|
Gliwice - Piątek, 5 grudnia 2014, godz. 20:00 Liga polska - 11. kolejka |
|
GTK Gliwice |
58 |
| 12-15, 12-15, 21-19, 13-10 |
|
Legia Warszawa | 59 |
|
GTK Gliwice
- 9. Artur Donigiewicz 17 (2)
12. Łukasz Paul 11
10. Tomasz Wróbel (k) 9 (2)
7. Norbert Kulon 9 (1)
15. Paweł Szymański 9 (1)
8. Emil Podkowiński 3
4. Dawid Weiss 0
5. Maciej Maj 0
11. Grzegorz Paszek 0
6. Jakub Wania -
13. Grzegorz Podulka -
trener: Łukasz Kopera, Stanisław Mazanek
|
Legia Warszawa
- 13. Arkadiusz Kobus (k) 13 (2)
10. Mateusz Bierwagen 12 (2)
11. Łukasz Wilczek 7
18. Michał Świderski 7 (1)
15. Cezary Trybański 6
12. Bartłomiej Bojko 6 (1)
21. Andrzej Paszkiewicz 3 (1)
5. Michał Aleksandrowicz 2
16. Damian Cechniak 2
43. Michał Kwiatkowski 1
14. Bartłomiej Ornoch -
24. Damian Zapert -
trener: Piotr Bakun, as. Robert Chabelski
|
- Sędzia główny: Grzegorz Dziopak, Damian Myszka, Grzegorz Szeremeta ; Komisarz: Arkadiusz Zagrodnik
|
|
Horror na własne życzenie
Koszykarze Legii mogli zwyciężyć spokojnie, ale na własne życzenie roztrwonili 11-punktową przewagę i do samego końca walczyli o wygraną. W samej końcówce Andrzej Paszkiewicz spudłował 3 rzuty wolne. Na 6 sekund przed końcem gliwiczanie doprowadzili do stanu 58-59 i wtedy o czas poprosił trener. Gospodarze próbowali za wszelką cenę przerwać akcję Legii faulem, ale sędziowie nie odgwizdali przewinienia, a nasi gracze umiejętnie rozgrywali piłkę i utrzymali prowadzenie do końcowej syreny. Styl, szczególnie w końcówce, pozostawiał sporo do życzenia, ale najważniejsze są dwa wywalczone punkty. Za tydzień Legia zagra w Wilanowie z Astorią Bydgoszcz.
Podróż do Gliwic przebiegałaby standardowo, gdyby nie komedia, która miała miejsce po drodze. Nie chodzi tu bynajmniej o film, który koszykarze oglądali w autokarze. Co prawda oglądali nie wszyscy, bowiem część graczy ucięła sobie drzemkę, a po przebudzeniu mogli zadać pytanie - "Siedzicie tutaj sobie?".
Te zniknięte parówki zewrą jeszcze bardziej nasze szeregi
W końcu jednak przyszła pora na wcześniej zaplanowany obiad. Punktualnie zameldowaliśmy się w wyznaczonej restauracji, gdzie postanowili zatrzymać się także siatkarze Ślepska Suwałki, grający dzień później mecz ligowy w Zawierciu. Gdy legioniści zasiedli w sali obok, okazało się, że nasz obiad powędrował chwilę wcześniej... na stół siatkarzy :). W tym momencie do akcji wkroczył Pan Sławek, a obsługa lokalu... zaczęła sprzątać siatkarzom sprzed nosa podane porcje. Śmiechu było co niemiara. Chwilę później panie z obsługi przyniosły wazy na nasz stół, informując, by nalewać sobie zupę. W porę jedna z osób zorientowała się, że zamiast zupy, w wazach jest... sos do drugiego dania. Już do końca posiłku, nie brakowało dowcipów, ale ostatecznie obsługa lokalu zrobiła wszystko, żeby legioniści najedli się jak należy i niczego nie brakowało im na stołach.
