fot. Piotr Kucza / FotoPyK
Uwaga: Wiadomość archiwalna!
Punkt zwrotny w historii Legii. 10. rocznica zwycięstwa w Moskwie
Qbas, źródło: Legionisci.com
W życiu zdarzają się momenty, o których mówimy, że stanowią punkty zwrotne. Są cezurą, początkiem czegoś nowego, lepszego (albo gorszego). Śluby, narodziny dzieci, objęcie wymarzonej posady. W przypadku Legii do czegoś takiego doszło 25 sierpnia 2011 r. w Moskwie. Dokładnie 10 lat temu.
Co osiągnęła Legia w pucharach w XXI w. do rewanżu ze Spartakiem? Pojedyncze wygrane, jakiś Utrecht, strzelaniny w Macedonii, Szwecji, czy na Kaukazie. Słowem nic. Jedno wielkie NIC. Wówczas w Warszawie od 15 lat żyliśmy wspomnieniami ćwierćfinału Ligi Mistrzów i dwumeczem z Panathinaikosem w Pucharze UEFA. Lata mijały, a nic nie zapowiadało, że coś może się zmienić. Dodatkowo fazę grupową europejskich pucharów mieli za sobą w Krakowie i Poznaniu, a my tymczasem zatrzymywaliśmy się na zwycięstwach z FK Homel.
Latem 2011 r. byliśmy w dodatku mocno rozgoryczeni po truskawkowym sezonie 2010/11. Jedenaście porażek w lidze, ledwo trzecie miejsce przy nieproporcjonalnie rozbudzonych nadziejach. To było jak siarczysty policzek. Nastroje zaczęły się poprawiać wraz z kolejnym transferami do klubu. Pozyskaliśmy długo oczekiwaną gwiazdę Danijela Ljuboję, w którym zakochaliśmy się od pierwszego wejrzenia, a właściwie jego pierwszych kontaktów z piłką. Po latach za granicą do Polski wrócił Michał Żewłakow, niedawny kapitan reprezentacji, w której wystąpił 102 razy, a przecież miał jeszcze na koncie kilkadziesiąt meczów w europejskich pucharach. Miał zostać liderem defensywy, którego bardzo potrzebowaliśmy i też wypatrywaliśmy z utęsknieniem. Ustabilizowała się sytuacja z bramkarzami. Wówczas na zmianę bronili Wojciech Skaba, Kostiantyn Machnowskij i Marijan Antolović. Całą trójkę szybko wyjaśnił nowy nabytek Dusan Kuciak.
Jako zdobywca pucharu Polski Legia rozpoczęła eliminacje Ligi Europy od III rundy. Tam trafiła na Gaziantepspor, czołową turecką drużynę. Wydawało się, że nie mamy czego szukać, zwłaszcza że wciąż trwał proces przebudowy drużyny. Po raz kolejny jednak okazało się, że dobrzy zawodnicy nie potrzebują wiele czasu, by się zaadoptować, zrozumieć się i wyczuć. W dodatku trener Maciej Skorża miał plan. A ten znakomicie przyjęli i zrealizowali jego podopieczni. Nie dali Turkom strzelić choćby jednego gola, a trafienie Miroslava Radovicia dało promocję do IV rundy.
Tu na drodze stanął wielki i bogaty Spartak Moskwa, do tego jeden z piłkarskich symboli Rosji, kraju, z którym mamy wiele zaszłości historycznych i trudne relacje bieżące. Znów więc można było sądzić, że jest po zawodach, że nie mamy szans. To myślenie zdeterminowało poprzednie 15 lat porażek w Europie. Tymczasem legioniści nie zamierzali spoglądać wstecz. Za to w Warszawie zaczęli się z Rosjanami strzelać, co skończyło się wynikiem 2-2. „Rado” tym razem trafił dwukrotnie. Przy golu na 2-1 cudowną asystą piętą popisał się Ljuboja, z którym rozumieli się bez słów. Ten remis nie był zły, ale w perspektywie rewanżu dobry też nie. Pozwolił jednak piłkarzom uwierzyć, że wcale nie są gorsi od Rosjan.
