|
Warszawa - Sobota, 31 marca 2012, godz. 19:45 Liga polska - turniej półfinałowy o awans do II ligi, 2. mecz |
|
Legia Warszawa |
57 |
| (11-11, 16-8, 20-13, 10-24) |
|
Basket Piła | 56 |
|
Legia Warszawa
- 5. Jaremkiewicz 13 (1)
11. Błaszczyk 12
7. Podobas 7 (1)
14. Nawrot 7
9. Miatkowski 6 (2)
15. Zajączkowski 6 (2)
4. Piesio 4
17. Rudko 2
12. Chojecki -
8. Kowalik -
16. Nogajski -
10. Złomańczuk -
trener: Robert Chabelski, as. Piotr Lewandowski
|
Basket Piła
- 12. Przewoźniak 16 (1)
10. Chelis 12
14. Krzemiński 12 (3)
8. Zając 7
13. Ignatowicz 6
11. Rudnik 3
15. Pochylski 0
6. Urbaś 0
9. Frąckowski -
5. Tutlewski -
trener: Piotr Ignatowicz
|
- Sędzia główny: Marcin Hryszczyszyn, Piotr Cyniak
|
|
Horror na własne życzenie
Po piątkowej wysokiej wygranej legionistów na koszykarzy Roberta Chabelskiego czekała ekipa Basketu Piła. Podopieczni Piotra Ignatowicza byli szczególnie zmotywowani na te spotkanie, gdyż wczoraj niespodziewanie ulegli UKS Kielno. Tym samym stawka tego meczu była wysoka. Legia chciała przypieczętować awans do rundy finałowej. Z kolei dla gości ewentualna porażka bardzo skomplikowałaby szanse na zajęcie drugiego miejsca.
Początek spotkania pokazał, że gospodarzom nie będzie łatwo. Zespół z Piły objął prowadzenie 5-0. Rywale od samego początku postawili trudne warunki legionistom, którzy w sobotni wieczór wybitnie nie mogli się wstrzelić. Dość powiedzieć, że po pierwszej kwarcie na tablicy widniał wynik... 11-11. Oj dawno nie byliśmy świadkami takiego rezultatu po 10 minutach gry. Druga odsłona zaczęła rozbudzać nadzieje i apetyty kibiców z Warszawy. Ekipa Roberta Chabelskiego sukcesywnie zyskiwała przewagę nad Basketem robiąc run 10-0. To pozwoliło schodzić do szatni przy wyniku 27-19. Jednak trzeba uczciwie przyznać, że rezultat był lepszy niż gra. Dodatkowo cieniem nad wydarzeniami pierwszych 20 minut kładły się szybko złapane trzy faule Piotra Nawrota.
Zresztą nie tylko kapitan drużyny miał problemy z faulami. Z biegiem czasu Robert Chabelski musiał wprowadzać dublerów na boisko, gdyż bliscy wyeliminowania z dalszej gry byli Paweł Podobas, Tomasz Jaremkiewicz oraz dobrze się spisujący Bartłomiej Błaszczyk. Ostatni z nich pożegnał się z grą w czwartej kwarcie.
Jednak nim do tego doszło legioniści powiększyli przewagę w trzeciej kwarcie do 15 punktów. Wydawać się mogło, że nic nie jest już w stanie odebrać zwycięstwa gospodarzom, których wspierała grupa kibiców. Fani przez cały mecz nie tylko prowadzili głośny doping, ale żywo reagowali na wydarzenia na boisku deprymując rywali w akcjach ofensywnych.
Problem w tym, że Basket Piła solidnie zaprezentował się w obronie nie pozwalając w ostatnich 10 minutach na penetracje podkoszowe. Tym samym legioniści zmuszeni byli do oddawania często nie przygotowanych rzutów z dystansu. Robert Chabelski szalał przy linii widząc jak jego gracze za długo przytrzymują piłkę, jak nie mają pomysłu na wejście pod kosz, jak Tomek Jaremkiewicz i spółka fatalnie pudłują. Dość powiedzieć, że gospodarze aż 30 razy podejmowali próby rzutu za 3 punkty i tylko 7 z nich znalazło drogę do kosza. Natomiast Basket pokazał, że nie wszystko stracone i rzucił się do odrabiania strat. Efektem był pościg Ignatowicza i spółki zakończony serią 13-0 i przed końcem na tablicy widniał wynik zaledwie 55-54 dla Legii! Nerwówka na trybunach, z których na zmianę niosły się gwizdy pod adresem rywali i "Hej Legia, kooosz!". Na 20 sekund przed końcem przy Obrońców Tobruku było 57-56. Piłka dla legionistów i zamiast grać do końca... gospodarze zbytnio się pospieszyli w ataku. Gdy do zakończenia zawodów pozostało 10 sekund długie podanie powędrowało w kierunku Podobasa, który przestrzelił spod kosza. Pozostała ofiarna obrona, jeszcze rzut rozpaczy z połowy boiska i... stało się!