Legia przyciąga na trybuny
Do gliwickiej dzielnicy Łabędy dotarliśmy na półtorej godziny przed meczem. Spotkanie I ligi rozgrywano w oddanej w marcu tego roku hali "Łabędź", która po naszym przybyciu ani trochę nie przypominała areny, w której za chwilę miał się rozegrać mecz koszykówki. Dopiero kończył się trening futsalu, po kilkunastu minutach zainstalowano kosze i stoliki sędziowskie. Na trybunach przesadnych tłumów nie było, choć około 300 osób, to ponoć najlepszy w tym sezonie wynik gliwiczan. Wiadomo, marka Legii przyciąga na trybuny, o czym przekonujemy się przy okazji wielu naszych meczów w innych miejscowościach.
Kobus kapitanem
Trenerzy Bakun i Chabelski nie mieli tym razem do dyspozycji, oprócz kontuzjowanego Grześka Malewskiego, także Rafała Holnickiego. Ten ostatni po grypie żołądkowej został w Warszawie, a opaskę kapitana przejął Arek Kobus. Legia zaczęła w składzie Wilczek, Aleksandrowicz, Bierwagen, Bojko, Trybański. Co prawda walkę o pierwszą piłkę wygrał Czarek, ale legioniści nie chwycili piłki odegranej w stronę "Pandy" i to gospodarze jako pierwsi mieli okazję zaatakować. Już w pierwszej akcja gliwiczan legioniści nie popisali się na własnej tablicy i po niecelnym rzucie Wróbla, mogli ponowić atak, który skutecznym rzutem za 3 punkty zakończył Szymański. "Celne trzy punkty" - mówił spiker. Niecelnych trzech punktów w meczu nie doczekaliśmy się, choć tak pewnie podsumowałby rzut Wilczka. Pierwsze minuty meczu należały do gospodarzy, którzy po kolejnej trójce, tym razem Wróbla, wyszli na prowadzenie 8-2. Animuszu naszym graczom dodał wsad Trybańskiego, który wykorzystał dokładne dogranie Wilczka.
Można było pójść za ciosem, ale znajdujący się na czystej pozycji Bojko, do którego trenerzy krzyczeli "rzut!", nie trafił. Legia po raz pierwszy wyszła na prowadzenie w 7. minucie gry, po kolejnych z rzędu punktach Wilczka. Szkoda, że nasz rozgrywający tak szybko "wystrzelał się" i później rzadko decydował się na rzuty, a te które oddawał, nie wpadały. "Wilku" zagrał jednak bardzo dobre spotkanie, notując 8 asyst i bardzo dobrze spisując się przy kontratakach.
Czarek brutalem, czy sędziowie do bani?
Chwilę po tym, jak Legia wyszła na prowadzenie, sędziowie odgwizdali Czarkowi Trybańskiemu przewinienie niesportowe. Szkoda, że sędziowie, który kolejny raz w tym sezonie prowadzili mecz naszej drużyny, nie chcieli dostrzec jak rywale obijali Czarka po brzuchu, żebrach, czy... czułym punkcie, oczywiście bez żadnych konsekwencji. Legioniści odzyskali prowadzenie w ostatnich sekundach pierwszej kwarty po celnych rzutach Bojki i Wilczka.
Dobry powrót "Świdra"
Na drugą kwartę w składzie Legii, w miejsce Aleksandrowicza pojawił się "Świder". Rozpoczęliśmy od trójki Kobusa, na którą niestety bardzo szybko odpowiedział Donigiewicz z GTK. Kolejne trzy ataki legioniści próbowali kończyć również rzutami z obwodu, ale pudłowali kolejno "Wilku", "Świder" i "Kobi". Na boisku, na krótko pojawił się Damian Cechniak, który przy jednej z kontr, otrzymał świetne dogranie pod kosz od "Kwiatka", którego nie dało się zmarnować. Po kilku minutach na placu gry odpalił w ataku Świderski, który przez cały mecz świetnie spisywał się w obronie. Jego dwa rzuty z dystansu (pierwszy za 3, przy drugim delikatnie nastąpił na linię), wyprowadziły nas na prowadzenie 28-22. Ostatecznie do przerwy prowadziliśmy 30-24, a byłoby z pewnością zdecydowanie lepiej, gdyby nasi gracze skuteczniej wykonywali rzuty osobiste, a także w końcówce nie popełnili kilku niewymuszonych strat (m.in. "Panda" i Kobus).
