Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Ricardo Sa Pinto, Radosław Kucharski i Dariusz Mioduski - fot. Woytek / Legionisci.com
Ricardo Sa Pinto, Radosław Kucharski i Dariusz Mioduski - fot. Woytek / Legionisci.com
Wtorek, 2 kwietnia 2019 r. godz. 16:47

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Słowo po niedzieli: Problem

Qbas, źródło: Legionisci.com

W Dariuszu Mioduskim znów coś pękło i zwolnił Ricardo Sa Pinto z funkcji trenera Legii. Tak naprawdę pękło już po porażce w Poznaniu, ale prezes jeszcze próbował zaklinać rzeczywistość. Zresztą wszyscy chcieliśmy wierzyć, że może być lepiej, choć to było tylko chciejstwo. Zwolnienie RSP to dobry ruch, pierwszy krok ku normalności, której jednak w klubie nie będzie dopóki nie zostaną wykonane kolejne.

„Pudrowanie g…” – takich słów użył jeden z członków sztabu Legii po zeszłorocznym mistrzostwie. W drużynie wiedzieli, że są źle zarządzani, ale chyba nie spodziewali się, że może być jeszcze gorzej. Mioduski został prezesem Legii niemal dwa lata temu. W tym czasie I zespół prowadziło pięciu szkoleniowców. Średnio więc trener pracuje przy Łazienkowskiej niecałe pięć miesięcy. Po zatrudnieniu RSP na trzy lata wydawało się, że nastąpi wreszcie pożądana stabilizacja. Można było przypuszczać, że prezesi klubu w końcu prześwietlili kandydata, wiedzą jakiego chcą i jaki jest potrzebny Legii.

Oczywiście to była ułuda. Sa Pinto był trenerem z łapanki. Opcją trzeciego albo i czwartego wyboru. Zdecydowało głównie to, że ma opinię charakternego szkoleniowca, który potrafi wprowadzić do zespołu dyscyplinę, zagonić do ciężkiej pracy. To przecież zawsze się podoba kibicom. RSP to miał być taki drugi Czerczesow, tylko w wersji dla ubogich, choć sam wymagania miał światowe. Jednocześnie Portugalczyk znany był jako nieposkromiony, autorytarny furiat, którego drużyny grają topornie. Ta mieszanka, w połączeniu z dziecięcą niecierpliwością prezesa nie mogła więc wypalić, choć sam łudziłem się, że tym razem pan Mioduski zachowa się bardziej odpowiedzialnie. I odpowiednio. Że będzie w stanie ułożyć relacje z trenerem, że pokaże, kto jest szefem i kto rządzi.

Niestety, wyszło jak zwykle. Legia Sa Pinto grała słabo, notowała wyniki na poziomie pana Romeo Jozaka (bilans RSP: 15-7-6, bilans RJ: 16-3-8), a co gorsza, podobnie jak w przypadku Chorwata, po przeciętnej, ale dającej nadzieje na przyszłość jesieni, przyszedł wiosenny regres i to mimo teoretycznego wzmocnienia drużyny. Doszło do tego kolosalne zagęszczenie atmosfery w klubie, spowodowane tak wynikami, jak zachowaniem Portugalczyka, który wszystkimi pomiatał, wszystkich traktował z góry, a do historii przejdzie karczemna awantura, jaką urządził prezesowi, po meczu z Cracovią (przedstawiona przez klub w mediach, jako wezwanie RSP na dywanik u DM), w trakcie której miał wykrzykiwać, że tylko on w tym klubie zna się na piłce i nie otrzymuje potrzebnego wsparcia.

Właściwie już po tym zdarzeniu byłem przekonany, że to koniec Sa Pinto w Legii. Po porażce w Poznaniu, gdy dowiedziałem się, że członkowie zarządu Legii na loży głośno mieli mówić, że już zmieniliby trenera, ale nie mają pomysłu co dalej, nabrałem całkowitej pewności, że to tylko kwestia czasu. Pewność została wzmocniona w Częstochowie, gdy jeden z członków sztabu energicznie tłumaczył prezesowi, że ch… gramy, a ten ze zbolałą miną kiwał głową. Po 0-4 w Krakowie musiało dojść do zwolnienia. Problem w tym, że to powinien być przyczynek do głębokiej przebudowy sposobu zarządzania Legią i pionu sportowego, a na to się nie zanosi.

Przede wszystkim, o czym pisałem o tym niedawno, trzeba byłoby zreformować sposób myślenia w klubie. Opracować realny projekt, pomysł na kolejną, tym razem już skuteczną przebudowę Legii. Należałoby więc zacząć od zmiany prezesa, którego zachowanie i działania determinują to, co dzieje się w klubie i wokół niego. Na tym stanowisku powinien znaleźć się człowiek znający się na piłce, mający charakter, choćby po to, by móc współpracować z właścicielem oraz trzymający nerwy na wodzy. Czyli de facto przeciwieństwo obecnego. Kto mógłby zostać nowym prezesem? Biorąc pod uwagę realia i uwarunkowania najlepszym w mojej ocenie byłby Maciej Sawicki, ale to oczywiście obecnie nierealna opcja. Może zatem Jacek Zieliński?

