fot. Woytek / Legionisci.com
Uwaga: Wiadomość archiwalna!
Relacja z trybun: Always look on the bright side of life
Bodziach, źródło: Legionisci.com
Przed meczem z Zagłębiem Legia miała jeszcze szanse na mistrzowski tytuł, ale po porażce w środę w Białymstoku, jego zdobycie nie zależało już tylko od wyniku meczu przy Ł3. Konieczna była strata punktów przez Piasta, który mierzył się z Lechem. Lechem, którego fani zabiegali o to, by poznańscy piłkarze podłożyli się Piastowi, aby tylko 15. tytuł nie trafił do znienawidzonej stolicy. Mimo wszystko nie brakowało optymistów, którzy wierzyli w splot szczęśliwych okoliczności, który sprawiłby, że przyjdzie nam świętować mistrzostwo na Starówce.
Główne obawy kibiców dotyczyły oczywiście spotkania rozgrywanego równolegle w Gliwicach. Tylko nieliczni przypominali, że to nasi gracze w ostatnich meczach tracili punkty na potęgę (porażka z Piastem i Jagiellonią, remis z Pogonią). Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania fani mobilizowali się do dopingu na maksymalnych obrotach, zgodnie ze słowem danym piłkarzom, że będziemy ich wspierać do końca. Dzięki temu, świadomie lub nie, kolejne setki kibiców, zaczynały wierzyć w powodzenie.
Przed wejściem na trybuny Nieznani Sprawcy przeprowadzili zbiórkę na oprawy. Tego dnia legioniści po raz kolejny pokazali kunszt na scenie ultras, potwierdzając, że odjechali całej reszcie naszej sceny ultras na bardzo długi dystans.
Trzy dni przed spotkaniem pojawiła się informacja dotycząca zamknięcia sektora gości dla kibiców z Lubina, którzy w tym czasie prowadzili zapisy na wyjazd do Warszawy. Sprawa wynikła po rozmowach dyrektorów ds. bezpieczeństwa obu klubów, ze względu na bardzo skromne zainteresowanie wyjazdem ekipy z Dolnego Śląska. Fani Legii czym prędzej zaproponowali Zagłębiu możliwość wejścia na stadion (tym bardziej, że lubinianie wielokrotnie wpuszczali nas u siebie na zakazie), jednak ci z owej propozycji nie skorzystali. Szkoda, bowiem ostatecznie mecz rozegrany został bez przyjezdnych.
Frekwencja tego dnia na trybunach była przyzwoita, choć oczywiście do kompletu brakowało sporo. Warto przy okazji zwrócić uwagę na fakt, że klub dość późno rozpoczął sprzedaż biletów, bo dopiero w czwartek przed południem, czyli na trzy dni przed meczem. Dlaczego tak? Otóż w przypadku korzystnego wyniku w Białymstoku, planowano podnieść ceny biletów na ostatnie spotkanie...
Na wyjście piłkarzy zaprezentowana została pierwsza oprawa. Najpierw na dolnej części Żylety rozciągnięta została sektorówka "Beznadzieja", a hasło to bez trudu każdy mógł dopasować do sytuacji. Po kilku wykonaniach "Mistrzem Polski jest Legia" nastąpiła dalsza część choreografii - z górnego sektora zjechała kolejna sektorówka, która zasłoniła trzy pierwsze litery widocznego początkowo hasła, a oprócz hasła "Nadzieja" widoczna była postać zamaskowanego kibica Legii. Po odliczaniu obszar Żylety, na którym nie było sektorówek, rozbłysnął blaskiem blisko setki rac.
Pomimo sporego zadymienia sędzia nie przerwał spotkania, bowiem dym unosił się głównie nad naszą trybuną. Trybuną, która od pierwszej minuty wrzała i niosła mnóstwo fanatycznych emocji. Początkowo chyba udzieliły się one nawet naszym piłkarzom, którzy dość szybko wyszli na prowadzenie, a my mieliśmy chwilę radości. Tym bardziej, że w Gliwicach było jeszcze 0-0. Dopiero po chwili zaczęły spływać informacje, że gracze Lecha, z bramkarzem na czele, położyli się tak, by gliwiczanie wjechali z piłką do bramki. Czy miało to wpływ na nasz doping? Wydaje się, że w pierwszej połowie na pewno nie - wzajemna mobilizacja sprawiała, że licznik decybeli, pojawiający się tego dnia co jakiś czas na telebimach, pokazywał ok. 120. Kilka razy oczywiście próbowaliśmy rozruszać pozostałe trybuny, śpiewając na dwie strony, bądź tańcząc walczyka Labada. Przez pierwszych kilkanaście minut w dolnym rzędzie trybuny im. Kazimierza Deyny powiewało kilkadziesiąt flag. Później flagowisko przeniosło się na trybunę za bramką, gdzie zresztą regularnie powiewają.
