Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Kalendarz  |  Szukaj 
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Środa, 9 lipca 2003 r. godz. 00:32

Bełkot wieków

Grzegorz Karpiński, źródło: Nasza Legia

Daty powstania wielu polskich klubów sportowych budzą kontrowersje. Ich wiek najczęściej wyznaczali sami działacze naginając fakty do aktualnych potrzeb klubu..." - tak zaczyna się artykuł Roberta Gawkowskiego "Kiedy powstała warszawska Legia"



Artykuł możemy znaleźć w ostatnim, czerwcowym numerze pisma "Mówią wieki". Jest kilkustronicowy, opatrzony ciekawymi zdjęciami z przedwojennej historii Legii, zawiera sporo cytatów z ówczesnej prasy a na dodatek zamieszczony został w miesięczniku historycznym o ustalonej renomie. Słowem wydawałoby się - nic, tylko czytać! Niestety po jego lekturze przez długi moment zastanawiałem się co właściwie autor chciał tym artykułem przekazać i jaka idea mu przyświecała podczas pisania.

Z tekstu najogólniej wynika, że autor podważa ciągłość historyczną pomiędzy Legią z roku 1916-1917 a późniejszą, twierdząc między innymi, że ta pierwsza nie była żadnym normalnym klubem piłkarskim, tylko w zasadzie "reprezentacją Legionów Polskich" lub (w innym miejscu artykułu) "reprezentacją nie istniejącego Wojska Polskiego" (!). Znając zamierzenia Mielecha i Wasseraba, legionistów-założycieli obecnej Legii trudno się zgodzić z taką interpretacją faktów historycznych przez Gawkowskiego. Przyjrzyjmy się argumentacji autora, a także samym początkom klubu Legia.



Reprezentacja czy klub?



Każdego, kto rozumie jaka różnica jest między reprezentacją piłkarską a klubem piłkarskim, musi takie spojrzenie autora mocno zdziwić. Niestety pan Gawkowski ma wyraźne problemy ze zrozumieniem różnicy tych dwóch pojęć. Ignorując Legię z 1916 roku z jej cechami odpowiadającymi ówczesnemu regularnemu klubowi sportowemu, Gawkowski na poparcie swojej tezy przytacza urywki wspomnień Stanisława Mielecha (nota bene właśnie z zebrania założycielskiego klubu). Gdzie ten zasłużony dla Legii piłkarz i działacz między innymi pisze: "Nazwy Drużyna Komendy Legionów nie chciano przyjąć, bo liczyliśmy się z tym, że będziemy mieć w naszym składzie piłkarzy również spoza kompanii sztabowej. Odrzucano też nazwę Styr, jako, że nad Styrem nie mieliśmy przecież przebywać stale. Wreszcie na mój wniosek, poparty przez chor. Wasseraba, zgodzono się na nazwę Drużyna Sportowa Legia". Co z tego wynika? Wynika tylko tyle, że drużyna Kompanii Sztabowej miała ambicję wyróżnić się ponad inne istniejące wówczas wojskowe drużyny w Legionach Polskich, składające się w zasadzie wyłącznie z żołnierzy konkretnych pułków, kompanii czy brygad. I z lużnej drużyny postanowiła się przemienić w pierwszy wojskowy klub sportowy z własnym prezesem, barwami, zarządem itd. Różnica pomiędzy drużyną klubu Legia a innymi drużynami wojskowymi polegała tylko na tym, że w przypadku Legii dzięki rodowodowi z Kompanii Sztabowej nadarzyła się okazja wyłuskania znanych przedwojennych graczy, najczęściej wracających ze szpitali do swoich macierzystych pułków. Legia tak naprawdę we wszystkich meczach reprezentowała sama siebie, występując pod własną nazwą i nie była reprezentacją ani Legionów, ani tym bardziej nieistniejącego Wojska Polskiego. Starałem się odgadnąć skąd autor wpadł na pomysł traktowania Legii jako reprezentacji Legionów i rzeczywiście znalazłem w księdze pamiątkowej Pogoni Lwów zwrot "reprezentacyjna drużyna" w odniesieniu do Legii. Ale biorąc pod uwagę, że autorzy tej księgi słowem "reprezentacyjna" określali również pierwszą drużynę Pogoni, w niektórych kontekstach zatem należałoby to określenie bardziej rozumieć właśnie jako "pierwsza drużyna" lub "najlepsza drużyna", a nie jako reprezentacja w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Mielech bardzo szczegółowo opisuje powstanie Legii i nigdzie nie wspomina o reprezentacyjnej roli Legii. Zatem traktowanie Legii jako reprezentacji wojska tylko dlatego, że grali tam jedni z najlepszych piłkarzy polskich tamtej epoki to nadinterpretacja.

