Aleksandar Vuković - fot. Woytek / Legionisci.com
Uwaga: Wiadomość archiwalna!
Vuković: Zawodnicy muszą całkowicie poświęcić się dla drużyny
Woytek, źródło: Legionisci.com
Na zakończenie zgrupowania w Dubaju trener Aleksandar Vuković spotkał się z dziennikarzami i długo odpowiadał na pytania dotyczące ostatnich tygodni i nadchodzących miesięcy. Zapraszamy do lektury!
Za Legią 2 tygodnie w Dubaju. Pogoda była wręcz idealna, osiągnęliście dobre wyniki w sparingach, brak większych kontuzji. Prosimy o podsumowanie tego czasu.
– Jesteśmy zadowoleni z pracy w Dubaju. Najważniejsze, że kończymy zgrupowanie bez poważnych kontuzji. Zaczynaliśmy bez kilku zawodników, których nie mogliśmy zabrać ze sobą ze względu na pozytywne testy kowidowe. Na początku utrudniało to pracę, na szczęście wzięliśmy duże grono młodych chłopaków, którzy nie tylko uratowali nam sprawę, ale także bardzo dobrze pracowali i fajnie się pokazali. Trening bez co najmniej 20 piłkarzy nie byłby tym samym, a dzięki nim mogliśmy normalnie pracować. Wypadł nam pierwszy sparing, bo nie byliśmy liczbowo gotowi na niego, a i przeciwnik też zmienił plany, więc ostatecznie dobrze się stało.
- Przed nami jeszcze bardzo dużo pracy. Ten obóz to dopiero początek, bo przygotowania wciąż będą trwały. Runda zaczyna się wcześnie - pierwsze tygodnie będą połączeniem gry o stawkę z dalszą pracą nad budową formy. Od razu chcemy być w jak najwyższej dyspozycji, ale rozsądek podpowiada, że przyjdzie ona kilka tygodni później. Z tygodnia na tydzień będziemy robili postęp w naszej grze. Zakładam jednak, że od pierwszego dnia będziemy gotowi, żeby walczyć o zwycięstwa.
W dużej mierze obóz poświęciliście przygotowaniu fizycznemu. Duży procent wszystkich zajęć to praca zespołu trenerów przygotowania fizycznego. Czy doszliście już do maksimum obciążeń i proporcje będą się zmieniały?
- Na to był akcent największy. Można było pozwolić sobie na to, by obciążyć bardziej drużynę pod kątem fizycznym, nie martwiąc się o to, czy jakiś sparing będzie nieudany. Najbliższe dwa tygodnie będziemy schodzić z obciążeń. Będziemy pracować krócej i intensywniej, bardziej skupiać się na modelu gry, choć w Dubaju też nad tym bardzo dużo pracowaliśmy. Fizyczne przygotowanie jest podstawą, żeby cokolwiek funkcjonowało, ale samo w sobie nic nie da, jeśli nie będzie dobrej organizacji gry. Mam nadzieję, że efekty będą widoczne.
Poza boiskiem trwała nie mniej ważna praca, aby wszyscy znów stanowili jedną zgraną grupę?
- Drużyna, którą zastałem pod kątem mentalnym, a ta która jest w tej chwili, to są dwie różne drużyny. Nad tym się pracuje i dba cały czas. W pewnym momencie i tak najważniejsze będą wyniki, one będą decydować, w którą stronę będzie rozwijał się aspekt mentalny i atmosfera w drużynie. Na początku jednak trzeba zrobić sporo, by każdy zrozumiał, że jest częścią drużyny. Zawodnik musi wiedzieć, że tylko poświęcając się dla drużyny i mając zespołowe cele na pierwszym miejscu, może w tej drużynie funkcjonować. Takich ludzi chcemy. Z doświadczenia zawodniczego i trenerskiego wiem, że każdy, który wybrał piłkę nożną jako sport, wybrał dlatego, że chce być częścią zespołu, a nie uprawiać ją samemu. Teraz w codziennej pracy trzeba pielęgnować tę kwestię i nadawać odpowiednim zachowaniem kierunek, w jakim chcemy iść. Pokazywać co szanujemy, co doceniamy, co lubimy, a czego nie lubimy i czego nie chcemy. Im dużej jesteśmy ze sobą, staje się dużo jaśniejsze, co trzeba robić, a czego nie wolno. Mieliśmy czas, by takie rzeczy podkreślać i jestem zadowolony, że idzie to w dobrym kierunku.
