fot. Woytek / Legionisci.com
Uwaga: Wiadomość archiwalna!
Relacja z trybun: Otrzeźwienie
Hugollek, źródło: Legionisci.com
Gdyby przed początkiem tego sezonu ktoś wypowiedział zdanie, że w trakcie rozgrywek Legia spadnie na samo dno, kazano by mu się najpewniej udać do lekarza specjalizującego się w chorobach głowy. Byłoby to tym bardziej uzasadnione, że w początkowej fazie sezonu wyniki warszawskiego zespołu nie powodowały przesadnej trwogi czy stanów przedzawałowych. Jednak mimo skutecznej gry w europejskich pucharach, Legia na ligowym podwórku sukcesywnie przesuwała się ku dołowi tabeli, a prezes zareagował w jedyny sobie znany sposób, czyli znajdując winnego w osobie trenera, którego oczywiście ostatecznie zwolnił.
W jego miejsce przyszedł szkoleniowiec rezerw, którego – powiedzmy sobie szczerze – skrzywdzono, wsadzając na przysłowiową minę i który po porażce z Wisłą w Płocku sam zrezygnował z dalszego prowadzenia zespołu. Doszło do tego, że musieliśmy zmierzyć się z sytuacją kuriozalną – plasowania się warszawskiego zespołu na ostatnim miejscu ekstraklasowej tabeli. Trudno zatem dziwić się, że wielu (nawet bardzo odpornym) osobom puściły nerwy... Raczej nie będzie przesadą napisać, że nikt z nas nie pamięta w swoim kibicowskim życiu tak dramatycznego okresu, jak ten obecny. Ostatnio tak źle było chyba w sezonie 1991/1992, kiedy „Wojskowi” do końca walczyli o utrzymanie i mieli na swoim koncie dwanaście przegranych spotkań, czyli tyle, co obecna drużyna, z tą różnicą, że teraz jesteśmy... na półmetku rozgrywek.
Na trzy ostatnie mecze rundy kierownictwo przejął Aleksandar Vuković - zdecydował się on wrócić, by ratować klub, w którym spędził lwią część swojego zawodowego życia. Każdy był ciekawy, co pokaże prowadzona przez niego od raptem kilkudziesięciu godzin drużyna. Jedno jest pewne – mało kto spodziewał się cudów.
Jakby zmian było mało, przed zaległym pojedynkiem z Zagłębiem Lubin, który pierwotnie miał się odbyć ponad cztery miesiące wcześniej, rząd wprowadził dodatkowe obostrzenia covidowe, w wyniku których trybuny stadionów mogły zostać zapełnione jedynie w 30% całkowitej pojemności (nie wliczając osób zaszczepionych). W efekcie przy bramkach wejściowych stewardzi prosili kibiców o okazanie certyfikatów covidowych, ale problemów z dostaniem się stadion nie było.
Zarówno termin, jak i godzina rozpoczęcia spotkania, nie zachęcały do odwiedzenia Estadio WP. W rezultacie na trybunach zjawiliśmy się w niespełna osiem tysięcy, co stanowi najgorszy wynik w tym sezonie. Trzeba szczerze przyznać, że momentami aż oczy bolały od nadmiaru wolnej przestrzeni dookoła.
Na długo przed pierwszym gwizdkiem chcieliśmy odpowiednio zmotywować zawodników naszego zespołu, by ci wreszcie wzięli się w garść, otrzeźwili i zaczęli odbijać od dna. „Legia grać, k.... mać!” – krzyczeliśmy kilka razy w kierunku murawy, zniesmaczeni żenadą, do której – paradoksalnie – futboliści zdążyli nas już niestety trochę przyzwyczaić. Na tym jednak poprzestaliśmy. Podjęliśmy bowiem decyzję o nieprowadzeniu dopingu przez pierwsze pół godziny meczu, co finalnie zostało przedłużone o kolejny kwadrans. Odśpiewaliśmy jedynie „Sen o Warszawie” i hymn naszego klubu.
Zamiast dopingu co jakiś czas przenikliwie gwizdaliśmy w kierunku boiska czy kwitowaliśmy poprawne podania i zagrania piłkarzy głośnym, acz szyderczym, „ole!” bądź burzą ironicznych oklasków. Apogeum przyniosło niefortunne pokazanie przez operatora na telebimach wyraźnie markotnego Dariusza Mioduskiego. Momentalnie niemal ze wszystkich trybun rozniosło się donośne gwizdanie i buczenie wraz z gorącymi „prośbami”, aby właściciel Legii zabrał swoje manatki i poszedł w siną dal.
Co ciekawe, na murawie „Wojskowi” może nie prezentowali się zbyt imponująco, ale wreszcie zaczęli grać skutecznie. Dwie bramki Rafaela Lopesa w odstępie kilkunastu minut spowodowały, że wszyscy szeroko otwieraliśmy oczy i usta ze zdziwienia i łapaliśmy się z niedowierzaniem za głowy. Jak widać, jak chcą, to potrafią grać. Po prostu. Po pierwszej połowie wygrywaliśmy zatem 2-0.
