Wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Informacje o tym, jak korzystasz z naszej witryny, udostępniamy partnerom społecznościowym, reklamowym i analitycznym. Klikając "ROZUMIEM" lub ✔, wyrażasz zgodę na stosowanie cookies i innych technologii. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.    ROZUMIEM
Legioniści - niezależny serwis informacyjny
HokejKoszykówka
NewsyNewsy
Newsy
RSS  |  WAP  |  Kosz  |  Siatka  |  Hokej
fot. Dariusz Chojnacki
fot. Dariusz Chojnacki
Czwartek, 14 września 2023 r. godz. 14:04

Uwaga: Wiadomość archiwalna!

(Ponad) Pięćdziesiąt lat minęło... Odcinek 15.

Łukasz Jabłoński

Niewiele brakowało, a w maju 1970 roku piłkarze Legii Warszawa zagraliby w finale Pucharu Europy przeciwko Celtic Glasgow. Jednakże to zawodnicy holenderskiego Feyenoordu Rotterdam wykorzystali swoją szansę na zdobycie najcenniejszego trofeum w europejskim futbolu. Legioniści zdołali za to obronić miano najlepszego zespołu w kraju. Dzięki temu mogli po raz drugi z rzędu wziąć udział w kampanii przeznaczonej dla ówczesnych mistrzów europejskich lig. Czy wśród piłkarzy „wojskowych” pojawiły się myśli, że poprawią swoje osiągnięcie i tym razem to oni wyjdą na murawę Wembley, aby zdobyć Puchar Mistrzów, który był już tak blisko, a jednak, jak się okazało, tak daleko? Pierwsza runda miała być tylko wstępem do marszu po najważniejszy europejski skalp.

Odcinek 1. - Jak wyglądały dawniej rozgrywki pucharowe?
Odcinek 2. - Wyprawa do Aradu
Odcinek 3. - Kanonada
Odcinek 4. - Nieoceniona pomoc Dygata
Odcinek 5. - Kazimierz. Piłkarz, który został „Generałem”
Odcinek 6. - „Transakcja” potyczek Legii z „Galatą”
Odcinek 7. - Remis nad Bosforem na wagę złota
Odcinek 8. - Druga młodość „Kiciego”
Odcinek 9. - Bezbramkowy niedosyt
Odcinek 10. - „Przyłapani” na dewizach
Odcinek 11. - Koniec pucharowej kariery w Rotterdamie
Odcinek 12. - Epilog, czyli Puchar Europy dla Holendrów, a w Warszawie mistrzostwo „nagrodą pocieszenia”
Odcinek 13. - Do boju Legio marsz, czyli IFK Göteborg na pierwszy ogień
Odcinek 14. - I cóż, „wojskowi” koncertowo zagrali w Szwecji…

Cz. 15. Wojskowi bombardierzy mieli w Warszawie trudniejszą przeprawę z IFK.

