|
Warszawa - Niedziela, 21 października 2012, godz. 13:00 Liga polska - 3. kolejka |
|
Legia Warszawa |
75 |
| (21-19, 14-23, 15-16, 25-19) |
|
AZS AGH Kraków | 77 |
|
Legia Warszawa
- 14. Nawrot (k) 19 (1)
5. Jaremkiewicz 11 (1)
21. Nędzi 10
4. Zajączkowski 8
12. Czujkowski 8 (2)
17. Pawlak 5
15. Świderski 4
6. Holnicki-Szulc 4
7. Podobas 3 (1)
9. Nowerski 3
34. Janiewski 0
10. Piesio -
trener: Piotr Bakun, as. Robert Chabelski
|
AZS AGH Kraków
- 14. Dudzik 17 (3)
7. Warmuz 11 (1)
16. Hajduk 11
20. Kalinowski 10
9. Szewczyk 8 (2)
19. Stecko 6
11. Pawlak 4
16. Mróz 4
12. Kolber 3
8. Ostrowski 3
15. Gworek 0
13. Potraski 0
trener: Wojciech Bychawski, as. Marek Paulisch
|
- Sędzia główny: Piotr Ciechurski, Tomasz Klimczuk;Komisarz: Tomasz Konczewski
|
|
Jedna kwarta to za mało
Legia Warszawa przegrała w drugim ligowym spotkaniu w tym sezonie. Mecz rozpoczął się od prowadzenia legionistów, ale następnie rywale szybko zdobyli 6 punktów i niemal do końca pierwszej kwarty nie tracili prowadzenia. Dopiero rzuty osobiste Jana Pawlaka dały legionistom prowadzenie, a kwarta zakończyła się prowadzeniem 21-19.
Pierwsza część drugiej odsłony spotkania ponownie nie poszła po myśli szkoleniowców Legii. Po 3 minutach krakowianie wyszli na pięciopunktowe prowadzenie i Piotr Bakun poprosił o czas. Nasi koszykarze popełniali sporo niewymuszonych błędów i bardzo słaba rzucali osobiste - zaledwie 5 trafionych na 13 prób. Ostatecznie do przerwy Legia przegrywała z AZS AGH 35-42. W trzeciej kwarcie obraz gry nie uległ zmianie i rywale powiększyli swoją przewagę o kolejny punkt. Dopiero w ostatniej części spotkania legioniści obudzili się odrobili 9 punktów straty i doprowadzili do stanu 57-58, ale goście szybko odpowiedzieli rzutem za 3. Przez kolejne 3 minuty utrzymywała się 3-5 punktowa przewaga gości, choć "zieloni kanonierzy" zmarnowali kilka znakomitych okazji. Na 2 minuty i 50 sekund przed końcem po celnym trafieniu za 3 punkty zrobiło się 66-68, a do tego rywale zmarnowali swoją akcję, legioniści po dwóch celnych osobistych doprowadzili do wyrównania, a chwilę później objęli prowadzenie 70-68. Ogromny jęk zawodu rozległ się na hali gdy po rzucie za trzy piłka przez kilka sekund kręciła się na obręczy bo ostatecznie nie wpaść do środka. Trójkę natomiast zaliczyli krakowianie doprowadzili do remisu 75-75, a do końca meczu pozostawało 25 sekund. Piłkę mieli goście i wraz z końcową syreną trafili i wygrali.
Pościg skuteczny, zabrakło zastawiania
Słaby mecz szczególnie w pierwszej połowie w wykonaniu Legii, mógł się mimo wszystko zakończyć zdobyciem dwóch punktów na własnym parkiecie. Legia potrafiła zniwelować 13-punktowe prowadzenie AZS-u z 28. minuty gry (45-58), ale w końcówce pozwoliła na bardzo łatwych pięć punktów dla przyjezdnych.
