niechcący zabił własną żonę. Polkę. Zrozpaczony popełnił samobójstwo.

Tak to wyglądało z perspektywy ulicy. I to podkreślają dzisiejsi Polacy we Lwowie. Tam nie było żadnych rzezi, ludobójstwa... To było sto lat temu, te obchody możemy świętować dziś razem... Tak mówią.

A potem na tej samej lwowskiej ulicy stał Marszałek Francji Ferdynand Foch, który wypowiedział słynne słowa, że kiedy Europa zastanawiała się nad kwestią granic Polski – Lwów odpowiedział wielkim głosem "Polska jest tutaj!".

Bo taki był nasz Lwów. Miasto symbol, miasto legenda, miasto utracone, miasto odznaczone orderem Virtuti Militari i herbową dewizą Semper Fidelis. I mamy święte prawo do tego, by o tym wszystkim pamiętać. Obowiązek, by pamiętać – również.

Cześć i chwała Bohaterom!
Niech żyje Lwów!



przeczytaj więcej o: , ,


Komentarze: (0)

Serwis Legionisci.com nie ponosi odpowiedzialności za treść powyższych komentarzy - są one niezależnymi opiniami czytelników Serwisu. Redakcja zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy zawierających: wulgaryzmy, treści rasistowskie, treści nie związane z tematem, linki, reklamy, "trolling", obrażające innych czytelników i instytucje.
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.

Dodaj swój komentarz:

autor:

e-mail:


treść:


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!