Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
Sezon 1993/94 Legia - Polonia - fot. TVP
Sezon 1993/94 Legia - Polonia - fot. TVP
Środa, 29 kwietnia 2020 r. godz. 20:45

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

W piłkarskim raju. Odcinek 4.

Qbas, źródło: Legionisci.com

W tym roku mija 25. rocznica pierwszego awansu Legii do Ligi Mistrzów. Od tamtej pory jeszcze tylko dwukrotnie polskie kluby grały w najsłynniejszych klubowych rozgrywkach świata – Widzew w sezonie 1996/97 i ponownie „Wojskowi” w 2016/2017. Zapraszamy na cykl tekstów przypominających wydarzenia sprzed ćwierćwiecza. Dziś czwarty odcinek, czyli o tym jak Legia z trudem zbierała się po odebraniu mistrzostwa.

Czytaj:
W piłkarskim raju. Odcinek 1.
W piłkarskim raju. Odcinek 2.
W piłkarskim raju. Odcinek 3.

Mimo triumfu w lidze, Legia nie została mistrzem. Rozstrzygnięcia przeciągały się w czasie na tyle długo, że zespół zaczął przygotowania do nowego sezonu w Zakopanem. Jacek Kacprzak: „I w jego trakcie dowiedzieliśmy się o decyzji PZPN. Wtedy można było już właściwie wyjechać do domu. I tak byłoby chyba też zdrowiej. Motywacja siadła całkowicie. Mało kto był trzeźwy. Niektórzy chcieli pracować, inni zupełnie mieli to gdzieś. Byliśmy załamani, czuliśmy się okradzeni. Zwłaszcza że mieliśmy świadomość, że jesteśmy mocni, wierzyliśmy, że moglibyśmy się pokazać z dobrej strony w pucharach, walczyć o Ligę Mistrzów. Mieliśmy cel, zmierzaliśmy do niego. To nas nakręcało. Aż tu nagle okazało się, że znów musimy zaczynać od początku, od nowa udowadniać swoją wartość, bo została nam tylko rywalizacja na krajowym podwórku. A przecież ten zespół był za dobry na ligę".

Wojciech Kowalczyk rozpoczął bojkot reprezentacji Polski, którą utożsamiał ze znienawidzonym PZPN. "Kowal" mówił: "Do PZPN powinni przyjść ludzie młodzi, spoza układów. Tacy są właśnie w Legii i tego się obawiano, że Legia może wkrótce stać się wielkim, bogatym klubem. Dlatego potraktowano nas tak, jak potraktowano". ("Przegląd Sportowy", cytat za Księgą stulecia Legii).

Janusz Romanowski nie zamierzał jednak załamywać rąk. Drużynę wzmocnili doświadczeni ligowcy: Adam Fedoruk i Zbigniew Mandziejewicz, którzy szybko wkradli się w łaskę kolegów, zwłaszcza poza boiskiem. Na chwilę powrócił reprezentant Piotr Czachowski, ale zagrał tylko w dwóch meczach, doznał kontuzji i znów ruszył w świat, tym razem do Dundee. Na murawie bowiem szło legionistom słabo i to właściwie przez całą jesień. Widać było, że nie mogą się pozbierać po poprzednim sezonie, a na pewno nie pomagały trzy punkty debetu, z którymi zaczęli rozgrywki. Już na starcie przegrali prestiżowe starcie w Poznaniu z Lechem, gdzie Kowalczyk, po zdobyciu bramki w 15 s., pokazał kibicom "wała". A potem nie było wiele lepiej.

Najlepszym piłkarzem znów był Maciej Śliwowski, który w pierwszych pięciu meczach zdobył cztery bramki i ... tyle go widzieliśmy. Żeby ratować budżet, Romanowski sprzedał go do Rapidu Wiedeń za 400 tys. dolarów. W ataku pozostał więc Kowalczyk, którego chciała Sewilla, ale nie zdecydowała się wyłożyć 2 mln dolarów, i któremu partnerował dość ograniczony Zbigniew Grzesiak, a był jeszcze młody Dariusz Szeląg. Pod koniec lata do Warszawy wrócił jednak król – Dariusz Dziekanowski. W swym pierwszym meczu, przeciwko Zawiszy, jednym z niewielu udanych drużyny w tym okresie, strzelił gola już w 6. minucie i wydawało się, że „Wojskowi" doczekali się partnera dla Kowalczyka w ataku. Nic z tych rzeczy. Pierwsze trafienie po powrocie było jednocześnie ostatnim „Dziekana" dla Legii. Bardziej od gry interesowały go sprawy pozasportowe i wiele dobrego nie pokazał.

Jako się rzekło, Legia grała słabo i punktowała w kratkę. Na koniec 1993 r. zostali... wicemistrzem remisów. Zgromadzili ich aż osiem w 17 kolejkach, co przy siedmiu wygranych i dwóch porażkach oraz trzech ujemnych punktach dało dopiero siódme miejsce w tabeli. Co ciekawe, szósta była Pogoń Szczecin, która wygrała tylko 4 mecze i aż 12 zremisowała. Można więc powiedzieć, że zarówno "Portowcy", jak i legioniści stali się beneficjentami systemu, w którym zwycięstwo oznaczało dwa punkty. Liderował zaś Górnik Zabrze. Na Śląsku pojawił się Władysław Kozubal wraz z pieniędzmi ze swej szwajcarskiej firmy. Przy Roosvelta próbowano pójść tropem Legii i zbudować drugi dream team w oparciu o olimpijczyków Wójcika Grzegorza Mielcarskiego, Jerzego Brzęczka i Arkadiusza Kłaka oraz będących od dawna w Górniku Dariusza Kosełę, Ryszarda Stańka i Tomasza Wałdocha. Do tego byli doświadczeni m. in. Piotr Jegor, Jacek Grembocki i utalentowany Arkadiusz Kubik Szkoleniowcem zaś został najpierw na krótko Jerzy Kowalik, a następnie Henryk Apostel, który niedługo potem przejął kadrę.

