Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Czwartek, 7 sierpnia 2008 r. godz. 16:09

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Komentarz: Ignoranci czy co?

Tomek Janus

Czwartkowe "Życie Warszawy" przyniosło artykuł, w którym pojawiła się iskierka nadziei na zakończenie protestu kibiców. Nieco przypadkiem i trochę po cichu wydało się także co przez rok o proteście wiedzieli piłkarze. I - o zgrozo! - okazuje się, że wiedzieli nic lub prawie nic. Ciekawe czemu, bo przecież obie strony konfliktu swoje motywy przedstawiały wielokrotnie
Powiedzmy sobie wprost – niezależnie od tego jakie motywy leżą u podstaw protestu kibiców, to jego skutki najbardziej odczuwają piłkarze. To od nich wymaga się zwycięstw przy milczących trybunach. To oni przy praktycznie grobowej ciszy słyszą przy Łazienkowskiej niemal każdą kąśliwą uwagę pod swoim adresem. Wierzę Urbanowi, który mówi, że w takiej atmosferze gra się bardzo trudno. Ale nie wierzę, że przez ponad rok piłkarze nie byli w stanie dowiedzieć się o co walczą kibice. A że tak jest wskazuje ten oto fragment: "Zawodnicy zniecierpliwieni jakimkolwiek brakiem poprawy sytuacji postanowili sami spotkać się wczoraj z kibicami i dowiedzieć się od nich o motywach protestu. 'Nie wiedzieliśmy, o co chodzi, a przecież brak dopingu właśnie w nas bije najmocniej. Chcemy walczyć o najwyższe cele, a bez wsparcia fanów o to ciężko. Gdy gramy w ciszy, tracimy atut własnego boiska' – mówi jeden z podopiecznych Jana Urbana, prosząc o zachowanie anonimowości." Czyli można rozumieć, że od 8 lipca 2007 r. piłkarze nie wiedzą co dzieje się przy Łazienkowskiej? Ciekawe.

Daleko mi do tego, żeby wymagać od zawodników pielgrzymek do prezesa Leszka Miklasa i wstawiania się za kibicami czy też wcielania się w rolę mediatorów. Nie oczekuję też, że otwarcie opowiedzą się za lub przeciw którejkolwiek ze stron sporu. Zdaję sobie sprawę, że przeciwstawienie się własnemu pracodawcy nie jest łatwe. Podobnie jak powiedzenie kibicom, że ich racje do mnie nie trafiają. Ale jeżeli ktoś jest piłkarzem Legii, to kibice oczekują, że identyfikuje się z klubem i interesuje jego sprawami nie tylko w godzinach treningów, meczów czy oglądając stan swojego konta. I podstawowe informacje na temat życia klubu musi znać.

Abstrahując od słuszności czy niesłuszności protestu, to właśnie on jest jedną z ważniejszych rzeczy przy Łazienkowskiej. To wokół niego obie strony drepczą od ponad 13 miesięcy. Jako taką wiedzę posiada o nim chyba każdy dla kogo Legia nie jest tylko pustym słowem. Tym bardziej, że okazji do poznania motywów kibiców było wiele. Wystarczyło przeczytać choćby ten artykuł albo ten list, którego adresatami byli właśnie piłkarze. Że niby zawodnicy nie czytają każdej informacji o Legii? Nic bardziej mylnego. Czytają i to regularnie. Każdą niepochlebną opinię na swój temat wychwytują lepiej i szybciej niż niejedna firma oferująca przegląd prasy. Czemu więc przez rok nie znali motywów protestu kibiców?

Zagadka jest tym większa, że przecież to piłkarze najbardziej skarżą się na brak dopingu. Zresztą mówili o tym wiele razy. Są więc w sytuacji kolarzy, którym ktoś wsadza kij w szprychy. Dziwne, że przez rok piłkarze-kolarze nie byli ciekawi po co ktoś im w ogóle przeszkadza w jeździe. A może zadanie sobie aż takiego trudu to zbyt duże wymagania?


przeczytaj więcej o: ,


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!