Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Domagoj Antolić - fot. Mishka / Legionisci.com
Domagoj Antolić - fot. Mishka / Legionisci.com
Czwartek, 13 lutego 2020 r. godz. 19:30

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Domagoj Antolić: Tylko razem można coś osiągnąć

Qbas, źródło: Legionisci.com

- Będę szczery. Bardziej odpowiada mi filozofia gry w piłkę, jaką wyznaje trener Vuković. Zawsze przy piłce, zawsze do przodu. Pomysł na grę Sa Pinto był bardziej bezpośredni - dużo walki, agresji i trudno było się do tego przystosować - mówi Domagoj Antolić w rozmowie z naszym serwisem. Do końca jego kontraktu z Legią pozostało niecałe dwanaście miesięcy i nie są prowadzone są rozmowy na temat jego przedłużenia.

Zapraszamy do lektury.

Strzelacie tak dużo goli, że chyba i ty pozazdrościłeś kolegom i postanowiłeś zdobyć pierwszą bramkę w sezonie?
- Tak! (śmiech) To był dobry start rundy dla mnie, ale też dla drużyny. Bardzo ważnym było dla nas wygrać na inaugurację. Takie zwycięstwa dodają pewności siebie, poprawiają atmosferę. Przed spotkaniem czuliśmy pewien dreszczyk emocji. Nie wiedzieliśmy, jak wypadniemy po zgrupowaniu, a przecież fani i dziennikarze oczekiwali łatwego, wysokiego zwycięstwa. My byliśmy przygotowani na ciężką walkę i tak to też wyglądało na boisku. Mieliśmy przewagę, ale nie stwarzaliśmy okazji. Dopiero po stracie gola zepchnęliśmy ich w okolice pola karnego i zaczęliśmy dominować. Przy czym Arek Malarz po raz kolejny udowodnił, że jest znakomitym bramkarzem i wybronił w kilku niesamowitych sytuacjach. W końcu jednak znaleźliśmy na niego sposób.

Trochę czekałeś, by zacząć spełniać oczekiwania.
- Rzeczywiście. Uważam, że początek miałem całkiem udany. Grałem nieźle, wygraliśmy dublet. Następnie jednak przyszedł gorszy sezon. Teraz jednak znów czuję się dobrze. Odpowiada mi też styl gry, gdy ciągle atakujemy i chcemy mieć piłkę. Lubię taki futbol, jak gramy. Czuję się bardziej odpowiedzialny za wyniki i widzę, że koledzy też na mnie liczą. To dodaje pewności siebie.

Mało kto jednak wierzył, że możesz odgrywać w tej drużynie ważną rolę. Jedyną osobą, która w ciebie nie zwątpiła był trener Vuković.
- Dla każdego piłkarza bardzo ważne jest czuć wsparcie trenera, sztabu. Vuković wierzył we mnie, dał mi szansę i dzięki temu poczułem się znacznie lepiej.

Najgorzej ci szło za kadencji Sa Pinto.
- Będę szczery. Bardziej odpowiada mi filozofia gry w piłkę, jaką wyznaje trener Vuković. Zawsze przy piłce, zawsze do przodu. Pomysł na grę Sa Pinto był bardziej bezpośredni - dużo walki, agresji i trudno było się do tego przystosować. Poza tym nie czułem się dobrze w sytuacji, gdy przez trzy mecze nie grałem, potem występowałem raz i znów wracałem na ławkę. Trudno mi było wówczas pokazać, to co najlepszego potrafię. Oczywiście nie chcę się usprawiedliwiać, ale tak to odbieram.

Skoro potrzebujesz regularnych występów, to na początku sam sobie przeszkodziłeś, gdy musiałeś pauzować po czerwonej kartce w meczu z Jagiellonią zaraz po przyjściu do Warszawy.
- O tak. Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy (śmiech). To był wypadek. Nie jestem zawodnikiem, który często fauluje i zbiera dużo kartek.