{YOUTUBE=AAAeXq-nQ4c}
Kibice Zagłębia nie przyjechali do Warszawy. Tego dnia na Żylecie zadebiutowała flaga "Dolny Śląsk". W przerwie spotkania Nieznani Sprawcy rozprowadzali przed gniazdem oraz przy płocie pomiędzy „Żyletą” a trybuną wschodnią kalendarze na 2022 rok, które można było zakupić w cenie 40 złotych.
Z powodu niskiej frekwencji, by lepiej rozpocząć doping, tuż przed drugą połową zebraliśmy się nieco bliżej środka „Żylety”. Mimo prowadzenia, „przywitaliśmy” zawodników przenikliwymi gwizdami i hasłem „Legia grać, k.... mać!”. „Mistrzem Polski jest Legia” – podobnie jak miało to miejsce w pierwszej połowie – zaśpiewaliśmy dla nas samych. Potem z kolei rozpoczął się festiwal „podziękowań” do zarządu. Repertuar śpiewany był był także na dwie trybuny i składał się m.in. z takich okrzyków: „Mioduski? Co? Wyp...j!”, „Zahorski? Co? Wyp...j!”, „Kucharski? Co? Wyp...j!”, „Oni temu winni, oni temu winni, wyp...ć stąd powinni”. „Hej Mioduski, co zrobiłeś, Legię nam rozpier...ś”. W międzyczasie legioniści dwukrotnie trafili do bramki rywali za sprawą Tomasa Pekharta i Mateusza Hołowni, więc na trybunach nie zabrakło momentów radości. Oprócz niepochlebnych haseł raz po raz śpiewaliśmy „Legia to my”, „Czarna eLka w kółeczku się mieni”, „chociaż ciężki jest czas”, „Żyleta, żyleta” oraz pozdrowiliśmy wszystkie zgody. Szybko jednak następował powrót do wątku głównego, czyli dawania do zrozumienia władzom, że nie mamy zamiaru tolerować takiej sytuacji. Prezes i jego świta usłyszeli kolejne okrzyki: „Hej Mioduski, co zrobiłeś, Ty ich wszystkich zatrudniłeś”, „Mioduski out, Mioduski won, Mioduski wypier...j stąd”, „Żeby ten klub uratować, musisz szybko abdykować”, „Miodek, powiedz nam dlaczego zatrudniłeś Kucharskiego”, „Amatorzy są na loży”. Nie zabrakło także przerobionej z filmu „Miś” wersji „łubudubu”.
Dzięki niespodziewanej i bardzo wysokiej wygranej z lubinianami Legia opuściła strefę spadkową, co dobitnie wskazuje na to, że zawodnicy jakiś tam dodatni potencjał umiejętności mają. Trzeba mieć nadzieję, że to zwycięstwo nie będzie jedynie przysłowiową jaskółką. Kibice wychodzący ze stadionu głośno komentowali, że zawodników trzeba chyba odpowiednio motywować przed każdym meczem, skoro sami nie potrafią się ogarnąć.
Przed nami ostatnie w tym roku kalendarzowym spotkanie. Już w najbliższą niedzielę o godzinie 17:30 przy Łazienkowskiej odbędzie się mecz przyjaźni z Radomiakiem – rewelacją tego sezonu, od której „Wojskowi” dostali tęgi łomot ostatniego dnia lipca. Kibice Radomiaka zasiądą razem z nami na „Żylecie”. Miejmy nadzieję, że futboliści sprawią nam prezent tuż przed Bożym Narodzeniem i odniosą zwycięstwo w kolejnym meczu.
PS. Na „Żylecie” wywieliśmy dwa transparenty: „Czarli spoczywaj w pokoju”, poświęcony zmarłemu Michałowi Dogadalskiemu z Nieznanych Sprawców oraz „Czerwus – PDW Bracie”.
Frekwencja: 7754
Goście: 0
Fotoreportaż z meczu - 67 zdjęć Woytka
Fotoreportaż z meczu - 22 zdjęcia Kamila Marciniaka
Komentarze: (0)
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.
Dodaj swój komentarz:
autor:
e-mail:
treść:
NAJCZĘŚCIEJ KOMENTOWANE:
- Dean Klafurić zwolniony! (267)
- Legia Warszawa 0-2 Spartak Trnava (207)
- PS: Nawałka odmówił Legii (162)
- Nawałka od środy trenerem? (152)
- Klafurić: Możemy pokonać Spartak w rewanżu (145)
- Ukrainiec kandydatem na trenera (133)
- LIVE!: Spartak Trnava - Legia Warszawa (129)
- Spartak Trnava 0-1 Legia Warszawa (117)
- Legia Warszawa 1-3 Zagłębie Lubin (106)
- Klafurić: Przegrana bitwa, ale nie wojna (94)
Zgłoś newsa!
Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam!
Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!