Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej

Poniedziałek, 12 lipca 2021 r. godz. 10:00

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Biblioteka legionisty: Barwy sławy

Bodziach, źródło: Legionisci.com

W wydanej przed przeszło dwudziestu laty książce "Barwy sławy" przybliżone zostały sylwetki dziewięciu wybitnych sportowców lub trenerów. Wśród nich nie brakuje osób związanych z różnymi sekcjami Legii Warszawa. Robert Rychwalski opisuje m.in. Kazimierza Deynę, Kazimierza Górskiego, Ryszarda Koncewicza, Zygmunta Smalcerza i Józefa Grudnia.

"Trenował zapamiętale, często kompletnie zlany potem, trochę obolały - w końcu systematyczne dokładanie na sztangę kolejnych kilogramów i kolejne podejścia, by to podnieść, to przecież nic innego, jak ciągła walka z masą żelaza. Chciał wygrywać, być najlepszym. Nie interesowało go specjalnie, ile trenerzy dokładają do kolejnej próby. Ważne, by podnieść, wygrać, być choćby o 5 dekagramów lepszym, niż najlepszy z rywali. Po kilku latach treningu należał bezapelacyjnie do krajowej czołówki. Los chciał, że Zygmunt Smalcerz był młodzieńcem o dość skromnej posturze. Miał naturalną wagę muszą - 49 kilogramów. Kiedy trenerzy zastanawiali się na jaką imprezę wstawić zawodnika do reprezentacji narodowej, dał o sobie znać ogromny pech. Władze światowej federacji podnoszenia ciężarów postanowiły znieść tę wagę, aby zmusić zawodników do nabrania ciała. Niestety, nie w każdym przypadku jest to możliwe. Na kilka lat trzeba było się rozstać z marzeniami o wielkich sukcesach. W 1968 roku przywrócono jednak tę wagę i Smalcerz jeszcze w tym samym roku zdobył mistrzostwo Polski. W tym też czasie przeszedł z AZS-u do Legii. Temu klubowi pozostał wierny do końca kariery" - czytamy w rozdziale poświęconym wspaniałemu sztangiście, który wywalczył złoty medal Igrzysk Olimpijskich.

Podobny triumf na IO był dziełem pięściarza Legii, Józefa Grudnia. A doszło do tego w momencie, kiedy wyjazd na najważniejsze zawody stanął pod znakiem zapytania. "(...) Umacniała się jego pozycja w reprezentacji Polski, był teraz jej silnym punktem. A później stało się nieszczęście. Podczas jednego z ligowych spotkań doznał bolesnej kontuzji prawej ręki. To zdarzało się już wcześniej, ale lekarzom udawało się go wykurować. Tym razem było gorzej. Boksując jedną ręką, wygrał walkę, ale po jej zakończeniu okazało się, że rękawicy nie można zdjąć z dłoni, a jedynym rozwiązaniem jest użycie nożyczek. Zanim doszło do tej fatalnej kontuzji, był pełen sił, formy i... nadziei na start w Igrzyskach Olimpijskich, które w 1964 roku miały zostać rozegrane w Japonii. Do inauguracji imprezy pozostawało już tylko kilka miesięcy" - czytamy. Poznajemy również historię jego walk na samych Igrzyskach - całą drogę do złota. "(...) Trzecie starcie to koncert w wykonaniu Grudnia. Rywal wprawdzie nadal szedł do przodu, ale nasz reprezentant boksował pewnie, z ogromną wiarą w ostateczny sukces, nie dając sobie zrobić krzywdy. I odniósł zwycięstwo. Niewysokie, ale wyraźne i jednogłośne. A później był hymn narodowy, wręczenie medalu i łzy radości. (...) Coś takiego przeżywał mistrz olimpijski, Józef Grudzień, gdy zszedł z ringu po zwycięskiej walce. Oto on, wiejski chłopiec, żyjący w biedzie, szukający swojej szansy w trudnej dyscyplinie, jaką jest boks, po latach pracy, wyrzeczeń i wylanego potu, stanął na najwyższym stopniu olimpijskiego podium. (...) Czy są słowa mogące oddać klimat tego niezapomnianego dnia? - Szaleję ze szczęścia - mówiła pani Irena Grudzień, małżonka mistrza olimpijskiego w wywiadzie udzielonym Przeglądowi Sportowemu. Z mojej dzisiejszej pracy (rozmowa odbywała się w siedzibie Legii, gdzie pracowała pani Irena) będą chyba nici. Wszyscy mnie tu ściskają i gratulują. Czuję się tak, jak bym to ja sama stała na najwyższym stopniu olimpijskiemu podium" - czytamy dalej w opisywanej historii tego wielkiego pięściarza.

Nie mniej interesujące są również rozdziały poświęcone pozostałym sportowcom i trenerom Legii. Opisywana lektura jest niezwykle skromna - do przeczytania spokojnie w jeden wieczór.

Tytuł: Barwy sławy
Autor: Robert Rychwalski
Wydawnictwo: Pegaz
Rok wydania: 2000
Liczba stron: 131

Więcej recenzji książek w dziale Biblioteka legionisty.




Komentarze: (0)

Serwis Legionisci.com nie ponosi odpowiedzialności za treść powyższych komentarzy - są one niezależnymi opiniami czytelników Serwisu. Redakcja zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy zawierających: wulgaryzmy, treści rasistowskie, treści nie związane z tematem, linki, reklamy, "trolling", obrażające innych czytelników i instytucje.
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.

Dodaj swój komentarz:

autor:

e-mail:


treść:


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!