Możliwe, ale parę miesięcy potem wyleciałeś z boiska w bardzo ważnym meczu w Trnawie, a drużyna przegrała. Przypadek?
- To była końcówka spotkania. Już wówczas graliśmy w osłabieniu, ale do końca walczyliśmy o drugą bramkę. W tamtym meczu byliśmy lepsi, ale brakowało skuteczności. Jestem przekonany, że gdybyśmy zdobyli drugą bramkę, to nawet w osłabieniu byśmy awansowali.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Czy wy się czymś różnicie z Andre Martinsem? Boiskowi bliźniacy?
- Zgadza się. Jesteśmy bardzo podobni. Lubimy ze sobą grać, coraz lepiej się poznajemy. Wygląda to już na tyle dobrze, że nawet bez porozumiewania się wiemy, co który z nas ma zrobić w danym momencie i jak zachować się powinien drugi. Mamy też podobne zadania na boisku. Lubimy małą grę, krótkie wymiany podań, jesteśmy mobilni. Jeśli jeden się podłącza do ataku, to drugi zostaje. Wymieniamy się też pozycjami, raz to on jest bardziej z prawej, a ja z lewej, a czasem odwrotnie.

Mówisz o podobieństwach. A różnice?
- Oj nie wiem. Nie lubię mówić o sobie. Andre lubi wchodzić w drybling z piłką. Ja chyba robię to rzadziej. Większe różnice mógłbym przedstawić przy porównaniu do Cafu, który miał większe predyspozycje do gry ofensywnej, strzelał więcej goli. My gramy bardziej jako takie nowoczesne „szóstki” – potrafimy bronić, ale i kreować grę.

Łatwiej się gra, gdy występujecie z Gwilią czy Luqinhasem?
- Właściwie to dla nas bez różnicy. Obaj są odpowiedzialni i pomagają w defensywie, a nasza z Andre rola w ataku się nie zmienia. „Luqi” to wspaniały zawodnik, szybki, dobry technicznie, trudny do zatrzymania, co pokazuje choćby statystyka fauli na nim. Gra z nim to duża przyjemność. Do tego nic nie rozumie z tego co do niego mówię, więc mogę mówić co chcę (śmiech).

A to nie jest problem, że on nie porozumiewa się z resztą drużyny?
- Jest bardzo inteligentny. Rozumie wszystkie polecenie i wskazówki w trakcie treningów, jak i meczów. Poza tym w razie czego w roli tłumacza dobrze sprawdza się Andre.

Nie przeszkadza wam to, że jak gracie z trójkę z Luqinhasem, to jesteście chyba najniższym trio środkowych pomocników w Polsce?
- Moje filozofia futbolu opiera się na grze technicznej, a nie walce. Każdy z nas potrafi walczyć, ale najważniejsze są piłkarskie umiejętności. Dzięki nim dajemy sobie radę.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Jak przychodziłeś do Legii dwa lata temu, to chyba nie sądziłeś, że przez ten czas ani razu nie zagrasz w fazie grupowej europejskich pucharów. To chyba największa porażka?
- Największa porażka moja, jak i całej drużyny… Zdecydowanie tak. W Zagrzebiu byłem przyzwyczajony do regularnej gry w pucharach i z takimi oczekiwaniami przychodziłem do Warszawy. Wiedziałem przecież, że Legia też co sezon grała w Lidze Europy, czy Lidze Mistrzów. To nieprawdopodobne, że nam się nie udało awansować. Wierzę, że tym razem będzie inaczej. Mamy dobrą drużynę i jeśli latem utrzymamy kadrę, może dokonamy jeszcze jakichś wzmocnień, to powinno się udać. Legia to wielki klub i jej miejsce po prostu jest w Europie.