Legia sprawiła sobie, swoim kibicom istny horror zakończony sukcesem. Radości fanów oraz zawodników nie było końca. Swoje przeżył też Robert Chabelski, który po spotkaniu pokazał jak mokrą miał koszulę pod swetrem z nerwów.
Wygrywając w piątek oraz w sobotę koszykarze Legii Warszawa zapewnili sobie awans do rundy finałowej. Niedzielna potyczka z UKS Kielno będzie spotkaniem o pietruszkę. Za gospodarzy będą trzymać kciuki dzisiejsi przegrani, którzy jeśli wygrają odpowiednią różnicą punktów z Notecią mają jeszcze na zajęcie drugiego miejsca.
Jutro ostatni dzień turnieju. Legioniści o godzinie 13:15 zmierzą się z UKS-em Kielno. Wstęp kosztuje 5 złotych, serdecznie zapraszamy. Od wyniku tego meczu zależy pozycja Legii w półfinałach. Zdjęcia i filmy z dzisiejszego meczu wkrótce.
Autor: Fumen
Pomeczowe wypowiedzi:
Piotr Lewandowski (II trener Legii): "W końcówce spotkania zespół Basketu Piła postawił nam bardzo trudne warunki. Zależało im na tym, by wygrać ten mecz, bo w dużej mierze to od niego zależał ich byt lub niebyt w turnieju finałowym.
Uważam, że początek rywalizacji był przez nas kontrolowany. Byliśmy do niej zresztą przygotowani, bo wespół z trenerem Chabelskim oglądaliśmy poczynania naszych przeciwników na zapisie wideo. Myślę, że gdyby nie to, że nasi zawodnicy przestali słuchać rad trenera w końcówce meczu, widowisko wyglądałoby lepiej i utrzymalibyśmy wysoką przewagę nad pilanami. Stało się jednak inaczej i finisz spotkania wyglądał dość dramatycznie. Pragnę jednak podkreślić, że w odniesieniu zwycięstwa bardzo pomogli nam kibice. W porównaniu z piątkowym meczem, na którym z powodu wyjazdu do Krakowa zgromadziło się niewielu kibiców, tym razem wypełnili oni szczelnie halę. Dzięki ich dopingowi udało nam się przechylić szalę pojedynku na naszą korzyść i ostatecznie zwyciężyć.
Do meczu przeciwko drużynie UKS Kielno podejdziemy na spokojnie. Przeciwnik zapewne nie złoży broni i będzie walczył, ale szczęśliwie nasz zespół zapewnił już sobie awans do finałów. Przede wszystkim będziemy pilnować tego, aby chłopcy realizowali założenia taktyczne i polecenia trenera."
Piotr Ignatowicz (trener Basketu Piła): "Konfrontacja przeciwko drużynie Legii Warszawa była dobrym widowiskiem, w którym nie zabrakło walki – ani tej fizycznej ani defensywnej. Kibice mogli być z niej zadowoleni, zwłaszcza, że zakończyła się ona dla nich happy-endem. Dzięki odniesionemu zwycięstwu zespół ze stolicy zapewnił sobie awans do turnieju finałowego. My z kolei żałujemy, że w piątek nie zagraliśmy choćby w połowie tak jak zaprezentowaliśmy się w pojedynku przeciwko legionistom.
Od początku bowiem wiadomo było, że Legia to najsilniejszy rywal i niesłychanie trudno będzie z nim wygrać. Powinniśmy byli skupić się na meczu przeciwko zespołowi UKS Kielno. Niestety, podczas tamtego spotkania daliśmy z siebie co najwyżej trzydzieści procent tego, co pokazaliśmy w meczu przeciwko warszawianom. Suma summarum zgotowaliśmy sobie taki los, że obecnie szanse na finały są czysto matematyczne, żeby nie powiedzieć iluzoryczne.
Szkoda, że w pierwszej połowie zanotowaliśmy aż trzynaście strat, bo gdyby nie to, spotkanie potoczyłoby się zgoła odmiennie. Ocknęliśmy się zbyt późno. Mimo że pod koniec meczu wróciliśmy jeszcze do gry i mogliśmy go wygrać, bo już nawet prowadziliśmy, to psychicznie dobiła nas jedna z trójek rzuconych przez legionistów.
