Maciej Rosołek - fot. Mishka / Legionisci.com
Uwaga: Wiadomość archiwalna!
Maciej Rosołek: Krytyka? W Polsce wychowanek zawsze ma najgorzej
Woytek, źródło: Legionisci.com
Ma 21-lat i na swoim koncie 85 spotkań w koszulce z "eLką" na piersi, pod tym względem wyprzedza go tylko czterech zawodników z obecnej kadry. W poprzednim sezonie jako jeden z dwóch piłkarzy wystąpił we wszystkich spotkaniach. - W Polsce wychowanek danego klubu zawsze ma najgorzej. Każdy inny jest lepszy od niego, wymaga się chyba od niego więcej. Często mówi się, że ten Rosołek się nie nadaje, a koniec końców gram. I to nie ja sam siebie wystawiam na boisko, tylko trener. Więc chyba ma ku temu powód - mówi Maciej Rosołek. Zapraszamy na rozmowę z napastnikiem stołecznego klubu.
Na początku przygotowań powiedziałeś "zawsze mówią, że nie będę grał, a ja gram". To taka definicja ciebie?
Maciej Rosołek: - Wydaje mi się, że to prawdziwe stwierdzenie, przynajmniej do tej pory zawsze tak było. Co roku w Legii mamy sporą konkurencję, może jedynie w zeszłym sezonie na początku nie było napastników, ale potem stopniowo dochodzili, a koniec końców ja i tak dostawałem swoje minuty. Można powiedzieć, że otrzymałem poważniejszą szansę, częściej wychodziłem w pierwszym składzie i w większym wymiarze czasowym. W Legii jest tak, że jak spojrzy się na nazwiska w ataku, to już pierwszy rzut oka robią większe wrażenie niż moje. A potem jednak okazuje się, że ten Rosołek wcale nie jest taki zły i gra.
{VIDEOAD}
Nie tak dawno był w Legii taki zawodnik, że co okienko transferowe, mówiono, że teraz już na pewno sobie nie poradzi. Nowi trenerzy sadzali go na ławce, a koniec końców wygrywał rywalizację, grał, strzelał kluczowe bramki. To był Michał Kucharczyk. Czy widzisz między wami podobieństwa?
- Myślę, że tak. Uważam, że kluczem do tego jest to, że - odpukać - unikają mnie kontuzje. W ubiegłym sezonie na przykład Blaz Kramer, który jest bardzo dobrym napastnikiem, przez kontuzje nie mógł grać, a ja byłem dostępny dla trenera przez cały sezon. Kolejną taką rzeczą jest to, że mam szczęście i w ważnych momentach udawało mi się strzelić jedną czy drugą bramkę. Trochę to zaczęło przechylać szalę na moją korzyść. Cechuje mnie solidność. Trener Runjaić, czy wcześniej Vuković, doceniali, że jestem zawodnikiem, na którym można polegać, że jak się mnie wystawi, to raczej nie zejdę poniżej pewnego poziomu przyzwoitości. Wiadomo, zdarzają się mecze lepsze, ale raczej nie schodzę poniżej minimalnego poziomu wymaganego przez trenera.
W poprzednim sezonie wystąpiłeś we wszystkich 40 spotkaniach. Czy czujesz, że masz silniejszą pozycję w zespole? Jakie masz plany na kolejne miesiące?
- Będę dążył do tego, żeby powtórzyć ten wynik. Jak zdrowie dopisze, to myślę, że się uda, tym gdy weźmiemy pod uwagę to, że będziemy grać trójką w ofensywie. W poprzednim sezonie trener Kosta Runjaić pokazywał, że lubi robić zmiany w formacji ofensywnej. Gdy zaczynałem mecze z ławki, to wchodziłem na boisko. Gdy wychodziłem w podstawowej jedenastce, byłem zmieniany. Widać, że trener lubi rotować. Myślę, że będę występował w każdym meczu lub w większości. Wiadomo, że celem jest zaczynanie spotkań w podstawowej jedenastce, żeby sobie wywalczyć miejsce na stałe. A jak już dostanę szansę, to celem będzie to wykorzystać i udowodnić, że się na to zasługuje.
Widzisz duże zmiany w ustawieniu ofensywy? Wasze zadania się znacząco zmieniły?
