|
Warszawa - Niedziela, 22 stycznia 2006, godz. 11:38 Liga polska - 17. kolejka |
|
Legia Warszawa |
89 |
| 23-20, 25-12, 16-25, 25-18 |
|
Prokom II Sopot | 75 |
|
Legia Warszawa
- Malewski 32
Jaremkiewicz 13
Stasiak 8
Kozłowski 8
Marchelewicz 8
Karbowski 6
Gajewski 5
Kowalczyk 4
Ciszewski 2
Terej 2
|
Prokom II Sopot
- Urbański 21
Bach 20
Mysłowiecki 10
Kobus 10
Kietliński 7
Pietkiewicz 3
Sikora 2
Sikora 2
|
Wreszcie przy kibicach!
Koszykarze Legii podejmowali dziś rezerwy mistrza Polski i - jak się okazało - przyjezdni po raz kolejny wyjeżdżali z Warszawy na tarczy. Darmowy wstęp, jak i okres feryjny sprowadził na halę nadzwyczajną ilość kibiców stołecznego zespołu. Szkoda tylko, że arktyczne warunki były przyczyną licznych opóźnień autobusów, a także zniechęciły do wyjścia z domu wielu fanatyków Legii, bo atmosfera mogła być zdecydowanie lepsza.
Mecz był bardzo wyrównany, jednak z lekkim wskazaniem na gospodarzy. Mimo, iż pierwsze punkty zdobyli goście, odpowiedź gospodarzy była natychmiastowa. Legia osiągnęła przewagę i głównie za sprawą świetnie dysponowanego dziś Grześka Malewskiego konsekwentnie ją powiększała. Mimo to, gospodarze zdobywali głównie punkty z dystansu. Było to efektem nieporadności wysokich graczy Legii pod atakowanymi tablicami. Przyczyną był najwyższy zawodnik na parkiecie - Mysłowiecki. Nieraz wystarczyło by wyciągnął ręce, przez które nie zdołali się przebić ani Karbowski, ani Stasiak. Jednak potem do głosu doszedł niezawodny Malewski. Raz po raz dziurawił kosz gości zza linii 6,25. Legia nie tylko utrzymała przewagę z 1 częsci gry, lecz także starała się ją konsekwentnie powiększać. Przewaga oscylowała w okolicach 10 punktów i legioniści nie oddali go już do końca pierwszej połowy. Po przerwie, "wojskowi" niesieni byli dopingiem podobnym do tego jaki jeszcze 2 lata temu był na Bemowie normą.
Momentami było naprawdę głośno i gorąco, a goście byli mocno zdziwieni tym faktem. Po przerwie sopocianie zastosowali obronę strefową. Legioniści nie radzili sobie już tak dobrze, jak we wcześniejszych momentach gry. Fani mocno zdzierali gardła, a okrzyki "jesteśmy z Wami.." i "gramy do końca" widocznie zmobilizowały legionistów. Sygnał do ataku dał wymieniony już wyżej Malewski. To on, jako pierwszy przedarł się przez ręce Mysłowieckiego. W ślad za nim poszedł Marchelewicz i Kozłowski. Ten ostatni po raz kolejny udowodnił, że jest nie tylko mózgiem drużyny, ale potrafi grać bardzo efektownie. Ogromne brawa zebrał, gdy podczas jednego z ataków gości piłkę dostał Mysłowiecki, który pewny swego wchodził pod kosz, lecz nagle zza pleców wyskoczył mu niższy o 40 cm "Koziołek" i zablokował rywala! Mało tego, akcja szła dalej a szybką kontrę legioniści wykończyli efektownym wsadem. Legioniści już do końca grali bardzo mądrze, pomogły im także 2 faule techniczne gości. Przewaga "wojskowych" i śpiewy kibiców wyraźnie udzieliły się naszemu "Marianowi", który zdecydował się na rzut za 3, jednak... piłka nie zdołała dolecieć do kosza. Ulubieniec stołecznych kibiców zrehabilitował się pod własnym koszem, gdzie był postrachem zawodnika okrzykniętego przez kibiców "Iversonem". Do "Iversona" było mu jednak bardzo daleko, co udowodnił mu właśnie Karbowski. Legioniści dowieźli zwycięstwo do końca, a wynik ustalił bez wątpienia najlepszy strzelec naszego zespołu, Grzesiek Malewski. Legia wygrała po raz 3 z rzędu. W tym roku legioniści nie doznali jeszcze goryczy porażki, miejmy nadzieję, że to dopiero początek zwycięskiej serii.
Wydaje się jednak, że mecz z tak słabą drużyną powinien zostać wygrany znacznie wyżej i pewniej. Legioniści nie potrafili się jednak zmobilizować i po raz kolejny zagrali na minimum swoich możliwości.
Autor: Gacek