Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Piotr Włodarczyk udziela wypowiedzi TVP po zwycięskim meczu w Poznaniu - fot. Woytek
Piotr Włodarczyk udziela wypowiedzi TVP po zwycięskim meczu w Poznaniu - fot. Woytek
Piątek, 15 kwietnia 2011 r. godz. 23:26

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Włodarczyk: zdobyć twierdzę Poznań!

turi

Podczas meczów nierzadko doprowadzał kibiców do szału, ale swoje zrobił - wywalczył z Legią mistrzostwo Polski w 2006 roku, a w Zabrzu strzelił pamiętną bramkę na wagę tytułu. To właśnie Piotr Włodarczyk, człowiek o wielu pseudonimach i z wiecznym uśmiechem na twarzy, jest także zdobywcą bramki, która dała Legii ostatnie ligowe zwycięstwo w Poznaniu.
"Władeczek" dobrze pamięta mecz z kwietnia 2004 roku i trzyma za legionistów kciuki w jutrzejszym spotkaniu. Zdradza też, że pilnie śledzi wyniki "wojskowych", siedząc na ciepłej Krecie i zastanawia się "co z tą Legią?".

Czy ty wiesz, kiedy Legia wygrała ostatnio mecz ligowy w Poznaniu?
- A oczywiście, że wiem. W 2004 roku, na wiosnę.

Pewnie wiedziałeś, z jakim pytaniem zadzwonię, i sprawdziłeś!
- Nie, nie, wcale nie musiałem sprawdzać (śmiech). Dobrze pamiętam tamten mecz, szczególnie że później już nam tak dobrze w Poznaniu nie szło. Nie mogliśmy wygrać i ta dziwna klątwa ciąży nad Legią do dziś.

Jako strzelec ostatniej bramki, która dała nam wygraną na Lechu, może zdradzisz, jaka "TO" zrobić. Czyli jak przywieźć z Poznania komplet punktów...
- Patentu nie zdradzę, bo go nie mam. W 2004 się udało. Potem również strzelałem, ale zwycięstw nie było. Ale dobrej rady mogę udzielić. Legia nie może się na nich rzucić i grać otwartej piłki, tylko musi spokojnie Lecha wyczekać i szukać szansy w jakimś skutecznym kontrataku. Nie oszukujmy się, Legia nie jest ostatnio w najwyższej dyspozycji. Ale przecież i Lech nie gra rewelacyjnie, tak że może być różnie.

Radość Włodara w autokarze po zdobyciu mistrzostwa w 2006 roku - fot. Adam PolakJaki wynik typujesz?
- Chciałbym oczywiście, żeby Legia wygrała, ale lekko nie będzie. Dobrze będzie jeżeli uda się nie przegrać.

Pamiętasz jak świętowaliście ostatnią w historii wygraną na Lechu? Nie da się ukryć, że lubiliście się wówczas bawić...
- (Śmiech) Tak, ale świętowania nie było. A to dlatego, że wówczas, wiosną 2004, zwycięstwa były dla nas czymś normalnym. Mieliśmy niesamowitą serię. Goniliśmy Wisłę i wiosną udało nam się wygrać wszystkie mecze w lidze poza tym w Krakowie, gdzie przegraliśmy na Reymonta 0:1 ("Włodar" przeoczył remis 2:2 w Grodzisku Wlkp. - przyp. red.). Mimo tej znakomitej passy mistrzostwa niestety nie zdobyliśmy. Ale tę wiosnę pamiętam doskonale.

Dlaczego na Lechu grało się tak trudno?
- To było coś podobnego, jak kiedyś na Legii, gdy przyjeżdżały kolejne drużyny i z góry były skazane na porażkę przy Łazienkowskiej. Teraz niestety się to zmieniło. Rywale przyjeżdżają do Warszawy praktycznie jak po swoje. Legioniści przegrali w tym sezonie u siebie wiele meczów, Lech z kolei został pokonany w domu tylko raz. Poznań jako twierdza nadal więc się broni i jest trudny do zdobycia.

Jak trzeba było, Czyli co - piłkarze jeżdżą do Poznania w przeświadczeniu: "aj tam, i tak się nie uda"? Boją się trybun?
- Oczywiście, że nie. Jadą po trzy punkty, licząc na to, że każda seria kiedyś musi się skończyć. Ale bywa różnie. I nie chodzi o trybuny, bo przecież obecna atmosfera na Legii jest wspaniała. Na mecze przychodzi wielu kibiców, którzy robią co mogą, żeby pomóc piłkarzom. Jednak kibice nie wyjdą na boisko i nie wygrają za nich meczu.