Na półtorej minuty przed końcem III kwarty goście prowadzili już 58-45 i wydawało się, że jest po zawodach. Co więcej, w kolejnych akcjach krakowianie mieli szanse na powiększenie przewagi, ale Kalinowski i Kolber oddali niecelne rzuty. Sygnał do ataku dał Piotr Nawrot, który zaliczył akcję dwa plus jeden, dobijając własny niecelny rzut. Wcześniej piłkę na tablicy gości zebrał Nędzi, po niecelnej "trójce" Świderskiego. Przed ostatnią częścią spotkania Legia traciła osiem punktów, po tym jak Holnicki udanie wszedł pod kosz.
Początek czwartej odsłony był koncertowy w wykonaniu Legii. Trenerzy wprowadzili wtedy na boisko Zajączkowskiego i Podobasa w miejsce Jaremkiewicza i Nowerskiego. "Pepe" kilkanaście sekund później celnie rzucił za 3 punkty, a w kolejnych akcjach (po niecelnych rzutach gości), za 2 punktowali Holnicki i Nędzi, zmniejszając straty do jednego oczka (57-58). Krakowianie zaczęli w końcu punktować i powiększyli swoją przewagę, tym razem do siedmiu punktów (61-68). To wtedy, na 3 i pół minuty przed końcem spotkania, miał miejsce ostatni zryw Legii. Rzuty Nawrota (2), Czujkowskiego (3), niecelne osobiste Warmuza i w końcu dwa celne osobiste Czujkowskiego doprowadziły do stanu 68-68. Legia poszła za ciosem i za sprawą Nawrota (2/2 z linii rzutów wolnych) wyszła na prowadzenie, które do czterech punktów powiększył Zajączkowski.
W odpowiedzi dla gości punktował Dudzik, zaś Legia odpowiedziała dwoma punktami Zajączkowskiego (wcześniej, w tej samej akcji, niecelnie za 3 rzucał Czujkowski). Na półtorej minuty przed końcem nasz zespół prowadził 74-70. W kolejnej akcji boisko za piąty faul musiał opuścić Marcin Nędzi. Damian Kalinowski pewnie wykorzystał oba rzuty osobiste, a w odpowiedzi jeden z rywali faulował Patryka Nowerskiego. Center Legii spudłował pierwszy z nich, czego serdecznie gratulował mu Kalinowski (upomniany przez sędziego za swój gest). Drugi osobisty był już celny i na tablicy widniał wynik 75-72 na naszą korzyść.
Do końca pozostawała minuta i Legia zagrała przez 60 sekund fatalnie w obronie. Dopuszczono do łatwego rzutu Wamuza za trzy punkty (niecelny) oraz zbiórki na naszej tablicy. Jakby tego było mało, nikt nie pilnował Dudzika, który otrzymując piłkę od Warmuza za 3 punkty doprowadził do wyrównania. Legia w odpowiedzi, na 20 sekund przed końcem, zakończyła akcję niecelnym rzutem za 3 punkty w wykonaniu Nawrota. Trener AZS-u wziął wtedy czas dla drużyny. Najpierw Warmuz, na dwie sekundy przed końcem akcji, niecelnie rzucił za trzy punkty, ale Michał Szewczyk zebrał piłkę na naszej tablicy i bez zastanowienia, nieatakowany przez nikogo, oddał celny rzut wraz z końcową syreną, zapewniając przyjezdnym komplet punktów.
Autor: Woytek
Pomeczowe wypowiedzi:
Piotr Bakun (trener Legii): "Zespół AGH wygrał zawody, ponieważ był po prostu lepszą od nas drużyną. Popełnialiśmy potwornie dużo błędów. Powtórzyła się niejako sytuacja sprzed tygodnia, gdyż mieliśmy aż 26 strat! Pozwoliliśmy rywalom zebrać bardzo dużo piłek na własnej tablicy, a do tego nie trafialiśmy łatwych punktów. Poza tym byliśmy nieskuteczni w egzekwowaniu rzutów wolnych, nie trafiając aż jedenastu!