Po udanym początku pucharowej kampanii „wojskowych” przed rewanżem z IFK czekały dwa spotkania ligowe. Pierwsze z nich rozegrali na niewygodnym dla nich wówczas obiekcie Szombierek Bytom. Udało im się odnieść zwycięstwo 2:1 dzięki trafieniom głową Małkiewicza i dobitce Gadochy po strzale z rzutu wolnego Stachurskiego. Bohater meczu w Goeteborgu siał popłoch mocnymi uderzeniami, ponieważ jego wcześniejsze próby obiły słupek i poprzeczkę bytomian. Gospodarze zdobyli honorową bramkę pod koniec meczu po tym, jak po strzale Ludygi piłka odbiła się od obrońcy warszawian, Zygmunta, co zaskoczyło Grotyńskiego. W szeregach warszawian zabrakło Deyny, którego zastąpili Korzeniowski na zmianę z Brychczym. Jak się później okazało, dla „Kiciego” był to ostatni mecz w tej rundzie. Kolejna konfrontacja zapowiadała się niezwykle interesująco, gdyż na Łazienkowską przyjechał liderujący Ruch. Obydwa zespoły przystąpiły do tego spotkania z taką samą ilością punktów, ale chorzowianie wyprzedzali legionistów lepszą różnicą bramek. Jak relacjonował ten pojedynek na łamach „Życia Warszawy” (numer z 27-28 września 1970 r.) redaktor Szarzyński: Oczekiwane z zainteresowaniem porównanie sił czołowych naszych zespołów wypadło korzystniej dla wojskowych. Wygrali zasłużenie, demonstrując większą pewność i zdecydowanie w obronie, bardziej urozmaicone ataki, niezłą szybkość na przedpolu przeciwnika. Przy większym szczęściu Legia mogła wygrać efektowniej (jej napastnicy dwukrotnie trafili w poprzeczkę), ale nie odpowiadałoby to przebiegowi gry. Goście udowodnili bowiem, że nadal są w formie. Publiczność była usatysfakcjonowana, gdyż obie drużyny dały z siebie maksimum, ambitnie walczyły do końca, pokazując wiele zagrań wysokiej marki, szczególnie do przerwy. Od 50 minuty, gdy ryzykancko robinsonujący Czaja uległ kontuzji, widowisko nieco się zepsuło, zaczęły się faule, gra była zbyt ostra. (…) w Legii podobali się Trzaskowski, Zygmunt, Korzeniowski, Deyna, Pieszko. A oto jak padały bramki: w 21 min. Bula z daleka zaskoczył Grotyńskiego, w 45 min. Trzaskowski „atomowym” strzałem wyrównał, w 51 min. Ćmikiewicz zdobył dla Legii drugiego gola, a wynik ustalił w 67 min. Deyna po samotnym rajdzie. Mecz z trybun oglądał starszy z braci z Blautów, który doznał kontuzji podczas występu kadry w Dublinie z Irlandią (wygrana 2:0). W tym towarzyskim meczu zagrało aż pięciu legionistów, gdyż oprócz kapitana wystąpili Grotyński, Stachurski (strzelił gola, co pokazuje, iż w tamtym momencie był w bardzo wysokiej dyspozycji), Ćmikiewicz i Gadocha. Trenerem pierwszej reprezentacji był jeszcze Ryszard Koncewicz, z którą niebawem miał rozpocząć eliminacje do czwartej edycji Mistrzostw Europy. Nastroje po zwycięstwie 3:1 z Ruchem były znakomite. Według zapowiedzi rewanżu w „Życiu Warszawy”: O Legię możemy być chyba spokojni. Mistrz Polski, uczestnicząc w najważniejszym turnieju, budzi pełne zaufanie. Formę ma coraz lepszą, przychodzi ona w najbardziej potrzebnym momencie. Na uznanie zasługuje fakt, iż stołeczni wojskowi radzą sobie całkiem dobrze bez braci Blautów lub Deyny, celnie strzelają bez Żmijewskiego, nie odczuwa się też specjalnie braku stratega Brychczego. Szwedzi pomiędzy obydwoma spotkaniami zagrali również dwa mecze ligowe: zremisowali bezbramkowo na wyjeździe z AIK oraz wygrali u siebie 1:0 z Åtvidabergs FF, co mogło oznaczać, iż ich dyspozycja nie była w tym momencie na tyle słaba, co sugerowałby wynik z Gamla Ullevi.