Ĺťeby rozwiać wszelkie wątpliwości wystarczy zacytować kolejną porcję wspomnień Mielecha o tym jak traktowali Legię jej założyciele: "W kwietniu 1916 roku w budynku 'Sztabówki' zebrali się wszyscy piłkarze i ich kibice na walnym zebraniu, którego celem było założenie klubu." No właśnie, nie drużyny - bo ta istniała już od roku 1915 od czasów postoju Kompanii Legionów w Piotrkowiem nie reprezentacji Legionów, bo takiego tworu w ogóle nie było, ale właśnie klubu! Sam Mielech nie ma żadnych wątpliwości co zakładał: "Szukając odpowiedniej dla nas barwy postanowiliśmy pójść w ślady pierwszego w Polsce Lwowskiego Klubu Piłki Nożnej - Czarnych. Mieliśmy bowiem ambicje być pierwszym klubem wojskowym w Polsce."

Gawkowski podtrzymuje swoją tezę także w dalszej części tekstu twierdząc, że po przeniesieniu się Legii do Warszawy również publiczność warszawska traktowała Legię jako reprezentację wojskową. Tutaj z kolei jako uwiarygodnienie mają posłużyć cytaty z ówczesnej prasy warszawskiej, gdzie przy okazji pierwszego meczu Legii z Polonią w notatkach z gazet występują określenia "nasza Polonia", "naczelna drużyna Warszawy - Polonia" w stosunku do rywala Legii (w rozumieniu każda inna to obca) itp. Zdziwiony czytelnik zapewne spyta, gdzie tu sens, tym bardziej mowa o reprezentowaniu wojska? Całkiem słusznie, bo te cytaty w zamyśle autora miały tylko podkreślać sposób w jaki prasa warszawska odnosiła się do Polonii oraz do innych drużyn. Zapewne spragniona niepodległości warszawska ludność w jakimś sensie postrzegała Legię jako wojskową drużynę. Ale niestety przytoczone przez autora cytaty świadczą tylko i wyłącznie o pewnej tendencyjności prasy w chwaleniu Polonii kosztem innych drużyn, a nie o traktowaniu klubu piłkarskiego Legii jako reprezentacji Legionów. Należy również nadmienić, że Legia nie była wówczas jedyną stacjonującą w Warszawie drużyną wojskową. W roku 1917 w Warszawie grały również inne drużyny legionowe, a konkretnie wszystkie od 2 do 6 Pułku Piechoty włącznie. Gdyby pan Gawkowski był osobą obiektywną zamiast mało trafionych cytatów o meczach Legii z Polonią do swojego artykułu wkeiłby inny cytat, który - jak śmiem twierdzić - świadomie pominął. Cytat ten dowodzi jak szybko prasa warszawska przekonała się do Legii i zaczęła o niej pisać jako o warszawskiej drużynie. Miało to miejsce mniej więcej pół roku po osiedleniu się Legii w Warszawie, przy okazji najważniejszego meczu z roku 1917 jakim był mecz Cracovii z Legią. Wspominając ten mecz Gawkowski milczy jak grób, kiedy specjalnie dla tego wydarzenia Kurier Warszawski napisał: "19 sierpnia br. odbył się w Krakowie jeden z najciekawszych meczów piłki nożnej. Stanęły do niego dwie pierwszorzędne drużyny: znakomita galicyjska 'Cracovia' i warszawska drużyna Legionów 'Legia'. Z całym szacunkiem dla autora, trudno uwierzyć, że nie zauważył tegom właśnie cytatu, tym bardziej, że znajduje się on we wspomnieniach Mielecha zaledwie pół strony dalej. Dla treści artykułu i określaniu warszawskości Legii (jak wskazuje tytuł tematu głównego artykułu) ma on pierwszorzędne znaczenie. A już na pewno jest dużo ważniejszy, niż wzmianki prasowe o tym czy ówczesna Polonia była nasza czy nie nasza.