fot. Woytek / Legionisci.com
W zawodnikach jest więcej radości niż w listopadzie i grudniu?
- Jesienią sytuacja była ekstremalnie zła. Moment, w którym przyszedłem do klubu i zobaczyłem, jak to wygląda... można było się przerazić. Nie było żadnej energii w tych ludziach. Wszystko było z nich wyssane. Było bardzo dużo niezadowolenia, nieszczęścia, pretensji, niewiedzy i niezrozumienia, co się dzieje. Każdy z nich potrzebował kilka dni dla siebie, żeby się zresetować. Teraz w pierwszym momencie nastąpiło uświadomienie nas wszystkich, jaka jest sytuacja i to co musimy robić, żeby ją zmienić. Od tego zaczęliśmy. Myślę, że to rozumienie jest i chęć zmienienia tego na lepsze również jest. Pozostaje nad tym dalej spokojnie pracować.
Stanisław Czerczesow zawsze mówił, że to trener jest najlepszym psychologiem dla piłkarzy. Trener Vuković też wychodzi z tego założenia?
- Myślę, że ten aspekt jest bardzo istotny. Podejście od strony mentalnej jest jednym z najważniejszych aspektów dla trenera, co nie zmienia faktu, że czasami w klubach jest psycholog, który zajmuje się indywidualnymi sesjami z niektórymi zawodnikami, którzy mają taką potrzebę. Jestem za tym, by takie coś realizować dla każdego zawodnika, który ma taką potrzebę, ale w tej chwili po rundzie, w której ta drużyna przeżyła tyle, mając przy sobie cały czas psychologa, spróbujemy działać trochę inaczej.
Nie przeszkadza trenerowi tymczasowość związana z tym, że nie wie, jak długo będzie w Legii?
- Jednego zdążyłem się nauczyć: każdy trener jest tymczasowy. Kwestią otwartą pozostaje, jak długo to trwa. Czasy Fergusona dawno minęły. Dla mnie jest jasne, że trzeba skupić się na tu i teraz. Wiem, jakiego zadania się podjąłem i na tym się koncentruję. Kontrakt mam do czerwca i tak jak deklarowałem, jestem gotowy, by go wypełnić. Fajnie by było, żebym chociaż ten kontrakt wypełnił (śmiech).
- Jest mnóstwo wyzwań i meczów do końca umowy i trzeba zrobić dobrą robotę. Jak będzie później? Mój powrót jest powrotem do domu, ale zbliża się dla mnie moment, w którym będę chciał być trenerem, który może pracować w innym miejscu. Przez najbliższe pół roku chcę na to zapracować. Liczę, że będą miejsca, w których będę mógł się dalej realizować w tym zawodzie.
Gdyby jednak pojawiła się propozycja przedłużenia umowy?
- Nie chcę i nie potrafię na to odpowiedzieć. W grudniu dostawałem podobne pytania i powiedziałem, że to sytuacja abstrakcyjna, a wieczorem tego samego dnia otrzymałem telefon z pytaniem, czy nie wróciłbym do Legii. Wówczas zrozumiałem i dotarło to do mnie – dopiero wtedy jest sens się nad tym zastanawiać. Teraz gdybanie nie ma sensu.
fot. Woytek / Legionisci.com
W mediach z ust trenera padły konkretne słowa o Dariuszu Mioduskim i na pewno wasze relacje nie były poprawne. Łatwo jest funkcjonować, mając ten bagaż, czy może Jacek Zieliński jest buforem?
