HokejKoszykówka
Warszawa - Sobota, 18 marca 2006, godz. 18:30
Liga polska - 25. kolejka
Herb Legia Warszawa Legia Warszawa 68
(18-22, 11-15, 20-15, 19-15)
Herb Novum Bydgoszcz Novum Bydgoszcz67

Legia Warszawa

  • Marchelewicz 32
    Ciszewski 8
    Malewski 8
    Kowalczyk 8
    Ancukiewicz 4
    Jaremkiewicz 3
    Karbowski 3
    Stasiak 2
    Terej 0
    Wojciechowski -

Novum Bydgoszcz

  • Lewandowski 19
    Szyttenholm 17
    Gierszewski 16
    Dolot 5
    Wnukiewicz 5
    Grzesiński 3
    Wiśniewski 2
    Niedźwiedzki 0
    Kłosiński 0
    Szubert -
    Waskan -
  • Sędzia główny:
  • Widzów: 50

Szczęśliwy horror na Bemowie!

Mecz z Novum Bydgoszcz zapowiadał się na bardzo emocjonujące spotkanie. Rywal z Bydgoszczy to drużyna o podobnych umiejętnościach do naszych, na co również wskazywał bilans gier drużyny Novum. Legia przystępowała jednak do meczu osłabiona brakiem kapitana drużyny, który musiał pauzować za przewinienia techniczne. Wobec absencji "Koziołka" więcej czasu na parkiecie spędził Ancukiewicz, który znalazł się w pierwszej piątce. W roli kapitana wystąpił tymczasem Grzegorz Malewski.
Szkoda, że hala na Bemowie świeciła pustkami. Nieliczni obserwowali nawet niezły początek w wykonaniu naszych graczy. Udało się osiągnąć paropunktową przewagę, która jednak w końcowej części pierwszej kwarty została roztrwoniona. Wynik do przerwy mówił jasno, że tego dnia oba zespoły postawiły na obronę.
Od początku drugiej części gry legioniści dążyli do odrobienia strat. Zanim udało się wyrównać minęło kilka minut, ale widać było, że zespół mimo braku swojego lidera nie odpuści meczu. W 26 minucie na tablicy widniał wynik 44-45. Akcje często skutecznie wykańczał Filip Marchelewicz. Nieźle prezentował się również Kowalczyk, który poza paroma głupimi stratami, był bardzo aktywny. Goście tymczasem nie stosowali już taktyki obronnej z pierwsze połowy, która polegała na... głośnych okrzykach, które miały dekoncentrować Legię. Sposób wydawał się skuteczny, do momentu, gdy za doping nie wzięli się kibice. Komentowano nawet, że powodem takiej "taktyki" jest szalejąca w okolicach Bydgoszczy ptasia grypa.
Wracając jednak do dopingu - ten na pewno nie powalał na kolana, ale patrzać na frekwencję na trybunach było nieźle. Koszykarze czuli wsparcie i ambitnie walczyli o każdą piłkę. Prawdziwe emocje zaczęły się w czwartej kwarcie. Za sprawą wyrównej gry emocje sięgały zenitu. Prowadzenie zmieniało się z każdą akcją. Pod koszem rywala legioniści popełnili prosty błąd, ale na szczęście po paru sekundach odzyskali piłkę. 50 sekund przed końcem prowadzili goście 65-67. Gdy po drugiej stronie boiska, z dwóch rzutów osobistych Kowalczyka tylko jeden wpadł do kosza, wywawało się, że jest po meczu. Jeden z rywali symulował (tak się wydawało) nawet kontuzję. Sędziowie nie skrzywdzili jednak gospodarzy. W samej końcówce udało nam się trafić do kosza raz jeszcze i wyszliśmy na prowadzenie 68-67. Do końca pozostało jednak kilka sekund na akcję Novum. Trener wziął czas, a my nerwowo spoglądaliśmy na obronę Legii. Niepotrzebnie. Nasi obrońcy spisali się wyśmienicie, nie pozwalając gościom oddać skutecznego rzutu. Tak więc doczekaliśmy się happy-endu. Gdy emocje już opadły, koszykarze przybili piątkę z kibicami. Naprawdę miło się ogląda takie mecze. Szkoda, że chętnych do przeżywania tych emocji było tak niewielu...

Autor: Bodziach


Czytaj również:

Polecamy: