Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
fot. Mishka / Legionisci.com
fot. Mishka / Legionisci.com
Poniedziałek, 23 października 2017 r. godz. 17:19

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Punkty po meczu z Wisłą Kraków

Qbas, źródło: Legionisci.com

Legia z punktem straty do lidera? Po klęsce w Poznaniu wydawało się, że możemy mieć duże problemy by odzyskać kontakt z czołówką tabeli. Jednak Legia po reprezentacyjnej przerwie wygrała dwa mecze po 1-0, wykorzystała potknięcia klubów zajmujących wyższe miejsca i zminimalizowała straty. Wprawdzie w Krakowie nie przegraliśmy od 4 lat, ale mecze pod Wawelem zawsze są trudne. Tak było i tym razem.

1. Tabela, głupcze! (odc. 13) Nieważne jak, ważne, że do przodu. Gra Legii nie porywa, pomysły na grę ofensywną nie są zbyt wyszukane, ale dzięki umiejętnie rozgrywanym kontratakom, solidnej, wyważonej grze całego zespołu (choć nie bezbłędnej), waleczności i... szczęściu, znów udało się zdobyć 3 punkty. Moim zdaniem styl nie ma obecnie żadnego znaczenia. Liczą się tylko trzy rzeczy: tabela, tabela i jeszcze raz tabela! Do tego zespół pozytywnie się ładuje takimi wygranymi, a to powinno zaprocentować.

2. Punkt zaczepienia. Szukałem go już w meczu z Lechią. Były pewne przesłanki nadziei, ale jednak dość wątłe. Brakowało konkretów. Te w Krakowie już zobaczyliśmy. Przede wszystkim trener znów dostosował taktykę do wykonawców. Legia nie ma ludzi do gry w ataku pozycyjnym. Romeo Jozak szybko to pojął i, być może wbrew intencjom prezesa Mioduskiego, który zarzucał trenerowi Magierze, że jego zespół nie dominuje w meczach ligowych, przestawił sposób gry. Uprościł ją. Cofnął drużynę, nakazał uważną grę w defensywie i zaplanował prędkie wypady z własnej połowy z wykorzystaniem szybkich Kucharczyka i Niezgody. Doszła do tego waleczność – zawodnicy znów pracują na boisku, wspierają wzajemnie, starają asekurować, wkładają w grę dużo wysiłku. Nikt wyraźnie nie odstaje, ale i nikt specjalnie się nie wyróżnia. Baza więc jest, na niej można dalej budować, również trudniejsze rzeczy.

3. Połowicznie. Legia ma ostatnio problem, by rozegrać równo całe spotkanie. Zaczyna dobrze, szybko (Lechia) albo dość szybko (Wisła) strzela bramkę, a potem stara się grać wynikiem: cofa się, nastawia na kontrataki. Z Lechią pary starczyło na 25 minut dobrej gry. W przypadku Wisły można powiedzieć, że „Wojskowi” zagrali dobrą połowę. Nie wszystko wychodziło, można się oczywiście przyczepić do kilku poważnych błędów indywidualnych w polu karnym (Hlousek, Pazdan), do niedopuszczalnej straty Pasquato podczas wyprowadzania piłki w końcówce (Mączyński strasznie zrugał Włocha), do zbyt głębokiego cofnięcia się drużyny w II połowie, gdzie pozwoliliśmy wiślakom na wiele i braku koncepcji w ataku (jedyne zagrożenie po zmianie stron, to strzał Guilherme w poprzeczkę z rzutu rożnego), ale mimo wszystko wydaje się jednak, że zmierzamy ku lepszemu. Oby legioniści utrzymali się na tej fali wznoszącej, to kto wie? Może nawet jesień skończymy na szczycie tabeli?

4. Mądrze. Zgadzam się z panem Jozakiem, który powiedział, że Legia w Krakowie zagrała mądrze. Zagrała. Przez większość meczu była odpowiedzialna i uważna, starała się mieć kontrolę nad grą. Mistrzowie Polski mieli chłodne głowy. To również zasługa chorwackiego trenera. Odważnie przestawił zespół na grę z kontrataku, sprawił, że zawodnicy poczuli się dobrze na boisku. Nie kombinuje z taktyką i stawia na odpowiednich wykonawców. Oczywiście ma przy tym sporo szczęścia, bo przy takim podejściu Legia właściwie nie może pierwsza stracić gola, bo potem pojawiają się problemy z przejściem do gry w ataku pozycyjnym, a nawet przypadkowa utrata bramki prawdopodobnie doprowadzi do dużego zamieszania (vide: Poznań). Niemniej, trener robi wiele, by do takiej sytuacji jego zespół nie dopuścił i pilnuje, by tyły były odpowiednio zabezpieczone. Taki styl mi się nawet podoba. Wymagam od zespołu jedynie pełnego zaangażowania, waleczności i wykorzystywania doświadczeń z europejskich pucharów. Jak dla mnie nawet do maja możemy wygrywać po 1-0. Co jednak ciekawe, Legia Jozaka gra dokładnie tak, jak prezes Mioduski nie chciał by grała: oddaje posiadanie piłki, gra defensywnie i z kontrataku. Może więc prezes wreszcie zrozumie, że z tym składem inaczej się nie da?