Do meczu rewanżowego z IFK Göteborg doszło 30 września 1970 r. o godz. 19. Warszawianie przystąpili do niego w nieco zmienionym składzie: Kalinowski, Stachurski, Zygmunt, Niedziółka, Trzaskowski, B. Blaut, Deyna, Ćmikiewicz, Pieszko, Małkiewicz, Gadocha. Doświadczonego Grotyńskiego, któremu lekarz zalecił odpoczynek, zastąpił młody wówczas Zygmunt Kalinowski, dla którego był trzeci występ w pierwszym zespole. Wcześniej miał okazję zagrać przeciwko ROW Rybnik i Zagłębiu Wałbrzych. Szwedzi również wystawili podobny skład, co w pierwszym spotkaniu: Bertilsson, Feldt, Engström, Ericsson, D. Nicklasson, G. Nicklasson, Nilsson, Svensson, Eklund, Almqvist, Oskarsson. Sędziował Grek Leonidas Vamvakopoulos. Tym razem w obydwu zespołach nie doszło do zmian w trakcie gry. Według relacji z „Życia Warszawy” z 1 października: Awans Legii ucieszył jej zwolenników, z poziomu gry natomiast mało kto był zadowolony. Wysoka wygrana legionistów w pierwszym meczu, która w zasadzie przesądziła o ich dalszych losach, wpłynęła na gospodarzy demobilizująco, nie grali z takim „zębem” jak np. przeciw Ruchowi i chyba często myśleli o… najbliższym meczu ligowym. Gdy jeszcze uwzględni się fakt, że Szwedzi nie są tacy źli, jakby to sugerował pierwszy mecz, a ostatnio poprawili się jeszcze – to można sobie wytłumaczyć niski wynik. Goeteborg zaprezentował się jako zespół nieźle wyszkolony, w miarę szybki, kilku zawodników imponowało wyczuciem. Goście nastawili się na minimalną porażkę, cel swój osiągnęli. Zanosiło się nawet na niespodziankę. Oni to bowiem mieli przewagę przez pierwsze 25 minut, często strzelali, a w 28 minucie po ładnym zagraniu Almquista objęli prowadzenie. Utrata gola podziałała na legionistów dopingująco, przyspieszyli wyraźnie. Ten okres gry (do przerwy) był najciekawszym, najładniejszym fragmentem spotkania. Napór Legii przyniósł jej dwie bramki. Wyrównująco strzelił Deyna (w 37 min.) po efektownym rajdzie i celnym podaniu Pieszki. Zwycięstwo sfabrykował Gadocha, który (w 38 min.) przeszedł przebojem niemal przez pół boiska. Strzelcy bramek, oraz Zygmunt i Trzaskowski podobali się w Legii. Natomiast w relacji Grzegorza Aleksandrowicza z „Przeglądu Sportowego” (nr 118 z 1970 r.), która była zatytułowana: W Warszawie trudniej niż w Goeteborgu, można przeczytać: Wszystkich sympatyków piłki, którzy liczyli na wysokie zwycięstwo Legii nad Goeteborgiem, ostrzegaliśmy w poprzednim numerze przed zbytnim optymizmem. Napisaliśmy wręcz, że wojskowym trudniej będzie wygrać z mistrzem Szwecji na własnym boisku, niż przed dwoma tygodniami na wyjeździe. W środowy wieczór wszyscy już przekonaliśmy się, że IFK Goeteborg to zupełnie dobrze grający