
fot. Michał Wyszyński / SKLW
Uwaga: Wiadomość archiwalna!
Komentarz: Ucieczka do przyszłości
Woytek, źródło: Legionisci.com
Sezon ligowy jeszcze się nie skończył. Tymczasem przy Łazienkowskiej 3 już podjęto próbę jak najmniej bolesnego zamknięcia tego, co się dopiero kończy, przekierowując dyskusję kibiców oraz dziennikarzy na to, co ma się dziać w kolejnym sezonie. Codziennie zasypywani jesteśmy kolejnymi nazwiskami piłkarzy, którymi ponoć interesuje się Legia, padają nawet kwoty, które stołeczny klub wyda na wzmocnienia latem. Ale zaraz, zaraz... stop! Nie da się tak łatwo uciec od tego, czego świadkami byliśmy w ostatnich miesiącach.
{VIDEOAD}
Przypomnijmy, że przed rozpoczęciem sezonu deklaracje wszystkich - od zarządu, przez trenera, po piłkarzy - były jednoznaczne: mistrzostwo jest najważniejsze, wszystko inne to miły dodatek. Odzyskanie tytułu było głównym celem, dla którego fani licznie stawiali się na każdym kolejnym meczu, wierząc, że niezły wynik z poprzednich rozgrywek zostanie przekuty w końcowy sukces w 2024 roku. Niestety, życie brutalnie zweryfikowało te obietnice. Wprawdzie w międzyczasie Legia nieco niespodziewanie awansowała do fazy grupowej trzeciej ligi europejskich pucharów i tam radziła sobie bardzo dobrze, ale to w żadnym razie nie spełnia ani ambicji klubu, ani nie zaspokaja wymagań warszawskiej publiczności.
Legia Warszawa miała sześć głównych celów sportowych. Ile z nich udało się wypełnić w kończącym się sezonie?
• Mistrzostwo Polski? Brak.
• Puchar Polski? Brak.
• Pro Junior System? Blamaż.
• Europejskie puchary? Była faza grupowa (LKE)
• Promocja i sprzedaż młodych zawodników polskich i zagranicznych? Slisz (24 l.), Nawrocki (22 l.), Muci (22 l.).
• Dodatni bilans transferowy? Zrobiony na szóstkę.
Jaki wniosek? Ważniejsze były finanse niż trofea. Z jednej strony to zrozumiałe, bo sytuacja, do jakiej doprowadzono w ostatnich latach, zmusza klub do liczenia się z każdą złotówką, ale z drugiej... czy to ma jakoś szczególnie interesować kibiców, gdy równocześnie słyszą o tym, że "teraz to już na pewno będziemy mistrzem"? Nas interesuje dobrze zarządzana Legia, zwycięstwa i pełna gablota. Tymczasem klub chwali się, że sprzedał zawodników za 20 milionów euro, a na nowych wydał 2,5 miliona euro, że dług zmniejszy się o kilkadziesiąt milionów złotych. Fajnie, tylko że to ma odwrotną korelację z wynikami. Tańsza drużyna to gorsi piłkarze, a w konsekwencji gorsze wyniki.
Kolejny raz słychać z Łazienkowskiej, jak wielkim obciążeniem od kilku lat byli zawodnicy sprowadzeni przez poprzedniego dyrektora sportowego (m.in. Kastrati, Charatin, Rose, Johansson, Abu Hanna), i że „sprzątanie” dopiero się kończy. To zabawne o tyle, że podobna narracja była prowadzona już wcześniej, gdy samodzielnym właścicielem został Dariusz Mioduski. Wówczas też budżet płacowy drużyny był przeszkodą na drodze do kontynuowania wcześniejszych sukcesów... A czy po ostatnich kilku okienkach nie było potrzebne kolejne sprzątanie? Wystarczy przypomnieć takie nazwiska jak Carlitos, Strebinger, Verbić, Pich, Baku, Zyba, Dias, Burch, Kramer czy Morishita. Może więc najwyższa pora skończyć z tymi wymówkami?