- Nie ma czegoś takiego, żebym miał uciekać przed prezesem. Mamy normalny kontakt, taki jak wcześniej gdy byłem trenerem. Między nami zawsze była osoba, która na co dzień była łącznikiem i teraz wygląda to podobnie. Zgodziłem się wrócić do klubu i dałem do zrozumienia, że jestem gotów na współpracę, bo inaczej byłoby to niemożliwe. Myślę, że ze strony prezesa jest podobnie, bo tego telefonu by nie było.
- Moje wcześniejsze słowa można nazwać mocnymi, ale ja nikogo nie obraziłem. Nie powiedziałem nic takiego, żeby dzisiaj wstydzić się i przepraszać. Tamte słowa cały czas są aktualną oceną tego, co wydarzyło się wcześniej. Dotyczyły okresu, który miałem za sobą w Legii. Obecny okres też kiedyś będzie trzeba ocenić i zobaczymy jak go ocenię. Zrobię wszystko, bym mógł na to spojrzeć z dumą i uczuciem, że zrobiłem dobrą robotę. Wydaje mi się, że z pierwszego okresu tylko ja miałem taką ocenę. Każde mistrzostwo coś znaczy i nie jest takie proste do zdobycia.
Jak pracuje się z nowym dyrektorem sportowym? Dużo się zmieniło?
- To dobre pytanie. Z Jackiem Zielińskim jest przede wszystkim o tyle inna sytuacja, że zaczynasz współpracę z człowiekiem, którego znasz i nie trzeba budować relacji od zera. Nie traciliśmy czasu na to, tylko od razu ta współpraca jest na dobrym poziomie. Wydaje mi się, że jest chemia.
- Jest o tyle łatwiej, że to jest już trzecia nasza relacja w tym klubie. Był moim kapitanem, potem trenerem, a teraz jest dyrektorem. Nie wiem co nas jeszcze czeka (śmiech). Rozumiemy się bardzo dobrze. Zawsze darzyliśmy się szacunkiem. Jacek wie, że może rozmawiać ze mną otwarcie i szczerze na każdy temat, nawet ten, który nurtuje wszystkich.
- Z Radkiem Kucharskim budowanie zaufania trwało. W pewnym momencie bardzo dobrze to funkcjonowało, potem przestało. Nie wracając już do tego co było... cieszę się z możliwości współpracy z Jackiem Zielińskim. Dowiedziałem się o zmianie dyrektora od prezesa Mioduskiego przed oficjalnym komunikatem.
Ucieszył się trener? Bo ogólna narracja była taka, że dyrektor Kucharski zostaje i wszyscy czekamy na Marka Papszuna. Tymczasem po zmianie Zieliński oświadczył, że musi się zastanowić nad stanowiskiem trenera i sytuacja mocno się zmieniła.
- Jacek Zieliński od razu mi powiedział – i za to go cenię – że będę miał przejrzystą sytuację. Powiedział, że możliwe jest zatrudnienie trenera przed końcem mojego kontraktu i na pewno zostanie to mi przekazane oraz nie będzie przede mną ukrywane w żaden sposób. To mi wystarczy, tego oczekuję w tej współpracy. Myślę, że na tym się nie zawiodę - będę miał szczere i otwarte relacje.
Transfery też są z trenerem konsultowane?
- Pod tym kątem jestem mało wymagającym trenerem. Nie naciskam na transfery konkretnych zawodników, nie dopytuję się codziennie. Bardziej jestem otwarty do rozmowy na temat kandydatów i uczestniczenie w całym procesie. Liczy się dla mnie interes klubu. Czasami najlepiej jest najtaniej. Tak będę funkcjonował do momentu, aż zrozumiem, że to nie jest dobre podejście.
Czyli nauczył się trener na błędach po pierwszej kadencji?