Tą drobną manipulację widać tym bardziej, że Gawkowski w swoim artykule wspomina o tamtym meczu Cracovii z Legią, starając się zbagatelizować jego rangę poprzez kolejne cytaty. Tym razem z rozgoryczonej porażką prasy krakowskiej. Twierdzi mianowicie, że ponieważ Legia składała się głównie z graczy dawnej Cracovii, było to w zasadzie spotkanie towarzyskie, a nawet braterskie (!) i Cracovia przegrała tylko dlatego, bo (jak bez zmrużenia oka Gawkowski cytuje krakowską "Nową Reformę") "zawody miały głównie charakter rodzinny, bratania się a często ustępowania i omyłek, tłumaczących się tym, że gracze często zapominali, kto przeciwko komu gra. Gracze znali się zbyt dobrze...". Gdybyśmy w tę bzdurę uwierzyli, to współczesne mecze biorąc pod uwagę rotacje w składach, kontakty i wypożyczenia praktycznie nie miałyby racji bytu. Prawda o tamtym meczu była zupełnie inna. Stanisław Mielech w swoich wspomnieniach pisze: "Istniał jednak w Polsce jeszcze drugi klub, który gromił drużyny legionowe. Była nim 'Cracovia'. Gdy już miała na swoim koncie zwycięstwa z 1 pułkiem piechoty 7-1, z 6 pułkiem piechoty 5-0, a z 'Pogonią' lwowską wyniki: 2-0, 8-0, 1-1 - przyszła kolej na Legię. Miało to być spotkanie decydujące o nieoficjalnym tytule mistrza Polski" (!). Potwierdza te słowa również pamiątkowa księga Pogoni Lwów, gdzie przy okazji roku 1917 pisze się o Legii, że: "...słusznie sobie mogła rościć prawo do drużyny mistrzowskiej Polski."



Zygmunt Wasserab - portier czy prezes?



O związkach Legii z Warszawą można mówić według Gawkowskiego dopiero od roku 1920 kiedy to na spotkaniu grona oficerów założono Wojskowy Klub Sportowy. Gawkowski podkreśla, że założycielami byli zupełnie inni oficerowie niż w przypadku legionowej "Legii", co według niego oznacza, że: "traktowanie legionowej Legii jako tożsamej z warszawską musi budzić sprzeciw każdego historyka". Jak podkreśla autor, jedyną osobą z Legii 1916 roku na zebraniu założycielskim WKS-u był Zygmunt Wasserab. Szkoda, że Gawkowski nie wyjaśnił jaką funkcję w obu przypadkach pełnił pan Wasserab. Otóż o ile pomysł założenia drużyny za czasów legionowych należy przypisać Antoniemu Poznańskiemu, o tyle idea przekształcenia drużyny w regularny klub należy właśnie do Wasseraba. Zygmunt Wasserab był zarówno pomysłodawcą założenia pierwszego wojskowego klubu piłkarskiego, jak również przewodniczącym zebrania założycielskiego Legii 1916 roku oraz wiceprezesem zarówno Legii z czasów Legionów, jak i w Wojskowym Klubie Sportowym. Był on również gorącym orędownikiem dodania do nazwy WKS członu Legia i nawiązaniu do tradycji Legii 1916 roku, co mu się oficjalnie udało dwa lata później. Od roku 1916 do 1927 mimo różnych zawirowań sprawował w Legii funkcje ściśle kierownicze, w zarządzie klubu najczęściej na stanowisku wiceprezesa. Nie chodzi zatem o pionka ani o portiera. Właśnie osoba Zygmunta Wasseraba - czy to się Gawkowskiemu podoba czy nie - uwiarygodnia ciągłość historyczną pomiędzy Legią 1916 roku a Legią do czasów dzisiejszych.