Nie ma potrzeby dorabiania do tego jakiejkolwiek ideologii. Gdybyśmy w tych czterech elementach gry zaprezentowali się choć w połowie lepiej, co i tak nie byłoby szczególnie dobrym osiągnięciem, to wówczas mecz mielibyśmy na plus dwadzieścia oczek dla siebie. W żadnej mierze nie chcę umniejszać wartości krakowian, ponieważ naturalnie należy im się szacunek. Odnieśli oni bowiem zwycięstwo i zrobili to, czego mieli dokonać, tzn. wykorzystali nasze słabości. Nie zmienia to jednak faktu, że gdyby nasza drużyna nie oddała tysiąca piłek, trafiłaby połowę wolnych i nie gapiłaby się na własną tablicę, ten mecz wyglądałby zgoła odmiennie. Gramy po prostu źle...
Strata decydujących dwóch punktów w ostatniej sekundzie spotkania to konsekwencja naszej ogólnej gry. W ogóle nie powinniśmy byli dopuścić do sytuacji, w której szala zwycięstwa czy porażki waży się praktycznie do ostatniego momentu. Gdybyśmy przez cały mecz grali w obronie tak jak miało to miejsce w ostatniej kwarcie, wyglądałby on zdecydowanie inaczej. Nie wiem czy naprawdę potrzebujemy tak silnych bodźców, że nagle dostajemy 'w pysk' i okazuje się, że musimy dokonać cudów, aby odnieść zwycięstwo...
Myślę, że mój zespół zaprezentuje się zupełnie inaczej za tydzień w Warce. Tworzą go chłopcy, którzy są mądrzy i którzy bardzo chcą grać. Myślę, że mamy do czynienia z pewnego rodzaju 'przemotywowaniem' z ich strony. Ci, którzy oglądali rywalizację, dostrzegli, że koszykarze starali się i mimo iż zanotowali kilka zupełnie niepojętych strat, jestem przekonany, że wyciągną wnioski ze swoich błędów i w kolejnym spotkaniu zagrają lepiej."
Michał Świderski: "Powiem szczerze, że to my bardziej przegraliśmy to spotkanie niż krakowianie je wygrali. Zanotowaliśmy bardzo wiele strat w tym meczu, w tym bardzo nieskutecznie egzekwowaliśmy rzuty osobiste. Źle weszliśmy w tę konfrontację, notując już na samym jej początku pięć strat i mając problemy z szybkim uspokojeniem gry.
Mimo iż byliśmy blisko zwycięstwa, choć dogoniliśmy rywali i teoretycznie wystarczyło jedynie postawić przysłowiową kropkę nad i, nie udało nam się tego dokonać.
Decydujące punkty, które straciliśmy w ostatniej sekundzie meczu, nie zaważyły nad jego ogólnym przebiegiem, ponieważ powinniśmy byli go rozstrzygnąć na naszą korzyść dużo wcześniej. Tak jak już wspomniałem, mieliśmy w tym spotkaniu zbyt dużo strat. W niektórych momentach pierwszej połowy odpowiednio nie zastawialiśmy przeciwników, przez co zabierali nam oni w ataku piłkę. Poza tym nie popisaliśmy się skutecznością odnośnie indywidualnych. Gdyby to wszystko, mówiąc kolokwialnie, zebrać do kupy, okazałoby się, że spotkanie przegraliśmy na własne życzenie.
Musimy skupić się na wyeliminowaniu naszych błędów. Nie możemy dopuszczać do sytuacji, w których piłkę podajemy oponentowi. Wydaje mi się, że przed początkiem meczu każdy z nas jest właściwie skoncentrowany i z jednej strony myśli o zwycięstwie, a z drugiej niejako boi się je odnieść. Przed tygodniem prowadziliśmy już trzynastoma punktami, dziś z kolei identyczną różnicą punktów przegrywaliśmy, a mimo to w pewnym momencie wyszliśmy na prowadzenie, by finalnie je stracić. Cóż, zabrakło nam po prostu odpowiedniego dopięcia kilku akcji. Powinniśmy byli zbierać piłki krakowian po ich rzutach i lepiej wykorzystywać osobiste, a to niestety szwankowało.