- Nie do końca. W tym ustawieniu chodzi o to, że jeśli gramy z lepszym przeciwnikiem, nie jesteśmy w stanie cały czas atakować ich wysokim pressingiem. Wówczas trochę łatwiej nam trójką z przodu ustawić strukturę w średnim czy niższym pressingu. W tamtym sezonie graliśmy głównie ustawieniem 5-3-2. Wtedy trójka pomocników miała strasznie dużo roboty i czasami ciężko było przesuwać formacje. Powstawały dziury i mieliśmy problemy, żeby się skutecznie bronić w głębszej defensywie. Teraz założenie jest takie, żeby tam była czwórka zawodników i jeden wysunięty. Wtedy jest łatwiej. Nie sprawia mi to problemów. Natomiast gdy gramy piłką w ofensywie, to mamy dużą dowolność i wymienność, więc wiele się nie zmieniło.
Kosta Runjaić mówi, że kluczowa jest intensywność, jej zwiększanie. To chyba dla ciebie pozytywne, bo wydajesz się być zawodnikiem stworzonym do gry na wysokiej intensywności.
- Tak. Przechodziłem przez praktycznie wszystkie młodzieżowe drużyny w Legii i od najmłodszych lat uczy się tutaj gry na intensywności. W każdym roczniku motywem przewodnim był wysoki pressing, żeby nie dawać przeciwnikowi grać. Drugim aspektem jest to, że mam zdrowie. A żeby grać na dużej intensywności, trzeba mieć zdrowie. Nawet jak się ma umiejętności, a zdrowia brakuje, to ciężko się gra. Jak się patrzy na drużyny z najwyższego poziomu, a do nich się trener często odnosi, to ogląda się piłkarzy atletów. Wydaje mi się, że w tę stronę idzie piłka. Dla mnie to też jest korzyść, bo jak się popatrzy po meczu choćby na wyniki z GPS, to zazwyczaj mam jedne z wyższych w drużynie. Z tym nie będzie problemu.
fot. Woytek / Legionisci.com
Przejmujesz się krytyką, jak się pojawia wśród kibiców? Jesteś wychowankiem, chłopakiem stąd, a tacy mają w Legii najtrudniej.
- Nie. Raczej się z tego śmieję. Staram się tego nie czytać, ale wiadomo, że zawsze coś tam do mnie dotrze. Nawet jak dzwonię do mamy, to ona czyta i mi mówi. Nie przejmuję się tym. W Polsce wychowanek danego klubu zawsze ma najgorzej. Każdy inny jest lepszy od niego, wymaga się chyba od niego więcej. Często mówi się, że ten Rosołek się nie nadaje, a koniec końców gram. I to nie ja sam siebie wystawiam na boisko, tylko trener. Więc chyba ma ku temu powód.
I to nie jeden, ale wszyscy kolejni.
- No właśnie. Żeby to jeszcze był jeden. Gdy na początku trener Vuković mnie wprowadził, można było mówić, że ma jakiś tam sentyment i daje mi grać. U trenera Michniewicza akurat grałem mniej, ale teraz u trenera Runjaicia jako jeden z dwóch zawodników zagrałem we wszystkich meczach. Myślę, że nie ma w tym przypadku. Staram się konsekwentnie robić swoje.
Nie kusiło cię, żeby w mediach społecznościowych opublikować po sezonie swoje zdjęcie z komentarzem "miał nie grać, a zagrał 40 meczów. Niezastąpiony."?
- (śmiech) To byłoby mocne podpalenie, lepiej się tak nie narzucać, bo jeszcze mi się noga powinie i wtedy to wraca szybko. Nie ma się co przejmować. Widać to na przykładzie Bartka Slisza, który na początku miał spore grono krytyków, a teraz jest mózgiem drużyny i taką osobą, że jak byśmy go teraz wyjęli, to szybko byśmy go nie zastąpili. Moim zdaniem, takim zawodnikiem był też Mateusz Wieteska. Często zbierał spore, jak nie największe fale krytyki, a jak się popatrzy, jak on sobie teraz radzi, to jednak nie był taki najgorszy, jak się go przedstawiało.
fot. Mishka / Legionisci.com
Trener zaufał ci na tyle, że wyznaczył cię do wykonywania rzutów karnych w finale na Stadionie Narodowym. Strzeliłeś i zdobyłeś puchar. Jakie uczucia temu towarzyszyły?