Na Lechu śpiewają, że wychowano ich w nienawiści do Legii. W 2004 roku Mariusz Mowlik stwierdził, że z całego serca żałuje tej porażki, bo "Legia to wróg numer jeden". Ta nienawiść nie paraliżuje?
- Jak kogoś paraliżuje, to powinien zostać w domu. Mnie to motywowało. Wchodzisz na murawę, cały stadion gwiżdże, a ty wiesz, że jesteś wrogiem publicznym. I że skoro cię nie lubią, to grasz w dobrej i ważnej drużynie. Skoro aż tak nie lubią, to znaczy, że się boją.

Oglądasz mecze Legii w tym sezonie?
- Kiedy tylko jestem w domu i nie gramy akurat swojego spotkania. Powiem szczerze, że zastanawiam się nad tą Legią. Zastanawiam, bo przegrywa wygrane mecze. Prowadzi jedną lub dwoma bramkami i zupełnie nie potrafi tego wykorzystać. Gołym okiem widać też brak Janka Muchy, któremu Legia zawdzięcza "parę" punktów.

Myślisz, że obecni piłkarze Legii są na nią za słabi?
- Nie uważam, żeby byli słabi. Spójrzmy na kadry innych czołowych zespołów - Legia nie ma gorszych piłkarzy niż Wisła lub Jagiellonia. Powiem tak - nazwiska i indywidualności są, ale nie ma zespołu. Kiedy się nie układa, nie ma piłkarza, który pociągnąłby resztę za sobą, który ustawiłby zespół. Kiedyś takim piłkarzem był "Vuko".

A teraz Maciej Skorża próbuje zrobić lidera z Radovicia.
- To jeden z lepszych piłkarzy Legii, ale nie ma cech przywódczych, żeby poderwać drużynę. Ciężko mi zresztą wskazywać takiego zawodnika, bo nie siedzę z nimi w szatni i nie wiem, kto jak się tam zachowuje. Widzę, że Skorża stara się takie zadania nakładać także na Vrdoljaka. Nie wiem czy słusznie, bo nie znam gościa. Wiem jedno. Ktoś taki musi być liderem nie tylko podczas meczu, ale i w szatni czy na treningu.

Mówisz, że Legia nie jest zespołem. Piłkarze Legii są bardzo grzeczni. Trener to samo. Ale wszystkim nie dogodzisz. Na was - ciebie, Łukasza Surmę i Marcina Burkhardta - mówili "grupa bankietowa" i oskarżali o zbyt intensywną integrację
- To już historia (śmiech). My nie byliśmy wybitnie grzeczni, byliśmy małym przeciwieństwem grzecznych piłkarzy. Trzymaliśmy się z "Surmikiem" i "Burym" i spędzaliśmy razem dużo czasu. Naszych spotkań nie nazwałbym jednak bankietami. Dużo rozmawialiśmy, staraliśmy się to wszystko jakoś ciągnąć. OK, z różnym skutkiem, ale jakoś to mistrzostwo Polski w 2006 roku udało nam się wywalczyć. Czasy się jednak zmieniają. W Legii jest coraz więcej obcokrajowców. Wydaje mi się, że problemem może być to, iż nic poza treningami tych ludzi nie łączy. Każdy robi swoje na zajęciach, potem wsiada w auto i jedzie do domu. Koniec.

Twoja przygoda z Legią kilka lat temu dobiegła końca. Teraz grasz na Krecie. Ciepła i relaksu tylko pozazdrościć.
- Ciepło faktycznie jest, ale z tym relaksem, to bym nie przesadzał. Walczymy o awans do pierwszej ligi. W tamtym roku się nam to nie udało, może uda się w tym. Trener sporo rotuje składem - raz gram, raz nie. W lidze jest limit obcokrajowców - na boisku może się ich znajdować w drużynie pięciu.


Znalazłeś tam nowego "Burego" i nowego "Surmika"?
- Nie. Takich kompanów to tu nie ma. Życie płynie spokojniej.

Widziałam na murach niedaleko stadionu Legii obrazki "Włodar king". Chyba ktoś tęskni? ;)
- (śmiech). Jak odchodziłem z Legii wszyscy wieszali na mnie psy, ale jakby nie patrzeć, w 3,5 roku strzeliłem dla warszawskiego klubu 39 bramek, czyli ponad 10 na sezon. Chyba nie było więc aż tak źle!

rozmawiała: Małgorzata Chłopaś "turi"


przeczytaj więcej o: ,


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!