Traf chciał, że ostatnie spotkanie Legia grała właśnie w Zabrzu i na śniegu, w kontrowersyjnych okolicznościach poniosła drugą porażkę w sezonie. Maciej Szczęsny, który wpuścił gola z 35 metrów po strzale Jegora, wspominał: "w Zabrzu (...) strzelili nam gola po skandalicznej decyzji arbitra o rzucie karnym w sytuacji, gdzie napastnik prawie mnie stratował. Tak mnie arbiter wyprowadził z równowagi, że zawaliłem drugą bramkę. Po meczu sędzia, jak przechodził obok Bogusia Łobacza (kierownika drużyny – przyp. red.), to powiedział `Sorry Boguś, dzisiaj musiałem`". Sytuacja na zakończenie rundy jesiennej przypominała tę z 1992 r. - wówczas legioniści tracili pięć punktów do Lecha, tym razem sześć do Górnika, choć gdyby nie punkty karne, byłyby to tylko trzy mniej.



Zimą doszło w klubie do trzech przełomowych wydarzeń. Po pierwsze i najważniejsze, niespodziewanie zespół opuścił Janusz Wójcik, który przyjął propozycję ofertę ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Leszek Pisz wspominał: "Przed samym wylotem zaprosił „Kowala”, Zbyszka Robakiewicza i mnie do siebie i długo się żegnaliśmy. Potem nawet pojechaliśmy z nim na Okęcie, a „Kowal” jeszcze przeskoczył barierki graniczne, by strzelić z trenerem ostatniego „misia”. Kowalczyk w swej książce ("Kowal. Prawdziwa historia") twierdził, że Wójcik miał dość polskiego bagienka, kopania pod nim dołków. Wydaje się przy tym, że trener bardzo liczył na przejęcie reprezentacji, ale zadanie to niespodziewanie powierzono wspomnianemu Apostelowi. To prawdopodobnie przelało czarę goryczy i Wójcik pozostawił Legię. Zastąpił go dotychczasowy asystent Paweł Janas, debiutujący w roli pierwszego trenera, któremu pomagał Lucjan Brychczy.

I to właśnie za sprawą Janasa doszło do drugiego kluczowego wydarzenia. Dziekanowski został wyrzucony z klubu podczas zgrupowania w Zakopanem, zaledwie po sześciu treningach. "Janosik" nie miał sentymentów, mimo że z "Dziekanem" znali się od lat, grali w Legii i reprezentacji: "Darek chciał tego wieczoru wrócić o północy. Ja mu powiedziałem, że ma być w łóżku o jedenastej. No i kiedy po rutynowej kontroli zorientowałem się, że Maćka i Darka nie ma w pokoju, zdecydowałem się poczekań na nich w hallu. Wrócili około trzeciej czterdzieści. Szczęsnemu zdarzyło się pierwszy raz. "Dziekan" zrobił to po raz drugi. (...) Musiałem z nim tak postąpić, bo gdybym mu podarował po raz kolejny, to... za chwilę inni by robili to samo i pewno ja musiałbym się spakować". ("Przegląd Sportowy", cytat za Księgą stulecia Legii).

Legia znów więc została z jednym klasowym napastnikiem. Priorytetem stało się więc pozyskanie drugiego strzelca. Wybór padł na Jerzego Podbrożnego, króla strzelców i mistrza Polski w dwóch poprzednich sezonach. Oczywiście w barwach Lecha. Romanowski zapłacił 3 miliardy zł, czyli obecnie 300 tys. "Guma" trafił na Łazienkowską w nerwowej atmosferze, bo kibice z Poznania nie mogli mu darować tego ruchu i m. in. pomalowali mu auto farbą.

Wszystkie te wydarzenia wyszły Legii na dobre. Podobnie jak zimowe zgrupowanie we Włoszech i sparingi z miejscowymi drużynami. W tym czasie ludzie Romanowskiego próbowali anulować karę - 3 punktów. Bezskutecznie. W klubie stawiano więc realne cele: "Chcielibyśmy załapać się do pucharów. To jest realna sprawa, gramy nadal w Pucharze Polski, do wicelidera mamy tylko dwa punkty straty, więc mamy spore szanse, no i wzmacniamy się" - twierdził Janas ("Przegląd Sportowy, cytat za Księgą stulecia Legii).



Życie jednak zweryfikowało te plany. Legia wiosną 1994 r. nie miała sobie równych na wszystkich polach.

CDN.

Autor: Jakub Majewski

Czytaj:
W piłkarskim raju. Odcinek 1.
W piłkarskim raju. Odcinek 2.
W piłkarskim raju. Odcinek 3.



Komentarze: (0)

Serwis Legionisci.com nie ponosi odpowiedzialności za treść powyższych komentarzy - są one niezależnymi opiniami czytelników Serwisu. Redakcja zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy zawierających: wulgaryzmy, treści rasistowskie, treści nie związane z tematem, linki, reklamy, "trolling", obrażające innych czytelników i instytucje.
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.

Dodaj swój komentarz:

autor:

e-mail:


treść:


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!