Dariusz Mioduski na fecie mistrzowskiej - fot. Hugollek / Legionisci.com
Uwaga: Wiadomość archiwalna!
Słowo przed niedzielą: Pożegnanie
Qbas, źródło: Legionisci.com
Po porażce z Karabachem rozmawiałem z naczelnym LL!. Zastanawialiśmy się, jak skomentować kolejne odpadnięcie w eliminacjach do europejskich pucharów. I nie wiedzieliśmy. A to dlatego, że na naszych łamach pisaliśmy już o wszystkim. Dziś doszedłem do wniosku, że jednak nie o wszystkim i parę kwestii należałoby poruszyć. Choćby sprzedaż większościowych udziałów w klubie przez Dariusza Mioduskiego.
W ostatnich trzech latach mogliście przeczytać m. in. o nieefektywności działań prezesa Mioduskiego, problemach z wdrożeniem jednolitej wizji prowadzenia klubu, o jego niekompetencji, krótkowzroczności, miotaniu się w koncepcjach, fatalnych i kosztownych decyzjach personalnych, źle przeprowadzonej przebudowie kadry I zespołu, rosnących długach, pożeraniu własnego ogona przez wyprzedaż najzdolniejszych młodych piłkarzy, nieudanych transferach, błędach dyrektorów sportowych i niewłaściwym ich doborze również pod względem charakterologicznym… Dużo by jeszcze wymieniać. Najgorsze w tym wszystkim, że nasze spostrzeżenia, ostrzeżenia były ignorowane, a, o czym świadczą wyniki w eliminacjach europejskich pucharów, nie powinny były.
O czym zaś nie było? Ano o sprawach bieżących. Na przykład o tym, że Legię w całej historii prowadziło 51 trenerów, nie licząc tymczasowych. Aż sześciu z nich pracowało w trakcie trzyipółletniej kadencji p. Mioduskiego. To prawie 12 proc. Co oznaczają zmiany szkoleniowców? Za każdym razem nowe pomysły, nowych piłkarzy, nowe koszty, a ponadto wdrażanie się w pracę, poznawanie zasad funkcjonowania klubu. Zawsze też oznacza to czas, który musi upłynąć, by wpłynąć na sposób gry drużyny. Czas, którego w Warszawie nigdy nie ma, a który do tego zabiera zespołowi właśnie prezes poprzez nerwowość poczynań.
Również sześciu, ale nowo pozyskanych piłkarzy wystawił nowo zatrudniony Czesław Michniewicz w podstawowym składzie na najważniejszy mecz w sezonie. Dużo. Wynik 0-3 świadczy, że za dużo. O tym, że sama decyzja o zwolnieniu Aleksandara Vukovicia była nie tylko przedwczesna, ale i pochopna, zwłaszcza że z trenerem 1 lipca 2020 r. przedłużono kontrakt o dwa lata. Oznacza to nie tylko, że Mioduski i jego ludzie nadal będą musieli płacić szkoleniowcowi, ale również kolejny raz udowodnili, że nie są godni zaufania. Bo jak można rozliczać z realizacji celów, gdy nie pozwala mu się dokończyć pracy? Bo kto przedłuża kontrakt z trenerem, który prowadzi zespół do mistrzostwa, by po nieco dwóch miesiącach go zwolnić? Bo wreszcie kto zmienia szkoleniowca na kilka dni przed decydującym spotkaniem i na co liczy przeprowadzając taką zmianę? A przecież to nie pierwsza takie sytuacje za czasów obecnej ekipy rządzącej.
Na pewno novum jest sam pomysł zatrudnienia w klubie doświadczonego szkoleniowca bez problemów natury psychologicznej. Wątpliwości natomiast budzi jego przeszłość: zarówno wyśpiewywane piosenki obrażające Legię, jak i niejasne bliskie powiązania (711 połączeń telefonicznych) z „Fryzjerem”, uchodzącym za organizatora korupcyjnego systemu w polskim futbolu. Jednocześnie Michniewicz, mimo całej swej pracowitości, którą należy bardzo docenić, nie wydaje się, jeśli nadstawić ucha w futbolowym środowisku, być taktycznym wirtuozem. Zresztą zdążył w Legii w tym zakresie zawieść, dobierając na Karabachem ustawienie bez skrzydłowych, z zagęszczonym środkiem pola i dwoma statycznymi napastnikami, kompletnie nieadekwatne do rywala i nieznane zawodnikom. W efekcie 0-3 z mistrzem Azerbejdżanu było nie tylko najniższym wymiarem kary, ale i też jednym z najgorszych meczów Legii u siebie w historii występów w eliminacjach europejskich pucharów. Co ciekawe, większość pozostałych fatalnych również miała miejsce za prezesury Mioduskiego.