Bojko dobrym zmiennikiem Trybańskiego
Mając świeżo w pamięci nasz ostatni mecz z Sokołem, obawialiśmy się o dyspozycję Legii po przerwie. Na szczęście szybko Trybański wyprowadził nas na 8-punktowe prowadzenie. Czarek w pierwszej połowie nie pograł zbyt wiele, bowiem dość szybko sędziowie odgwizdali mu trzy przewinienia i trenerzy nie chcieli ryzykować stratą zawodnika. Trybańskiego świetnie tego dnia zastępował Bojko, który bronił twardo i nie pozwalał rywalom na zbyt wiele. Nasi gracze chyba jednak poczuli się zbyt pewnie i w krótkim czasie pozwolili przeciwnikom na doprowadzenie do stanu 30-32. Wtedy nastąpił kolejny zryw naszej drużyny, który skutkował odbiciem na 39-30.
Fatalna końcówka III kwarty
Niestety był to krótki przebłysk w naszej grze. Chwilę później Kobus został zablokowany przez Donigiewicza, a Czarek faulował po raz czwarty. Gospodarze tymczasem zdobyli 9 punktów z rzędu, doprowadzając do remisu. I znowu... siedem punktów z rzędu zanotowali legioniści, a w tym okresie świetnie spisywał się Kobus, który efektowne wejście zakończone lay-upem poprawił kilkanaście sekund później mierzonym rzutem z półdystansu. Wynik po trzech kwartach mógł być naprawdę korzystny. Przy stanie 49-41 dla naszej drużyny, "Czarny" rzucał za 3, ale piłka wykręciła się z obręczy, a rywale wykonali ekspresowy atak, zakończony skutecznym wejściem na kosz Kulona. Legia miała jeszcze 3 sekundy na przeprowadzenie akcji spod własnego kosza. Bojko tak niefortunnie wybijał piłkę, że... podał ją w ręce Łukasza Paula, który nie miał problemów ze skierowaniem jej do kosza. W ten sposób nasza przewaga stopniała do czterech punktów.
Roztrwoniona bezpieczna przewaga
Aż trudno w to uwierzyć, ale w decydującej kwarcie przez trzy pierwsze minuty, żadna z drużyn nie zdobyła punktu. Sygnał do ataku dał "Świder", który trafił z półdystansu, a następnie kolejne punkty zdobywaliśmy raz za razem - trzy razy z rzędu punktował Bierwagen, dzięki czemu na 3,5 minuty przed końcem prowadziliśmy 58-47. Przewaga na tyle wysoka, że trudno się było spodziewać, że GTK wróci jeszcze do gry, tym bardziej, że po przechwycie Wilczka, mieliśmy jeszcze piłkę. Niemożliwe nie istnieje. Gliwiczanie zdobyli 7 punktów z rzędu i znów czekała nas nerwowa końcówka.