- Nie, ja nigdy takiego podejścia nie żałowałem. Uczestniczyłem mocno przy jednym transferze ze względu na język – naciskałem na Filipa Mladenovicia. Bardziej jeśli chodzi o transfery wolałem rozmawiać o kandydatach i przekazać swoje zdanie.
fot. Woytek / Legionisci.com
Czy aktualny skład gwarantuje Legii utrzymanie się w Ekstraklasie?
- Wierzę, że tak. W tym gronie jest wystarczająco jakości, by wywalczyć sobie to minimum. Cały czas mimo aktualnej sytuacji Legia jest klubem mierzącym wyżej. Cały czas podkreślam, że walczymy o utrzymanie i tak do tego trzeba podejść, ale z drugiej strony trzeba się wzmacniać nie tylko pod tym kątem. Trzeba wierzyć, że sytuacja zmieni się na lepsze i wkrótce przed drużyną będą zupełnie inne cele. W jednym i drugim przypadku przyda się świeża krew.
Czyli czeka trener na transfery?
- Można tak powiedzieć, choć nie jestem trenerem, który codziennie o to pyta i się nad tym zastanawia. Skupiam się na ludziach, których mam. Pewne kwestie co do wzmocnień na poszczególnych pozycjach mieliśmy już omawiane i wiem, że klub nad tym pracuje. W jednym przypadku jest bliżej, w drugim dalej. Wierzę, że 2-3 zawodników dołączy do nas przed pierwszym meczem ligowym.
Nie będzie za późno, by ich wkomponować?
- Na pierwszy mecz pewnie tak, ale runda trwa dłużej. Dobrze by było, aby było to wcześniej niż później. Nie podchodzę do tego bez zrozumienia sytuacji klubu. Nie chcę, by klub za tę samą jakość płacił 200 zł zamiast 100 zł. Jakość pozostaje ta sama, a dziesięć dni wcześniej kosztuje dwa razy tyle.
Na jakie konkretnie pozycje potrzebne są wzmocnienia?
- Będziemy preferowali ustawienie z wahadłowymi, więc dobrze byłoby mieć więcej wahadłowych - to priorytet. Najbardziej nad tym pracujemy i na to czekamy. Musimy na tej pozycji wzmocnić konkurencję, bo mieliśmy pecha z Yurim Ribeiro, który był naturalnym człowiekiem do rywalizacji z Filipem Mladenoviciem, a którego zabraknie w pierwszym meczu za kartki. To komplikuje sytuację z lewej strony, a z prawej to już w ogóle jest ultra ofensywny Lirm Kastrati i trochę za bardzo defensywny Mattias Johansson. Mamy młodych chłopaków, którzy mogą być uzupełnieniem na tych pozycjach, ale docelowo potrzeba jakościowego zawodnika. Prawe wahadło jest priorytetem. Wierzę, że „Mladen” wróci na swój poziom i będzie grał jak potrafi.
- W bramce mamy w tej chwili trójkę, która ma za sobą ciężką rundę, ale pracuje od początku bardzo dobrze. Największym pozytywnym zaskoczeniem jest Artur Boruc - to jak pracuje, jak wygląda w treningach i meczach sparingowych. Zastałem go w nieco innej dyspozycji i wydawało mi się, że ciężko będzie oczekiwać od niego pełnego treningu. Tymczasem widzę gościa, który jest gotowy jeszcze raz podjąć rękawicę, a nie gościa, który miałby kończyć karierę. Z młodymi bramkarzami będzie inaczej, jak z drużyną będzie inaczej – to nie tylko kwestia indywidualna.
fot. Woytek / Legionisci.com
Gdybyśmy spojrzeli na obecną kadrę w oderwaniu od aktualnej sytuacji ligowej: czy jest to zespół, który mógłby walczyć o mistrzostwo, czy raczej plac budowy, w którym wiele rzeczy zostało zrobionych źle i tej jakości brakuje?