- Stresowałem się trochę. Zdradzę, że nie do końca trener mnie wyznaczył, ale on zatwierdził tę piątkę. To było na zasadzie, kto weźmie odpowiedzialność, kto się czuje pewnie, ten strzela. Pierwszy zgłosił się Slisz. Padło pytanie, kto drugi. Chwila ciszy, to ja mówię, że wezmę drugi. I tak to poszło. Dzień czy dwa przed meczem w rozmowie z dziewczyną mówiłem, że jak będą karne, to strzelam. Wiadomo, że chce się wygrać, ale ja to odbierałem też w kontekście spełnienia marzeń. Po raz pierwszy grałem na Stadionie Narodowym, reprezentując Legii w finale Pucharu Polski. Gdybyśmy wygrali, a ja bym nie strzelał karnego, to czułbym niedosyt. Że miałem okazję, choćby dla samych wspomnień, i że nie skorzystałem z niej. To mi dało taką dodatkową pewność.
Do tych karnych zgłosili się sami Polacy. To był jakiś zamysł czy przypadek?
- Przypadek. Później też to zauważyliśmy, że w tym kluczowym momencie odpowiedzialność wzięli na siebie Polacy. Uważam, że tak powinno być. Nie chodzi o to, że zagraniczni piłkarze nie utożsamiają się z klubem, są przecież bardzo ważną częścią drużyny, zależy im na niej i bez nich nie bylibyśmy w tym miejscu. Dla mnie czy innych chłopaków z Polski, którzy grają tu już kilka lat, to na pewno jest coś innego niż dla zawodnika zagranicznego.
Widać, że pracowałeś ostatnio mocniej nad muskulaturą.
- Tak. Pracowałem razem z Maikiem Nawrockim. Myślę, że po nim też to widać, że znacznie zmężniał. To mi bardzo pomogło, jeśli chodzi o pewność siebie na boisku, bo mimo wszystko przez większość sezonu grałem jako centralny napastnik. Trzy lata temu, kiedy wchodziłem do seniorskiej piłki, często miałem problemy, żeby utrzymać piłkę w pojedynkach fizycznych. W poprzednim sezonie znacznie to poprawiłem. To też jest potwierdzenie, że piłka idzie w kierunku atletycznym. Obecnie piłkarz musi nie tylko umieć dobrze grać, ale też prezentować odpowiedni poziom fizyczny.
W grudniu przedłużyłeś z Legią kontrakt o 2 lata. Rok temu odszedł Wieteska, Bartek Slisz też chyba o tym myśli. Czy ty także, czy na razie to dalsza perspektywa?
- Nie myślę o tym. Nigdy nie byłem faworytem do transferów zagranicznych. W poprzednim sezonie mówiłem, że żyję chwilą i cieszę się, że gram. Jeżeli moje występy i statystyki będą na tyle dobre, że sobie zapracuję na zainteresowanie klubów zagranicznych, to pewnie coś takiego przyjdzie. Na ten moment cieszę się, że jestem tutaj i nie myślę o tym. Koncentruję się na najbliższych meczach, a co będzie, to będzie. Wcale bym się nie obraził, gdybym przez całą moją karierę miał grać w Legii. To nie będzie dla mnie ujma, tylko zaszczyt. To nie jest dla mnie priorytet, że jak nie odejdę za 2 lata, to już masakra.
fot. Mishka / Legionisci.com
Kilka miesięcy temu Mariusz Piekarski powiedział, że jak strzelisz 10 goli i dołożysz kilka asyst, to załatwi jakiś dobry klub, że i ty będziesz zadowolony, i Legia też. To jest cel?
- Myślę, że tak. W poprzednim sezonie miałem 5 bramek. Raz było trochę lepiej, raz gorzej. Szczególnie pod koniec poprawiłem statystyki, bo tak, to były średnie. Wyciągnąłem je na maksimum. Miałem też takie mecze, w których były dogodne sytuacje, ale je marnowałem. Brakowało szczęścia, trafił się jakiś słupek. Śmieję się, że gdybym uderzył ze 3 karne, to te statystyki można by trochę wyśrubować.
Kilka karnych wywalczyłeś.