zespół i że to raczej wygrana Legii 4:0 na jego terenie była mniej uzasadniona, aniżeli zwycięstwo 2:1 na Stadionie WP. Oba mecze miały zupełnie podobny przebieg. W Goeteborgu Szwedzi grali tak samo, jak w środę w Warszawie, często zagrażali bramce Grotyńskiego, ale wobec bardzo dobrej gry defensywy wojskowych nie mogli strzelić gola, mimo że na jeden, dwa zasługiwali. Ponieważ oni atakowali, łatwiej było piłkarzom Legii sforsować ich defensywę; jeśli dodamy do tego stwierdzenie, że w Goeteborgu wojskowi mieli więcej szczęścia w strzałach, zrozumiemy, jak doszło tam do wyniku 4:0. Poza tym IFK Goeteborg był na Stadionie WP zespołem bez słabszych punktów i bardziej wyrównanym niż Legia. Tym przede wszystkim różnił się na korzyść od drużyny Goeteborga sprzed 14 dni: w tamtym było kilku doskonałych i kilku słabszych, m. in. bramkarz; w środowym meczu zaś Bertilsson zaskoczył przyjemnie spokojem, dobrym chwytem i refleksem. Bardzo dobrze spisywała się tym razem druga linia Szwedów, w której reprezentant kraju Göran Nicklasson tylko minimalnie wybijał się pomysłowością zagrywek i zdecydowaniem w likwidowaniu akcji legionistów. W sumie IFK Goeteborg zaprezentował się zupełnie dodatnio i pozostawił w Warszawie przyjemne wrażenie. W dalszym toku relacji redaktor skupił się na postawie Legii: Ale to wszystko, co powiedzieliśmy o zespole Goeteborga, nie tłumaczy bynajmniej nieco słabszej, niż w ostatnich spotkaniach, gry wojskowych. Na pewno czuli w kościach sobotni mecz z Ruchem i dlatego grali wolniej, niż zwykle. Za często jednak wozili piłkę przy nodze i w rezultacie tracili ją w sytuacjach najmniej pożądanych. Przyspieszyli grę wtedy, kiedy przeciwnik prowadził 1:0 i pokazali, na co ich stać, poprawiając w ciągu 10 minut wynik na 2:1. Piękne to były zresztą bramki. Pierwszą wypracował Pieszko, który uciekł przeciwnikowi na lewym skrzydle, doprowadził do linii bramkowej i wyłożył piłkę na nogę nadbiegającemu Deynie; strzał tego ostatniego był również doskonałej marki, co akcja Pieszki. Druga padła po solowym przeboju Gadochy przez połowę boiska i po pięknym strzale, wobec którego Bertilsson był znowu bezradny. Jednakże i Deyna, i Gadocha, nie powtórzyli już swego wyczynu, a po przerwie nawet znacznie obniżyli loty. Dwóch dogodnych sytuacji nie wykorzystał Małkiewicz. Na stadionie przy Łazienkowskiej zgromadziło się ok. 10 tys. widzów, choć niektóre źródła podają nieco niższą frekwencję. W opinii „Przeglądu Sportowego” sympatycy „wojskowych” gorąco wspierali swoich ulubieńców, wykorzystując do tego również tzw. „aparaturę” dźwiękową, a jednocześnie przy tym zachowując serdeczny stosunek do przeciwnika ze Skandynawii.