- Jesteśmy w takim miejscu, że byłoby mało poważne, gdybyśmy mówili, że przypadkowo jesteśmy na przedostatnim miejscu w tabeli. Nigdy nie dzieje się przypadkowo i musimy mieć tego świadomość. Z drugiej strony wiem - i wiele razy się to potwierdziło - że w Legii granica jest bardzo cienka. Drużyna, która wygląda bardzo źle, za chwilę może wyglądać bardzo dobrze. Wiem, że ten zespół potrafi dużo więcej ale... trzynaście porażek w osiemnastu spotkaniach nie jest przypadkowe.
Czy wyobraża sobie trener, że Mahir Emreli jeszcze zagra w Legii? Sytuacja jest nieprzyjemna dla klubu, kibiców, drużyny. To trochę jak z Paulo Sousą – sprawy poszły tak daleko, że trudno sobie wyobrazić powrót.
- Odpowiem pytaniem: Czy wyobrażacie sobie Paulo Sousę jako selekcjonera na mecze barażowe? Nie czuję się oszukany przez Emreliego. Spotkałem go raz, nie mogę powiedzieć na jego temat nic szczególnego. Miałem jedną krótką rozmowę, z której nie wynikało, że on miałby nie przybyć na trening czy w jakikolwiek sposób źle się czuć w tym klubie. Byłem zaskoczony późniejszymi informacjami, ale z drugiej strony zdaję sobie sprawę z tego, że różni ludzie różnie chcą pewne sytuacje wykorzystać.
Vuković jako piłkarz przeżył różne sytuacje. Nie chciał trener być teraz mediatorem? Co innego rozmowa piłkarza z trenerem, a co innego z prezesem lub dyrektorem.
- Uważam, że na tej rozmowie moja mediacja się skończyła. Zauważyliście, że wykonałem pewien gest w stronę Luqiunhasa, do którego nie dzwoniłem i nie namawiałem. Patrzyłem, jaka będzie jego reakcja.
Opaska kapitańska dla niego to oferta, której nie mógł odrzucić? Czy po prostu otrzymał taką możliwość?
- Poinformowałem go, że jest taka decyzja, którą podejmuję w przemyślany sposób. Tym gestem chciałem pokazać, jakie wartości cenimy i szanujemy w tym klubie. O jakich ludziach chcemy rozmawiać, a o kim lepiej nie rozmawiać. Luquinhas zawsze był dla nas bardzo ważnym zawodnikiem, zostawiającym serce na murawie i dającym z siebie maksimum. To przykład oddania na boisku i teraz okazało się, że także poza boiskiem. To chłopak, który pod wieloma względami jest super przykładem – wie co to znaczy być legionistą. Kibice inną miarą to mierzą, ale dla mnie to facet, który naprawdę mógł się zachować zupełnie inaczej. Mógł próbować w każdy sposób tę sytuację wykorzystać i wiem, że z wielu storn był do tego namawiany. Korzyści dla niego mogły być bardzo duże, a on postąpił inaczej. To jest ktoś, kogo chcę uhonorować i drużyna doskonale to rozumie. Liderów mamy tych samych – Jędrzejczyk, Boruc, Wieteska. Oni nadal będą rządzili w szatni, nic się nie zmienia. Dodatkowo chcemy jako drużyna i jako klub dostrzegać pewną postawę.
A jak Luquinhas zareagował na ten fakt, powiedział coś?
- Był trochę zszokowany. Wziąłem Inakiego Astiza do tłumaczenia. Pierwsze jego słowa wyrażały zdziwienie: „Ja?!”. Powiedział, że nigdy by nie pomyślał, że może być kapitanem w drużynie, w której jest Artur Boruc czy „Jędza”. Powiedziałem mu, że oni wszyscy go szanują i chcemy tworzyć drużynę, więc opaska jest tylko i wyłącznie symbolem, formą docenienia jaką lojalnością wobec drużyny i klubu się wykazał. Chłopak urodzony wiele tysięcy kilometrów od Warszawy, grający w klubie od kilku lat, zachował się jak chłopak z Ursynowa czy Bródna.
