Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Karol Szenajch, pierwszy legijny uczestnik Zimowych Igrzysk Olimpijskich - fot. NAC
Karol Szenajch, pierwszy legijny uczestnik Zimowych Igrzysk Olimpijskich - fot. NAC
Wtorek, 19 maja 2020 r. godz. 11:00

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Przedwojenne starty legionistów w zimowych igrzyskach olimpijskich

Bodziach, źródło: Legionisci.com

Zawodnicy Legii przez lata startowali nie tylko w letnich igrzyskach olimpijskich, ale również w zimowych. Nasz klub reprezentowali m.in. hokeiści, łyżwiarze, czy narciarze. Nigdy jednak, do tej pory, zawodnik Legii nie wywalczył medalu. Dzisiaj przypominamy wszystkie przedwojenne starty naszych zawodników na zimowych IO. W trzech turniejach mieliśmy łącznie czterech reprezentantów. Wszystkich w hokeju na lodzie.

Na Pierwsze Zimowe Igrzyska Olimpijskie (w 1924 roku) do francuskiego Chamonix nie pojechał żaden z legionistów. Cztery lata później, na zawody odbywające się w lutym 1928 roku w Sankt Moritz w Szwajcarii, wśród 28 Polaków był jeden zawodnik naszego klubu - Karol Szenajch. Szenajch był zresztą pierwszym w historii zawodnikiem Legii, biorąc pod uwagę wszystkie sekcje, który reprezentował Legię na igrzyskach olimpijskich.

II Zimowe IO w Sankt Moritz
Hokejowa reprezentacja Polski udział w igrzyskach rozpoczęła od spotkania z bardzo mocną reprezentacją Szwecją, uznawaną wówczas za jedną z najlepszych w Europie. "Polska na pierwszy ogień otrzymała głównego obok Kanady, faworyta turnieju. Choć drużyna nasza przyjechała opromieniona wielkimi sukcesami, zgryzienie tego orzecha wydawało się czymś prawie niemożliwem" - pisał przed meczem Przegląd Sportowy nt. rywala biało-czerwonych. Już pierwsze minuty gry pokazały, że Polacy mogą sprawić niespodziankę - na lodzie dominował nasz zespół. Niestety, dwie bramki w pierwszej tercji zdobyli przeciwnicy (obie zdobył Holmquist), pomimo że "gra była zupełnie równorzędna", jak relacjonował korespondent PS. W drugiej tercji z kolei dwa razy krążek do bramki N. Johanssena skierowali Polacy, a mianowicie Tupalski i Adamowski. Trzecia tercja była bezbramkowa i spotkanie zakończyło się remisem 2-2. "Mecz kończy się nierozegraną, która jest przykrą niespodzianką dla zarozumiałych nieco Szwedów, a dla nas dużym triumfem. Przewaga Polski była bardzo znaczna przede wszystkiem w napadzie" - pisano w relacji. Najlepiej przewagę naszej drużyny przedstawiała statystyka strzałów: 20:8 na korzyść Polski. W spotkaniu, podobnie jak i kolejnym z Czechosłowacją, wystąpił Karol Szenajch. W pierwszym meczu, wraz z Makowskim, był rezerwowym (pisano "zapasowym"). Polacy rozpoczęli mecz ze Szwecją w składzie: Stogowski - Kulej, Kowalski - Krygier, Tupalski, Adamowski.



Przed meczem z Czechami, wobec wygranej Szwecji z Czechami 3-0, Polacy wiedzieli jaki wynik jest im potrzebny, by awansować do dalszej fazy. "W myśl ostatnich postanowień komitetu olimpijskiego, w razie równości punktów, rozstrzyga ilość zdobytych bramek. Wobec sytuacji, która się wytworzyła w naszej grupie, żeby dojść do finału, musimy zdobyć na Czechach więcej bramek niż Szwedzi, czyli co najmniej 4" - pisano.

Polacy, pomimo masażów, odczuwali zmęczenie po spotkaniu ze Szwedami. Ponadto, ze względu na gęsto padający śnieg, rozpoczęcie meczu opóźniło się o dwie i pół godziny. Wówczas spotkania rozgrywane były na odkrytych lodowiskach. "Starania naszego kierownictwa o odłożenie meczu spełzają na niczem" - pisał PS. W kadrze meczowej, ze względu na kontuzję Kuleja, Żebrowski zastąpił Makowskiego. "Pierwsze kroki przekonały już nas, że mięśnie nasze nie są zdolne do zwykłego wysiłku. Nie mając jednak nic do stracenia, resztkami sił rzucamy się do ataku. (...) Większość graczy, bez przesady, chwiała się na nogach. Kij przeciwnika położony na lodzie, przez który przeskoczyłbym normalnie, stanowi dzisiaj przeszkodę nie do przebycia" - czytamy w relacji PS z tego spotkania.

