Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Kibice Legii w Płocku - fot. Woytek / Legionisci.com
Kibice Legii w Płocku - fot. Woytek / Legionisci.com
Środa, 13 lutego 2019 r. godz. 08:00

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

Relacja z trybun: Płock na zakazie

Hugollek, źródło: Legionisci.com

Pierwszy ligowy mecz 2019 roku przyszło rozegrać Legii w niedalekim Płocku. Kto był w petrochemicznym mieście, ten wie, że można się tam poczuć tak, jakby czas stanął w miejscu. Stadion jakby z innej epoki – stary, mocno przerdzewiały, z sektorem gości, z którego próżno szukać dobrego widoku na boisko, z którego w miarę dobrze widać jedynie jedną bramkę i to też pod warunkiem. że uda się stanąć w możliwie jak najwyższym rzędzie.

Kto by się jednak przejmował takimi niedogodnościami? Za Legią nie jeździ się bowiem, żeby nacieszyć oko modernistycznymi obiektami, tylko żeby ją wspierać na obcym terenie.

Eskapada do północno-zachodniej części województwa mazowieckiego stała początkowo pod znakiem zapytania, a wszystko przez durny zakaz, jaki Komisja Ligi nałożyła na nas za zadymienie boiska podczas meczu z Piastem przy Łazienkowskiej. Na szczęście, mimo ciążącego nad nami „szlabanu”, „Nafciarze” zdecydowali się nas wpuścić na swój obiekt. Przygotowali dla nas 800 wejściówek, które bez najmniejszego problemu znalazły właścicieli.

W dniu meczu wyruszyliśmy sprzed naszego stadionu około godziny 15:00, by całą kawalkadą udać się w stronę Płocka. W drodze dość szybko zaczęli nam towarzyszyć funkcjonariusze w radiowozach, którzy eskortowali nasze auta na znany wszystkim parking blisko rzeki Brzeźnicy. Na samym początku ich obstawa znacznie spowolniła nasz przejazd, przez co część z nas zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle zdążymy na mecz, jednak z biegiem kilometrów szczęśliwie wyraźnie przyspieszyliśmy. Sam przejazd przez miasto odbył się stosunkowo sprawnie, tak że na parkingu znaleźliśmy się na niecałą godzinę przed pierwszym gwizdkiem. Najpierw czekała na nas jednak niemiła niespodzianka. Po wyjściu z samochodów, gdy chciało się przejść na chodnik, trzeba było pokonać wyglądający dość stabilnie trawnik. Ci, którzy zdecydowali się go przekroczyć, wpadali w pułapkę, zapadając się całą wysokością obuwia w... ruchome błoto. Więcej niespodzianek nie stwierdzono, no może poza tą, że wejście na sektor gości odbywało się w iście ekspresowym tempie. Już dawno nie doświadczyliśmy tak szybkiego wpuszczania legionistów w rafineryjnym mieście. Okazanie biletu, dowodu tożsamości i dziękuję. Można? Można!

Już kilkanaście minut przed początkiem rywalizacji cała nasza grupa znalazła się w sektorze gości. Miło, że gospodarze, mimo zakazu, zadbali o catering dla nas. Głodnych legionistów było jednak w pewnym momencie na tyle dużo, że skończyły się „gięte”, które musiano „sprowadzić” z lokalnych stanowisk. Prowadzeniem naszego dopingu zajął się „Staruch”, który zachęcał nas do możliwie jak największego zaangażowania w śpiew.

{YOUTUBE=ukxum3UdhZY}

Nasze wokalne zmagania rozpoczęliśmy oczywiście od „Mistrzem Polski jest Legia”. Całkiem nieźle brzmiała także przyśpiewka „Legiaaaaa! Legia Warszawa!”. Niestety, po początkowym ożywieniu, nasz doping zaczął przypominać sinusoidę. Gdy już wydawało się, że jesteśmy na właściwych decybelowo torach, traciliśmy jakby pierwotny zapał i zamiast śpiewać z odpowiednią pompą, nagle cichliśmy i tylko mruczeliśmy coś pod nosem, by po chwili... znów się uaktywnić na dość przyzwoitym poziomie. Na uwagę zasługuje jednak tak naprawdę jedynie kilka przyśpiewek, których wykonanie mogło się podobać: „Mistrzem Polski jest ukochana ma”, „Szkoła, praca, dziewczyna, rodzina” oraz... „Jesteśmy zawsze tam...”, na którą czekaliśmy niemal do samego końca pierwszej połowy rywalizacji.