Co do jutrzejszego meczu Pogoni z Legią, muszę powiedzieć, że mimo iż jest to spotkanie przyjaźni, mam nadzieję, że piłkarze nie będą sobie podawać dłoni na boisku tak jak kibice na trybunach i że zdobędą cenne punkty w Szczecinie. Podejrzewam, że nie będzie o nie łatwo, gdyż portowcy świetnie radzą sobie w lidze, ale mimo to liczę na jakieś skromne 2-1 dla 'wojskowych."
ALAN CZUJKOWSKI: "Przede wszystkim zawiedliśmy w pierwszej połowie, bo to był żart, co my wtedy graliśmy. Popełniliśmy wtedy mnóstwo strat, nieegzekwowanych zagrywek. Nie stawialiśmy bloków, ani nie biegaliśmy szybko i musieliśmy gonić paręnaście punktów, bo tyle traciliśmy w pewnym momencie do rywali. Nasza pogoń okazała się jednak nieskuteczna.
Gdybyśmy odeszli wtedy na parę punktów, to na pewno udałoby się wygrać. A tak w końcówce były akcje punkt za punkt i tak skończyło się po myśli krakowian.
Dwukrotnie prowadziliście w końcówce czterema przewagi.
- To prawda, ale chyba nie wytrzymaliśmy presji, daliśmy się nastraszyć w takim sensie, że popełniliśmy znowu kilka strat. Niepotrzebnie tak szybko wtedy graliśmy, bo to my mieliśmy te 4 punkty przewagi i powinniśmy kontrolować mecz. Niestety tak się nie stało i ponieśliśmy kolejną porażkę.
W ostatniej akcji, gdybyście nie dopuścili do zbiórki na waszej tablicy, mielibyśmy dogrywkę.
- To można z jednej strony potraktować jako przypadek, że piłka odbiła się właśnie w tę stronę, natomiast ja uważam, że to nasza wina - przez cały mecz w ogóle nie zastawialiśmy. Krakowianie zebrali nam kilkanaście piłek w ataku, co jest dla mnie nie do pomyślenia - te wszystkie piłki powinny wpaść w nasze ręce. My nie zastawiamy - ten sam błąd popełnialiśmy w meczu ze Śląskiem i Jaworznem. Najwyższy czas by to zmienić, bo przez to przegrywamy mecze.
W meczu ze Śląskiem właściwie zostałeś wyeliminowany z gry - oddałeś raptem jeden rzut przez kilkanaście minut. Dziś nie miałeś już takich problemów by uwolnić się spod opieki rywali.
- Wszedłem dziś na parkiet w drugiej połowie pierwszej kwarty, to zbiło mnie trochę z tropu, bo nie jestem za bardzo przyzwyczajony do tego, że nie zaczynam meczu w pierwszej piątce. To na pewno też miało wpływ na moją dzisiejszą dyspozycję, do tego trzy nieudane rzuty obniżyły moje morale. Później zaczęło wpadać i wydawało się, że jest lepiej, ale niestety ta ostatnia trójka wypadła z kosza, a mogła nam dać wygraną. Uważam jednak, że dziś nie przegraliśmy przez dwie, czy trzy akcje, a przez naszą postawę w całym meczu - nie zastawialiśmy, nie broniliśmy, popełnialiśmy proste straty, goście zdobywali sporo łatwych punktów po kontrach. To jest przyczyną porażki.
Na papierze na pewno nie prezentujecie się na zespół, który miałby ponieść trzy porażki.
- Na papierze jesteśmy mocni. Na pewno brakuje nam zgrania i realizowania zagrywek. Nie chcę nic zdradzać, ale na treningach prezentujemy się o wiele lepiej niż w meczach. Nie wiem, czy to kwestia psychiki, że niektórzy się spalają? Może dzieje się tak, jak rykną nasi kibice? Musimy dojść do tego, żeby walczyć i prezentować się jak na treningach, a wtedy będzie dobrze.
Doping kibiców właściwie powinien przeszkadzać przeciwnikom, a Was prowadzić do zwycięstw.
- Dokładnie tak powinno być, ale może niektórzy deprymują się tym dopingiem? Nie wiem jaka jest tego przyczyna.
