Czesław Michniewicz - fot. Woytek / Legionisci.com
Uwaga: Wiadomość archiwalna!
Michniewicz: Musimy być totalnie zanurzeni w meczu z Bodø
Woytek, źródło: Legionisci.com
Po ostatnim treningu w Austrii Czesław Michniewicz podsumował ostatnie tygodnie i nakreślił plan na najbliższe, w których odbędą się ważne mecze o awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów. - Najważniejsze w tym momencie jest to, by każdy zawodnik i pracownik sztabu przed meczem z Bodø dołożył od siebie jeszcze 5%. Tyle potrzebujemy, żeby być o połowę lepszą drużyną. Taką mamy ideę na nadchodzące dwa tygodnie - mówi szkoleniowiec mistrzów Polski. Zapraszamy do lektury!
Parafrazując klasyka: "Warunki na obozie były bardzo dobre. Wszystko to zasługa prezesa i to nieprawda, że dach przeciekał, szczególnie, że prawie nie padało". To jak to jest z tym dachem, przecieka czy nie?
Czesław Michniewicz: - Przyjechaliśmy tutaj na ostatnią fazę przygotowań. Na miejscu zmieniliśmy docelowe boisko, ale zmiana boiska okazała się korzystna. Lepiej się na nim czułem, otoczenie bardziej mi się podobało, więc wszystko wyszło fajnie. Położenie boiska w otoczeniu gór powodowało, że fajniej nam się tu wszystkim pracowało. To był fajny czas, najważniejsze, że większość zawodników odbyła sto procent sesji treningowych. Oczywiście sytuacja Yaxshiboyeva czy Nawrockiego jest inna. To martwi, bo ten czas trzeba będzie nadrobić, a nie mamy go zbyt dużo.
Co udało się zrealizować podczas tego zgrupowania, a czego nie?
- Czasu było mało, ale dobrze popracowaliśmy nad motoryką na dużych intensywnościach. Było widać, jak się chłopaki adaptują. Początek był trudny, bo były małe gry na dużych powierzchniach. Profesor Jastrzębski dokładnie wyliczał powierzchnię boiska na jednego zawodnika. Jak oni zobaczyli, że gierka 4 na 4 będzie prawie na połowie boiska, to byli nieco przerażeni. Z każdym dniem było jednak coraz lepiej. Pracowaliśmy głównie nad motoryką, mniej nad taktyką, ale to była świadoma decyzja. Teraz skupimy się tylko na taktyce, zgrywaniu formacji, uczeniu nowych zawodników naszego sposobu gry.
Gdy zmienia się trener od motoryki, to zawsze pojawia się obawa, że coś pójdzie nie tak.
- Bardzo dużo tłumaczyliśmy chłopakom, na czym polega idea mocnego treningu i zależności, z jakimi jest powiązany. Dobierane obciążenia związane są z superkompensacją, która następuje np. po 18 czy 24 godzinach. Wszystko to w zależności od rodzaju i położonych podczas zajęć akcentów. W skrócie: jak trenujemy lekko, to odbudowa jest szybka. Jak trenujemy ciężko, to potrzebna jest dłuższa odbudowa. Poszliśmy w tę stronę, że robiliśmy mocne treningi, ale zmniejszaliśmy ich objętość na mniej niż 2 godziny i regulowaliśmy czas odpoczynku. Cały czas staramy się bodźcować i stawiać na różne akcenty, żeby nie było tylko jednego rodzaju treningu. Najgorsze dla piłkarza jest bowiem zamulanie i praca na jednej intensywności, czy to wysokiej, czy niskiej. U nas ta intensywność się zmieniała. Na przykład Mladenović musi dokładnie wiedzieć, dlaczego ćwiczymy tak, a nie inaczej. Chce rozumieć, dlaczego tyle biegamy, a potem żartuje w swoim stylu: "Ja lubię te NRD-owskie metody. Stara szkoła". To wszystko odbywało się w oparciu o doświadczenie profesora Jastrzębskiego. Nie boję się tego przygotowania, ono będzie kluczowe, ale będzie widoczne dopiero, jak będziemy grali co 3 dni. Teraz musimy przystąpić od meczu z Bodø ze świeżymi głowami i wypoczętymi nogami.
fot. Woytek / Legionisci.com
Celujecie z osiągnięciem optymalnej formy na ten dwumecz?