Jedna osoba to mało? No to śpieszę donieść, że już w przeciągu następnych dwóch lat do klubu dołączyli inni członkowie-założyciele legionowej Legii. Tacy jak Knapik, Bednarski, Prochowski i Mielech, zresztą ściągnięci specjalnie przez Wasseraba właśnie w celu reaktywacji pierwszej Legii. Być może byliby i inni, ale część członków założycieli po odzyskaniu niepodległości wróciła w rodzinne strony, a część w wyniku działań wojennych w 1918 roku zginęła, jak np. Hrabik (poległ w obronie Przemyśla) czy pierwszy prezes Legii Władysław Groele (zmarł na czerwonkę, której się nabawił na froncie). Niestety o tym wszystkim zapomniał napisać pan Gawkowski w swoim artykule.



Sprawa Korony i Lechii



Narodziny Legii to według Gawkowskiego najlepiej rok 1922, czyli czasy reorganizacji statutu, w ramach którego dodano do nazwy człon Legia. Gawkowski opisał nieudaną fuzję z Koroną oraz powstanie innego wojskowego klubu, Lechia, wplatając je jako istotne elementy w losy Legii. Tutaj przydałoby się kolejne drobne uzupełnienie artykułu, wyjaśniające, jaki cel miały zmiany statutu oraz fuzja z Koroną, jak również skąd się wziął konkurencyjny do Legii klub wojskowy w stolicy. Otóż rok 1921 okazał się być rokiem bardzo słabym pod względem wyników. W tym czasie Legia opierała się na zawodnikach wyłącznie ze służby czynnej. Po drugie, należy pamiętać, że pierwsza drużyna z roku 1920 musiała się udać na front w wyniku wojny polsko-bolszewickiej. Wiadomo, że na zawodnikach-żołnierzach w takich warunkach ciężko było budować sprawną drużynę, tym bardziej, że ówczesny statut nie przewidywał możliwości udziału cywili w klubach wojskowych. Na dodatek część z kadry po zdemobilizowaniu przeniosła się do cywilnych klubów i trudno im się dziwić, bo w tym czasie sport cywilny rozwijał się znacznie szybciej, niż wojskowy. W Legii tymczasem grali również piłkarze trochę przypadkowi. Znalazłem ciekawą relację z meczu Legii i lwowskiej Pogoni: "W roku 1923 stołeczna Legia wybrała się do Lwowa na mecz z tamtejszą Pogonią. Miała przy tym w swych szeregach zawodnika Jędrka Bujaka (grywał również w krakowskiej Wiśle), który oprócz sławnego wówczas nazwiska miał też słabość do 'płynów wzmacniających' i nigdy nie odmawiał wypicia choć kieliszeczka. Tuż przed rozpoczęciem meczu okazało się, iż Bujak za sprawą 'uczynnych' działaczy lwowskich zdążył się solidnie upić. Musiał jednak wybiec na boisko, gdyż warszawianie nie mieli rezerwowych zawodników (wyjątkiem był bramkarz). 'Koks' Bujaka szybko przyniósł efekty, bo tuż po rozpoczęciu gry nabuzowany futbolista strzelił samobójczego gola. A tak się później tłumaczył: Wyszedłem na boisko zupełnie mętny. Pamiętam, że sędzia zagwizdał i że wszyscy zaczęli biegać po boisku. Jeszcze nie zdążyłem się dobrze rozejrzeć gdzie stanąć i co robić, a tu widzę, iż lecą na mnie dwie piłki. Wtedy ja kopnąłem jedną, a druga wpadła do naszej bramki." Nic dziwnego, że mając takich "futbolistów" klub szukał radykalnych rozwiązań. Korona wchodząca w skład Warszawskiego Towarzystwa Cyklistów miała spore problemy organizacyjne. Nie mając własnego boiska, jej zawodnicy nie mieli gdzie grać, a na dodatek ciężko im było znaleźć środki na przeżycie, gdyż sekcja piłkarska w WTC była traktowana podrzędnie. Korzyści z fuzji miały odnieść obie strony. Legia miała własne boisko a Korona własnych cywilnych piłkarzy. Niestety fuzja w zasadzie tak samo szybko jak zaistniała, prawie tak samo szybko się rozpadła, członkowie zarządu nie mogli się do końca porozumieć i jedyną pamiątką w barwach Legii po fuzji z Koroną pozostał kolor zielony.