Przed Wami mecz w Warce, gdzie macie wygrać jak nie tam? Pułaski ma równie słaby początek sezonu co Wy.
- To nie jest najlepsze określenie, bo my powinniśmy wygrać już dzisiaj. Ale na pewno będziemy się bili. Mam nadzieję, że poprawimy błędy. W spotkaniu w Jaworznie jeszcze jako tako wyglądaliśmy, natomiast w meczu ze Śląskiem zagraliśmy tak, jak mam nadzieję już nigdy nie zagramy. Dzisiaj było trochę lepiej. Mam nadzieję, że zagramy dokładniej, bo o dokładność zagrywek chodzi, w sobotę zdobędziemy dwa punkty.
JAN PAWLAK: "Może zabrakło dziś koncentracji, po tym jak z 13 punktowej straty, doprowadziliśmy do naszej przewagi? Daliśmy rywalom rzucić łatwe punkty. Nie broniliśmy 'trójki', a w przekroju całego meczu daliśmy bardzo dużo strat. 26 strat to olbrzymia liczba".
Liczba strat z meczu na mecz rośnie - w meczach w Jaworznie i ze Śląskiem mieliście po 22. Dziś 26.
- Właśnie, zamiast maleć, to rośnie i nie wiem czym to jest spowodowane. Może czasami za bardzo chcemy dawać ekstra podania? Nie wykorzystujemy, nie widzimy się w pewnych momentach. Chłopaki z Krakowa mieli dużo ponawiających, zbiórek w ataku, po czym zdobywali sporo punktów i stąd wynikała ich spora przewaga w II połowie. Na szczęście udało się ją zredukować, ale w końcówce chyba zabrakło nam szczęścia. Nie zastawiliśmy, nie udało się zebrać, piłka wpadła w ręce przeciwnika i skończyło się tak, jak się skończyło.
Bardzo słabo wykonywaliście dziś osobiste.
- To jest dziwne, bo gramy w swojej hali. To drużyna przeciwna powinna mieć problemy, a nie my. Mamy przecież dużo strzelców, potrafiących trafiać z dystansu i półdystansu, a my nie trafiamy osobistych... Na treningach sporo rzucamy osobiste i nie ma problemu. To samo zresztą było w środę w meczu ze Śląskiem [15/23 - przyp. B.]. Nie wiem co się dzieje, bo deski są miękkie, a chłopaki czasami tak wyglądają, jakby nie wiedzieli do końca czy chcą rzucać czysto, czy o deskę. 9 czy 10 nietrafionych [11 - przyp. B.] osobistych to jest olbrzymia liczba, jeśli chodzi o własną salę. Nie powinno się to zdarzyć.
Myślałeś o tym, że grasz dziś przeciwko bratu? Siedziało to jakoś w głowie wchodząc na parkiet, czy tylko przez meczem?
- Nie. Zdawałem sobie sprawę z tego, że będę grał przeciwko bratu, ale braćmi jesteśmy po meczu. Gdy wchodzimy na boisko, to jest mój przeciwnik, czy wróg, mówiąc oczywiście kolokwialnie. Nie ma zmiłuj.
Graliście wcześniej przeciwko sobie?
- To jest mój kolejny sezon w dorosłej koszykówce, tymczasem mój brat dopiero zaczyna tak naprawdę zabawę w dorosłej koszykówce. Życzę mu jak najlepiej, ale wcześniej nie mieliśmy okazji spotkać się na boisku przeciwko sobie.
Jak oceniasz Wasz zespół, na co stać Legię i jak odbierasz grę przy takim dopingu kibiców?
- Przy takim dopingu zawsze gra się super. W ogóle świetnie się gra, gdy na trybunach jest wielu kibiców, a jeszcze taki doping na pewno bardzo pomaga, no i zdeprymować przeciwnika. Jeżeli chodzi o zespół to jest on bardzo równy, mamy wielu dobrych zawodników. Potrzebujemy jeszcze chyba paru treningów i meczów, żeby się zgrać i żeby wszystko się zazębiło. Skuteczność przyjdzie z czasem. Przede wszystkim musimy się starać popełniać mniej błędów i walczyć. Do drużyny przyszło dużo nowych zawodników, między innymi ja.