Nerwowa końcówka
Najpierw Kobus wykorzystał tylko jeden z dwóch rzutów wolnych, a w rewanżu Bierwagen faulował rzucającego za 3 Donigiewicza. W ostatnie kwarcie był on zdecydowanie najlepszym graczem gospodarzy. Gliwiczanin trafił dwie z trzech prób. Po chwil, na kilkanaście sekund przed końcem, również trzy razy na linii rzutów wolnych stanął Paszkiewicz. Legionista... spudłował wszystkie trzy próby. Po ostatnim z nich piłkę na tablicy zebrał Donigiewicz, a pod naszym koszem został sfaulowany i trafił oba osobiste. Piotr Bakun na 6 sekund przed końcem wziął czas. Rywale oczywiście próbowali za wszelką cenę jak najszybciej sfaulować naszych graczy, ale Wilczek z Aleksandrowiczem na tyle mądrze wymieniali między sobą piłkę, że gliwiczanie nie byli w stanie osiągnąć zamierzonego celu. "Panda" odegrał w końcu piłkę na obwód do Bierwagena, a jego rzut oddany został już po syrenie. Wygrana Legii stała się faktem, ale tym razem nasi gracze w końcówce nie popisali się - raziły błędy w ataku, w obronie, a także karygodna skuteczność z linii rzutów wolnych. W ostatniej minucie legioniści trafili tylko 1 z 5 rzutów z tej pozycji, a w całym meczu 4 z 15.
O fatalnej skuteczności osobistych nie piszemy tylko po to, by się do czegoś przyczepić. To po prostu może przyczynić się do straty punktów w kolejnych meczach. Z pojedynku z GTK nam się upiekło, ale już w spotkaniu z Sokołem, gdyby nie osobiste... mecz mógł zakończyć się po naszej myśli.
Przed Legią mecz przed własną publicznością z Astorią Bydgoszcz. Początek zaplanowano na piątek, 12 grudnia na 19:45 w Wilanowie, przy Wiertniczej 26. Wstęp kosztuje 10 złotych, zapraszamy!
Autor: Bodziach
Pomeczowe wypowiedzi:
Bierwagen: Zupełnie niepotrzebnie było tak nerwowo
Bakun: Nie jestem reżyserem horrorów
Kwiatkowski: Najważniejsza jest wygrana
Stanisław Mazanek: Gramy straszenie nierówno
Zapowiedź
Nie dokarmiać łabędzi
W piątek koszykarze Legii zagrają wyjazdowe spotkanie w Gliwicach, z niezbyt łatwym rywalem. GTK Gliwice ma co prawda gorszy od Legii bilans (4-6), ale w ostatnim czasie, po wzmocnieniu drużyny przez Norberta Kulona, osiąga coraz lepsze wyniki.
GTK pokonało m.in. przed własną publicznością Stal Ostrów, jako jedyna drużyna w lidze. W miniony weekend gliwiczanie niespodziewanie przegrali po dogrywce w Prudniku, gdzie na 3 minuty przed końcem regulaminowego czasu gry, prowadzili różnicą 12. punktów.
Nierówne GTK
Trzeba przyznać, że trudno znaleźć bardziej nierówny zespół I-ligowy, który osiąga tak różne rezultaty. Gliwiczanie mają m.in. na swoim koncie porażki z Zagłębiem Sosnowiec (d, -36!), SKK Siedlce (w, -4), czy Politechniką Poznań (w, -2), z drugiej strony pewną wygraną z GKS-em Tychy oraz wspomnianą wygraną ze Stalą Ostrów. Jeśli dodać do tego jeszcze ostatni wyjazdowy mecz w Prudniku, w którym GTK przegrało wygrane spotkanie, mamy pełny obraz zespołu z Górnego Śląska.
Kulon na ratunek
Wiadomo, że po wzmocnieniu drużyny przez byłego już gracza Śląska Wrocław, Norberta Kulona, gra zespołu zmieniła się znacząco. Kulon we Wrocławiu nie mógł wywalczyć sobie miejsca w pierwszym składzie i w meczach ekstraklasy, właściwie nie podnosił się z ławki rezerwowych. Pozostawały mu więc występy w II-ligowych rezerwach WKS-u. Stąd decyzja o przenosinach w trakcie rozgrywek do Gliwic. Mogący występować na pozycji numer 1 i 2 zawodnik na razie notuje przede wszystkim sporo asyst (po 7 w ostatnich dwóch meczach), za to dość słabo radzi sobie z rzutami z gry (2/17 w dwóch meczach). Kulon jest jednocześnie najczęściej faulowanym graczem GTK, dzięki czemu często staje na linii rzutów wolnych. To z tego miejsca zdobywa większość punktów - w dwóch meczach w barwach GTK trafił 14 z 18 rzutów osobistych.
