|
Warszawa - Sobota, 17 grudnia 2005, godz. 18:00 Liga polska - 13. kolejka |
|
Legia Warszawa |
62 |
| 22-19, 27-14, 6-23, 7-12 |
|
Siden MMKS Toruń | 68 |
|
Legia Warszawa
- Malewski 16
Gajewski 9
Karbowski 9
Kozłowski 8
Stasiak 8
Marchelewicz 7
Kowalczyk 3
Ciszewski 2
Jaremkiewicz 0
Ancukiewicz 0
|
Siden MMKS Toruń
- Sowiński 27
Tlałka 18
Głowala 10
Kondraciuk 4
Słoniecki 3
Wójcik 3
Matusiak 2
Szmidt 1
Iciek 0
Winczura 0
|
Na święta po II kwarcie
Krótko, bo to co wyczyniali dziś podopieczni trenera Chabelskiego ciężko ubrać w jakiekolwiek kulturalne słowa. Słowa krytyki należą się drużynie tylko i wyłącznie za 3 i 4 kwartę, bo w pierwszych dwóch Legia była drużyną zdecydowanie lepszą.
Świetna gra w obronie, czego zwieńczeniem były bloki Karbowskiego i przechwyty Kowalczyka, powodowała że goście nie mieli sposobu na grę gospodarzy. Jak się potem okazało - do czasu. Po długiej przerwie, na którą stołeczni koszykarze wychodzili z przewagą 16 punktów (49-33), nastąpił mówiąc delikatnie dramat. Legioniści przez 8 minut III kwarty rzucili 2 (słownie: dwa) punkty. Pod koniec do 6 oczek zdobycz punktową poprawił Stasiak, lecz była to prawie 1/4 zdobyczy punktowej gości.
Mało tego, legioniści zupełnie nie radzili sobie z obroną strefową gości. Rzuty gospodarzy, albo kończyły się na desce, albo...przelatywały obok obręczy. Do niemiłego zdarzenia doszło podczas jednej z akcji ofensywnych gości. Po niecelnym rzucie zawodników z Torunia, piłkę zebrał Paweł Stasiak, zaczął rozpychać się łokciami, tak niefortunnie, że trafił przez czysty przypadek jednego z graczy SIDENu w łuk brwiowy. Kondraciuk zalany krwią skorzystał, z pomocy lekarza i ku zdziwieniu stołecznej, nielicznej dziś widowni, wrócił potem na parkiet. W 4. kwarcie Legia zdobyła o punkt wiecej niż w części trzeciej. Dzisiejsza postawa "wojskowych" jest niewytłumaczalna. Legioniści przegrali mecz, który praktycznie był już wygrany. Większość zebranych w hali fanatyków zgodnie po dwóch kwartach twierdziła, że dalsza część meczu będzie dla wojskowych zwykłym spacerkiem, a jego zwieńczeniem będzie "setka".
Dziś można by wyróżnić jedną postać. Głównie za dobrą postawę w dwóch pierwszych kwartach - mowa tu o Kowalczyku. W obronie spisywał sie znakomicie, w ataku mimo skromnej zdobyczy punktowej, z głową rozgrywał akcje. Szkoda, że po przerwie coś się zacięło także i w nim...
Autor: Gacek