5. Stara, dobra „Jodła”. Jeszcze niedawno był pierwszy do odstrzału (no może drugi, za Hamalainenem). W Krakowie znów oglądaliśmy renesans jego formy i obecnie (zresztą jak Fin) jest pewniakiem do miejsca w składzie. Jodłowiec, gdy tylko czuje się dobrze, to robi swoje w środku pola: rozbija ataki rywali, zgarnia tzw. drugie piłki, stwarza przewagę podczas rozegrania w strefie ataku. W niedzielę nieźle wyglądał też fizycznie. Jak na gracza wysokiego i dobrze zbudowanego poruszał się żwawo i ze sporą swobodą. „Jocio” musi jednak ustabilizować swoją grę. Na nie najwyższe przecież ligowe standardy to wciąż może być nieoceniony pomocnik. Czy da radę?

6. Niezgoda buduje dobry nastrój. Cztery gole w siedmiu meczach w lidze (zawsze, gdy wychodził w I składzie, to trafiał), z czego trzy dające wygrane po 1-0. Imponujące. Wprawdzie Niezgoda to wciąż dość surowy technicznie i taktycznie piłkarz, znika na długie minuty, a w niedzielę lekcję futbolu dał mu profesor Głowacki, ale co z tego? Przecież swoje robi. Do tego to wciąż młody piłkarz i z takich lekcji może wyciągnąć dla siebie bardzo wiele. Ma potencjał, by się rozwijać. Warto tu podkreślić, że świetnie zachował się podczas akcji bramkowej. Nie tylko bowiem przebiegł niemal całe boisko i znalazł się dokładnie tam, gdzie powinien być. Nie tylko doskonale ułożył stopę do strzału, tak że zdołał umieścić futbolówkę w siatce, mimo nie najlepszej sytuacji bramkowej i ostrego podania (doskonałego!) Kucharczyka, ale i też to on tę akcję rozpoczął podaniem do „Gui”.

7. „Mąka” udźwignął ciężar. Nie wiem o co chodziło klubowi Wisła Kraków z grafiką dotyczącą ciężaru wierności w kontekście Mączyńskiego, ale to nieważne. Ważne, że „Mąka” tak naprawdę okazał się być... kaczką, bo wszystko po nim spłynęło. Co jednak najważniejsze, reprezentant zagrał wreszcie niezły mecz. Często był w grze, konstruował ataki, nie zapominając przy tym o zadaniach defensywnych. Dobrze też się czuł obok Jodłowca. No i dawał drużynie bardzo potrzebny spokój. Bardzo obiecujący występ. Warto jednak przy tym dodać, że po meczu Mączyński przemknął przez mix-zonę jak struś pędziwiatr nie oglądając się na dziennikarzy. Zawodnik nie rozmawia z żadnymi mediami - w późniejszym czasie wypowiedzi udzielił jedynie serwisowi klubowemu. Czemu to ma służyć?

8. Jednak co mistrz, to mistrz. Liga jest słaba, a Legia znacznie słabsza niż nawet wiosną, ma problemy z ustabilizowaniem formy, ale i tak wciąż dysponuje piłkarzami, którzy po prostu potrafią wygrywać. Nie jest to różnica dwóch klas, jak przed rokiem, ale wciąż umiejętności naszych graczy są, jak na warunki Ekstraklasy, ponadprzeciętne. A już na pewno na tyle wysokie, by ograć Wisłę, opartą o hiszpańskich trzecioligowców. Niemniej, trudno oprzeć się wrażeniu, że sportowo Legia cofnęła się w czasie o 3-4 lata. Ten zespół, by znów dominować w lidze, by grać jesienią w fazie grupowej europejskich pucharów potrzebuje trafionych transferów. Dość powiedzieć, że niemal cały (poza Astizem) zagraniczny zaciąg z lata siedzi u Romeo Jozaka na ławce rezerwowych.

9. Ach ten arbiter… Pan Frankowski jest ligowym arbitrem od paru dobrych lat. Legii było z nim bardzo nie po drodze, a może to jemu z Legią? W każdym razie ponad dwa lata temu nasi piłkarze głośno apelowali, by sędzia z Torunia nie prowadził ich meczów (bezskutecznie). Mi się wydaje (wydaje, bo nie znam się), że ten pan jest po prostu kiepskim sędzią, nader często omylnym. Podobnie było w Krakowie. Zaczął fatalnie, bo nie odgwizdał ewidentnego karnego, po tym jak Ivan Gonzalez wyraźnie ciągnął Niezgodę za koszulkę. Ten brak reakcji można spokojnie uznać za skandaliczny. Sędziego jednak chyba kusiło, by podyktować „jedenastkę”, gdyż na początku II połowy dopatrzył się faulu Kucharczyka. Na szczęście ekipa sędziów obsługujących wideo weryfikację (a może któryś z asystentów?) podpowiedział Frankowskiemu, że warto tę sytuację przeanalizować w ramach VAR. Sędzia na szczęście błędną decyzję zmienił i nie wypaczył wyniku spotkania. Popełnił za to dużo mniejszych błędów (był m. in. niekonsekwentny przy kartkach), w obie strony.

Autor: Jakub Majewski "Qbas"
Twitter: QbasLL
Kątem Oka na FB



Komentarze: (0)

Serwis Legionisci.com nie ponosi odpowiedzialności za treść powyższych komentarzy - są one niezależnymi opiniami czytelników Serwisu. Redakcja zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy zawierających: wulgaryzmy, treści rasistowskie, treści nie związane z tematem, linki, reklamy, "trolling", obrażające innych czytelników i instytucje.
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.

Dodaj swój komentarz:

autor:

e-mail:


treść:


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!