W drugiej połowie spora część zawodników poruszała się boisku tak, jakby nie do końca chciało im się walczyć o zwycięstwo. W efekcie w końcu goście wyszli na prowadzenie, co przy prowadzeniu Piasta przesądzało, że fety z okazji mistrzostwa tego dnia nie doświadczymy. Mimo wszystko Żyleta nie zwalniała tempa i zdzierała gardła na naprawdę wysokim poziomie. Zupełnie nieadekwatnym do poziomu zaangażowania graczy.
Na 10 minut przed końcem spotkania "Staruch" zaintonował kultową piosenkę z Monthy Pythona - "Always look on the bright side of life". Trudno było podejrzewać, że ta tak ochoczo zostanie podłapana przez kibiców i do tego wykonana zostanie z gwizdaniem jak w oryginale. Całość wyszła kapitalnie, szczególnie razem z oprawą zaprezentowaną na pięć minut przed końcem. Wówczas na dole Żylety rozciągnięty został malowany transparent "Always look on the bright side of life", a ponad nim odpalone zostały setki rac i ogni wrocławskich. Zapowiadana przez meteorologów burza przy Łazienkowskiej nie miała miejsca, ale nagle zachmurzyło się znacznie.
Czarne chmury zaczęły się także zbierać nad piłkarzami Legii, którzy co prawda strzelili wyrównującą bramkę, ale w niedzielę na boisku zaprezentowali się (przez sporą część meczu) bez woli walki, bez ambicji, a tego kibice wybaczyć nie potrafią. Tym bardziej, że od kilku spotkań, piłkarze mieli wsparcie nieco na "kredyt". W końcu tuż przed końcowym gwizdkiem coś w nas pękło...
Na Żylecie wywieszony został transparent "Mioduski, jedyną Twoją wizją jest brak jakiejkolwiek wizji", a fani zaczęli skandować "Legia grać, k... mać!". Następnie poszło już lawinowo i kolejne hasła wykrzykiwane były pod adresem właściciela klubu, jak i piłkarzy: "Mioduski gdzie jest mistrzostwo?!", "Tego mistrza już mieliście, ale wszystko zje...ście!", "Amatorzy, bez ambicji!", "Mioduski zmieniaj trenera", "Wstyd, wstyd, Legia wstyd!", "Mioduski zmieniaj prezesa!", "Trzech trenerów to za mało, by coś zdobyć się udało" oraz "Kudłaty, nie znasz się na tym".
Piłkarze podeszli w pobliże Żylety (ale na bezpieczną odległość), skąd klaskali niczym foki. Gracze, którzy od kilku meczów, mimo fatalnych wyników, mieli zapewnione wsparcie "na dobre i na złe", w decydującym spotkaniu dali ciała na całej linii. Kibice zaś pokazali, że w pewnych aspektach mogą być wyrozumiali, ale nie będą tolerować nie tyle bylejakości, ale przede wszystkim braku pełnego zaangażowania. A o tym, że od miłości do nienawiści bywa całkiem blisko, zawodnicy, którzy jeszcze przed tygodniem słyszeli po meczu zupełnie inne hasła, tym razem żegnani byli głośnym "Wypier...ć!", a także "Legia to my!".
W tak smutny sposób zakończył się sezon 2018/19, w którym Legia nie zdobyła żadnego trofeum i fatalnie zaprezentowała się w europejskich pucharach. Kolejne rozgrywki rozpoczniemy 11 lipca od meczu w pierwszej rundzie el. Ligi Europy. Rozgrywki ligowe rozpoczną się półtora tygodnia później. Aby awansować do fazy grupowej LE, legioniści będą musieli wygrać cztery dwumecze.
Frekwencja: 21 376
Kibiców gości: 0 (zamknięty sektor)
Autor: Bodziach
Komentarze: (0)
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.
Dodaj swój komentarz:
autor:
e-mail:
treść:
NAJCZĘŚCIEJ KOMENTOWANE:
- Dean Klafurić zwolniony! (267)
- Legia Warszawa 0-2 Spartak Trnava (207)
- PS: Nawałka odmówił Legii (162)
- Nawałka od środy trenerem? (152)
- Klafurić: Możemy pokonać Spartak w rewanżu (145)
- Ukrainiec kandydatem na trenera (133)
- LIVE!: Spartak Trnava - Legia Warszawa (129)
- Spartak Trnava 0-1 Legia Warszawa (117)
- Legia Warszawa 1-3 Zagłębie Lubin (106)
- Klafurić: Przegrana bitwa, ale nie wojna (94)
Zgłoś newsa!
Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam!
Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!