Warto jeszcze dodać, że wznieśliśmy hasło „Piłka nożna dla kibiców!”, mające jednoznacznie dać do zrozumienia działaczom i innym decydentom, że ta dyscyplina sportu jest przede wszystkim dla nas – kibiców i że zabranianie nam uczestniczenia w meczach jest po prostu chore. Dużo przyjemniej było usłyszeć echo okrzyku „Żyleta” od odbijających się trybun „Nafciarzy”. Gdy sędzia ogłosił przerwę w meczu, skandowaliśmy nazwisko ekslegionisty Dominika Furmana.

Co zaś tyczy się fanów Wisły, to koncentrowali się oni na sobie. W żadnej chwili zatem nie było potrzeby odpowiadania im ciętą ripostą. Ich doping z naszej perspektywy stał na dość przeciętnym, zbliżonym do naszego, poziomie. Gdy śpiewaliśmy, z rzadka przebijał się do nas wokal płocczan z przeciwległej trybuny.

fot. Mishka / Legionisci.com

Wprawdzie nie powinno się niczego zwalać na Bogu ducha winną pogodę, ale ta zdecydowanie nam nie sprzyjała. Nie dość, że było bardzo zimno i wietrznie, to w przerwie spotkania zaczął jeszcze zacinać deszcz. Niby wszystko zgodnie z prognozami, ale każdy miał nadzieję, że te się nie sprawdzą. Niestety, w drugiej połowie musieliśmy się zmierzyć nie tylko z pobudzaniem własnego zaangażowania, ale i z trudnymi warunkami atmosferycznymi, które nie zachęcały nas specjalnie do nadmiernego wysilania strun głosowych. Co więcej, na boisku też nie działo się zbyt wiele, choć nie można odmówić „Wojskowym” woli walki. Ci stworzyli bowiem kilka sytuacji, które przy dobrym wykończeniu mogły (i w sumie powinny były) zakończyć się bramkami.

Jak można się spodziewać, w związku z zaistniałymi okolicznościami, nasz doping nie powalał na kolana. Mimo to można było doszukać się kilku momentów, w których brzmiał dość przyzwoicie, a nawet konkretnie. Bardzo dobrze, a nade wszystko głośno, zabrzmiała przyśpiewka „Leeeegia, Leeeegia, gooool, lalalalala”, z kolei natychmiast po rozpoczęciu wykonywania „Legia, Legia, Legia, Legia, gooool” padł upragniony przez nas gol. Sebastian Szymański wykonywał rzut rożny, w polu karnym futbolówkę dopadł kapitan Legii Artur Jędrzejczyk i w ładny sposób skierował ją do siatki płocczan. Ucieszyliśmy się naturalnie, jednak bez przesadnej euforii. W tzw. międzyczasie odśpiewaliśmy „Chociaż ciężki jest czas”, choć przez moment zastanawialiśmy się, czy fragment „Wisłę przejdziemy” nie jest aby zaczepny względem goszczących nas gospodarzy. ;)

Fajnie, że odświeżyliśmy przyśpiewkę „Do boju, Legio marsz!”. Pasowała jak ulał, bo jak wiadomo nie chcieliśmy, żeby piłkarze spoczęli na laurach. Chyba też nieco przedwcześnie zaczęliśmy się cieszyć z zainkasowania potencjalnych trzech punktów, śpiewając już na 10 minut przed końcem meczu „Hej siala, Legia dziś trzy punkty ma”. Kopacze „Nafciarzy” nie zamierzali bowiem składać broni i zaczęli z impetem nacierać na bramkę strzeżoną przez młodego Radka Majeckiego. Paradoksalnie, jednym z najniebezpieczniejszych piłkarzy Wisły był tego dnia Dominik Furman. Jego strzały kilka razy poważnie zagroziły „Wojskowym”. Aby się niejako opamiętał, zarzuciliśmy w jego kierunku: „Zaj... swojaka, Dominik, zaj... swojaka!”. Chyba posłuchał, bo po ostatnim, wykonywanym przez niego, rzucie wolnym, piłka poszybowała wysoko ponad poprzeczką naszej bramki. ;) W tym momencie sędzia Krzysztof Jakubik zakończył pojedynek i zwycięstwo Legii stało się faktem. My z kolei po raz kolejny skandowaliśmy hasło: „Piłka nożna dla kibiców!”. Chwilę później nasi zawodnicy podeszli przed nasz sektor i otrzymali od nas salwę potężnych braw. Po części zrehabilitowali się bowiem za sromotną porażkę 1-4 przy Łazienkowskiej. Odśpiewaliśmy z nimi wyjątkowo długo „Warszawę” i krzyknęliśmy „Dziękujemy!” za wprawdzie skromną, ale wszak trzypunktową wygraną.