- Nie, to tak nie działa. Mieliśmy spotkanie z psychologiem na temat tego, czego potrzebują zawodnicy przed tym dwumeczem. Było kilka sugestii z ich strony. Między innymi, że potrzeba świeżości, ochoty i głodu piłki. Teraz trochę inaczej trenowaliśmy. Poszliśmy w dużą intensywność. Nie było typowego treningu szybkościowego, chcemy to robić w grach. W tym momencie piłkarze są zmęczeni, ale odpoczną w weekend. Na przykład taki Slisz i Kapustka chcieli trenować już kolejnego dnia po powrocie z Austrii. Slisz narzekał, że ostatnio go piłka nie słuchała i chciał to nadrobić.
Fajne było też to, że piłkarze sami mówili, iż przed meczem z Bodø chcieliby jak najwięcej informacji o przeciwniku. Nie chciałem im zabierać czasu na zgrupowaniu, ale pokazaliśmy im, że wszystko mamy już przygotowane i dysponujemy odpowiednimi materiałami. Musimy być totalnie zanurzeni w tym meczu i tylko o nim myśleć - inne mecze nie istnieją. Od poniedziałku będziemy przekazywać informacje o Bodø. Mamy plan polecieć do Norwegii, by obejrzeć mecz rywali.
Prezes powiedział, że kadrowo jesteśmy silniejsi od Bodø/Glimt.
- Nie chcę oceniać teraz Norwegów. Oni są w trakcie sezonu i w sumie przed meczem z nami rozegrają 13 spotkań. My jesteśmy w przebudowie, nie ma jeszcze zawodników, którzy grają na Euro. Mam nadzieję, że wrócą na spotkanie z Bodø/Glimt. Zobaczymy, co będzie dalej. Silna kadra jest wtedy, kiedy wypada jeden zawodnik, wstawiasz innego i zespół na tym nic nie traci. Na niektórych pozycjach mamy taką możliwość, a na innych nie. Młodzi zawodnicy przyjechali na zgrupowanie, żeby zobaczyć, jak wygląda profesjonalna pierwsza drużyna i przekonać się, ile im brakuje. Nikt nie powie, że to są już gotowi piłkarze. Ci, którzy trenowali z nami dłużej, zrobili już postępy i to widać. Oni potrzebują czasu, a my ten czas mamy, ale to nie jest tak, że oni wejdą i będą tu dojrzewać, popełniać błędy. W Legii nie ma na to miejsca. Oni muszą już być przygotowani na inne obciążenia, pracować nad sylwetką. Czasem można nadrobić charakterem, na przykład taki Skibicki jest szczupły, ale twardy, nie boi się walki w kontakcie.
{sonda:287}
Na koniec zgrupowania do drużyny dołączył Josue. Kiedy będzie gotowy do gry?
- Trzeba liczyć się z tym, że doprowadzenie "El Gordo", bo tak go nazywam, go do takiego stanu, w jakim my się obecnie znajdujemy, zajmie 3 tygodnie. W sparingach z Lechią i Jagiellonią powinien już jednak zagrać. Nie wykluczam, że go zabierzemy do Bodø, bo pokazał w małych grach, że potrafi zrobić coś nieszablonowego. Nawet nie będą gotowy na grę całego meczu, może nam pomóc. Jest niski, będzie się czuł dobrze na tej sztucznej nawierzchni. Żeby on dobrze funkcjonował w drużynie, musimy mieć także dobre ustawienie na boisku. On nie będzie funkcjonował, jeśli będziemy grali z jednym defensywnym pomocnikiem i trzema takimi samymi ofensywnymi obok niego. Myślę, że on się będzie dobrze czuł, jak będą grali Slisz i Martins - będzie miał za plecami zawodników, którzy odbiorą za niego piłkę. To taki typ piłkarza, ale wiedzieliśmy o tym. Najbardziej zależało nam na jego umiejętnościach ofensywnych.
Ciągnie się za nim niezbyt pochlebna opinia.