- Tak było. Dla porównania Szymon Włodarczyk z gry strzelił chyba 4 bramki, a resztę dołożył z karnych i wykręcił sumarycznie fajną liczbę. Pewnie teraz odejdzie gdzieś za granicę. Jakby się udało wykręcić takie liczby, to na pewno zainteresowanie by się pojawiło. Po to Legia inwestowała mnie przez te wszystkie lata, że teraz w porządku zachowaniem wobec klubu jest oddać te pieniądze z nawiązką w formie transferu.
Jest taka aplikacja „transfer room”, która ma swój algorytm do wyceniania piłkarzy. Przy twoim nazwisku widnieje 1,5-2 mln euro. Czy to zadowalająca kwota?
- Ciężkie pytanie. Patrząc na statystyki, bo one plus wiek mają największy wpływ na te kwoty, to były one przyzwoite. Powinny być lepsze, ale dramatu nie było. To na ten moment uczciwa kwota.
Wróćmy jednak do najbliższej przyszłości, czyli Ligi Konferencji Europy. Nastawiacie się mocno w drużynie na walkę o fazę grupową?
- Na pewno. To jest taki krótkoterminowy główny cel, oprócz Superpucharu z Rakowem, który fajnie by było w końcu wygrać. Lech jest przykładem, że odkąd powstały te rozgrywki, to jest fajna okazja dla polskich klubów, żeby zbierać punkty do rankingu, grać w Europie, pokazywać się. To też jest bardzo dobre międzynarodowe okno wystawowe, szczególnie dla młodych zawodników, jak ja, Slisz czy Nawrocki. Kluby na to patrzą w kontekście transferów, a mimo wszystko są to rozgrywki, w których da się też zdobyć fajne pieniądze dla klubu. Na pewno damy z siebie maksa, żeby dostać się do fazy grupowej. Lech pokazał, że później da się z wyjść grupy i powalczyć w kolejnych rundach.
fot. Woytek / Legionisci.com
Czy da się połączyć efektywną grę w Lidze Konferencji Europy z grą w Ekstraklasie? Żeby nie narobić sobie takich zaległości, jak było 2 lata temu.
- Na pewno się da - właśnie Lech był tego przykładem. Zaszli daleko, a w lidze skończyli sezon na 3. miejscu.
Wy musicie sezon skończyć na 1. miejscu…
- U nas jest wyżej postawiona poprzeczka, ale Lech był przykładem, że się da. Nasza kadra jest właśnie tak konstruowana. W ataku mamy dużo zawodników i jesteśmy w stanie co mecz wymieniać trójkę z przodu, żeby każdy miał szansę odpocząć. W środku pola mamy też ścisk. Jedyne pozycje, gdzie nie ma aż tylu zawodników, to są wahadła, ale mamy Pawła Wszołka. Patryk Kun też ma predyspozycje fizyczne, żeby grać wszystkie mecze. Myślę, że na ten moment jest taka kadra, że będziemy w stanie to pogodzić. Ponadto niewykluczone, że jeszcze ktoś przyjdzie. Jeśli tak się stanie, to będzie tylko lepiej.
Faza grupowa będzie wam potrzebna, bo ten ścisk w kadrze bez pucharów może być problemem. Pojawi się wielu niezadowolonych, że nie grają.
- No tak, to drugi ważny aspekt. Dlatego nasza motywacja będzie jeszcze większa. Kadra jest budowana o założenie, że będziemy jak najdłużej grać w Europie i wtedy będzie fajnie. A jak nie, to będzie zbyt wielu zawodników i trzeba będzie jeszcze bardziej udowadniać swoją wartość, żeby nie zostać wyautowanym.
Rozmawiał Woytek
{sonda:402}
Komentarze: (0)
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.
Dodaj swój komentarz:
autor:
e-mail:
treść:
NAJCZĘŚCIEJ KOMENTOWANE:
- Dean Klafurić zwolniony! (267)
- Legia Warszawa 0-2 Spartak Trnava (207)
- PS: Nawałka odmówił Legii (162)
- Nawałka od środy trenerem? (152)
- Klafurić: Możemy pokonać Spartak w rewanżu (145)
- Ukrainiec kandydatem na trenera (133)
- LIVE!: Spartak Trnava - Legia Warszawa (129)
- Spartak Trnava 0-1 Legia Warszawa (117)
- Legia Warszawa 1-3 Zagłębie Lubin (106)
- Klafurić: Przegrana bitwa, ale nie wojna (94)
Zgłoś newsa!
Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam!
Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!