Co się stało, że w zeszłym sezonie właściwie nie grałeś?
- Szczerze mówiąc, to postawiłem trochę na naukę, myślałem do końca, że uda się stworzyć tą ekstraklasową Polonię. Niestety się nie udało, może trochę za późno zacząłem interesować się innymi zespołami i tak wyszło, że nie było nigdzie w okolicy zespołu, więc uznałem, że potrenuję indywidualnie i po roku dostanę się do jakiegoś klubu.
Od początku miała to być Legia, czy były inne możliwości? Osoba trenera Bakuna chyba miała wpływ na Twoje przyjście do naszego klubu?
- Z trenerem Bakunem miałem do czynienia przez dwa lata będąc w SMS-ie w Warszawie w czasach liceum. Dobrze wspominam te czasy. Trener Bakun jest wymagającym trenerem, ale bardzo szanuję jego decyzje i bardzo lubię z nim pracować. Czy od razu miała być to Legia? Przyznam szczerze, że nie. Myślałem, że może wróci ekstraklasowa Polonia, ale znowu się nie udało. Zacząłem przychodzić na treningi "Lato w mieście", które prowadził Piotr Bakun. Pokazałem się tam i zapytałem trenera, czy nie potrzebowałby jakiegoś zawodnika do swojego klubu. Powiedział, żebym przyszedł na treningi i pokazał się na nich. Pokazałem się na nich, wydaje mi się, że z dobrej strony i trener mi zaufał i postanowił wziąć mnie do zespołu.
Łukasz Warmuz (AZS AGH Kraków): "Zwycięstwo za przysłowiowe 4 punkty, na bardzo gorącym terenie. Drużyna Legii to wyrównany zespół, mający ogromne wsparcie swoich oddanych kibiców. Tym bardziej cieszy nas wygrana i charakter, jaki cały zespół pokazał w końcówce meczu."
JAKUB PAWLAK (AZS AGH Kraków): "Prowadziliśmy już zdecydowanie, 15 punktami i pozwoliliśmy Legii na dogonienie nas, co nie powinno się zdarzyć. Powinniśmy ich zatrzymać na poziomie 10 punktów, zamiast tego Legia wyszła na prowadzenie. Na szczęście zachowaliśmy zimną krew w końcówce i zwyciężyliśmy."
W ostatniej akcji dopisało Wam szczęście, bo po niecelnym rzucie za 3, piłka spadła tam, gdzie nie było obrońców Legii.
- Jest takie powiedzenie - szczęście sprzyja lepszym.
Niewiele brakowało, a po raz trzeci w sezonie gralibyście dogrywkę.
- Dokładnie tak, można powiedzieć, że dogrywka to nasza specjalność. Na szczęście teraz się udało, Michał trafił w ostatniej sekundzie i zapewnił nam zwycięstwo.
Jak Ci się grało w tej hali? Miałeś okazję kiedyś tu występować?
- Kiedyś jako mały dzieciak tu grałem, później długo nie miałem okazji. Hala na Bemowie jest bardzo fajna, drużynie Legii zdecydowanie pomagają kibice. To jest niesamowite, jaki doping jest na ich meczach. Każda drużyna chciałaby mieć fanów tak dopingujących swój zespół.
Siedziało w głowie, że grasz przeciwko bratu?
- Na pewno. Od wczoraj przekomarzaliśmy się z bratem kto zwycięży w dzisiejszym meczu. Ale nie było tak naprawdę jakiejś walki, żeby jeden drugiemu udowodnił, kto jest lepszy. Wszystko odbyło się pokojowo.
Jak ocenisz Legię na tle drużyn, z którymi graliście - Rosy II i MCKiS?
- Legia gra dosyć dobrze w obronie. Zaskakują mocno na własnej połowie, sprawiają problemy przy wybiciu. Grają dużo zasłon i pod kosz dogrywają piłki do wysokich graczy. Na obwodzie mają Alana Czujkowskiego, który wiadomo że grał w ekstraklasie i I lidze. Jego rzut jest zawsze groźny.