Od kilku lat poza zasięgiem Legii jest walka o Ligę Mistrzów, zaczynamy nawet tęsknić za Ligą Europy. Ba, jest jeszcze gorzej - poza zasięgiem jest bycie najlepszą drużyną w Polsce, czego efektem jest trzeci rok bez mistrzostwa. Gdyby w bieżącym sezonie tytuł mistrzowski wymknął się mimo dobrej gry, serii zwycięstw i walki do samego końca, to po chwilowym rozczarowaniu większość oceniałaby działania klubu jako dobre. Niestety, nic takiego nie miało miejsca. „Wojskowi” od października zdobywali średnio 1,38 punktu na mecz – „wspaniały” wynik... godny średniaka Ekstraklasy. Nikt nie ma wątpliwości, że po wygranej z Aston Villą zespół popadł w kryzys. Kryzysy się zdarzają wszędzie, gorzej, że przez ponad pół roku nikt nie potrafił znaleźć sposobu na wyjście z niego. Nie zrobił tego ani trener, ani dyrektor sportowy, ani - przede wszystkim - sami piłkarze. Pierwszy na pożarcie został rzucony niemiecki szkoleniowiec, który coraz głośniej domagał się odpowiednich wzmocnień, a według narracji z klubu był zbyt uparty, by zmienić coś w grze zespołu. Niedawno zdecydowano się nie przedłużać umowy z trudną, ale wyrazistą postacią, liderem i kapitanem drużyny i równocześnie najlepszym jakościowo piłkarzem, dla którego wielu kibiców stawiało się na stadionie. Rozstanie nie przebiega w przyjaznej atmosferze, co da się wyczuć szczególnie ze strony Portugalczyka, który coraz śmielej wypowiada się o tym, co mu leży na wątrobie. To tylko oznacza, że wkrótce możemy spodziewać się kontrargumentów z drugiej strony. To nie pierwsze w historii tego typu rozstanie gwiazdy ze stołecznym klubem...
Zimą kibice domagali się odpowiednich wzmocnień, ale zostali zignorowani, mimo iż klub notował w tym momencie znakomity bilans finansowy dzięki transferom i pieniądzom z europucharów. Ludzie rządzący Legią woleli wywiesić białą flagę i nie włączać się do poważnej walki o mistrzostwo Polski, choć jak pokazały kolejne miesiące, tytuł - mimo dużej straty po rundzie jesiennej - cały czas był na wyciągnięcie ręki. I to boli najbardziej. W tym sezonie Legia Warszawa osiągnie jeden z najgorszych wyników od momentu wybudowania nowego stadionu. Jeżeli wygramy dwa ostatnie mecze, to średnia punktów wyniesie 1,73. Ta liczba, oprócz miejsca w tabeli, jest jedną z niewielu obiektywnych, która ocenia drużynę. Tymczasem od miesięcy regularnie słyszymy o jakimś mitycznym współczynniku xG, który ma udowadniać, że Legia nie gra tak źle, jak się wydaje. Mała podpowiedź: za xG nie są przyznawane ani gole, ani punkty, ani awanse, ani trofea.
Deklaracje były wielkie, marketing pracował pełną parą, a nawet gdy nie szło powtarzano, że kryzys w końcu musi minąć, bo przecież xG mamy jedno z najlepszych w lidze i choć nie strzelamy bramek po rzutach rożnych, to przecież jesteśmy bliscy strzelenia, bo xG... xD. Takim bajdurzeniem kibice Legii zostali nabici w butelkę. Do muzeum nie wstawimy przecież pucharu za xG i za rekord transferowy. Prawda jest taka, że swoje zadanie wykonali jedynie fani, którzy niemal co mecz robili „sold outy” i tylko im należy się puchar. Najwidoczniej my chcieliśmy prawdziwego pucharu wywalczonego na boisku, zdecydowanie bardziej niż ci, którzy po nim biegali, bo nie potrafili stworzyć drużyny wspólnie dążącej do jednego celu.
W tym samym czasie, gdy kibice się wściekają, przy Łazienkowskiej Jacek Zieliński, dokonując zmiany trenera, położył na szali swoją reputację i niewykluczone, że także posadę. Jednocześnie panuje przekonanie, że obecny regres, czyli krok zrobiony do tyłu, zaowocuje dwoma krokami do przodu. A przecież wystarczy spojrzeć na szerszą perspektywę czasową i jest zupełnie odwrotnie - pod względem sportowym robimy jeden krok do przodu, a następnie dwa do tyłu. Dlatego fatalne nastroje wśród kibiców, które da się usłyszeć w trakcie i po niemal każdym wiosennym meczu, są w uzasadnione. Od seryjnego zdobywania mistrzostw i regularnej gry w pucharach przeszliśmy do braku tytułów i nieregularnej gry w Europie.
Woytek
Komentarze: (0)
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.
Dodaj swój komentarz:
autor:
e-mail:
treść:



NAJCZĘŚCIEJ KOMENTOWANE:
- Dean Klafurić zwolniony! (267)
- Legia Warszawa 0-2 Spartak Trnava (207)
- PS: Nawałka odmówił Legii (162)
- Nawałka od środy trenerem? (152)
- Klafurić: Możemy pokonać Spartak w rewanżu (145)
- Ukrainiec kandydatem na trenera (133)
- LIVE!: Spartak Trnava - Legia Warszawa (129)
- Spartak Trnava 0-1 Legia Warszawa (117)
- Legia Warszawa 1-3 Zagłębie Lubin (106)
- Klafurić: Przegrana bitwa, ale nie wojna (94)
Zgłoś newsa!
Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam!
Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!