Sprawa Lechii rozpoczęła się w listopadzie roku 1926 i była wynikową podziałów w postrzeganiu sportu przez kadrę oficerską. Trzeba wiedzieć, że elita wojskowa przejawiała spory konserwatyzm i przez długi czas piłki nożnej nie chciała uznać za sport odpowiedni dla wojska. Za sporty wojskowe uważano szermierkę, hippikę, strzelectwo itd. Sama piłka nożna była tolerowana, ale jak większość sportów wyczynowych traktowano ją trochę po macoszemu: "W zawiadomieniu o powstaniu Lechii można było przeczytać, że pragnie ona skupić wszystkich tych, którzy nie mają możności uprawiania sportu, podczas gdy Legia zajmuje się tylko wyczynowcami" - wspomina Mielech. W rzeczywistości Lechia stawiała sobie za cel nie tylko organizowanie nowego klubu, ale również dezorganizowanie działalności Legii: "Lechia zainstalowała się na stadionie na równych prawach z Legią. Otworzyła tu swój sekretariat, a niektóre jej pociągnięcia (organizowanie zebrań w tym samym czasie o tej samej godzinie) wyraźnie wskazywały na próbę siania zamętu i pozbawienia Legii jej praw" - czytamy dalej we wspomnieniach pana Stanisława. Chodziło głównie o pewnego rodzaju zazdrość. Oficerowie z obozu "sportów typowo wojskowych", niezadowoleni z inwestycji Legii w sport wyczynowy, czuli się pokrzywdzeni, że np. zamiast "toru porannych galopów (o co postulował płk Zahorski) buduje się wielkimi nakładami stadion. Stało się jasne, że oba kluby na równych warunkach nie mogą w ten sposób zarządzać budynkami i terenem. Ktoś musiał odejść. Nie do końca jest prawdą, że - jak pisze w "Mówią Wieki" Gawkowski, głównym argumentem przekonującym wojskowe władze miała być 10-letnia tradycja Legii. Jako główny argument w postulatach słanych do Ministerstwa Spraw Wojskowych przedstawiano ogrom prac i własnych środków, jakie Legia wyasygnowała na budowę boisk. Twierdzono, że Lechia przyszła "na gotowe", chcąc zająć miejsce Legii. Była to prawda. Kiedy Legia dostawała tereny od Dowództwa Okręgu Generalnego, były to hektary nieużytków. Do 1925 roku zbudowano tam profesjonalne boisko, trybuny dla widzów, teren był ogrodzony i uporządkowany.