W szatni ważny jest język. Zawodnik może być ceniony, ale czy nie jest to ucieczka w inny tor w relacjach z drużyną, że wybrany został Brazylijczyk nie mówiący po polsku i po angielsku?
- Zawsze powtarzam chłopakom, że bardziej od słów liczą się czyny. Możemy opowiadać różne bajki wewnątrz, ale jak przychodzi co do czego, to każdy może ocenić kto jest kim. Teraz mieliśmy idealną sytuację, by na podstawie dwóch przykładów ocenić kto kim jest. Znamy całą historię z bliska i tym bardziej trzeba docenić to, co zrobił Luquinhas, choć nie mówi słowa po polsku. Czasami śmiejemy się, że po portugalsku też niewiele mówi. Jest dobrym duchem tej drużyny, ma inteligencję piłkarską na najwyższym możliwym poziomie. Może nie rozumieć słowa po polsku, ale wystarczy jedno hasło czy jedna odprawa video, na której pokażemy wymagane zachowanie, to on wykona to w stu procentach tak jak tego oczekujemy. Czyny, nie słowa.
- Zdajemy sobie sprawę, że Luquinhas jest jednym z najbardziej rozchwytywanych zawodników na rynku i różnie może się to potoczyć, więc nie chciałem czekać z uhonorowaniem go w ten sposób.
- Rozmawiałem z Arturami, z cała radą drużyny i wytłumaczyłem, dlaczego tak robię i czym to jest motywowane. Zrozumieli to.
fot. Woytek / Legionisci.com
Jaki jest plan gry na wiosnę?
- Chcemy przygotować drużynę do bardziej intensywnego grania niż pod koniec jesieni, gdy bateria była wyczerpana. Wychodzę z założenia, że trzeba być gotowym na każdą sytuację. Czasami jest się drużyną dominującą, która musi dać sobie radę w ataku pozycyjnym, ale trzeba też być gotowym na grę w niższej obronie. Trening powinien zawierać wszystkie te aspekty i staramy się nad tym pracować, byśmy mogli sobie poradzić w różnych scenariuszach. Górnolotnym jest mówienie, że narzucimy swój styl. Czasami trzeba umieć reagować jako drużyna broniąca i grająca z kontrataku.
Wcześniej Legia Vukovicia grała czwórką z tyłu. Teraz trener zakochał się w nowym ustawieniu, czy to kwestia dostępnej kadry?
- Ustawienie dobieram zdecydowanie do dostępnej kadry. Jest teraz trochę kontuzji, ale mamy 6-7 środkowych obrońców, którzy lepiej się czują, gdy grają w trójce niż w dwójce. Mamy bocznych zawodników takich jak Mladenović czy Ribeiro, którzy lepiej czują się jako wahadłowi. Środkowi pomocnicy mogą podołać jednemu i drugiemu ustawieniu. Nasza ocena jest taka, że zespół jest budowany bardziej pod takie ustawienie, ale nie jest ono najważniejsze. W każdym ustawieniu zespół musi wrócić do postaw, a to oznacza wygrywanie pojedynków, dużo większą determinację w grze, kompaktowość – to musi funkcjonować niezależnie od ustawienia.
Przygotowywał się trener do tego ustawienia?
- Stanowimy sztab ludzi, nie robię wszystkiego sam. W tej kwestii także zdaję się na ludzi, którymi się otaczam. Jest to łatwiejsze dla mnie, bo zespół dużo grał w takim ustawieniu ostatnio, wiec nie ma dla nich wielkich tajemnic. Można tylko zmienić pewne wymagania wobec poszczególnych zawodników, ale na dobrą sprawę niedawno ten zespół dobrze funkcjonował w tym ustawieniu.
Czy sztab szkoleniowy jest kompletny, czy będziecie chcieli wzmocnić go np. poprzez osobę do stałych fragmentów gry?
- Prawdą jest to, że ten element szwankował - chcemy i musimy go polepszyć, szczególnie jeśli chodzi o grę obronną. Jak nie strzelimy w jednym czy drugim meczu po stałym fragmencie gry, to nie martwi się człowiek tak bardzo, jak w sytuacji gdy stracimy bramki w ten sam sposób.