- Jeśli miał problemy w kilku klubach, musimy się spodziewać, że u nas też ten problem pojawi się prędzej czy później. Musimy temu przeciwdziałać. Dobrze, że mamy Andre Martinsa, z którym znają się od dawna. Może mu pewne rzeczy wytłumaczyć wcześniej. Liczę się jednak z tym, że może wybuchnąć, bo taki ma temperament. Nie będzie to taki świętoszek, ale jak będzie się bronił grą i bramkami, to będzie inaczej odbierany przez drużynę. Jeżeli jednak będzie bazował tylko na ekscesach, to nikt tego nie chce i będziemy mieli wszyscy problem. Liczę jednak, że tak się nie stanie i uda się go poskromić. Nie możemy przecież udawać, że takie sytuacje nie miały miejsca.
fot. Woytek / Legionisci.com
Czy dostaliście zapewnienie od władz klubu, że będą jeszcze jakieś transfery?
- Rozmawialiśmy z prezesem i powiedział, że ktoś jeszcze do nas dołączy. Nie chcę, żebyśmy byli dużo słabsi w momencie, gdy jeden czy dwóch zawodników nam wypadnie.
Na jakich pozycjach potrzeba jeszcze wzmocnień?
- Ostatni mecz sparingowy z Krasnodarem to preludium do tego, co może nas czekać w sezonie. Jeżeli pozostaniemy w tym składzie, w jakim jesteśmy teraz, to jedna kontuzja może powodować dużo zmian kadrowych, a to nigdy dobrze się nie kończy. Do Bodø/Glimt w 2017 roku przyszedł trener wraz z asystentem. Po roku został dyrektorem sportowym, a asystent został pierwszym trenerem i teraz dobierają sobie zawodników pod swój system grania. U nas wszystko dzieje się szybko. Mamy fajny zespół i nie martwię się, jeśli wszyscy są zdrowi, bo wtedy niczego nam nie brakuje i mamy duże możliwości. Jeśli coś się wydarzy, zastępstwa potrzebuje Jędrzejczyk, Wieteska, Mladenović. Chcemy grać w fazie grupowej europejskich pucharów i niezbędne jest, żeby ktoś jeszcze do nas dołączył. Ostatni sparing pokazał nasze problemy. Jedna przypadkowa kontuzja i jest kłopot.
Czyli najpilniejsze wzmocnienie potrzebne jest w obronie?
- Tak. Z przodu sobie poradzimy, bo możemy różnie ustawiać zawodników. Z tyłu nie mamy w zasadzie żadnego manewru. To jest dla mnie największe zagrożenie i siedzi mi cały czas z tyłu głowy. Jak coś się wydarzy z "Mladenem", to już nie będziemy mogli tak dobrze atakować. Naszym największym atutem są dobre dośrodkowania z wahadeł. Jak tu zabraknie jakości, to nasza strategia traci. Jak wyciągniesz dwie najlepsze części z samochodu, to on już nie będzie taki sam. Nie możemy wówczas oczekiwać, że zespół będzie grał na tym samym poziomie. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest takie łatwe. Dyrektor Krasnodaru opowiadał mi, że świat zwariował, bo po koronawirusie ceny za zawodników zamiast zmaleć, wzrosły. Gracze chcą więcej zarabiać, a kluby drożej sprzedawać, bo dużo straciły na pandemii.
A nie boicie się, że odejdzie Tomas Pekhart?
- Liczę się z tym. To król strzelców Ekstraklasy. Na przykład kluby tureckie są w stanie zaoferować mu dużo więcej, niż my. Chciałbym, żeby został, bo daje nam dużo opcji, ale na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Przede wszystkim on musi chcieć tu zostać. Fajnie by było, żeby już teraz podjął decyzję. Wiem, że starszymi zawodnikami bywa tak, że podpisują krótkie kontrakty, bo ryzyko jest ograniczane z obu stron. Liczę, że pomoże nam już w meczu z Bodø.
Jakie są docelowe pozycje na boisku dla Abu Hanny i Johanssona?
- Abu Hanna będzie się czuł optymalnie w rywalizacji z Mateuszem Hołownią. To nie jest wahadłowy, on nie ma takich nawyków jak Mladenović, z ciągiem na bramkę. Z konieczności może tam zagrać, jeżeli będziemy grali przeciwko drużynie, która dobrze atakuje skrzydłami, jak Bodø. Jeżeli chodzi o Johanssona, to on grał w Turcji i jego liczby nie były zbyt imponujące, ale on mówił, że miał w tym czasie 4 trenerów i 3 dyrektorów sportowych, że to był szalony okres, a treningi były jakościowo poniżej oczekiwań. Przede wszystkim miał zakaz podłączania się do akcji ofensywnych, ale już w maju wiedział, że odchodzi, więc czasami szedł do przodu, żeby przypomnieć, że też umie atakować. Nasi wahadłowi grają bardzo szeroko, przy linii, a Johansson za każdym razem schodzi do środka. W Holandii grał w systemie, gdzie wszyscy włączają się do ofensywy środkiem, my tego nie chcemy. Musimy go nauczyć naszego systemu gry.
fot. Woytek / Legionisci.com
Z obserwacji treningów wydaje się, że największy postęp zrobili Ernest Muci i Rafael Lopes.