No dobrze, ale czy jesteście dostatecznie silni? Radzicie sobie bardzo dobrze w środku pola, ale w lidze. Mecz z Rangersami pokazał, że przy silnej linii pomocy macie problemy i potrzebujecie wsparcia od napastnika, by zachować równowagę w tej strefie boiska.
- Rangers swymi występami w Lidze Europy, jak i w lidze szkockiej udowodnili już, że są bardzo silną drużyną. Tymczasem my walczyliśmy z nimi bardzo zaciekle i do samego końca dwumeczu. Zdecydowała jedna bramka i wydaje mi się, że to właśnie o to jedno trafienie byliśmy słabsi. Moim zdaniem tymi spotkaniami pokazaliśmy, że jesteśmy dobrą drużyną. Rangers to duża marka i tak myślę, jak tak teraz rozmawiamy, że może w Glasgow podeszliśmy do nich ze zbyt dużym respektem?

Brak stabilizacji w składzie i na ławce chyba wam nie pomaga. Jesteś tu dwa lata, a przeżyłeś już cztery zmiany trenerów, kilkudziesięciu zawodników przyszło, odeszło. Ba, nie wiem czy wiesz, ale z 70 występami jesteś w obecnym czwartym piłkarzem pod względem liczby spotkań rozegranych w Legii. Więcej mają tylko Astiz, Jędrzejczyk i Lewczuk.
- Żartujesz? Nie wierzę… Kiedy tu przyszedłem i rozmawiałem z zawodnikami, którzy byli w klubie od dłuższego czasu, to mówili mi, że w każdym okienku transferowym dochodzi tu do wielu zmian. Moim zdaniem drużyna powinna posiadać kręgosłup 7-8 piłkarzy i wokół niego powinno się budować. Duże zmiany mogą przeszkadzać.

fot. Woytek / Legionisci.com
fot. Woytek / Legionisci.com

Rzeczywiście do takich zmian dochodzi niemal co okno. Dopiero to zimowe jest spokojniejsze.
- Widać to też było w końcówce ubiegłego sezonu. To była trudna sytuacja, kiedy wielu doświadczonym zawodnikom kończyły się umowy i ten etap ich kariery zmierzał do końca, a przyszłość była niewiadomą Nie wiem, czy potrafili się w 100% skoncentrować na grze, a tylko będąc w pełni skupionym możemy wygrywać w tak wyrównanej lidze, jaką jest Ekstraklasa. Gdy wygraliśmy 3-1 w Gdańsku wszyscy mówili, że losy tytułu są przesądzone, a przecież zostało jeszcze sporo meczów do końca. Nie mogliśmy sobie pozwolić na chwilę rozluźnienia. Tymczasem nie wygraliśmy w czterech ostatnich spotkaniach, z czego trzy mieliśmy w domu…

Teraz będzie inaczej?
- Sądzę, że tak i będzie dużo spokojniej. Na przykład Andre i Jose Kante już przedłużyli umowy.

A ty przedłużysz? Kontrakt kończysz za niecały rok.
- Nie wiem. Rozmowy się jeszcze nie rozpoczęły, ale mamy sporo czasu. Chciałbym zostać w Warszawie i jestem tu szczęśliwy. Zwłaszcza, gdy gram i wygrywamy.

I masz dobre liczby w końcu. Jeden gol, pięć asyst, trzy kluczowe podania. Co ciekawe, dwie asysty masz po zagraniu ze stałych fragmentów. Jesteś zadowolony?
- Tak, w końcu wygląda to zdecydowanie lepiej. A co do stałych fragmentów mamy kilku zawodników grających dobrze głową – „Jędza”, „Wietes”…

Ale jednak rzadko im wpada.
- Dużo trenujemy, by się poprawić. Może po przyjściu Tomasa Pekharta będzie łatwiej?