- Sztab jest w zasadzie wypełniony. Jest bardzo dużo osób z każdej dziedziny szkoleniowej i medycznej. Jest jeszcze miejsce dla jednego analityka.
W ciągu ostatniego roku za darmo odeszli m.in. Antolić, Vesović, Gwilia, Wszołek... Z nimi pewnie byłoby łatwiej. Czy prowadzone były rozmowy z dyrektorem, by wyciągać wnioski z takich sytuacji?
- Jacek Zieliński ma podobną filozofię budowy drużyny. Nie chce robić wielu rotacji i budowania drużyny, wymieniając pół składu w każdym sezonie. To doprowadzi do większej stabilizacji, która jest potrzebna, żeby nie dochodziło do takich sytuacji, jaką mamy w tej chwili. Nie radziłem nic dyrektorowi w tej kwestii, bo to nie moja rola. Rozmawiamy na temat tego okienka.
- Wcześniej dążyłem do tego, byśmy szli w tym kierunku i wydaje mi się, że podczas dwóch okienek, w których brałem udział, to się udało. Docenialiśmy tych, którzy na boisku dawali dużo. Nie wychodziłem nigdy z założenia, że trzeba zrobić transfer dla dobrych wrażeń. Zawsze lubi się bardziej to czego się nie ma, niż to co się ma, a często wychodzi to źle. Czasami wystarczy po prostu robić zmiany w momencie gdy masz lepszego zawodnika. Zakładanie, że oddam trzech ludzi, bo za moment na pewno sprowadzę lepszych, jest dla mnie utopią i nie ma szans powodzenia. Jeżeli ma się zawodnika takiego jak Vako Gwilia, to go się ot tak nie oddaje. Najpierw należy sprowadzić zawodnika, z którym Gwilia zdecydowanie przegra rywalizację i wtedy można o tym pomyśleć, a tym bardziej gdy oddaje się takiego zawodnika za darmo.
Czyim pomysłem był Patryk Sokołowski?
- To był pomysł klubu jeszcze przed przyjściem Jacka Zielińskiego, ale on kiedyś próbował ściągać go do Wiger i bardzo o cenił. W jego przypadku z mojej strony jest pełne poparcie i je wyraziłem. Dla mnie to transfer pokazujący, w którymi kierunku powinniśmy iść. Chłopak związany z Legią, Polak mający pewien poziom w lidze. Myślę, że będzie dla nas ważnym zawodnikiem.
fot. Woytek / Legionisci.com
Jak inne było to zgrupowanie ze względu na sytuację w tabeli
– Trzeba żyć w zgodzie z tym, co dzieje się dookoła. Musimy być świadomi i z powagą brać to co jest i tak pracowaliśmy. Zamykamy zgrupowanie nie wiedząc nawet, jak wygląda Dubaj – i mówię to z uśmiechem na twarzy. Dopiero w piątek po południu zawodnicy dostaną czas na to, żeby przed wylotem mieć kilka godzin dla siebie. Do tej pory nie było sensu i szans na leżakowanie czy korzystanie z uroków hotelu i plaży. Dla mnie ten obóz mógłby się odbyć też w Mrągowie. Wtedy nikt nie miałby problemu, że siedzi w hotelu i nie wychodzi z niego. Jak się tak do tego podejdzie, to nie masz wrażenia, że coś ci koło nosa przeszło.
Kto najbardziej zaskoczył na plus
- Jest kilku takich zawodników, ale najlepiej będzie to widoczne jak zacznie się granie. Wówczas będzie można zdać sobie sprawę z tego kto zasłużył, kto zyskał. Jest sporo powodów do zadowolenia, ale też chłodna głowa i świadomość, że w niektórych przypadkach wiele brakuje.
Jest pozycja na boisku dla Lirima Kastratiego? Podczas ostatniego sparingu trener wiele razy łapał się za głowę i chyba nie bez powodu...