- Tak, to prawda. Muci wrócił z Albanii odmieniony - wrócił do siebie. Od początku przygotowań widać, że to inny chłopak. Poczuł się pewnie, więc starałem się w każdym sparingu dawać mu minuty, by czuł się potrzebny w tej drużynie. Uważam, że zrobił duży postęp, ale mimo wszystko na boisku w meczu nie widać jeszcze tego, co robi na treningach. Nie wiem na ile to zmęczenie, a na ile inne rzeczy. Czekam na ten moment, kiedy jak to mówił klasyk "coś mu przeskoczy". Na tym obozie bardzo ciężko pracował, wcześniej w Albanii tak nie trenował.
Rafael Lopes w Dubaju miał ciągłe problemy z urazami, a tutaj pracował fantastycznie. Poza tym on ma pozytywne podejście do chłopaków, dużo tłumaczy, żartuje i wszyscy go lubią. To będzie dla nas bardzo ważny zawodnik. W niektórych meczach może wchodzić z ławki, w części od początku. Widać, że się odnajduje, choć nie jest dynamicznym zawodnikiem, ale za to bardziej tworzy grę.
Jak dużo cierpliwości ma trener do zawodników? W pewnym momencie skończyła się ona dla Joela Valencii. Co będzie teraz z Jasurem Yaxshiboyevem, któremu ciągle coś się przytrafia? Można powiedzieć, że ma pecha, ale pech chyba też z czegoś się bierze.
- Rozmawialiśmy na ten temat i musimy coś z tym zrobić. Jasur wcześniej grał na Białorusi i nie miał urazów, ale nie wiemy, na jakiej intensywności trenował. Damy mu teraz czas, by wyleczył się do końca. Po powrocie z Austrii przejdzie szczegółowe badania, bo póki co gdy tylko dochodzi do formy, to coś łapie. On sam chodzi sfrustrowany i mówi, że doskonale rozumie, że jesteśmy zawiedzeni, że nie gra, ale zdrowie mu na to nie pozwala.
To może z nim trzeba jak z Jarosławem Niezgodą, który trenował na pół gwizdka, a później w meczach strzelał gole.
- Przede wszystkim chciałbym, by Jasur był zdrowy. Liczyliśmy na to, że po urlopie wróci gotowy i po okresie przygotowawczym zobaczymy go w całej okazałości. On jeszcze nigdy nie był tutaj w szczytowej formie. Co z tego, że my go podleczymy przez tydzień i potem znowu to samo będzie. Ma cały czas problem z tym samym miejscem.
Czy planuje trener zmieniać taktykę i wprowadzać coś nowego?
- Po sparingu z Krasnodarem, w którym zagraliśmy czwórką, zawodnicy pytali mnie, czy to oznacza, że nie będziemy grali trójką. Oni chcą grać trójką stoperów i my też chcemy trzymać się tego ustawienia. Jak przez pół roku robisz to samo, to wyrabiasz nawyki. W meczu z Rosjanami pojawił się problem z ustawianiem w niektórych strefach. Dlatego też chcemy trzymać się ustawienia z trójką z tyłu i modyfikować tylko środek. Będziemy grali na jednego albo na dwóch defensywnych pomocników. W meczach, w których będziemy chcieli grać bardziej ofensywnie, będziemy grali na jednego. Wówczas z przodu znajdzie się dodatkowe miejsce dla Muciego, Kapustki, Luquinhasa czy Josue. Natomiast w rywalizacji z dobrze atakującym przeciwnikiem musimy mieć w składzie przeciwwagę w postaci dobrze broniących zawodników. Ponadto mając w składzie Pekharta czy Emreliego, będziemy szukali ustawienia na grę dwójką napastników.
fot. Woytek / Legionisci.com
Mahir Emreli ma potencjał, żeby zostać gwiazdą ligi?