Mimo tego trudno było wierzyć w sukces moskiewskiej wyprawy. Legia poleciała tam bez trzech ówcześnie podstawowych graczy: Marcina Komorowskiego, Manu i Radovicia. Do tego do bramki niespodziewanie wskoczył dopiero co zatwierdzony Kuciak. Wszelkie nadzieje pokładaliśmy więc w Ljuboji, Ivicy Vrdoljaku i grupie ambitnej młodzieży: Arielu Borysiuku, Michale Kucharczyku i Macieju Rybusie. Zaczęło się jednak zgodnie z przewidywaniami – Spartak strzelił dwa gole, choć nasi też w tym czasie stworzyli kilka dobrych okazji. I nagle jedna akcja, tuż po stracie na 0-2, gol kontaktowy Kucharczyka, gdzie wszyscy myśleliśmy, że jest spalony, i losy spotkania odmieniły się o 180 stopni. Legia jakby się wyluzowała, na nowo uwierzyła w siebie i jeszcze przed przerwą Rybus wyrównał. Co to było za niesamowite uderzenie, cudownie, rewelacyjne. A jednocześnie jakże niespodziewane, bo przecież „Rybcia” nawet na treningach nie próbował strzelać z dystansu słabszą, prawą nogą. Tymczasem na Łużnikach przydzwonił prawą z 30 metrów tak, że nie było czego zbierać. Co ciekawe, parę sekund wcześniej nie dokopał dośrodkowania z rzutu wolnego w pole karne. Była końcówka I połowy i emocje odżyły na nowo.
Po zmianie stron inicjatywę znów odzyskał Spartak, ale legioniści nie pozwalali im na zbyt wiele pod bramką fenomenalnie broniącego Kuciaka i organizowali kontry. Obie strony miały swoje okazje, ale długo nie zanosiło się na gole. Aż tu w końcówce Jakub Wawrzyniak nieodpowiedzialnym wślizgiem zaatakował rywala w polu karnym. Nie mieliśmy wątpliwości: będzie karny. Arbiter jednak chyba dobrze nie widział i nie miał pewności, którą dawały powtórki. Potem „Wawrzyn”, który zawalił już przy trzech z czterech bramek dla Spartaka, kolejny raz przysnął i nie upilnował zamykającego akcję napastnika. Ten na szczęście chybił. Aż wreszcie w doliczonym czasie gry ten sam Wawrzyniak popisał się wspaniałą asystą, po której Janusz Gol głową zdobył zwycięską bramkę. I wsio. Było po wszystkim. A warto dodać, że było to pierwsze trafienie Gola w barwach „Wojskowych”. Paradoks więc gonił paradoks. Michał Żewłakow mówił w „Tunelu czasu”, że to Skorża uwolnił w zawodnikach energię i wiarę do podejmowania ryzyka, robienia rzeczy nieoczywistych. A potem … „Janusz Gol allez, allez!”. Warszawa oszalała i przeżyła najbardziej spontaniczną radość kibiców w historii. Piękne mecze w Lidze Europy, wyjście z grupy.
Okazało się, że można. Że Europa wcale nie jest tak daleko jeśli mądrze zbuduje się zespół, ma się pomysł i wie, jak go wykonać. Po Spartaku zmieniło się myślenie w klubie i u kibiców. Zaczęto stawiać sobie inne cele, ale i wzrosły oczekiwania. Wyciągnięto wnioski, choć przecież nie od razu, bo wystarczy wspomnieć wiosnę i lato 2012 r. Ale liczba punktów, które zgromadziliśmy w rankingu UEFA za sezon 2011/12 dała nam nowe życie w kolejnych eliminacjach. Zaczęło być z górki. Rozpoczął się złoty okres Legii, która nabrała rozpędu i stała się największą siłą kraju. Sukcesy w pucharach, ale i rządy w lidze, w której palmę pierwszeństwa odebraliśmy Wiśle Kraków, dominującej w pierwszej dziesięciolatce wieku.
Zaczęła się kolejna dekada, to już zupełnie inna Legia, inne czasy, ale po pucharowej posusze ostatnich lat znalazła się jakby w punkcie wyjścia. I też ma za sobą remis 2-2 w pierwszym meczu rywalizacji z faworytem w starciu o Ligę Europy. Skoro kamieniem węgielnym sukcesów w minionych latach było zwycięstwo ze Spartakiem, to może tak będzie i tym razem? Ograjmy Slavię! Niech historia się powtórzy!
Autor: Jakub Majewski
źródło: 90minut.pl
{sonda:290}
Komentarze: (0)
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.
Dodaj swój komentarz:
autor:
e-mail:
treść:
NAJCZĘŚCIEJ KOMENTOWANE:
- Dean Klafurić zwolniony! (267)
- Legia Warszawa 0-2 Spartak Trnava (207)
- PS: Nawałka odmówił Legii (162)
- Nawałka od środy trenerem? (152)
- Klafurić: Możemy pokonać Spartak w rewanżu (145)
- Ukrainiec kandydatem na trenera (133)
- LIVE!: Spartak Trnava - Legia Warszawa (129)
- Spartak Trnava 0-1 Legia Warszawa (117)
- Legia Warszawa 1-3 Zagłębie Lubin (106)
- Klafurić: Przegrana bitwa, ale nie wojna (94)
Zgłoś newsa!
Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam!
Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!