Szybko na prowadzenie wyszli rywale za sprawą Malecka. "Niedługo jednak prowadzą, bo plasuję krążek, podany mi przez Krygiera i bramka jest zdobyta" - relacjonował sytuację Aleksander Tupalski (hokeista Polonii). Później gra bardzo zaostrzyła się, a Polacy na faule rywali zaczęli odpowiadać w ten sam sposób. Do końca drugiej tercji utrzymał się wynik 1-1. W trzeciej Czesi ponownie wyszli na prowadzenie - po strzale ze skrzydła, krążek odbił się od łyżwy Kowalskiego i zmylił naszego bramkarza. Kto strzelił gola na 2-2? Według legijnej księgi na 100-lecie, bramka była autorstwa Szenajcha, choć zaznaczono, że niektóre źródła podają jako strzelca Adamowskiego. Tymczasem w PS Aleksander Tupalski opisywał: "W identyczny sposób [po rykoszecie - przyp. B.] pada bramka dla nas ze strzału Szenajcha, skierowanego do bramki przez Sroubka [czeskiego obrońcę - przyp. B.]".


Karol Szenajch - fot. NAC

Przy stanie 2-2, Polacy nie mając nic do stracenia, ruszyli mocno do ataku. "Mając na celu jedynie strzelenie 4-ch bramek, pomimo zmęczenia, atakujemy nadal, pozostawiając obronę obrońcom i Stogowskiemu. Siły nasze są jednak na wyczerpaniu i ataki nasze nie przynoszą rezultatu" - pisano. Z kolei Czesi na minutę przed końcem zdobyli zwycięską bramkę, na 3-2.


Pierwszy z lewej Karol Szenajch. Dalej: Józef Stogowski, Werner, Andrzej Wołkowski, Tadeusz Adamowski, Kazimierz Materski, Roman Sabiński, Kazimierz Sokołowski, Witalis Ludwiczak. Zdjęcie z roku 1933 - fot. NAC

Polacy przegrywając z Czechosłowakami zajęli trzecie miejsce w grupie II (za Szwecją i Czechosłowacją) i nie wywalczyli awansu do rundy finałowej. W Przeglądzie Sportowym pisano, że bardzo niesprawiedliwy był podział na grupy. "Jak niesprawiedliwy jest podział na grupy, wskaże niebawem gra finałowa Szwecji z Anglią i Szwajcarią. Anglia jest w tym meczu na poziomie drużyny Niemiec, których pobiliśmy 6:0 [przed igrzyskami; asystę przy jednej z bramek w tym meczu miał Szenajch - przyp. B.], szwajcarska drużyna bez Bella również nie przedstawiała się zbyt groźnie. Straszna złość ogarnia mnie na myśl, że jeden dzień odpoczynku przed meczem z Czechami, utorował by nam drogę do pierwszego miejsca w Europie. Bo w normalnych warunkach pokonalibyśmy Czechów co najmniej w stosunku 5:2" - tłumaczył Tupalski.

III Zimowe IO w Lake Placid
Trzecie Zimowe IO odbyły się w dniach 4-15 lutego w Lake Placid w Stanach Zjednoczonych. Wśród 16 Polaków uczestniczących w zawodach, wzięło udział dwóch hokeistów Legii - Kazimierz Materski oraz Tadeusz Sachs. Obaj legioniści mieli za sobą, udany dla Polaków, występ w mistrzostwach świata i Europy, które odbyły się w Krynicy rok przez igrzyskami. Polacy zajęli w tym turnieju czwarte miejsce, ale jako druga drużyna z Europy zostali nagrodzeni srebrnymi medalami. Na IO w roku 1932 obaj nie odgrywali kluczowych ról w drużynie.

Tadeusz Sachs był rezerwowym bramkarzem, kapitanem związkowym reprezentacji, który ostatecznie w żadnym meczu w Lake Placid nie zagrał. Z kolei Kazimierz Materski zanim rozpoczął przygodę z hokejem, był... piłkarzem. Do Legii trafił w 1925 roku z Orkana, by cztery lata później przenieść się do Warszawianki. W tym samym okresie zaczął oprócz występów w piłkarskiej drużynie Warszawianki, występować w zespole hokejowej Legii. Na IO w 1932 roku był głównie rezerwowym obrońcą. Jak pisano o nim w legijnej księdze na 100-lecie: nie był wirtuozem techniki, miał za to wielkie serce do walki.



