Czyte(L)nia
Biblioteka legionisty: Deyna czyli obcy. Amerykański sen (290)
Dziesięć lat temu miała miejsce premiera książki Romana Kołtonia pt. "Deyna, czyli obcy". W połowie tego roku na rynku ukazała się, nakładem Wydawnictwa Zysk i S-ka, rozszerzona edycja tego wydawnictwa - "Deyna, czyli obcy. Amerykański sen", w którym osobny rozdział napisali Małgorzata Kałuża oraz Janusz Marciniak, poświęcony jest pobytowi "Kaki" w USA.
Publikacja poświęcona jest najlepszemu w historii piłkarzowi Legii Warszawa, ale autor wielokrotnie odbiega od głównego bohatera i opisuje wiele historii związanych choćby z reprezentacją Polski Kazimierza Górskiego i innymi reprezentantami. To samo dotyczy występów w europejskich pucharach innych polskich drużyn, które wplatane są tutaj nagminnie, co jednym może odpowiadać, innym mniej.
"Jesienią 1968 roku Legia była jedyną drużyną z Polski, która brała udział w rozgrywkach pucharowych! To nie żart! Legia wystartowała w Pucharze Miast Targowych, a więc rozgrywkach, które wówczas odbywały się pod auspicjami FIFA. (...) Po wkroczeniu wojsk Układu Warszawskiego do Czechosłowacji, UEFA przeprowadziła na nowo losowanie, aby państwa z bloku wschodniego spotykały się w pierwszej rundzie ze sobą. Wszystkie kluby z krajów komunistycznych zostały wówczas wycofane z rozgrywek. Legia tymczasem w Pucharze Miast Targowych w październiku wyeliminowała TSV 1860 Monachium (6:0 u siebie i 3:2 na wyjeździe), a w listopadzie SV Waregem (0:1 i 2:0). Deyna strzelił po bramce Niemcom i Belgom. W lidze też grał dobrze - wystąpił we wszystkich jesiennych spotkaniach. Kończyła mu się służba wojskowa, co wspomina następująco: 'Od pewnego czasu kręcili się koło mnie, jak my to mówimy kupczyki. Propozycji było wiele i nęcących. Rozmawiali też ze mną koledzy z Legii, Brychczy, Blaut... Mówili - myśmy zostali w Legii i choć warunki materialne nie są tak nęcące, jak w wielu innych klubach, nie żałujemy. Biłem się z myślami i nie wiedziałem, co robić, aż wracając pewnego dnia do domu, zastałem list. Zacząłem go czytać jako kapral, skończyłem jako bosmanat Deyna: Minister Obrony Narodowej przenosił mnie specjalnym rozkazem do Marynarki Wojennej, gdzie służba wojskowa trwa trzy lata... Wierzcie mi albo nie, ale byłem zadowolony, że ktoś zdecydował za mnie, że mam kłopot z głowy i zostanę w drużynie, z którą się zżyłem'" - czytamy w jednym z pierwszych rozdziałów.
Kołtoń opisuje wielką radość, jaka zapanowała po zdobyciu mistrzostwa Polski w roku 1969, a także co działo się z Deyną, kiedy przedłużona o rok służba wojskowa dobiegła końca, co miało miejsce jesienią 1969 roku. "W myśl przepisów po zwolnieniu z wojska stawałem się automatycznie zawodnikiem Łódzkiego Klubu Sportowego, ponieważ byłem jego członkiem w chwili otrzymania powołania. Sytuacja była jasna jak słońce. Rzecz jednak w tym, że nie miałem najmniejszej ochoty wracać do tego klubu, z którym nie łączyło mnie właściwie nic. (...) Koledzy grający w drugiej i trzeciej drużynie Legii, z którymi mieszkałem w jednej sali, wywodzący się z zespołów trzecioligowych, stale odwiedzani byli przez działaczy klubów macierzystych. Tylko do mnie, pierwszoligowca nawet przysłowiowy pies z kulawą nogą nie zawitał. Wtedy powiedziałem sobie, że do ŁKS nie wrócę! (...) W Legii - podobnie jak w innych klubach - istniała już wówczas najzwyczajniej w świecie 'czarna kasa'. Wyszło to po kilku latach, gdy aresztowano sekretarza klubu, pułkownika Edwarda Potorejkę, trenera Edmunda Zientarę i kierownika drużyny, Bronisława Brodeckiego. (...) Nie zarabiało się źle, bo były dwa etaty. Jeden u czołgistów, a drugi w kartografii. Jak zaczęły się wyjazdy zagraniczne, to jeszcze łatwiej było o 'czasną kasę'. Załatwiał ją Juliusz Ukraińczyk, który organizował tournee. To był cwany menedżer, pochodzący z Polski, który mieszkał w Paryżu. Miałem z nim kiedyś niezwykłe starcie, bo nawet wody mineralnej nam nie chciał postawić. Normalnie jednak Ukraińczyk, aby mógł organizować Legii wyjazdy, musiał płacić bokiem. I później była kasa na 'zagospodarowanie' - jak to się mówiło - dla nowych piłkarzy. Czy takich, jak Deyna, których chciało się zatrzymać po okresie służby wojskowej. Deyna otrzymał 70 tysięcy złotych i chociaż przez chwilę nie narzekał na brak kasy. A forsy potrzebował, bo zaczął latać do Poznania. Do narzeczonej..." - czytamy.
W książce znajdziemy wypowiedzi wielu byłych kolegów z drużyny oraz trenerów na temat Deyny, historię jego przenosin do Anglii, a także momenty, kiedy głośno mówił w prasie nt. zakończenia gry w reprezentacji Polski, kiedy jeszcze występował przy Łazienkowskiej. Kołtoń postarał się także przybliżyć wątek podejścia publiczności na Stadionie Śląskim do Deyny podczas meczów kadry narodowej.
Ostatnich kilkadziesiąt stron spisanych przez Małgorzatę Kałużę i Janusza Marciniaka w rozdziale "Amerykański sen" przedstawia postać Kazika widzianego przez Polaków, z którymi zaprzyjaźnił się podczas gry w USA. Wspominają o tym, że Deyna był niezwykle skryty jeśli chodzi o problemy finansowe, po tym jak jego cały dorobek rozkradł Ted Miodoński. Sytuacja ta sprawiła, że Deyna nie potrafił się podnieść, zaczął mieć problemy. Lekturę można polecić wszystkim kibicom Legii. Także tym, którzy przed dziesięciu laty mieli okazję przeczytać pierwsze wydanie.
Tytuł: Deyna czyli obcy. Amerykański sen
Autor: Roman Kołtoń, Małgorzata Kałuża i Janusz Marciniak
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2024
Liczba stron: 525
Cena okładkowa: 84,90 zł
Więcej recenzji książek w dziale Biblioteka legionisty.
przeczytaj więcej o: Legia Warszawa Kazimierz Deyna książka biblioteka biblioteka legionisty Roman Kołtoń