Wątpliwości rodzą się też, gdy patrzymy na obecną sytuację w drużynie. Ta po klęsce potrzebuje wsparcia trenera, być może nowego rozdania, a sądząc także na sposób poruszania się po boisku, skorygowania w kwestiach przygotowania fizycznego. Tymczasem Michniewicz przebywa na zgrupowaniu reprezentacji młodzieżowej U-21. Obiektywnie patrząc, nie ma możliwości wpłynąć realnie na sytuację w zespole, w którym, sądząc po przebiegu treningów, panuje duże rozprężenie. I nie jest to zarzut pod adresem trenera, bo przecież sprawa od początku była jasna i na takie warunki współpracy zgodzili się zarządzający klubem, tylko smutna konstatacja rzeczywistości.
Ta zaś wygląda tak, że po raz czwarty z rzędu Legia nie awansowała do grupy europejskich pucharów. W tym czasie grały tam już ekipy z Luksemburga, Kazachstanu, Słowacji, Mołdawii. Ba, w Lidze Europy zagra nawet w końcu długo wyszydzany Lech. „Wojskowi” po wszystkich rewolucjach personalnych nie mają obecnie żadnego piłkarza, na którym mogliby oprzeć zespół, a nawet kandydatów na nowego Radovicia, o Ljuboji czy Odjidji-Ofoe nie wspominając. Nie mają już też piłkarzy, których będzie można sprzedać, by łatać budżet. Swoją drogą cztery miliony euro plus półtora w bonusach za Karbownika, to zdecydowanie mniej niż 15 mln euro, o których bajdurzył w wywiadach prezes.
Pisaliśmy parokrotnie o tym, że Dariusz Mioduski nie nadaje się na prezesa Legii, ale nie wspominaliśmy jeszcze o tym, że nie nadaje się również na właściciela. Nowy prezes, i to spoza środowiska klakierów obecnego, to już konieczność i jest poza dyskusją. Pozostaje jednak wątpliwość, czy właściciel byłby komuś takiemu zaufać i powierzyć prowadzenie klubu, bez wtrącania się w bieżącą działalność, a to również warunek niezbędny dla powodzenia roszady. Potrzebujemy bowiem prezesa czującego futbol, stabilnego, godnego zaufania, z realnymi planami i pomysłami. Czyli dokładne przeciwieństwo obecnego, który w dodatku nie uczy się na błędach i co by nie zrobił, jakby nie próbował, to nie jest w stanie osiągnąć czegoś, co jeszcze parę lat temu było normą, czyli regularnej gry w grupie Ligi Europy. I nic nie wskazuje na to, by ten stan rzeczy miał ulec zmianie.
Jeśli nie byłoby to możliwe, to Mioduski powinien w ogóle zniknąć z Łazienkowskiej – sprzedać udziały, a przynajmniej pakiet kontrolny, i odejść. Trzy i pół roku samodzielnych rządów, w czasie których klub został cofnięty sportowo (porównajmy kadrę z sezonu 2015/16 albo 2016/17 z obecną, to jest jakościowa przepaść) i w rankingu UEFA do poziomu z końca poprzedniej dekady, choć przecież startował z zupełnie innego poziomu niż miało to miejsce za czasów ITI, to wystarczający okres, by zastanowić się, czy wybudowanie ośrodka treningowego i dwa samodzielne mistrzostwa i jeden puchar, to dorobek satysfakcjonujący. W mojej ocenie zupełnie niezły, a w każdym razie na tyle by z honorem zrezygnować.
Jeśli pan Dariusz rzeczywiście ma na sercu dobro klubu, a nie tylko własne ambicje i kompleksy, powinien wybrać któreś z przedstawionych rozwiązań. W moim przekonaniu powinien się po prostu z nami pożegnać.
Autor: Jakub Majewski
{sonda:232}
Komentarze: (0)
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.
Dodaj swój komentarz:
autor:
e-mail:
treść:
NAJCZĘŚCIEJ KOMENTOWANE:
- Dean Klafurić zwolniony! (267)
- Legia Warszawa 0-2 Spartak Trnava (207)
- PS: Nawałka odmówił Legii (162)
- Nawałka od środy trenerem? (152)
- Klafurić: Możemy pokonać Spartak w rewanżu (145)
- Ukrainiec kandydatem na trenera (133)
- LIVE!: Spartak Trnava - Legia Warszawa (129)
- Spartak Trnava 0-1 Legia Warszawa (117)
- Legia Warszawa 1-3 Zagłębie Lubin (106)
- Klafurić: Przegrana bitwa, ale nie wojna (94)
Zgłoś newsa!
Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam!
Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!