- Chciałbym bardzo, żeby się sprawdził. Potencjał ma, ale już tylu różnych zawodników z potencjałem przychodziło do tej ligi i nie wszyscy wypalili. Zrobimy wszystko, żeby dobrze grał i pomagał nam, a czy będzie gwiazdą ligi? Chciałbym, ale niczego nie przesądzam.
Emreli to taki zawodnik, który lubi się cofać do rozegrania. On ucieka od bramki, ale po rozegraniu podłącza się do akcji. W takim układzie musimy mieć kogoś, kto będzie absorbował stoperów, czyli idealny jest Tomas Pekhart. Dużo obiecuję sobie po tej współpracy. Rafael Lopes też może grać na pozycji podwieszonego napastnika albo w trójce pomocników. Jak będzie faza grupowa pucharów i mecze co trzy dni, to wykorzystamy wszystkich zawodników. Jeżeli zostanie sama liga, to będziemy "piłować" jakimś określonym składem.
Co dalej z tymi najmłodszymi zawodnikami?
- Młodzi zawodnicy będą dalej z nami trenować. Rezerwy jeszcze nie trenują, CLJ też nie. Spotkam się z nowym trenerem „dwójki”, porozmawiamy o tym, jak ma wyglądać współpraca. Nie możemy mieć zbyt wielu młodych zawodników w pierwszym zespole, bo bo ma to niekorzystny wpływ na jakość całego treningu. Weźmiemy optymalnie tylu, ilu możemy, a pozostali stworzą grupę, która będzie do nas doskakiwać. W zależności od potrzeb chcemy też wrócić do meczów rozgrywanych z CLJ czy rezerwami, żeby młodzi poczuli seniorską piłkę.
To na koniec… czy za 2 miesiące będziemy jeszcze rozmawiać z panem jako trenerem Legii?
- Też chciałbym to wiedzieć. Niedawno mieliśmy spotkanie z psychologiem Michałem Dąbskim i tam padło zdanie, że wspólnie pracujemy już rok... więc sprostowałem, że rok to będzie we wrześniu, a do tego czasu może już mnie tu nie być. Staram się o tym w ogóle nie myśleć. Wiem kiedy zmienia się trenera. Jak będziemy przegrywać, to mnie tu nie będzie. Proste. Nie wstaję codziennie z myślą o tym, że umrę. Każdy z nas po prostu wie, że kiedyś umrze i jak tak samo wiem, że kiedyś zostanę zwolniony. Liczę się z tym, ale to nie zaprząta mi głowy. Moim największym zmartwieniem jest to, by wszyscy w drużynie byli zdrowi. Można jechać samochodem bez koła zapasowego do Hiszpanii, ale może się okazać, że po stu kilometrach to koło będzie potrzebne. Jak będą wszyscy zdrowi, to mamy fajny zespół. Jak zaczną się kontuzje, kartki i inne okoliczności, to zaczną się problemy.
Najważniejsze w tym momencie jest to, by każdy zawodnik i pracownik sztabu przed meczem z Bodø dołożył od siebie jeszcze 5%. Tyle potrzebujemy, żeby być o połowę lepszą drużyną. Taką mamy ideę na nadchodzące dwa tygodnie.
W Leogangu rozmawiał Wojciech Dobrzyński
{sonda:233}
przeczytaj więcej o: Legia Warszawa, Czesław Michniewicz, wywiad, zgrupowanie, przygotowania, transfery, europejskie puchary
Komentarze: (0)
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.
Dodaj swój komentarz:
autor:
e-mail:
treść:
NAJCZĘŚCIEJ KOMENTOWANE:
- Dean Klafurić zwolniony! (267)
- Legia Warszawa 0-2 Spartak Trnava (207)
- PS: Nawałka odmówił Legii (162)
- Nawałka od środy trenerem? (152)
- Klafurić: Możemy pokonać Spartak w rewanżu (145)
- Ukrainiec kandydatem na trenera (133)
- LIVE!: Spartak Trnava - Legia Warszawa (129)
- Spartak Trnava 0-1 Legia Warszawa (117)
- Legia Warszawa 1-3 Zagłębie Lubin (106)
- Klafurić: Przegrana bitwa, ale nie wojna (94)
Zgłoś newsa!
Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam!
Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!