Spotkania hokejowe na IO w 1932 roku rozgrywane były na sztucznym lodowisku, które Amerykanie przygotowali na wypadek odwilży. O ile Amerykanie bardzo dobrze przygotowali bazę do zawodów, to według Europejczyków podczas zawodów brakowało przede wszystkim odpowiedniej atmosfery, jak i zainteresowania ze strony amerykańskiej publiczności. "Przedstawiciele Europy, jednomyślnie stwierdzili, że Igrzyska w Lake Placid nie udały się. Brak im jest przede wszystkiem gorącej atmosfery. Ani razu jeszcze nie były odebrane hymny państwowe, ani razu nie wzniesiono okrzyków na cześć gości, którzy wszak z nakładem olbrzymich kosztów przyjechali do Ameryki. Przygnębiająco działa również zupełny brak zainteresowania ze strony publiczności: 2500 widzów wobec 30.000, których pamięta St. Moritz, to brzmi wprost kompromitująco" - pisano w Przeglądzie Sportowym. Jak się niebawem okazało, warunki atmosferyczne również miały niekorzystny wpływ na rozgrywanie niektórych spotkań hokeistów.

Hokeiści reprezentacji Polski rywalizację rozpoczęli od meczu z Niemcami. "Nad rozsłonecznionem w godzinach rannych Lake Placid zjawiły się ołowiane chmury i zaczął sypać śnieg przy wichrze przechodzącym wprost w orkan. Gdyby nie fatalna organizacja, dzięki której mecz rozpoczęto z 40-minutowym opóźnieniem, mecz zdążyłby się rozegrać w warunkach normalnych" - pisał Przegląd Sportowy. Polacy w pierwszej tercji mieli przewagę, ale ta partia meczu zakończyła się bezbramkowym remisem. Świetnie w bramce niemieckiej spisywał się Leinweber. "Za zbyt ostrą grę otrzymuje w tercji tej karne minuty Materski i Sokołowski" - czytamy dalej.
W drugiej tercji na prowadzenie wyszli Niemcy, którzy z dystansu skierowali krążek do naszej bramki - ten odbił się jeszcze od nogi bramkarza, Stogowskiego i wpadł do siatki. Skutecznie odpowiedział obrońca Kowalski, doprowadzając do wyrównania. Warunki atmosferyczne, a przede wszystkim śnieg zalegający na lodowisku, utrudniały grę podaniami, w związku z czym coraz więcej było akcji indywidualnych. Niestety już w pierwszej minucie trzeciej tercji, drugą i jak się później okazało, zwycięską bramkę dla Niemców zdobył Roemer. "Szalejąca śnieżyca jest teraz najlepszym sprzymierzeńcem grających defensywnie Niemców, którzy mimo rozpaczliwych ataków drużyny polskiej, uwidocznionych w minutach karnych Sabińskiego i Kowalskiego, schodzą z boiska z wygraną 2:1" - relacjonował PS.

W drugim spotkaniu Polacy mierzyli się z USA, a porażkę 1-4 (0-1, 0-2, 1-1) uznano za bardzo dobry rezultat. "Wynik był miłą niespodzianką. W walce z najlepszym zespołem USA przegrać 1:4 nie jest doprawdy wstydem, a rezultat ten przynosi zaszczyt nie tylko hokejowi polskiemu, lecz również i europejskiemu" - pisał PS.

W swoim trzecim występie hokeiści przegrali 0-9 (0-2, 0-5, 0-2) z Kanadą. "Wszystkie bramki zdobyte były przez Kanadyjczyków po mistrzowsku. Zwłaszcza w trzeciej tercji świetnie wykorzystali oni chwilowe załamanie Polaków. Kanadyjczycy wiedząc, że plac jest mały, brali rozpęd z jego końca i rozwijali zabójcze tempo przed bramką polską. Stogowski miał masę roboty" - pisano o tym spotkaniu, w którym przewaga rywali nie podlegała dyskusji.