Wykonujesz rzuty rożne, wolne, a teraz też karne. Rośnie twoja pozycja w drużynie. A przecież jeszcze niedawno byłeś zmiennikiem albo w najlepszym wypadku graczem z cienia. Co się stało, że to się zmieniło?
- Nie wiem…

Masz dobrego trenera może?
- Niewątpliwie lepiej się rozumiemy z trenerem Vukoviciem. Ale na boisku jestem sam. To ja muszę podejmować decyzje, grać, to co umiem najlepiej. Trener za mnie nie zagra. U Vukovicia nabrałem pewności siebie i chyba to jest klucz.

fot. Mishka / Legionisci.com
fot. Mishka / Legionisci.com

Vuković może być pierwszym szkoleniowcem w Legii od pięciu lat, który przepracuje cały sezon.
- Mam nadzieję, że tak będzie. Chcemy dubletu. Zeszły sezon nauczył nas, że, jak już mówiłem, każdy musi dawać z siebie maksimum. Jesteśmy najlepszą drużyną w Polsce, ale za to się nie dostaje pucharów. Trzeba to udowodnić na boisku. Jestem przekonany, że jesteśmy w stanie to zrobić.

Czyli rok temu wkradało się rozluźnienie…
- Nie wiem… Wiem natomiast, że zawsze daję z siebie wszystko. Drużyna natomiast musi sobie wzajemnie pomagać, jeden naprawiać błędy drugiego. Tylko razem można coś osiągnąć.

Co możesz powiedzieć o największych rywalach w lidze? Cracovia? Pogoń?
- Cracovia to dobrze poukładana drużyna i jej siłą wydaje się właśnie zespołowość. Pogoń zdobywa dużo bramek, ale sprzedała najlepszego strzelca Buksę…

Legia sprzedała Niezgodę.
- Tak. Szczerze mówiąc jednak nie myślę specjalnie o tych drużynach. Jak powtarza nasz trener, największym naszym rywalem jest ten najbliższy, a teraz gramy z Rakowem. Będzie to trudne spotkanie. Oni grają systemem z trójką środkowych obrońców, czyli inaczej niż większość zespołów w Ekstraklasie. Do tego są silni fizycznie. Trzeba się do tego szybko dostosować i jeśli od początku zaczniemy grać swoje, to myślę, że będzie łatwiej niż z drużynami grającymi czwórką z tyłu.

Z 11 ostatnich meczów wygraliście aż 9. I macie tylko dwa punkty przewagi.
- To tylko pokazuje, że pozostałe drużyny też są silne.

Na Łazienkowskiej prezentujecie się znakomicie. Sześć ostatnich meczów to komplet zwycięstw i aż 24 bramki. Średnia cztery na mecz!
- Po okresie, gdy rzadko wygrywaliśmy u siebie trener dużą wagę zaczął przywiązywać do domowych spotkań. Podkreślał, że nie tylko musimy zacząć tu wygrywać, ale i też starać się grać widowiskowo, tak by zachęcić ludzi do przychodzenia na mecze i satysfakcjonować tych, którzy zapłacili za bilety. Zaczęło wychodzić i to nasze wielkie osiągnięcie. Zmieniliśmy nasz stadion w twierdzę.

Wyszedłeś z piłkarskiego cienia, ale jako człowiek nadal w nim pozostajesz. Niewiele wiadomo o twoim życiu prywatnym.
- Żona nie lubi błysku fleszy. Mi też nie jest to potrzebne. Większość czasu wolnego spędzamy na Wilanowie. Bywamy w Łazienkach, na Starówce, odwiedziliśmy Konstancin. Żona bywa czasem na meczach. Mam synka, który niedługo skończy dwa lata. Właściwie tyle.

O przedłużeniu umowy mówisz takim tonem, jakbyś się o to martwił. Czy to twój ostatni rok w Warszawie?
- Mam nadzieję, że nie.

Rozmawiał: Jakub Majewski


przeczytaj więcej o: , ,


Komentarze: (0)

Serwis Legionisci.com nie ponosi odpowiedzialności za treść powyższych komentarzy - są one niezależnymi opiniami czytelników Serwisu. Redakcja zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy zawierających: wulgaryzmy, treści rasistowskie, treści nie związane z tematem, linki, reklamy, "trolling", obrażające innych czytelników i instytucje.
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.

Dodaj swój komentarz:

autor:

e-mail:


treść:


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!