Prawdą jest natomiast, że Legia zręcznie wykorzystała jubileusz swojego 10-lecia w celu nagłośnienia swoich praw do terenu. Nie było zresztą w tym nic złego, tym bardziej, że nikt nie kwestionował praw Legii do jubileuszu, a wręcz przeciwnie, w prasie można było znaleźć sporo zapowiedzi obchodów. Trochę złośliwie Gawkowski pisze: "O szumnie zapowiadanym jubileuszu Legii szybko zapomniano[...] Przez następne 30 lat nikt nie wspomniał o powstaniu klubu w 1916 roku." Wygląda na to, że autor pije do faktu, iż Legia nie wyprawiła jubileuszu ani na 20-lecie, ani na 30-lecie. Nie chciałbym tutaj za bardzo się rozwodzić, skacząc po różnych latach historii Legii, ale wierzę, że wystarczy tylko nadmienić, że akurat 20-lecie wypadało w 1936 roku, a więc w roku katastrofy klubu. Właśnie wtedy drużyna piłkarska spadła z ligi, a sam klub wegetował na skraju bankructwa. Dodatkowo w wyniku powstania Związku Wojskowych Klubów Sportowych (według Mielecha zajmował się on głównie likwidowaniem podupadłych wojskowych klubów zamiast wspieraniem ich) oraz powrotu tendencji podziału klubów na wojskowe dla wojskowychm a cywilne dla cywili, w tamtym czasie działacze Legii marzyli jedynie o przeżyciu, a nie o hucznych jubileuszach. To samo tyczy się roku 1946 (30-lecie) - klub był wówczas w fazie organizacyjnej po II wojnie światowej i chyba nie trzeba wyobraźni, żeby zrozumieć, dlaczego także wtedy hucznych obchodów nie zorganizowano.

Gawkowski na to nie wpadł, więc domniemywał dalej: "Być może bano się protestów słynnych piłkarzy, jak Kałuża, Poznański, Bilor, Kowalski którzy ze zdziwieniem dowiedzieliby się, że w latach 1916-1917 byli zawodnikami warszawskiej Legii." Co do Kałuży, Bilora i Kowalskiego, to być może bardziej by się zdziwili, gdyby przeczytali atrykuł Gawkowskiego, bo nie udało mi się nigdzie potwierdzić, że w tym czasie w ogóle grali w Legii. Jedyna wzmianka, jaką znalazłem, to notatka z rocznika PZPN z 1925 roku, gdzie Jerzy Grabowski wspomina, że Kałuża grał w legionowych drużynach. Również Bilor i Kowalski to główni gracze drużyny pułku artylerii, a nie Legii. Zresztą ciężko wyczuć, o którego Bilora Gawkowskiemu chodzi, bo ten znany to Henryk, a w Legii grywał w tym czasie Marian Bilor. Pozostaje Poznański i tu śmiem wątpić, czy odczuwałby takie wielkie zdziwienie, tym bardziej, że w Legii - pierwszym wojskowym klubem sportowym - w tym czasie grał co jest faktem niepodważalnym, zatem Gawkowski trochę się chyba ośmiesza tymi domniemanymi protestami przedwojennych piłkarzy.



Autor! Autor!



Końcówka artykułu to prawdziwy majstersztyk. Gawkowski udowadnia: "Sam Stanisław Mielech stwierdził, że do stołecznego klubu przystąpił w 1923 roku, a wcześniejsza galicyjska Legia była jedynie jego protoplastą". To wyjątkowo ciekawe stwierdzenie i prawdę mówiąc nie wiem, jaka wypowiedź Mielecha i w jakim kontekście udzielona posłużyła autorowi do wyciągnięcia takich właśnie wniosków, bo akurat w podsumowaniu własnej kariery Stanisław Mielech pisze bardzo wyraźnie: "Swoją karierę sportową w Legii zakończyłem 10 kwietnia 1927 roku meczem z Polonią (2-2). W Legii zaczęłem występować w kwietniu 1926 roku i grałem przez 7 lat (z przerwami) biorąc udział w ponad 100 spotkaniach i strzelając około 60 bramek." Ciekawe, czego Gawkowski oczekiwał? Czy tego, że czytelnik uwierzy jemu zamiast Mielechowi?!