W czwartym spotkaniu podczas IO Polacy zmierzyli się z gospodarzami, USA i ponownie przegrali, tym razem 0-5 (0-1, 0-1, 0-3). "Drużyna polska grała bardzo dobrze i przez pierwsze dwie tercje utrzymała grę zupełnie równą" - relacjonowano przebieg meczu. Doskonale w bramce spisywał się polski bramkarz, Józef Stogowski [wbrew informacjom, które podaje chociażby Wikipedia, nie był zawodnikiem Legii w trakcie swojej kariery - przyp. B.], któremu nie straszna była nawet kontuzja odniesiona w 10. minucie drugiej tercji, kiedy silnie uderzony krążek trafił go w usta. "Dopiero, gdy zlikwidował on ciężką sytuację, zeszedł na parę minut z lodowiska na opatrunek. Stogowski aż 46 razy interweniował z powodzeniem" - pisano w PS. Z kolei amerykański bramkarz Farrell był zmuszony do osiemnastu interwencji.

Polacy bardzo dobrze bronili się przez większość meczu, ale w pierwszej minucie trzeciej tercji, hokeiści USA zdobyli - wg PS - z wyraźnego spalonego, trzecią bramkę i ostatecznie zwyciężyli 5-0. Spotkanie to, z powodu śnieżycy, odbyło się w hali. W spotkaniu wystąpił Kazimierz Materski.

W kolejnym, przedostatnim występie Polaków w Lake Placid Materski był rezerwowym. Polacy zaś przegrali 0-10 (0-5, 0-1, 0-4) z Kanadą. Spotkanie, rozgrywane o 2:15 po południu, przeszło do historii z powodu skromnej liczby widzów na trybunach. "Mecz Kanada - Polska stanowi smutny rekord w dziejach igrzysk zimowych. Zgromadził on na trybunach aż... 42 widzów i to zaopatrzonych w bezpłatne karty wstępu" - pisano. Tym razem warunki atmosferyczne były odpowiednie, by spotkanie rozegrać na zewnątrz. "Temperatura oscylowała w granicach 0, ale warunki lodowe były bardzo dobre" - pisał korespondent PS. Polacy nie mogli sforsować "obrony mistrzów", jak pisano o defensywie Kanadyjczyków. Niewiele brakowało, a w trzeciej tercji, kiedy wynik spotkania był już rozstrzygnięty, doszłoby do bójki. "(...) Wpłynęła na to w znacznej mierze ostra, brutalna nawet gra Kanadyjczyków, którzy rozbili od razu Kowalskiego oraz kompletne załamanie nerwowe Stogowskiego w trzeciej tercji po niemiłym incydencie z Riversem. Kanadyjczyk wyrwał mianowicie krążek z pod stóp naszego bramkarza, co Polaka tak zdenerwowało, że pchnął go silnie. Rivers stanął od razu w pozycji bokserskiej i z trudem tylko uniknięto regularnej walki na pięści" - pisano w sprawozdaniu.


Tadeusz Sachs w stroju reprezentacji Polski - fot. NAC

Na zakończenie turnieju Polacy raz jeszcze zmierzyli się z Niemcami, tym razem stawką było trzecie miejsce i brązowy medal. "W sobotę w godzinach przedpołudniowych rozegrano mecz hokejowy Polska - Niemcy, który miał zadecydować o trzeciem miejscu w turnieju olimpijskim. Wbrew oczekiwaniom, Niemcy zwyciężyły w wysokim stosunku 4:1 (0:0, 2:1, 2:0). Drużyna niemiecka nie przewyższała zupełnie drużyny polskiej, to też gdy pierwsza tercja nie dała wyniku, zaczęła nadużywać siły fizycznej i tem tylko zapewniła sobie lekką przewagę" - opisywano przebieg meczu. Spotkanie prowadzone było w szybkim tempie, a grający ostro Niemcy raz po raz karani byli przez sędziów odesłaniem na ławkę (kary czasowe). "Mimo porażki, Polacy byli dużo goręcej oklaskiwani od Niemców, którzy zdobyli sobie smutny rekord brutalności olimpijskiej" - pisał PS.

W drugiej tercji dwie bramki dla Niemców zdobył Rudi Ball, Polacy odpowiedzieli bramką Nowaka. W trzeciej tercji z powodu kontuzji boisko opuścić musiał bramkarz Polaków, Stogowski (uczynił to "dopiero na wyraźne polecenie lekarza"), a dwie kolejne bramki dla Niemiec zdobyli Ball oraz Schroettle, ustalając wynik spotkania na 4-1. Polacy cały turniej zakończyli bez punktu (sześć porażek), z bilansem bramkowym 3:34. "Jak widzimy na Olimpiadzie hokejowej nie powiodło się nam. Właściwie gorszych wyników osiągnąć nie mogliśmy" - podsumowano występy polskich hokeistów w tekście "Hokeiści polscy na szarym końcu", którzy zajęli miejsce czwarte (ostatnie). Legioniści z kolei odgrywali niewielką rolę.


