|
Warszawa - Sobota, 16 kwietnia 2005, godz. 17:00 Liga polska - 29. kolejka |
|
Legia Warszawa |
83 |
| 22-21, 14-11, 21-20, 26-28 |
|
CKS Czeladź | 80 |
|
Legia Warszawa
- Dębski 24
Stasiak 19
Otto 17
Malewski 17
Kozłowski 4
Terej 2
Karbowski 0
|
CKS Czeladź
- Bąk 28
Morawiec 21
Weselak 13
Miękus 9
Rener 6
Zmarlak 2
Guzik 2
|
Koszykarze Legii podejmowali dziś w swojej hali zespół świeżo upieczonego pierwszoligowca, a zarazem lidera 2 ligi koszykarzy. Patrząc na tabelę można było spodziewać się jednego - srogiej lekcji koszykówki dla młodego zespołu Legii. Jednak to co miało miejsce na parkiecie, zupełnie nie odzwierciedlało różnicy, jaka dzieli obydwa kluby w ligowej tabeli.
Pierwsze punkty zdobyli goście, konkretnie Krzysztof Morawiec, trafiając zza linii 6.25 metra. Podziałało to na legionistów mobilizująco. W kolejnych atakach imponowali dokładnością i szybkością gry. Efektem tego była 5-cio punktowa przewaga, przez większość pierwszej kwarty, ktora zakończyła się jednak nikłym, 1- punktowym prowadzeniem legionistów.
Druga kwarta to okres bardzo wyrównanej walki obu drużyn. W Legii świetny mecz rozgrywał po raz kolejny Piotrek Otto, który 3 razy zatrzymał gości na "desce", w wydawałoby się 100-procentowych sytuacjach. Wtórował mu Karol Dębski, który raz po raaz dziurawił kosz czeladzian "trójkami". Drugą kwartę Legia wygrała 14-11, co w ogólnym rozrachunku dawało 36-32 po pierwszej połowie meczu. W przerwie spotkania, serca kibców, pamiętających walkę Legii o awans do ekstraklasy, zaczęły bić mocniej. Powodem tego było pojawienie się w hali Tomasza Rospary. Przypomnijmy, że grający niezwykle efektownie, były zawodnik Legii przeżył ostatnio niesamowitą tragedię i musiał skończyć z koszykówką. Tomkowi życzymy przede wszystkim zdrowia, a także powodzenia na dalszej drodze życia. Jak sam powtarza chciałby zostać przy koszykówce, kto wie może kiedyś zasiądzie na ławce Legii w roli trenera?
III kwarta to nadal przewaga legionistow. "Swoje" zagrali Stasiak i Kozłowski. Ten ostatni, mimo zdobycia tylko 4 punktów, po raz kolejny pokazał kto jest mózgiem drużyny. Szkoda tylko, że Stasiaka nie ma kto wspomóc na desce, bo patrząc na problemy Karbowskiego ze schyleniam się po piłkę, badź też złapaniem jej , momentalnie odechciewa sie patrzeć na dobrą tego wieczora grę legionistów. Przed czwartą kwartą Legia prowadziła 57-52.
Ostatnia kwarta to moment ostrej gry z obu stron. Czeladzianie bronili na całym boisku, podobnie jak legioniści. Jednak u tych pierwszych podziałało to lepiej, bowiem w przeciągu 4 minut potrafili dogonić Legię. W tym momencie każdemu przed oczami stanęło widmo kolejnej porażki. Na szczęście legioniści udowodnili, że warto w nich inwestować. Utrzymali prowadzenie do końca, choć gdyby goście trafili ostatni rzut, oddany tuż przed końcową syreną , mielibyśmy dogrywkę. Na szczęście do tego nie doszło i skromna tego dnia publiczność odetchnęła z ulgą. Porażki koszykarzy CKSu nie może usprawiedliwiać ani rozluźnienie, ani długa podróż do stolicy Polski, bo z pewnością porażka ze słabiutką w tym sezonie Legią chwały im nie przynosi. Legia natomiast wygrała na zakończenie i chyba głównie dlatego że była rozluźniona, a wtedy wszystko zupełnie inaczej wychodzi. Szkoda, że nieobecni byli Nawrot i Marchelewicz, bo zwycięstwo z ich pomocą mogło być bardziej okazałe.
Autor: Bodziach