Według trenera Zientary: Mistrz Szwecji okazał się trudnym przeciwnikiem. Od początku zastosował pressing i dlatego, zwłaszcza na początku, walka była zacięta. Oczekiwałem tego, ponieważ już w pierwszym spotkaniu Szwedzi zademonstrowali duże umiejętności. Spotkanie szczególnie w pierwszej połowie było emocjonujące. W drużynie gości najbardziej podobał mi się napastnik Almqvist. Zdaniem starszego z braci Blautów i zarazem kapitana zespołu: Szwedzi zagrali w Warszawie bardzo dobrze i zwycięstwo kosztowało nas sporo wysiłku. Po przerwie zabrakło nam już odpowiedniej świeżości, na czym z pewnością zaważyło również ostatnie ciężkie spotkanie z chorzowskim Ruchem. Wystąpiłem pierwszy raz po odniesionej niedawno kontuzji i nie grało mi się jeszcze najlepiej. Natomiast trener IFK uważał, iż: Obydwie drużyny grały mniej więcej tak samo, jak w Göteborgu. U nas mistrz Polski był jednak o wiele skuteczniejszy. Ponadto dodał: Przyjechaliśmy z postanowieniem przekonania polskiej publiczności, że nie jesteśmy tak słabi, jak wskazywał na to wynik pierwszego meczu. Grecki arbiter tego spotkania był zadowolony z prowadzonych zawodów: Wszyscy zawodnicy w należyty sposób respektowali moje werdykty, a wasza publiczność udowodniła, że bardzo dobrze zna się na futbolu. Dalej stwierdził: Legię widziałem po raz pierwszy, szczególnie zaimponowała mi jej bardzo dobra, zespołowa gra. Najlepszym wśród Polaków był piłkarz nr 11 (Gadocha), który najczęściej pojawiał się przed moimi oczyma. Przez moment nawet zastanawiałem się, czy czasem nie ma w waszym zespole dwóch zawodników z takim samym numerem… Po raz kolejny nie udało mi się znaleźć ani jednego materiału filmowego z występu „wojskowych” w pierwszej fazie Pucharu Europy. Moim zdaniem IFK Göteborg był całkiem solidnym przeciwnikiem na tym etapie rozgrywek, choć ostatecznie nie zdołał utrzymać się i spadł do Dywizji 2. Wkrótce Szwecja miała zademonstrować bardzo przyzwoity futbol na mistrzostwach świata w RFN. Natomiast w kolejnych latach pozycja IFK w europejskim futbolu mocno poszła w górę. W 1976 r. klub ten awansował i powrócił do Allsvenskan. Po trzech latach zdobył pierwszy puchar kraju, a w sezonie 1981/82 niespodziewanie wygrał Puchar UEFA. Pięć lat później to samo trofeum padło łupem Szwedów. IFK Göteborg w późniejszych latach wielokrotnie rywalizował z polskimi klubami, najczęściej eliminując je z różnych rozgrywek. W sezonie 1995/96 nie sprostał po raz kolejny legionistom, ale to temat na zupełnie inne opowiadanie, szeroko opisany już przez innych, choćby tutaj. Obecny dorobek Blåvitt to osiemnaście mistrzowskich tytułów i sześć pucharów kraju, który w ostatnich latach nie był powiększany.
Warto jeszcze wspomnieć o kilku sensacjach i ciekawych rozstrzygnięciach w 1/16 finału PEMK. Otóż obrońca trofeum, Feyenoord Rotterdam, odpadł z UT Arad, które w poprzedniej edycji rozgrywek rozgromili legioniści (więcej o tej konfrontacji). W dwumeczu padły dwa remisy: 1:1 w Holandii, a następnie 0:0 w Rumunii, co przy obowiązującej wówczas regule podwójnej wartości bramki wyjazdowej spowodowało wyeliminowanie faworytów. Znane nam już AS Saint-Étienne nie sprostało włoskiemu Cagliari (0:3 na wyjeździe, 1:0 we Francji). Kłopoty na pierwszej przeszkodzie miał inny holenderski zespół, ówczesny mistrz Ajax Amsterdam, który po remisie 2:2 w Tiranie zdołał jednak w rewanżu pokonać 2:0 zespół 17. Nëntori. Mistrz Turcji, Fenerbahçe Stambuł, został ograny przez przedstawiciela NRD – Motor Jena (0:4 u siebie, 0:1 na wyjeździe). Doszło też do kilku „kanonad” w wykonaniu klubów z zachodnich lig. Najwyższy wynik w dwumeczu osiągnęła Borussia Mönchengladbach, która rozgromiła cypryjski Pezoporikou (EPA Larnaka) 16:0 (6:0 na wyjeździe, 10:0 u siebie). W pozostałych rozgrywkach inne polskie zespoły rywalizowały ze zmiennym szczęściem. Górnik Zabrze w rewanżu na swoim boisku rozgromił 8:1 duński Aalborg BK. GKS Katowice, mimo prowadzenia 2:0 na wyjeździe z Barceloną, ostatecznie przegrał 2:3 (mecz odbył się tydzień wcześniej niż wymienione pozostałe), zaś Ruch Chorzów uległ 0:2 Fiorentinie. W Pucharze Miast Targowych nie mieliśmy już w drugiej rundzie żadnego przedstawiciela. Natomiast na kolejnych rywali oczekiwali najbardziej doświadczeni i zaprawieni w europejskich bojach warszawianie i zabrzanie.