Już w samej końcówce z powodu powstałego na parkiecie chaosu nie udało nam się wykorzystać szansy, by doprowadzić chociażby do wyrównania, a tym samym do dogrywki. Dysponowaliśmy jeszcze dwudziestoma sekundami gry, lecz zamiast je skrupulatnie wykorzystać do przeprowadzenia dobrej akcji, zdecydowaliśmy się na oddanie rzutu, który został zablokowany. Można zatem powiedzieć, że w sumie przegraliśmy spotkanie jakby bez oddania ostatniego rzutu i to mimo że posiadaliśmy piłkę."
Jakub Miatkowski: "Nie da się ukryć, że w meczu przeciwko Basketowi Piła emocji nie brakowało, zwłaszcza w ostatniej kwarcie. Z jednej strony to dobrze, bo dzięki temu widowisko nabrało kolorytu, lecz z drugiej strony okazało się, że mamy problemy w ataku, z rozpracowaniem strefy przeciwnika.
Wprawdzie staraliśmy się rozgrywać akcje do końca, lecz niestety nie zawsze nam się to udawało. Zaczęliśmy popełniać błędy, przede wszystkim decydując się na przedwczesne oddanie rzutu. Podejmowaliśmy decyzje zgoła odmienne od tych, które ćwiczyliśmy na treningach i stąd mieliśmy do czynienia z nerwówką w końcówce spotkania, które szczęśliwie udało nam się rozstrzygnąć na naszą korzyść.
Zapewniliśmy sobie awans do finałów, zaś jutro powalczymy o pierwsze miejsce. Z pewnością nie odpuścimy tego meczu, ponieważ chcemy móc zorganizować turniej finałowy.
Cieszy nas to, że praktycznie udało nam się wyeliminować z gry faworyta, jakim bez wątpienia był zespół z Piły. Pragnę jednak podkreślić, iż każdego rywala traktujemy tak samo i że z każdym chcemy wygrać. Nasz cel stanowi nieprzegranie żadnej rywalizacji w tym sezonie i mam nadzieję, że uda nam się to postanowienie zrealizować.
Kibice jak zwykle zaprezentowali się znakomicie. Z tego miejsca chciałbym im bardzo serdecznie podziękować za doping, jaki stworzyli. Żyli tym meczem, widać było, że wiedzą, co się dzieje na parkiecie i że reagują adekwatnie do sytuacji. Mam nadzieję, że jutro również zjawią się na Bemowie i będą nas wspierać."
Bartłomiej Błaszczyk: "Muszę przyznać szczerze, że rozegraliśmy bardzo dobrze trzy kwarty, lecz kompletnie nie mam pojęcia, co stało się z nami w czwartej. Prawdopodobnie za bardzo się rozluźniliśmy dość dużą przewagą punktową nad rywalami z Piły, którą zresztą w okamgnieniu zaczęliśmy roztrwaniać, przez co na pięć minut przed końcem zrobiło się bardzo niebezpiecznie. Pilanie, przy pewnego rodzaju bezsilności z naszej strony, bardzo dobrze spisywali się w obronie strefowej.
Byliśmy już chyba nieco zmęczeni, a do tego oddawane przez nas rzuty z bądź co bądź czystych pozycji nie znajdowały w dużej mierze finału w postaci kosza przeciwników.
Osobiście bardzo żałuję, że w piątej minucie ostatniej odsłony spotkania musiałem opuścić boisko i oglądać resztę pojedynku z perspektywy ławki rezerwowych za rzekomy faul, którego miałem się dopuścić. Żałuję tym bardziej, gdyż bardzo chciałem móc przebywać na parkiecie i pomóc chłopakom.
Niedzielny pojedynek przeciwko zespołowi z Kielna musimy wygrać. Nie ma innej możliwości. Nie będziemy się bawić w żadne machlojki – w sensie, że chcemy wyjść z tego i tego miejsca, by móc później zagrać z tymi czy tamtymi. Chcemy po prostu dać z siebie wszystko, jak najlepiej zaprezentować się.
Kibice stworzyli fantastyczny doping. Gdy mecz się zakończył, wybiegli na parkiet, by wspólnie z nami świętować awans do finałów. Było to naprawdę bardzo miłe doświadczenie, które przypomniało mi stare, dobre czasy. Pamiętam, co się działo, gdy, występując jeszcze jako junior, udało nam się awansować do ekstraklasy. Mam nadzieję, że uda nam się da kibicom to, co wtedy, czyli awans, z tym, że tym razem do drugiej ligi."
Łukasz Chelis (Basket Piła): "Często tak bywa, że jeśli ktoś jest uznawany za faworyta, to pali się i wydaje mi się, że sporo zależało od pierwszego meczu. Za dużo było w nas stresu, mogliśmy ten mecz spokojnie wygrać. Mieliśmy nadzieję, że uda nam się wyrwać dwa punkty. Była zacięta walka, widać było prawdziwą koszykówkę, nie ukrywam że inna hala i specyficzne obręcze, które są w Warszawie, także nam nie pomogły. Do tej pory naszą silną stroną były rzuty z obwodu, a tu nic nie trafialiśmy. To była jedna z przyczyn, dlaczego przegrywaliśmy mecze w Warszawie."