Ostatnie zdanie artykułu jest następujące: "Tak utytułowany i zasłużony dla polskiego sportu klub nie musi wydłużać sztucznie swojej historii". To już nie jest nawet mijanie się z prawdą, to jest po prostu zwykłe pomówienie. Zapewne w tym właśnie miejscu większość czytelników zastanawia się, co tak naprawdę jest grane? Wyjaśnijmy, zatem co jest grane.

Już bardzo dużo pozwala nam zrozumieć bliższe zapoznanie się z osobą autora. Pod artykułem w "Mówią Wieki" można znaleźć niewielką wręcz lakoniczną notatkę: "Robert Gawkowski, historyk, pracuje w Muzeum Uniwersytetu Warszawskiego, autor publikacji poświęconych historii sportu". Ta skromna prezentacja nie odkrywa jednak całej prawdy. Pan Gawkowski tym razem zapomniał napisać, że przede wszystkim jest stałym współpracownikiem pisma "Polonia Ole", jak również wiernym kibicem Polonii. W zasadzie w tym kontekście cały misterny artykuł Gawkowskiego możemy potraktować jako szukanie dziury w całym i po prostu zakończyć polemikę z autorem. Trudno wymagać bowiem od kibica Polonii, żeby obiektywnie pisał o odwiecznym rywalu zza miedzy. Niestety, artykuł im bliżej końca, tym bardziej staje się groteskowy. Autor gani manipulowanie datami powstania klubów, samemu będąc współautorem zamieszania, dzięki któremu dziś już mało kto tak naprawdę wie, jaka jest prawdziwa data powstania Polonii. Jako kibic Legii daleki jestem od pisania historii klubu z Konwiktorskiej, ale warto przypomnieć kilka faktów, żeby czytelnikowi uświadomić "obiektywizm" Gawkowskiego.



Jak Polonia się starzała



Zdecydowana większość klubów europejskich uznaje za datę swojego powstania dzień uchwalenia statutu lub datę zwołania zebrania założycielskiego. Jeszcze całkiem niedawno, bo do roku 1995, Polonia uznawała za oficjalną datę powstania klubu rok 1915. Jest to całkiem zrozumiałe, bowiem w tym właśnie roku uchwalono pierwszy statut zaakceptowany przez zaborcze władze pruskie w 1917 roku. Dla przykładu, w 1985 Polonia obchodziła hucznie jubileusz swojego 70-lecia. W prasie pojawiły się artykuły jubileuszowe, specjalnie na tą okazję wydano książkę "70 lat Czarnych Koszul", a klub przygotował odznakę uświetniającą tę rocznicę, z którą lubił pozować do zdjęć honorowy prezes, Jerzy Piekarzewski. Mimo, że również w 1995 roku obchodzono jubileusz (tym razem 80-lecie) dało się słyszeć głosy, że tak naprawdę to Polonia powinna uznawać za datę swego powstania rok 1912, kiedy to powstała tzw. "stara Polonia".