- W tym ustawieniu najbliżej mu do pozycji prawego wahadłowego. Czasami będziemy grali dwójką napastników, a czasami dwójką skrzydłowych. Wówczas mógłby być jednym ze skrzydłowych, którzy wspierają napastnika. Musi udowodnić, że go stać na grę na jednej lub drugiej pozycji. Nie chcę nikogo szybko skreślać, dołączył do nas tydzień później i ma za sobą dopiero jeden mecz. Biorę to pod uwagę.
Nie macie obaw przed pierwszym meczem, by zagrać na zero z tyłu? Z Krasnodarem kilka piłek pokazało, że możecie się tego obawiać.
- Tak, zdajemy sobie z tego sprawę. Jest za wcześnie, by powiedzieć, że to super funkcjonuje. Wygraliśmy trzy sparingi, to na pewno jest pozytywne. Zawsze lepiej wygrać, ale są niedoskonałości w naszej grze obronnej. Pociesza mnie to, że do tej pory pracowaliśmy krócej niż zostało nam czasu do pierwszego meczu. Nie obawiam się tego, że czegoś sobie nie wypracujemy. Jedyna obawa jaką mam, to sytuacje, które trudno przewidzieć. Kogoś dopadnie przeziębienie, które zaraz będzie okrzyknięte covidem i zawodnik będzie poza kadrą. Z tym muszę się liczyć, bo to będzie na porządku dziennym. Trzeba będzie reagować na nagłe sytuacje. Modlę się, żeby w tym temacie nic się nie działo, żebym przed każdym meczem miał jak najlepszą sytuację zdrowotną.
- Przylecieliśmy tutaj pracować nad modelem gry z wahadłowymi, a pierwszego dnia Ribeiro zgłosił chorobę. Mladenović, Johansson, Kastrati mieli covid. Wszyscy ewentualni wahadłowi wypadli na tydzień z treningów. To są takie kwestie, które budzą obawy – mając ludzi zdrowych, musimy sobie poradzić.
Do końca lutego gracie dwa razy z Niecieczą, z Wartą, Lubinem, czyli waszymi bezpośrednimi sąsiadami. Więc szybko można uciec spod topora...
- [dłuższa cisza...] Wierzę w proces treningowy. Za nami pierwszy tydzień, w którym pracuje docelowa grupa. Brakuje jeszcze Jędrzejczyka, Nawrockiego, Kapustki i Abu Hanny. Każdy mikrocykl powinien budować drużynę. Z każdym tygodniem powinniśmy być coraz mocniejsi. Jesteśmy świadomi kalendarza i tych meczów o 6 punktów. Do tego dochodzi Puchar Polski, który jest dla nas od razu meczem finałowym, choć to dopiero ćwierćfinał. To spotkanie, w którym nie możemy popełnić błędu.
Z trenerem Aleksandarem Vukoviciem rozmawiali: Robert Błoński, Wojciech Dobrzyński, Paweł Gołaszewski, Piotr Kamieniecki, Roman Kołtoń, Dominik Piechota, Sebastian Staszewski, Marcin Szczepański i Marcin Szymczyk.
{sonda:299}
Komentarze: (0)
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.
Dodaj swój komentarz:
autor:
e-mail:
treść:
NAJCZĘŚCIEJ KOMENTOWANE:
- Dean Klafurić zwolniony! (267)
- Legia Warszawa 0-2 Spartak Trnava (207)
- PS: Nawałka odmówił Legii (162)
- Nawałka od środy trenerem? (152)
- Klafurić: Możemy pokonać Spartak w rewanżu (145)
- Ukrainiec kandydatem na trenera (133)
- LIVE!: Spartak Trnava - Legia Warszawa (129)
- Spartak Trnava 0-1 Legia Warszawa (117)
- Legia Warszawa 1-3 Zagłębie Lubin (106)
- Klafurić: Przegrana bitwa, ale nie wojna (94)
Zgłoś newsa!
Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam!
Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!