Mistrzostwa Polski w hokeju na lodzie, Krynica - Kozłowice, 11-13.03.1933 r. Od lewej: Tadeusz Sachs, Kleban, Karol Szenajch, Kawiński, Stanisław Pastecki, Kazimierz Materski, Barylski, Rybicki, Majkowski, Henryk Przeździecki

IV Zimowe IO w Garmisch-Partenkirchen
Na ostatnich przedwojennych zimowych igrzyskach olimpijskich startowało 23 Polaków, w tym jeden zawodnik Legii. Henryk Przeździecki, który był niezwykle uzdolniony, wszak z powodzeniem grał w piłkarskim zespole Legii. O ile w piłkę nożną grał w polu, w hokeju występował jako bramkarz. Na igrzyska do Niemiec legionista pojechał jako rezerwowy bramkarz naszej reprezentacji, ale występ na igrzyskach zaliczył.

Na inaugurację Polacy zmierzyli się z niezwykle mocnymi Kanadyjczykami, z którymi nie mieli najmniejszych szans. Najlepiej oddaje to końcowy rezultat, a mianowicie 8-1 (5-0, 2-1, 1-0) na korzyść reprezentacji spod znaku klonowego liścia. Nasz zespół wystąpił w składzie: Stogowski, Ludwiczak, Sokołowski, I atak: Marchewczyk, Wołkowski, Kowalski, II atak: Kasprzycki, Zieliński, Król. Jedyną bramkę dla Polski zdobył Murray (samobójcza). Spotkanie rozgrywano w trudnych warunkach. "Śnieżyca, trwająca bez przerwy już drugą dobę, pokrywała taflę grubą warstwą. Bądźmy jednak szczerzy i przyznajmy, że zarówno te dodatkowe przerwy, jak i śnieg zwalniający bieg krążka - nie były naszym wrogiem" - relacjonowano.



W drugim meczu Polacy w identycznym składzie mierzyli się z Austriakami. Spotkanie odbyło się w obecności 6 tysięcy kibiców "z czego większość obdarzała wyraźną sympatią Austriaków". Podczas meczu było pięć stopni poniżej zera. "Lód bardzo dobry" - informowano w relacji. Austriacy rozpoczęli w składzie: Weiss, Trauttenberg, Voita, Demmer, Nowak, Csonger, Tatzer, Stanek, Neumaier. Spotkanie prowadził p. Loicq, prezes ligi hokejowej, któremu zarzucano podejmowanie decyzji, które skutkowały odpadnięciem naszej drużyny z dalszej fazy rozgrywek. "To właśnie po szeregu niezbyt znacznych, ale zupełnie wyraźnych pociągnięć [sędziego - przyp.B.], udało się wyeliminować naszą drużynę z półfinału" - relacjonował korespondent PS.

Przed dwie tercje żadna z drużyn nie potrafiła zdobyć bramki. Te padły dopiero w ostatniej tercji spotkania. Wcześniej arbiter karał Austriaków za brutalne przewinienia, by po chwili "dla równowagi" odsyłać na ławkę Polaków za przewinienia "zupełnie błahe". W pierwszej minucie ostatniej partii spotkania Demmer pokonał polskiego golkipera. Cztery minuty później Kowalski doprowadził do wyrównania. Przy stanie 1:1 niestety do akcji wkroczył arbiter...

"Obie drużyny ochłodły jakby zadowolone z obecnego stanu. Niezadowolony był tylko p. Loicq. Korzystając z tego, że Ludwiczak przetrzymuje za długo krążek, dyktuje rzut karny. Nowak łapie krążek, strzela piekielnie, ale Stogowski z jakąś cudowną intuicją odbija go w pole. Cała drużyna Austrjaków jest jednak pod naszą bramką. Pada drugi strzał. Stogowski broni nakrywką, ale wali się na niego góra graczy i wreszcie Nowak wypycha mu z pod brzucha krążek do bramki. Sędzia bramkowy - Japończyk - nie reklamuje bramki, która zdobyta była nieprawidłowo; p. Loicq uznaje ją jednak skwapliwie, posuwając się nawet do tak niesłychanego nietaktu, jakim były gratulacje złożone Nowakowi" - pisał PS w relacji.