Myliłby się ten, kto myślałby, że to już koniec starzenia się klubu z Muranowa. Właśnie Gawkowski był jednym z odkrywców faktu, że w listopadzie roku 1911 drużyna szkolna o nazwie Polonia rozegrała mecz z Koroną (nie omieszkał zresztą pochwalić się tym już na początku artykułu o historii Legii). Z tego też powodu całkiem niedawno mogliśmy z niemałym zdumieniem obserwować okrągły jubileusz 89 lat istnienia klubu Polonia (klub oficjalnie uznaje datę 1912, ale część fanatyków Polonii oraz gazeta "Polonia Ole" upiera się przy roku 1911). Jeden malutki zapis w gazecie z 1911 roku pozwolił Gawkowskiemu zmierzyć na nowo długość istnienia Polonii. Szkoda, że jedną miarką mierzy on Polonię, ale dla Legii ma już zupełnie inną miarę. Nie ma na przykład dla Gawkowskiego znaczenia, że Polonia sprzed 1915 roku, istniejąca w ramach Warszawskiego Koła Sportowego (które Andrzej Gowarzewski - autor serii piłkarskich encyklopedii traktuje jako rodzaj klubu) to tylko drużyna szkolna i oprócz tego, że kopała piłkę, to utożsamianie jej jako klubu z Polonią 1915 roku nie jest oczywiste i wymaga sporo tłumaczenia. Nie zainteresował natomiast pana historyka fakt istnienia drużyny legionowej już w 1915 roku. Istnienie tzw. starej Polonii, lub jak określa ten stan Gowarzewski (w książce: "Polonia, Warszawianka, Gwardia") "Polonii przedklubowej" to fakt niezaprzeczalny. Mimo tego autor popularnych "encyklopedii Fuji" wyraźnie określa i uzasadnia datę powstania klubu z Konwiktorskiej na rok 1915. Określenia "Polonia przedklubowa" wyjątkowo chyba nie lubi pan Gawkowski, bo wraz z redakcyjnym szefem Ranieckim kilkukrotnie na łamach "Polonia Ole" wyśmiewali za nie Gowarzewskiego. W niczym nie przeszkadza to jednak Gawkowskiemu przy tworzeniu własnych neologicznych pojęć. Na Legię z roku 1916 mówi w kilku miejscach artykułu "galicyjska Legia", mimo że nikt nigdy takiej nazwy Legii nie przypinał. Najprawdopodobniej autorowi chodzi wyłącznie o to, żeby jak najmniej wiązać Legię z Warszawą.

Przy okazji przedłużania życiorysu Polonii do roku 1911, Gawkowskiemu udało się jednocześnie obalić mit o Polonii jako o najstarszym klubie stolicy. Opierając się na tych samych źródłach, według których Gawkowski postarzał Polonię, należy przyjąć, że skoro Polonia grała wtedy mecz, to grała go z jakąś inną drużyną. Z kim? Również z drużyną szkolną Warszawskiego Koła Sportowego - z Koroną. Mimo tego, że Korona i Warszawianka jako drużyny szkolne powstały wcześniej, niż Polonia, nie przeszkadza to Gawkowskiemu dalej mówić o Polonii jako o najstarszym klubie w Warszawie. Gdzie tu sens, gdzie logika, gdzie wspólna miarka?

W zasadzie gdyby przyjąć sposób myślenia Gawkowskiego, należałoby uznać, że Legia powstała w roku 1915 w Piotrkowie, bo właśnie tam, a nie na Wołyniu jak większość kibiców uważa, powstała drużyna, o czym wyraźnie pisze w książce "Sportowe sprawy i sprawki" Stanisław Mielech. Gdybym zatem był takim "obiektywnym" polonistą i mierzył miarką Gawkowskiego, jaki mógłbym wysunąć z tego wniosek? Prosty - Legia i Polonia to rówieśniczki! Na szczęście nie myślę takimi kategoriami i pozostanę w przekonaniu, że Legia powstała w kwietniu 1916 roku.

Rozumiem, że nie każdy kto pisze o historii sportu musi mieć od razu klasę Mielecha, który zarówno o Legii, jak i o Polonii potrafił pisać nad wyraz obiektywnie, ale od publikacji w "Mówią Wieki" mam prawo wymagać przynajmniej minimum obiektywizmu. Oczywiście pan Gawkowski z kolegami kibicami mogą pisać w swoim pisemku "Polonia Ole" dowolne rzeczy na temat Legii czy Polonii, bo w końcu to ich pisemko, które na dodatek sami dotują z własnych pieniędzy. Jednak czasopismo "Mówią Wieki" dotowane jest z pieniędzy Ministerstwa Kultury, a zatem z pieniędzy wszystkich podatników. Byłbym zatem zobowiązany, gdyby pismo opierało się na sprawdzonych autorach o sprawdzonej wiedzy, a nie na interpretatorach kierowanych skrywanymi kompleksami, czy choćby zwykłymi emocjami.

Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!