Jakie cele macie postawione przed sezonem?
- Na pewno play-offy, to cel numer jeden i na pewno będziemy chcieli uplasować się jak najwyżej w lidze.
Czyli walczycie o awans?
- Pewnie, zawsze o to się gra.
Autor: Bodziach i Hugollek
Zapowiedź
(...) Hej Legio, zwycięstwo czeka nas...
W środę atmosfera na Bemowie była kapitalna! Najbliższa okazja do powtórki z rozrywki już w najbliższą niedzielę, 21 października. Początek ligowego meczu z AZS AGH Kraków o godzinie 13. Bilety w cenie 5 złotych będą do kupienia od godziny 12 przy wejściu do hali przy Obrońców Tobruku 40. Zapraszamy! Głośny doping na koszu będzie świetną rozgrzewką przed poniedziałkowym wyjazdem do Szczecina na mecz przyjaźni.
Po dwóch porażkach - na wyjeździe z MCKiS Jaworzno (-3 pkt.) i przegranej z I-ligowym Śląskiem w Pucharze Polski, najwyższy czas na zwycięstwo. Atut własnego parkietu, rywal w zasięgu. Nic, tylko walczyć o wygraną przez 40 minut! "Hej Legi, do boju naprzód marsz, hej Legio zwycięstwo czeka nas, hej Legio Tyś najlepsza jest, hej Legio my kochamy Cię!".
Krakowianie w poprzednim sezonie jako beniaminek, zajęli siódme miejsce w II lidze (14 wygranych, 14 porażek). Obecne rozgrywki podopieczni Wojciecha Bychawskiego rozpoczęli od porażki na wyjeździe z rezerwami Rosy Radom 85-92 po dogrywce. W tamtym spotkaniu AZS na przerwę schodził tracąc 10 punktów do radomian, ale po zmianie stron, głównie w czwartej kwarcie (22-13 dla AZS-u) odrobili straty.
Tydzień później po dogrywce pokonali AZS Politechnikę Rzeszowską 74-67. Krakowianie mogli rozstrzygnąć spotkanie na swoją korzyść w regulaminowym czasie - na 9 sekund przed końcem meczu Szewczyk doprowadził do remisu, chwilę później ten sam zawodnik zaliczył przechwyt i został sfaulowany. Z linii rzutów wolnych spudłował jednak oba rzuty. W dodatkowych pięciu minutach AZS był już lepszy od ekipy z Rzeszowa.
W ostatnią środę krakowianie pokonali znany nam MCKiS Jaworzno w rozgrywkach Pucharu Polski 71-62. AZS AGH pokonał zresztą ekipę z Jaworzna po raz kolejny - przed sezonem obie ekipy grały ze sobą dwukrotnie i za każdym razem zwyciężała ekipa z Grodu Kraka: 72-65 i 73-67.
Najwięcej punktów dla AZS AGH zdobywają w obecnych rozgrywkach (liga): Michał Szewczyk 30, Marek Hajduk 25, Łukasz Warmuz 24 i Grzegorz Dudzik 23. Na tablicach najwięcej piłek zbiera Szewczyk (12), Dudzik (12), Przemysław Ostrowski i Warmuz (po 11).
Do koszykarzy grających w drużynie AZS-u w poprzednich rozgrywkach: Grzegorza Dudzika, Przemysława Gworka, Marka Hajduka, Kamila Kolbera, Michała Szewczyka, Łukasza Warmuza dołączyli przed sezonem Marcin Kajor, Fabian Mróz, Przemysław Ostrowski (wszyscy Staco Niepołomice), Damian Kalinowski (Piotrcovia), Jakub Pawlak (OSSM Warszawa), Michał Potraski (Znicz Basket Pruszków) i Przemysław Stecko (Siemaszka Piekary Śląskie). Ponadto do zespołu po kontuzji wraca środkowy Adrian Banach.
Autor: Bodziach