Po trzeciej kwarcie wydawało się, że już jest po meczu, a jednak spięliście się, wyszliście na prowadzenie i mogliście wygrać.
- To jest koszykówka, to jest sport. Mógł kolega w ostatniej sekundzie trafić z połowy i byśmy wygrali. Ja w końcówce nie trafiłem osobistego i byłby remis i dogrywka. To jest piękno sportu - w każdej chwili można wygrać i przegrać. Można przegrywać 15 punktami i wygrać jednym punktem i prawie udało się nam to zrobić. Niestety, tym razem szczęście nam nie dopisało. Podjęliśmy walkę, mimo takiej przewagi Legii. Walczyliśmy z całych sił, ale nie udało się.
Teoretyczne szanse awansu jeszcze macie.
- Szansa jest, tylko jeśli Legia nam pomoże i wygra jutro z UKS-em Kielno, a my wygramy z Notecią różnicą około 22 punktów. To oczywiście nie jest nie do wykonania, tym bardziej że, mecz jest o godzinie 11 i różnie to ludzie znoszą. Jedni dobrze czują się rano, inni nie. Zadecyduje dyspozycja dnia. Może być tak, że wygramy różnicą 30 punktów, a możemy też przegrać 5 punktami. Jesteśmy nakręceni, chcemy wyjść na przeciwników i jak najszybciej zdobyć tę przewagę, żeby wywalczyć awans do finałów. Pod warunkiem oczywiście, że Legia wygra z UKS-em.
Wczoraj w Waszym zespole nawet na moment na parkiecie nie pojawił się Ignatowicz. Nas to dziwiło, tym bardziej, że przegrywaliście już do przerwy.
- To była decyzja trenera. Możliwe, że z nim grałoby się nam łatwiej, tym bardziej, że brakuje nam wysokich zawodników, a trener pomaga nam grać pod koszem. To jednak jego decyzja i tylko on może teraz żałować, że nie wyszedł na parkiet i nie zagrał z nami, bo było widać, że dziś nam pomógł na parkiecie.
Atmosfera na trybunach przeszkadzała Wam, czy może mobilizowała do walki?
- Ja zawsze grałem przy sporej publiczności i mnie taka atmosfera motywuje. Zresztą u nas w Pile też wszystkie mecze były rozgrywane przy 1000-osobowej publiczności i nas to nie deprymuje. Każdy z nas przyzwyczajony jest do dopingu. To jest super - ta atmosfera, powiem szczerze, że w drugiej lidze drużyny z "wyższej półki" nie mają takich kibiców jak Legia, czy Basket i to jest niesamowite w sporcie. Fajnie, jakby takie dwie drużyny, dobrze organizacyjnie przygotowane, do tego z fanatycznymi kibicami, awansowały do II ligi, bo to by podniosło poziom drugiej ligi. Ale zobaczymy jak będzie. My będziemy walczyć, Legia ma już pewny awans do finałów. Podejrzewam, że w finałach wyjdą z 1 lub 2 miejsca i będzie tutaj świetna atmosfera. Naprawdę w Warszawie brakuje takiej atmosfery w koszykówce. Kluby, które grają wyżej nie mają takich kibiców jak Legia.
Autor: Hugollek i Bodziach
Zapowiedź
Wygrana zapewni awans. Basket z nożem na gardle
O 19:45 wszyscy na Bemowo. Po pierwszym dniu półfinałów, Legia jest w bardzo dobrej sytuacji. Wygrana w sobotnim meczu zapewni jej awans do turnieju finałowego. Można się jednak spodziewać na maksa walczącej drużyny z Piły. Basket zupełnie niespodziewanie, ale zasłużenie, przegrał piątkowy mecz z UKS-em Kielno. Pilanie mają więc nóż na gardle - w przypadku porażki z Legią, o awansie do II ligi mogą tylko pomarzyć.
Legia musi się skupić przede wszystkim na wyłączeniu z gry Przewoźniaka, Chelisa i Krzemińskiego - głównych punktujących drużyny z Piły. Uważać trzeba także na grającego trenera, Piotra Ignatowicza, który dziś może na dłużej zagościć na parkiecie (wczoraj nie grał wcale).
W meczu z Kielnem Basket trafił zaledwie 28 z 72 rzutów z gry - 23/47 za 2 punkty i 5 z 25 prób za 3. Szczególnie nieskuteczny był gracz pierwszej piątki, Grzegorz Jankowski, który nie trafił żadnego z siedmiu rzutów z gry i popełnił 3 straty.
Autor: Bodziach