fot. / Legionisci.com
Biblioteka legionisty: Kentomania (275)
Bodziach, źródło: Legionisci.com
Kent Washington był pierwszym czarnoskórym koszykarzem, który występował w polskiej lidze. Szerszej publiczności zapadł w pamięć nie tylko dzięki sztuczkom, które pod koniec lat 70. prezentował w barwach Startu Lublin w wielu halach w całym kraju, ale także dzięki krótkiemu, ale jakże wpadającemu w pamięć epizodowi w kultowym "Misiu" Stanisława Barei.
Przed rokiem na polskim rynku ukazała się biografia zawodnika zatytułowana "Kentomania", którą przetłumaczyła Magdalena Butrym-Karaś. Znajdziemy w niej wiele informacji nt. Washingtona oraz tego, jak w ogóle trafił do Polski. A wszystko zaczęło się od przyjazdu do naszego kraju wraz ze szkolnym zespołem, który odbył serię gier sparingowych.
{VIDEOAD}
Swój przyjazd do Polski wraz z amerykańskim zespołem Southampton opisuje mecz po meczu. A pierwszy z nich rozgrywali w hali przy ulicy 29 Listopada w Warszawie, gdzie do początku lat 90. grali legioniści. "Pierwszy mecz w Warszawie rozegraliśmy 27 maja 1976 roku przeciwko drużynie Legii. To właśnie wtedy miałem przeżyć swoje koszykarskie odrodzenie. Hala, do której nas zawieźli, wyglądała z zewnątrz jak rudera przeznaczona do rozbiórki. (...)
- Nie zostawiajcie nic cennego w szatni - powiedział Lizak.
Co do cholery ma znaczyć? Pomyślałem.
- Chłopaki, zabieramy wszystko na salę - krzyknął Gery.
Potem wyjaśniono nam, że w Polsce jeansy cieszyły się wielką popularnością. (...) Kiedy dźwigając wszystko co mieliśmy, wyszliśmy na halę, zobaczyłem że ta, jeszcze przed chwilą pusta i cicha, wypełniona była po brzegi publicznością. Ludzie byli wszędzie, wszystkie krzesła ustawione wzdłuż linii boiska były zajęte. Zauważyłem kilka osób siedzących z podwiniętymi nogami bezpośrednio na parkiecie. (...)
- Ja pieprzę! Jak tu jest gorąco! Nie mają tu okien? - głośno zapytał John.
- Rany! Podczas samej rozgrzewki wypocę z pięć kilo - dodał Bob.
(...)
Legia w tym meczu dała nam lekcję gry w koszykówkę i to w każdym z jej aspektów, począwszy od podań przez atak, obronę, rzuty do kosza, na trash-talku skończywszy. Od pierwszych minut największy problem mieliśmy w interpretacji dwóch przepisów, czyli błędu kroków i nielegalnej ingerencji w lot piłki w ataku i/lub obronie. (...) W II połowie idąc na szybki atak w przewadze 3x1, podkozłowałem do linii rzutów wolnych, zatrzymałem się i zamarkowałem rzut. Obrońca spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Błyskawicznie przełożyłem sobie piłkę między nogami z prawej do lewej ręki i podałem do tyłu bez patrzenia do nabiegającego właśnie Carla, który zakończył akcję niesamowitym lay-upem. Publika zaczęła skandować Wash-ing-ton i bardzo długo nie przestawała. Rzuciłem w tym meczu 29 punktów, wykonałem kilka podań, które wzbudziły ogólny zachwyt i czarowałem dryblingiem. Chociaż to Legia wygrała spotkanie, to mnie otoczył tłum fanów. Ludzie chcieli mnie dotknąć albo prosili o autograf. To był początek czegoś naprawdę wielkiego!" - czytamy w jednym z rozdziałów.