Żeby było śmieszniej, w zasadzie chwilę po zakończeniu spotkania... przestało padać. W sektorze spędziliśmy jeszcze niespełna 30 minut, po czym dość sprawnie ruszyliśmy na parking za mostem, a stamtąd w drogę powrotną do Warszawy, gdzie zjawiliśmy się około 22:30. Gdyby nie nad wyraz wolna eskorta policji, w stolicy zameldowalibyśmy się co najmniej pół godziny wcześniej. Nikt jednak specjalnie nie narzekał, zwłaszcza że Legia wygrała. My z kolei mieliśmy kilka chwil dłużej, żeby na spokojnie wznieść toast zarówno za zwycięstwo „Wojskowych”, jak i za dwudzieste urodziny serwisu. Miejmy nadzieję, że ten zbieg okoliczności będzie stanowił dobry prognostyk na resztę rozgrywek. ;)

* * *

Na koniec krótkie wspominki związane z jubileuszem 20-lecia serwisu, który zbiegł się z wiosenną inauguracją.
Niemal od początku istnienia strony staramy się Wam dostarczać informacje związane nie tylko z funkcjonowaniem najlepszego na świecie klubu, lecz przede wszystkim dotyczące nas samych – kibiców. Wszak LL! to serwis kibicowski. Dlatego nietrudno zgadnąć, że i pierwsze relacje z trybun pojawiły się stosunkowo wcześnie, bo mniej więcej w roku 2000. Początkowo przybierały formę minifelietonów, których treść oscylowała raczej wokół wydarzeń boiskowych niż trybunowych, jednak z biegiem czasu, głównie w wyniku prężnie rozwijającej się działalności „Cyberf@nów”, czyli pierwszej legijnej grupy ultras, ich tematyka dotyczyła już w zasadzie samej esencji kibicowsko-stadionowego życia. W ciągu tych dwudziestu lat powstało kilkaset sprawozdań z najróżniejszych zakątków Polski i Europy. Donosiliśmy Wam nie tylko o tym, co działo się na trybunach Estadio WP, lecz przede wszystkim relacjonowaliśmy wydarzenia ze spotkań wyjazdowych. Dzięki nam mogliście przeczytać m.in.: o dwóch najazdach na Wiedeń (w 2004 i 2006 roku), o radości ze zdobycia mistrzostwa Polski w 2006 roku na stadionie zabrzańskiego Górnika, o pierwszej w historii ultras trzyczęściowej kartoniadzie na stadionie krakowskiej Wisły w 2013 roku, o podróżach za Legią w ramach Champions League w 2016 roku czy chociażby o zeszłorocznym świętowaniu mistrzostwa Polski na trybunach poznańskiego Lecha. Relacje miały także wielu autorów, jednak wśród nich należy wyróżnić zdecydowanie trzy osoby: Bodziacha, turi i Woytka. To oni najczęściej informowali Was o tym, co działo się w legijnym świecie przy okazji spotkań naszej drużyny. Warto dodać, że tam, gdzie sami nie mogliśmy się pojawić lub nie zdołaliśmy dotrzeć, z reguły mogliśmy liczyć na Waszą pomoc. To dzięki Wam inni kibice dowiedzieli się o tym, jak wyglądał doping w „zakazanym” Dortmundzie w ramach Ligi Mistrzów czy egzotyczny wyjazd do Astany w 2017 roku. Bardzo Wam za to dziękujemy i liczymy, że nadal będziecie z nami.

A już na sam koniec klasycznie – zapraszamy Was do jak najliczniejszego stawienia się na inaugurację 2019 roku przy Łazienkowskiej. W najbliższą niedzielę o godzinie 18:00 gramy z Cracovią. Nie może Was zabraknąć na trybunach!

Frekwencja: 8184
Goście: 800
Flagi gości: 3



Komentarze: (0)

Serwis Legionisci.com nie ponosi odpowiedzialności za treść powyższych komentarzy - są one niezależnymi opiniami czytelników Serwisu. Redakcja zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy zawierających: wulgaryzmy, treści rasistowskie, treści nie związane z tematem, linki, reklamy, "trolling", obrażające innych czytelników i instytucje.
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.

Dodaj swój komentarz:

autor:

e-mail:


treść:


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!