Zrestrukturyzować należy też pion sportowy. Dyrektor Radosław Kucharski wydaje się być bowiem biernym obserwatorem wydarzeń, stanowisko jakby go przerastało, nie stanowi pomostu łączącego I drużynę z prezesem. Pracuje jakby nie był przełożonym trenera, a jednocześnie partnerem do rozmowy dla prezesa. Kto za niego? Na pewno ktoś inteligentny i pracowity, znający legijną rzeczywistość, niezależny, z własnym zdaniem i pomysłem na działanie. Może więc Jacek Bednarz? A może pora pójść bardziej ekstrawagancko i postawić na kogoś pokroju Mateusza Borka?

Legia, o czym pisaliśmy już latem 2018 r., to w pełni autorski projekt Mioduskiego, który uwielbia opowiadać o planach, wizjach i strategiach. Niestety, wyrzucenie Sa Pinto i tego następstwa ponownie udowadniają, że czegoś takiego nie ma. Prezes bowiem nie uczy się na błędach, nie wyciąga wniosków z przeszłości. Znów zwalnia i nie ma bladego pojęcia co dalej. Wie tylko, że trzeba przewietrzyć w szatni, do której sam przecież nawpuszczał odoru. Pozbawił zespół liderów, przekazał tę rolę trenerowi i dał mu wolną rękę, a ten nie tolerował w drużynie silnych charakterów. Mioduski i Sa Pinto rozwalili zespół od środka i teraz Vuković z Saganowskim spróbują to pozbierać. W założeniu, przy dużym wsparciu samych zawodników (coś wam to przypomina?).

Pan Dariusz tym samym znów, jak przed rokiem, gdy wyrzucał wyśnionego trenera na lata z Chorwacji, umywa ręce i nie tyle ratuje klub, co swój wizerunek. Chce wyjść z twarzą. Gdyby bowiem zależało mu teraz na dobru Legii, to od paru tygodni miałby opracowany plan awaryjny, w klubie wiadomo byłoby kto może zostać następcą Portugalczyka. Tymczasem on długo nie wiedział nawet, kto poprowadzi najbliższy trening. Nie ma żadnego pomysłu na drużynę, na to kto i jak ma w niej grać. Zero koncepcji.

Mioduski opowiada, że jego strategią jest wygrywanie trofeów i stawianie na wychowanków. To totalne pomieszanie pojęć, bo mówi o celach. Próbuje połączyć ogień z wodą i oczywiście nie ma pojęcia jak to zrobić, choć chętnie przyjmuje wzorce. Chce przenosić do Warszawy Dinamo Zagrzeb, czy FC Basel. Tylko za kadencji RSP sprowadził samych obcokrajowców (ogólnie 19 z 24 transferów do klubu za rządów DM) i opowiada, że Legia jest młoda i polska (po przerwie w Krakowie zagrało siedmiu zagranicznych, co nie jest zresztą wyjątkiem w ostatnich meczach). Kopiuje jednak nieudolnie, bo sam sobie narzuca imperatyw zdobywania tytułów. Planuje wygrywać młodzieżą mistrzostwo Polski. No, tak się nie da. I tu koło się zamyka.

Pierwszy krok ku normalności został zrobiony. Bez drugiego i trzeciego, czyli zmian organizacyjnych, traci na znaczeniu. Bo co to za różnica, kto będzie trenerem, jak wszystko będzie pozbawione podstaw? Sądzę jednak, że nie nic dobrego nas nie czeka. Ba, przyznam, że po wczorajszym wywiadzie Mioduskiego dla sport.pl straciłem wszelkie nadzieje. Boję się o przyszłość klubu. Prezes bowiem nie tylko ponownie udowodnił, że nie zna się na futbolu, ale sprawiał wrażenie człowieka zupełnie niezdolnego do autorefleksji. W dodatku nieprzygotowany do wypowiedzi na żywo, zaprzeczał sam sobie, zwłaszcza, gdy negował sens piłkarskich projektów. Mówił tylko, by coś mówić. On nie widzi, że głównym problemem Legii nie jest trener, a sposób w jaki sam prowadzi klub.

Tymczasem prezes firmuje nazwiskiem amatorszczyznę przy Łazienkowskiej. On zatrudnia szkoleniowców. On przyjmuje, że brak jakiegokolwiek pomysłu dyrektora sportowego na strategię budowania zespołu i klubu od strony sportowej, drenowanie klubowej kasy przez autoryzowany przez Kucharskiego trzeci sort graczy, jest w porządku, bo liczą się trofea. To wreszcie prezes odpowiada za ogromne długi, w jakich znajduje się klub, a które stale rosną.

Problemem Legii nie był Ricardo Sa Pinto. Problemem jest Dariusz Mioduski.

Autor: Jakub Majewski “Qbas”
Twitter: QbasLL



Komentarze: (0)

Serwis Legionisci.com nie ponosi odpowiedzialności za treść powyższych komentarzy - są one niezależnymi opiniami czytelników Serwisu. Redakcja zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy zawierających: wulgaryzmy, treści rasistowskie, treści nie związane z tematem, linki, reklamy, "trolling", obrażające innych czytelników i instytucje.
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.

Dodaj swój komentarz:

autor:

e-mail:


treść:


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!