Trzy wyjazdowe wygrane
Legia do meczu przystąpi bez Grześka Malewskiego i Damiana Cechniaka, ale do dyspozycji trenerów będzie już Michał Świderski. Wierzymy, że nasz zespół zrobi wszystko, by po porażce z Sokołem Łańcut, zainkasować dwa punkty na obcym terenie. Legioniści na wyjazdach przegrali dwukrotnie - w rywalizacji na początku rozgrywek w Krośnie i Pruszkowie. Kolejne trzy - w Siedlcach, Poznaniu i Prudniku zakończyli zwycięstwami. W Gliwicach o wygraną łatwo nie będzie, ale faworytem spotkania będą jednak nasi gracze.
Kilka rzeczy od poprawy
Jeśli Legia marzy o awansie do czołowej czwórki przed play-off, nie może sobie pozwolić na stratę punktów z drużynami plasujących się w drugiej połowie tabeli. Co należy poprawić, biorąc pod uwagę ostatni nasz mecz z Sokołem? Na pewno koncentrację, grę w obronie i wyprowadzanie ataku zgodnie z przećwiczonymi wariantami. Przydałoby się także więcej gry na Czarka Trybańskiego, a nasi czołowi gracze jak choćby Kobus, muszą bardziej uważać, by nie popełniać tak głupich błędów, jak faule w niegroźnych sytuacjach na połowie przeciwnika. W ostatnim meczu skutkowało to tym, że Kobus zagrał krócej. "Kobi" powinien poprawić grę w akcjach 1x1, szczególnie w obronie. Co ponadto? Skuteczne egzekwowanie rzutów wolnych przez cały zespół, ale szczególnie przez graczy, którzy są najczęściej faulowani w naszym zespole (Bierwagen, Trybański).
Wszystko co powyżej, z pewnością nie jest ponad możliwości naszych graczy. Tylko i wyłącznie od naszej postawy zależeć będzie, czy z Gliwic będziemy wracać w dobrych nastrojach.
Mecz w Łabędach
Piątkowe spotkanie GTK - Legia, rozegrane zostanie w hali mieszczącej się w gliwickiej dzielnicy Łabędy o wdzięcznej nazwie "Łabędź", przy ulicy Partyzantów. Trybuny mogą pomieścić 400 widzów, chociaż do tej pory tak liczna publiczność w gliwickiej hali nie pojawiła się w obecnych rozgrywkach. Miejsca dla widzów znajdują się na piętrze i znajdują się tylko z jednej strony, wzdłuż boiska.
Mecze GTK w obecnym sezonie:
GTK Gliwice 83-68 Astoria Bydgoszcz
UTH Rosa Radom 84-69 GTK Gliwice
GTK Gliwice 55-77 Miasto Szkła Krosno
GTK Gliwice 65-56 Znicz Basket Pruszków
GTK Gliwice 60-96 Zagłębie Sosnowiec
SKK Siedlce 78-74 GTK Gliwice
GTK Gliwice 78-58 GKS Tychy
AZS Politechnika Poznań 68-66 GTK Gliwice
GTK Gliwice 87-82 Stal Ostrów
Pogoń Prudnik 89-80 GTK Gliwice
Najlepszy strzelec drużyny: Artur Donigiewicz - 119 punktów (10 meczów), Łukasz Paul - 114 (10), Paweł Szymański - 105 (10)
Przewidywana wyjściowa piątka GTK: Tomasz Wróbel/Norbert Kulon, Paweł Szymański, Artur Donigiewicz, Maciej Maj, Łukasz Paul
Autor: Bodziach