Henryk Przeździecki - fot. NAC

Jak się okazało, to nie jedyne jawne sprzyjanie Austriakom ze strony arbitra w tamtym spotkaniu. Polacy rzucili się do ataków - szturmowali bramkę rywali raz za razem, nie mając w końcu nic do stracenia. Zresztą najlepiej oddaje to relacja z dawnych lat: "Cała piątka szturmuje Austriaków, wreszcie przebój Wołkowskiego, który gra dziś z nawpół skręconym karkiem, rozporządzając połowę swojej normalnej wartości. Krakowianin idzie naprzód jak burza, przebija się przez obrońców, dopada bramki i strzela w róg wspaniale. Trzask padającego krążka zlewa się z hukiem syreny kończącej grę. Loicq nie uznaje bramki!!! Dopada Ludwiczak - dlaczego? P. Loicq odpowiada - bo po czasie. Jakto przecież gra mija dopiero z umilknięciem syreny! Tak - replikuje szybko orientujący się Loicq, ale strzelona była łyżwą. Wpada na boisko Kulej, Tupalski. Na nic! Nasi gracze ciskają kije o lód. Za chwilę opanowują się jednak i gry gigantofony ogłaszają wynik 2:1 (0:0, 0:0, 2:1) dla Austrii karnie już wznoszą okrzyk pożegnalny. Będzie protest, ale widoki na uwzględnienie - prawie żadne. Nie darmo p. Loicq jest prezesem Federacji" - pisano nie bez emocji w Przeglądzie Sportowym.

Ostatecznie Polacy zrezygnowali ze złożenia protestu, nie wierząc, aby ten przyniósł jakikolwiek efekt. "Kierownictwo drużyny olimpijskiej zrezygnowało z założenia protestu przeciw wynikowi meczu Austria - Polska, ze względu na minimalne szanse jego uwzględnienia" - informowano 9 lutego. Ostatecznie porażka z Austrią wyeliminowała nasz zespół z dalszej rywalizacji.



Ostatnim meczem Polaków w Garmisch-Partenkirchen było spotkanie z Łotwą, rozegrane w sobotę rano, 8 lutego 1936 roku. Tym razem w bramce biało-czerwonych zobaczyliśmy golkipera Legii, Henryka Przeździeckiego. "Kierownictwo chcąc dać możliwość grania niewykorzystanym dotychczas zawodnikom i wypróbować ich kwalifikacje zarządziło pewne zmiany. I tak miejsce Stogowskiego w bramce zajął Przeździecki, a w drugim ataku zamiast Kasprzyckiego grał Stupnicki" - pisał PS.

Polacy od początku spotkania mieli wyraźną przewagę, a nasz zespół wyszedł na prowadzenie w 6. minucie gry. Grad bramek zaczął sypać się w drugiej tercji, wygranej przez nasz zespół 5-0. W ostatniej tercji Łotysze zdobyli gola na 1-6 po uderzeniu Bebrisa, a później Peterson zdobył gola na 2-7. Ostatecznie Polacy zwyciężyli aż 9-2, a korespondent Przeglądu Sportowego podkreślił dobry występ całej drużyny i niepewną postawę legionisty. "Na tle ambitnego, ale w gruncie rzeczy słabego przeciwnika cała drużyna nasza wypadła dobrze. Niepewnie grał jednak Przeździecki." - czytamy w relacji z meczu kończącym udział naszej hokejowej drużyny na tych IO.

Polacy zajmując trzecie miejsce w grupie, nie wywalczyli awansu do półfinału. Kto wie, jak skończyłaby się ta przygoda, gdyby nie stronniczy arbiter meczu z Austrią...

Karol Szenajch, Tadeusz Sachs, Kazimierz Materski oraz Henryk Przeździecki to czterej zawodnicy Legii, którzy uczestniczyli w przedwojennych zimowych igrzyskach olimpijskich.

Poprzednie teksty w dziale Historia.



Komentarze: (0)

Serwis Legionisci.com nie ponosi odpowiedzialności za treść powyższych komentarzy - są one niezależnymi opiniami czytelników Serwisu. Redakcja zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy zawierających: wulgaryzmy, treści rasistowskie, treści nie związane z tematem, linki, reklamy, "trolling", obrażające innych czytelników i instytucje.
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.

Dodaj swój komentarz:

autor:

e-mail:


treść:


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!