Łukasz Jabłoński

Internet:
https://kassiesa.net/uefa/data/index.html
https://en.wikipedia.org/wiki/History_of_IFK_G%C3%B6teborg
https://www.transfermarkt.com/spielbericht/index/spielbericht/1068308
https://www.uefa.com/uefachampionsleague/match/62975--legia-vs-goteborg/
https://ifkdb.com/game/2915
Feyenoord Rotterdam – UT Arad 1:1 (16.09.1970 r.):
https://www.youtube.com/watch?v=sdevbL_EvC4
US Cagliari – AS Saint-Étienne 3:0 (16.09.1970 r.):
https://www.youtube.com/watch?v=iwiQsMmgYf4
Ajax Amsterdam – 17. Nentori Tirana 2:0 (30.09.1970 r.):
https://www.youtube.com/watch?v=vFHjJcakw5M
Bibliografia:
Bołba Wiktor, Dawidziuk Adam, Karpiński Grzegorz, Piątek Robert, Legia Warszawa 1916 ⸜ 2016, Warszawa 2017.
Brychczy Lucjan, Kalinowski Grzegorz, Bołba Wiktor, Kici. Lucjan Brychczy – legenda Legii Warszawa, Warszawa 2014.
Gowarzewski Andrzej, Mistrzostwa Polski. Stulecie, t. 8, Katowice 2021.
Gowarzewski Andrzej, Szczepłek Stefan, Szmel Bożena Lidia i in., Legia to potęga. Prawie 90 lat prawdziwej historii, „Kolekcja klubów”, t. 9, Katowice 2004.
Gowarzewski Andrzej, Mucha Zbigniew, Szmel Bożena Lidia i in., Legia najlepsza jest…, „Kolekcja klubów”, t. 13, Katowice 2013.
Kołtoń Roman, Deyna, czyli obcy, Poznań 2014.
„Nasza Legia” z lat 1997-2008.
„Przegląd Sportowy” i „Życie Warszawy” z przełomu lat 60-tych i 70-tych.
Szczepłek Stefan, Deyna, Legia i tamte czasy, Warszawa 2012.
Wójkowski Kamil, Legia Warszawa w europejskich pucharach. Historia klubu i jego kibiców na piłkarskich arenach, Żelechów 2013.
Plus materiały autora.

Odcinek 1. - Jak wyglądały dawniej rozgrywki pucharowe?
Odcinek 2. - Wyprawa do Aradu
Odcinek 3. - Kanonada
Odcinek 4. - Nieoceniona pomoc Dygata
Odcinek 5. - Kazimierz. Piłkarz, który został „Generałem”
Odcinek 6. - „Transakcja” potyczek Legii z „Galatą”
Odcinek 7. - Remis nad Bosforem na wagę złota
Odcinek 8. - Druga młodość „Kiciego”
Odcinek 9. - Bezbramkowy niedosyt
Odcinek 10. - „Przyłapani” na dewizach
Odcinek 11. - Koniec pucharowej kariery w Rotterdamie
Odcinek 12. - Epilog, czyli Puchar Europy dla Holendrów, a w Warszawie mistrzostwo „nagrodą pocieszenia”
Odcinek 13. - Do boju Legio marsz, czyli IFK Göteborg na pierwszy ogień
Odcinek 14. - I cóż, „wojskowi” koncertowo zagrali w Szwecji…



Komentarze: (0)

Serwis Legionisci.com nie ponosi odpowiedzialności za treść powyższych komentarzy - są one niezależnymi opiniami czytelników Serwisu. Redakcja zastrzega sobie prawo usuwania komentarzy zawierających: wulgaryzmy, treści rasistowskie, treści nie związane z tematem, linki, reklamy, "trolling", obrażające innych czytelników i instytucje.
Czytelnik ponosi odpowiedzialność za treść wypowiedzi i zobowiązuje się do nie wprowadzania do systemu wypowiedzi niezgodnych z Polskim Prawem i normami obyczajowymi.

Dodaj swój komentarz:

autor:

e-mail:


treść:


Zgłoś newsa!

Jeżeli masz informację, której nie ma na tej stronie, a Twoim zdaniem powinna się znaleźć, zgłoś ją nam! Wystarczy wypełnić prosty formularz, a informacja zostanie dodana do naszej bazy.
Zgłoś newsa!