|
Warszawa - Niedziela, 10 lutego 2002, godz. 17:00 Liga polska - 20. kolejka |
|
Legia Warszawa |
99 |
| (21-24, 25 |
|
Unia Tarnów | 89 |
|
Legia Warszawa
- Williams 19(1)
Kazlauskas 19
Sinielnikow 16
Majchrzak 14(2)
Królik 14(2)
Cielebąk 11
Willson 4
Żurawski 2
Kwiatkowski 0
Kozłowski 0
|
Unia Tarnów
- Celej 22(2)
Lynday 15(1)
Uspienskij 15(2)
Marculewicz 10
Siga 9(1)
Seweryn 7(1)
Grand 6
Lepinaitis 5(1)
Bazelewski 0
Doliński 0
|
Coraz większa szansa na awans
Koszykarze warszawskiej Legii po dzisiejszym zwycięstwie nad tarnowską Unią, mają coraz większe szanse na zajęcie szóstego miejsca po I rundzie. Szczególnie, że przegrały dziś Pogoń i Czarni, również walczące o play-off.
Godzina rozpoczęcia meczu nie była zbyt szczęśliwa. Spotkanie pokrywało się ze skokami Adama Małysza na olimpiadzie i z tego powodu nie było dziś tłumów. Zaskoczyli nas za to kibice gości. Przyjechało ich do Warszawy ok. 40 i przez całe spotkanie starali się dopingować swoich koszykarzy.
Mecz rozpoczął się równo o 17 i już w pierwszej akcji prowadzenie objęli goście. Pierwsze punkty dla Legii zdobył Wojciech Żurawski. Po kolejnych trzech minutach wydawało się, że Legia rozjedzie tarnowian. Warszawianie zdobyli 12 punktów z rzędu i prowadzili 12-2. Grali już jednak bez "Żurawia"... Wojtek kulejąc opuścił parkiet, a zastąpił go Le Wilson. Niestety Unia szybko przypomniała sobie jak się gra zespołowo i w ciągu 2 minut doprowadzili do remisu 14-14. Legia do końca pierwszej kwarty grała bardzo nieskutecznie, pozwalając gościom na prowadzenie. Po dziesięciu minutach było 24-21 dla Unii.
W drugiej kwarcie Legia zaczęła znowu grać lepiej. Duży wpływ na to miało wejście na parkiet Wojtka Królika, ulubieńca warszawskiej publiczności. To właśnie popularny "Zając" doprowadził do remisu 31-31. Po kilku kolejnych akcjach "wojskowi" prowadzili już kilkoma punktami. Marcus Williams popisał się pięknym wsadem i Legia prowadziła 39-32. Ładnym blokiem popisał się Le Wilson, który przebywał dziś na parkiecie 19 minut. Znacznie lepiej radził sobie pod własnym koszem niż w ataku. Tam często gubił się i nie wiedząc co zrobić, niecelnie rzucał. Łącznie zebrał 9 piłek, zablokował 2 rzuty i zdobył 4 punkty. Na przerwę legioniści schodzili prowadząc 46-42.
Tylko początek III kwarty był wyrównany, z lekką przewagą gości. Doprowadzili oni do remisu 50-50, ale na więcej nie było ich już stać. Po dobrych akcjach Sinielnikowa i Kazlauskasa, Legia ponownie wyszła na prowadzenie 60-52. Jak zwykle nieźle prezentował się dziś Marcus Williams, chociaż rzadziej był przy piłce niż zazwyczaj. W decydujących momentach wziął jednak ciężar gry na siebie. Gdyby jeszcze nie miał tylu strat(6)... Po trzech kwartach legioniści prowadzili 68-63.
Skromny młyn Legii głośno dopingował przez całe spotkanie i warszawscy koszykarze przy takim dopingu po prostu nie mogli przegrać. W 32 minucie prowadzili już 76-66 i można już było spokojniej patrzeć na parkiet. W pewnym momencie spiker poinformował, że Adam Małysz zdobył złoty medal na olimpiadzie, co wywołało aplauz na trybunach. Kibice obu drużyn po raz pierwszy tego dnia, zgodnie krzyczeli: "Adam Małysz!". Niestety nasz spiker nieco się pomylił, gdyż Adam zdobył medal brązowy i to kilka minut po zakończeniu meczu, ale przynajmniej przez chwilę mogliśmy się cieszyć ze złota...
Przed rozpoczęciem IV kwarty miało natomiast miejsce inne ciekawe wydarzenie - awaria zegara. Po dwuminutowej przerwie zawody zostały wznowione. Jak zwykle w takich momentach nie brakowało sugestii, żeby spotkanie rozpocząć od nowa. Powodu do tego nie było, a Legia z minuty na minutę powiększała swoją przewagę. W 35 minucie było już 82-66 i zwycięstwo było pewne. Mimo częstych celnych rzutów gości za 3, nie byli oni w stanie sprawić niespodzianki w Warszawie. Na 90 sekund przed końcem meczu w Legii zadebiutował 17-letni junior, Kamil Kozłowski. Nie miał zbyt dużo czasu, żeby się wykazać, ale debiut ma już za sobą. W końcówce kibice mocno liczyli na to, że ich ulubieńcy przekroczą "magiczną" barierę 100 punktów. Tak się jednak nie stało i mecz zakończył się wynikiem 99-89. Możemy być jednak zadowoleni z ich postawy, bo widać, że rozumieją się coraz lepiej. Z ich gry zadowolony był również trener, Jacek Gembal, który po meczu zauważył, że Legia gra teraz bardzo zespołowo. Cieszy to tym bardziej, że teraz Legię czekają 3 trudne mecze, decydujące o zajęciu 6 miejsca. Już za tydzień Legia podejmuje we własnej hali Anwil Włocławek. Później jescze wyjazd do Inowrocławia, mecz z Czarnymi w Warszawie i ...wszystko będzie jasne. Miejmy nadzieję, że uraz Wojtka Żurawskiego nie okaże się zbyt poważny.
Autor: Marcin Bodziachowski