Po pewnym czasie Kent, dzięki trenerowi Niedzieli, podpisał kontrakt ze Startem Lublin i w jego barwach grał w polskiej lidze. Zawodnik wspomina m.in. mecz z Legią, podczas którego warszawska publiczność skandowała pod jego adresem "Kunta-Kinte". "Przyjechaliśmy do Warszawy na niedzielny mecz z Legią. Gdy nasz autokar podjeżdżał pod halę, zobaczyliśmy długą kolejkę i wiedzieliśmy, że ci wszyscy ludzie czekają, by kupić bilety. (...) W trakcie rozgrzewki byłem coraz bardziej podekscytowany tym, że gramy w stolicy. Wiedzieliśmy, że fani drużyny Legii mają tzw. mentalność kibiców piłki nożnej, znanej z tego, że w bardzo nieprzyjemny sposób potrafią traktować zawodników drużyny przeciwnej. Zawsze, gdy zajmowali na hali miejsca w pobliżu ławki przeciwnika, ic zachowanie potrafiło być naprawdę mocno irytujące. Przez całą rozgrzewkę śpiewali swoje przyśpiewki wychwalające Legię i nagle... zaczęło się! W hali rozległy się głośne okrzyki 'KUNTA-KINTE, KUNTA-KINTE, KUNTA-KINTE'. Wrzeszczeli tak bez końca prawie do rozpoczęcia meczu. Początkowo nie byłem pewien, czy dobrze słyszę. Czy oni krzyczą, to co myślę? No kurde! Kunta Kinte?! Skąd oni to wzięli? Zastanawiałem się. Zachowałem spokój i w ogóle nie pokazywałem, że mnie to rusza. Koledzy patrzyli tylko, jaka będzie moja reakcja i myślę, że bali się, że poczuję się dotknięty (...) Nie miałem pojęcia, że w owym czasie telewizja polska emitowała serial 'Korzenie' i co było naturalne, kibice wiązali go z moją osobą. Oni mieli do wykonania swoją robotę, a ja swoją. Nie mogłem pozwolić, by udało im się wyprowadzić mnie z równowagi. Skupiłem się więc na zadaniu, które miałem do wykonania. Zagrałem świetny mecz, popisując się wieloma koszykarskimi sztuczkami, które porwały tłum i pozwoliły mi mieć znaczący udział w zwycięstwie. (...) Zaraz po ostatniej syreie niezliczony tłum kibiców wpadł na boisko. Wszyscy chcieli dostać mój autograf, dotykali mojej głowy, klepali po ramieniu, ściskali dłonie, a ja im te autografy rozdawałem. Kilka razy podpisałem się nawet jako 'Kunta Kinte', oczywiście po to, by zrobić sobie z nich jaja!" - opowiada amerykański rozgrywający.
Washington wspomina jeszcze jedno spotkanie przeciwko Legii w barwach Startu. Później jeszcze w naszym kraju występował w Zagłębiu Sosnowiec, a potem kontynuował karierę w Szwecji. "Szczególnie wspominam jeden z meczów w Warszawie przeciwko Legii, kiedy to kibice mocno dawali mi w kość. Znani byli ze swoich nieprzyjemnych zachowań w stosunku do przeciwników swojej drużyny. Prowadziliśmy, ale strasznie nam dokuczała szczególnie nieprzyjemna grupka fanów, zajmująca miejsca w pierwszym rzędzie po lewej stronie boiska, mniej więcej na wysokości linii rzutów wolnych na naszym polu ataku. Pod koniec meczu Dariusz Szczubiał wpadł na pomysł i w czasie przerwy na żądanie podszedł do mnie, by mnie w niego wtajemniczyć...
- Podaj do mnie, jak zrównam się z nimi - powiedział wskazując na miejsce, gdzie siedzieli nieznośni kibice Legii.
- Ok - kiwnąłem głową, domyślając się co planuje.
- Tylko pamiętaj, to ma być naprawdę mocne podanie! - dodał z chytrym uśmiechem.
Kilka akcji później, Legia ustawiła obronę strefową i Dariusz zajął pozycję jak najbliżej to było możliwe sekcji zajmowanej przez pseudokibiców. Podkozłowałem w jego kierunku i wykonałem no-look pass prawą ręką za plecami najmocniej jak tylko potrafiłem. Rzecz jasna ci goście w ogóle nie byli przygotowani na to, co miało nastąpić. Zamiast złapać piłkę i wykonać rzut, mój przyjaciel zamarkował chwyt, ale puścił ją obok, tak by poleciała w publiczność. Za chwilę usłyszałem tylko histeryczne okrzyki: Cholera! Ja pierdolę!" - opowiada zawodnik.
Licząca 242 strony książka wydana została w dużej mierze dzięki Startowi Lublin i w siedzibie tego klubu można ją nabyć. Istnieje także możliwość zamówienia jej wraz z wysyłką, po kontakcie z lubelskim klubem.
Tytuł: Kentomania
Autor: Kent Washington
Tłumaczenie: Magdalena Butrym-Karaś
Wydawca: Fundacja Czerwono Czarni
Rok wydania: 2023
Liczba stron: 242
Więcej recenzji książek w dziale Biblioteka legionisty.
Komentarze: (1)
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.
Dodaj swój komentarz:
autor:
e-mail:
treść:
NAJCZĘŚCIEJ KOMENTOWANE:
- Dean Klafurić zwolniony! (267)
- Legia Warszawa 0-2 Spartak Trnava (207)
- PS: Nawałka odmówił Legii (162)
- Nawałka od środy trenerem? (152)
- Klafurić: Możemy pokonać Spartak w rewanżu (145)
- Ukrainiec kandydatem na trenera (133)
- LIVE!: Spartak Trnava - Legia Warszawa (129)
- Spartak Trnava 0-1 Legia Warszawa (117)
- Legia Warszawa 1-3 Zagłębie Lubin (106)
- Klafurić: Przegrana bitwa, ale nie wojna (94)
Zgłoś newsa!
Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam!
Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!